Amen
Znów przyszedł piątek, muszę siąść przy klawiaturze i wystukać kolejny felieton. Trudno. Zobowiązałem się, więc siadam i stukam, choć tak na prawdę (cholerną karierę robi to : „tak, na-prawdę”) wcale mi się nie chce. Właściwie to wszystko już powiedziano, napisano, opublikowano, więc co tu dodawać? Tak zwane „brzydkie słowa”? Nie. To nie leży w mojej naturze, choć niektórzy wiedzą, że potrafię. Stary toko służył w woju i w latrynach bywał. Oj, tam dopiero się działo! Miło czasem powspominać.
W minionym tygodniu był Dzień Dziecka. Z tej okazji w Sejmie Najjaśniejszej zebrało się trochę młodzi i coś tam mówili. Lubię to, bo nic innego, jak głos młodzieży właśnie, nie wskazuje lepiej, jakie są „trendy”. Pamiętacie ten zwrot? Takie „tryndy”, bo wtedy ktoś tak właśnie się wyrażał? Nawet nazwisko pamiętam. Może się przyda, bo „nowe wraca”. A „tryndy” są takie, że jeśli komuś się zdarzy coś w miarę mądrego powiedzieć, to natychmiast zostanie obsypany na różnych publicznych forach (ma się wiedzieć, że anonimowych) inwektywami. Przychodzi na myśl pytanie, w jakim stopniu jest to organizowane, a do jakiego stopnia spontaniczne? To ważne, bo decydenci powinni znać prawdę. Jedyną instytucją działającą doprawdy profesjonalnie w tak zwanym minionym okresie (tak mi się zdaje) były służby okryte dyskrecją. Tak czy siak, jest mi niekiedy wstyd, że przynależę do nacji, która to uprawia. A cholernie przynależę. Wiem o tym z racji zainteresowań, zdobytej wiedzy i wielu innych zdarzeń. Nijak mi się wyprzeć! Doczekałem się na starość, żem jest gorszego sortu. Mimo wszystko czuję się zażenowany, gdy przychodzi konfrontować się z obcoplemieńcami i coś tam im tłumaczyć. A zdarza się.
Miałem satysfakcję rozmawiać nie tak dawno z panem z oxfordzkiego uniwersytetu, (rozmawiałem z tłumaczem, bom niestety językowo upośledzony) ale znalazłem tak zwany wspólny język. Mamy po prostu podobne korzenie kulturowe, te same dziecięce lektury i podobne widzenie świata. Mniejsza z tym. Zasadniczo chodziło o pytanie, dlaczego w naszej ojczyźnie wszystko, co cokolwiek wykracza poza obiegowy schemat, natychmiast jest uznawane za zdradę, sprzeniewierzenie i różne takie? Przecież to właśnie jest droga ku nowoczesności i odczytywaniu wspomnianych wyżej „tryndów”. Czy to coś złego? Pewnie tak w mniemaniu liderów aktualnie wprowadzanych „dobrych zmian”. Zawracanie Wisły kijkiem. Zapamiętałem z dzieciństwa takie powiedzonko.
Owszem, wiem, że coś złego się dzieje. Wczoraj oglądałem filmik nagrany z satelity, o tym jak wygląda czapa śniegowa nad północnym biegunem. Wygląda źle. Po prostu zanika. Nie wiem, bom nie uczony w tej materii, ale może nasi mili wybrańcy zajęliby się rzeczywiście poważniejszymi sprawami, zamiast denerwującą pyskówką? Dziś tak zwany „kryzys emigracyjny” to dopiero skromna przygrywka, wobec tego co nas czeka niebawem, i to wcale nie w tak odległym czasie. Z racji wieku, przypuszczam, że nie dożyję. Ale – do jasnej cholery – mam dzieci i wnuki! I na domiar złego, czterdzieści parę lat tak zwanego PRL zbyt dobrze pamiętam. To był czas w znacznej mierze stracony. Szkoda, bo wiele wtedy było ciekawych, choć zmarnowanych szans. Czy mamy się cofnąć do tej epoki?
Proszę wybaczyć, żem dziś (i w ostatnich tygodniach) mało zabawny. Takie czasy. Może jeszcze, jak dobrze pójdzie, za miesiąc, dwa, trzy, coś się odmieni i trysnę żartem. Chciałbym, bom z natury wesołek i lubię – co niektórzy wiedzą – zabawiać towarzystwo ucieszną anegdotą, wicem czy innym kawałem. Jakoś dziś mi nie do śmiechu. Może minie, co daj Boże. Amen.
toko