Babie lato
Nadmierna eksploatacja niewyczerpanego tematu, jakim jest ludzka głupota, na dłuższą metę może okazać się nieco nudna, a na pewno, przynajmniej pozornie, zbyt łatwa. Zamierzałem przeto zająć się czymś innym. Nie wychodzi. Głupota tryska niewyczerpaną strugą z każdego miejsca, każdych łam, fal eteru, wpisu i komentarza, że przejść obok obojętnie nie sposób. I nie pomaga nawet świadomość, że wszelkie jako tako rozsądne głosy pomagają na ten zalew tyle, co ciepłe skarpety na jesienny katar, co zatykanie nosa na czkawkę, albo liczne dziś suplementy diety na chorobliwą otyłość. Cóż robić? Taka rola felietonisty. Swoją drogą ciekawe, czy Syzyf miał świadomość beznadziejności swojego trudu?
A jednak w dziejach naszego gatunku bywało, że rozsądek zwyciężał, bo przecież jakoś cały ten kram sunął do przodu, wolno i z oporami, ale jednak. Ciekawy materiał do badań dla historiozofów i innych mądrali: dlaczego coś, piramidalnie głupiego, z czym przodkowie jako tako się uporali, zaraz potem wraca w odrobinę innym opakowaniu i zdaje się tryumfować? Dlaczego po epokach oświecenia zawsze przychodziły lata mroczne? Czemu temu zjawisku ulegały umysły skądinąd nietuzinkowe? Dlaczego niewątpliwa inteligencja, spryt i jakaś tam wiedza, tak łatwo daje się wprzęgać w idee z gruntu złe i głupie? I skąd się bierze tak wielkie zapotrzebowanie na durne teorie? No skąd? Szukam po uczonych księgach, szperam tu i tam i nawet znajduję w miarę wiarygodne odpowiedzi na te pytania, ale czy coś praktycznie z nich wynika? Wątpię. Widocznie ten model już tak ma.
Dyżurnym tematem w ubiegłym, tym, i pewnie w następnym tygodniu jest i będzie nieszczęsne projekty ustaw, potrzebne jak czyrak w kroku. A może jednak komuś do czegoś potrzebne? Może stoi za tym jakiś perfidny plan misternie ułożony i finezyjnie przeprowadzany? Może to szaleństwo okaże się wcale nie takie szalone? Może niżej podpisany wywęszył w tym tak modny teraz spisek sił tajnych, mrocznych i wszechwładnych? Może to taka prowokacja tylko, by pokazać sobie i światu, jakie to niezmierzone pokłady głupoty, zła, obłudy i elementarnego braku instynktu samozachowawczego w nas drzemią? Jesień, zwłaszcza ciepła i pogodna, jak wiosna, może zawrócić w głowie.
Bo też pogubiłem się zupełnie. Jeśli przyjąć, że inicjatorom tej całej hecy chodzi o zbożny skądinąd cel wyeliminowania, a przynajmniej ograniczenia, niewątpliwego zła, to nieszczęsna ustawa przyniesie skutek przeciwny. Pamiętacie, jak to z prohibicją było? I jest z ziółkami z bożej apteki. Chyba, że wcale nie o to chodzi? Może rzeczywiście ci wszyscy złotouści agitatorzy mają głęboko w nosie los nas i tych nienarodzonych, zwęszywszy dużą kasę u zamożniejszych, a reszcie gest pana K. pokażą? Smutno mi. Nie tak ten świat miał wyglądać, gdyśmy za młodu noce zarywali na niekończące się dyskusje nad jego kształtem i sensem. Nie ma co chować głowy w piasek. Moje pokolenie zawiodło, bośmy mało z tego, co się wówczas wykluwało umieli wcielić w życie, a na domiar złego nie potrafiliśmy sprzedać wizji młodszym. To tak ogólnie, bo w szczegółach różnie bywa i bywało.
Tak czy owak wygrzebałem z przepastnej szafy zapomnianą od miesięcy czarną koszulę i paraduję w niej ku uciesze gawiedzi. A niech tam. Babie lato przecież.
toko