Wolne lektury
Ponoć nawet felietoniście należy się urlop, jak psu buda i pracownikowi zapłata. Skorzystałem zatem i w minionym tygodniu, w piątek, czytałem zamiast pisać. Żeby dopowiedzieć do końca, czytałem leżąc, poza tym nieprzyzwoicie leniuchowałem. Ciekawe czy fakt, że felieton nie ukazał się we właściwym czasie, ktokolwiek był uprzejmy zauważyć? Odpowiedź na to pytanie może dać wiele do myślenia autorowi i redakcji. Niecierpliwie jej czekam.
A cóż to ciekawego czytałeś? – może mnie ktoś podstępnie zapytać. Wykrętnie wtedy odpowiem, że różne takie uczone dzieła i ucieszne kryminałki. Na przykład o nieuniknionym, co to i tak nadejdzie, choćbyśmy nie wiem jak zaklinali rzeczywistość. Cała bowiem historia naszego gatunku to wieczna tułaczka. Ludy raz po raz przemieszczały się po globie, wchłaniały lub rozsadzały zastane struktury, tworzyły nowe, by za kilka stuleci znów znikać ze świata. Kiedyś działo się to zwolna, zgoła niezauważalnie, angażując w proces wiele pokoleń. Dziś, gdy wszystko przyspiesza tak, że byle dekada to prawie epoka, widać to gołym okiem. Rzymianie też swych granic strzegli, nawet skutecznie, jak na ówczesne możliwości, i co?
Czytałem także wybrane rozdziały z podręcznika psychiatrii. Uczeni w medycynie wymyślili szereg skomplikowanych badań, by nie dopuścić do kierownicy autobusu, albo do lokomotywy, nie wspominając o sterach samolotu, zwichrowanych na umyśle. Bardzo dobrze. Zawsze to miło czuć się bezpieczniej, mając świadomość, że nie wiezie nas wariat. Szkoda tylko, że nie wymyślono jeszcze badań dopuszczających do kierowania całymi państwami. Nie dano ci prawa jazdy pod pretekstem, że masz z coś klepkami nie w porządku? Nic się nie martw, zawsze możesz zostać politykiem! Tu nikt licencji nie wymaga i dopuszczających badań nie prowadzi. Jak widać lud, czyli elektorat, w wielu zakątkach świata takich coraz bardziej lubi. Wybiorą cię, możesz w rewanżu doprowadzić do efektownej katastrofy. Co tam setka w airbusie, miliony od razu! Precedensów w historii było niemało.
Oderwała mnie od lektury wiadomość o oponie. Przewidziałem (żona świadkiem), że zaraz potem pęknie beka najrozmaitszych obrzydliwości i durnych komentarzy. Rodacy nie zawiedli. Zawsze można na nich liczyć w takich i podobnych okolicznościach. Dziesiątki lat temu kupiłem za grosze stare, zgruchotane auto. Pierwsze w życiu, przeto zapamiętane. Kilkanaście dni później, w drodze, zgubiłem całe paliwo. Po prostu wyciekło ze skorodowanego zbiornika. Do dziś rumienię się ze wstydu, że pomyślałem, że nawet wyraziłem takie przypuszczenie, że to ktoś na mnie się zamachnął. Miałem podówczas świrniętego sąsiada.
Czytałem też powtórnie niektóre fragmenty dzieł św. Tomasza z Akwinu (który to uczony teolog ma co nieco wspólnego ze wspomnianym na wstępie urlopem), a tam z niezmiennym uznaniem i podziwem sławną „Modlitwę” jakoby wyrytą na grobie otyłego mnicha. Nie byłem, nie widziałem, ale ufam biografom i pątnikom. Polecam wszystkim, szczególnie tym, w dojrzałym wieku. Choć do przesadnie nabożnych nie należę, to słowa świętego patrona szepczę często w nadziei, że ustrzeże mnie od starczej zrzędliwości. Do dziś, choć z narastającym trudem, jakoś się to udaje, aczkolwiek sam widzę, że coraz z tym gorzej. Tłumaczę sobie, że naprawdę jest dożo i wciąż więcej powodów do narzekania.
toko