Gorzej niż błąd
Temat referendalny wypada już zdecydowanie wyciszyć. Wszystko, albo prawie wszystko, zostało powiedziane. Co ma się stać jutro, to się stanie, a skutkami i tak musimy się podzielić z tymi, co owe referenda wymyślili. Pożyjemy, zobaczymy.
Chciałoby się, choć trochę, poświęcić uwagi ortografii języka polskiego, bo to temat ostatnio bardzo głośny i rok szkolny się rozpoczął, ale mimo że toko ma stosowny dyplom, jakoś mu niesporo wziąść (podkreślenie autora) to na warsztat, bo w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Erare wszak humanum est i małym grzechem jest się pomylić. Zawsze można sprawdzić w pierwszym z brzegu słowniku (niechby nawet „lewackim”), poprawić i przeprosić. O wiele większą jest winą upierać się przy ewidentnym byku i to na oczach tysięcy rodaków. Cóż, takie czasy. Wszystko, jak widać, zmierza ku upadkowi; autorytety (jeśli jeszcze są) upadają jeden po drugim, świat się wali. Zarówno ten wielki jak i ten malutki, za to najbliższy.
O ile mnie starcza pamięć nie zwodzi, to w latach siedemdziesiątych, zwłaszcza w pierwszej ich połowie, szczególną modą cieszyła się „futurologia”. Do dziś zdobi moją półkę kilka książek wówczas wydanych, pisanych przez uczonych różnej maści, jeśli chodzi o specjalności i kraje pochodzenia autorów, w których to dziełach wiele dzisiejszych kataklizmów dość precyzyjnie zostało przewidzianych. Zdumiewa natomiast fakt, że mało które z ówczesnych przepowiedni zostały przez władców (też z różnych stron świata) potraktowane poważnie i napotkało choćby odrobinę przeciwdziałania. I mamy skutki. To tyle w sprawie uchodźców. O tym, że tak wówczas zwany trzeci świat ruszy masowo na północ pisano wtedy czarno na białym. Do historii przez duże H przechodzą nie ci, co to im strach o wybór na następną kadencję świat przesłania, ale ci co myślą z perspektywą na dziesięciolecia. Pomyślmy o tym mając na uwadze październikowe wybory.
Tymczasem wypada na koniec zając się trochę sobą i to w tonie żalu za grzechy. Otóż w ostatnich tygodniach toko sporo godzin poświęcił na przygotowanie wyboru felietonów do wydania książkowego i z przerażeniem skonstatował, że „goni w piętkę” ( tak to zwykło się określać w latach mojego dzieciństwa zjawisko postępującej starczej demencji w słowach i czynach). Zdarza się bowiem często, nazbyt często, powtarzać się w stylistycznych konstrukcjach i powielać te same myśli. Proszę wybaczyć, biję się w piersi. Lata swoje robią, choć z drugiej strony czas życia płynie spiralnie, więc siłą rzeczy co chwila wracamy w prawie to samo miejsce. A felieton, jak to felieton, winien reagować na aktualia, choć reakcja to z reguły jałowa i niczego nie zmienia. No, może czasem choć trochę temu i owemu da do myślenia, co już autor może sobie poczytać za sukces. Kto wejdzie w posiadanie „Spaceru po Tokowisku”, odda się lekturze – w zadufaniu wierzę że przyjemnej – snadnie się o tym przekona. Niebawem będziemy wraz z Wydawcą zapraszać na spotkania promocyjne.
toko