Chaos
W lipcu 2017 roku znaczna część polskiego społeczeństwa żyła sprawą ustaw sądowych uchwalanych wówczas przez polski parlament. Ekspresowy tryb procedowania ostatniej z nich – o Sądzie Najwyższym – zwielokrotnił intensywność protestów, które wówczas odbywały się przed budynkami sądów w całej Polsce. Bez wątpienia miały one znaczący, o ile nie decydujący, wpływ na ostateczną decyzję Andrzeja Dudy, który zawetował dwie spośród trzech ustaw (weta Prezydenta nie zostały i nie zostaną już rozpatrzone przez Sejm, co samo w sobie jest dziwną praktyką). Kilka miesięcy później przy o wiele mniejszych emocjach ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym w trochę zmienionym kształcie zostały uchwalone. Wejście w życie ustawy o KRS nie wzbudziło poważniejszych protestów społecznych. Inaczej jednak ma się sprawa z ustawą o Sądzie Najwyższym, która stała się częścią polskiego porządku prawnego kilka dni temu. Głównie z powodu osoby Pierwszej Prezes SN Małgorzaty Gersdorf, której sześcioletnia kadencja została na mocy tej ustawy przerwana. Niekoniecznie wbrew obowiązującej Konstytucji. Ale z pewnością wbrew podstawowym zasadom prawa – nieretroaktywności i praw słusznie nabytych.
Obrona prezes Gersdorf opiera się na art. 183, ust. 3 Konstytucji zgodnie z którym Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego powoływany jest przez Prezydenta RP na sześcioletnią kadencję. Druga strona, nie kwestionując tego zapisu, powołuje się na art. 180, ust. 4 Konstytucji, który mówi że to „ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku”. A ponieważ nie można być Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego nie będąc czynnym sędzią, przejście w stan spoczynku automatycznie przerywa trwającą kadencję. I trudno temu rozumowaniu odmówić logiki. Problem leży zupełnie gdzie indziej – zmiana wieku przejścia w stan spoczynku wprowadzona nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym nie jest zgodna podstawowymi zasadami prawa, które jednak tylko pośrednio znajdują swoje odzwierciedlenie w art. 2 Konstytucji, który stanowi, że: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
Do czasu wejścia w życie nowej ustawy sędziowie Sądu Najwyższego orzekali do osiągnięcia 70 roku życia. Mogli jednak z własnej woli przejść w stan spoczynku po ukończeniu 67 lat, a jeżeli byli sędziami SN od dziewięciu lat, to nawet po ukończeniu 60 roku życia. Ci, którzy chcieli orzekać dłużej mogli przedłużyć swój czynny stan o dwa lata (do 72 roku życia) po przedstawieniu zaświadczenia lekarskiego. W każdym przypadku były to decyzje samych sędziów niewymagające zgody żadnego innego organu. Nowelizacja ustawy skróciła tą granicę wieku do 65 roku życia (kobiety mogą przejść w stan spoczynku po ukończeniu 60 lat), a ewentualne dalsze orzekanie uzależnione jest nie tylko od przedstawienia zaświadczenia lekarskiego, ale też od zgody Prezydenta, który wydaje je (lub nie) po uzyskaniu opinii Krajowej Rady Sądownictwa. Co ciekawe, nie do końca wiadomo, czy przy wydawaniu decyzji Prezydent kierować się ma jedynie opinią lekarską, czy też mogą być brane pod uwagę inne względy. Gdyby przyjąć tą drugą interpretację (a tak zapowiedział prezydencki minister Andrzej Dera), to zasada nieusuwalności sędziego, będąca fundamentem niezawisłości sędziowskiej, zostałaby poważnie naruszona.
Sama zmiana wieku przejścia w stan spoczynku nie jest niezgodna z Konstytucją. Problemem jest skuteczność tej zmiany w stosunku do już orzekających sędziów Sądu Najwyższego. Jeżeli ktoś został powołany do tego organu, gdy obowiązywały inne przepisy dotyczące wieku przejścia w stan spoczynku, to te właśnie przepisy powinny być wobec niego stosowane, a jedynie jego osobista decyzja powinna mu umożliwić skorzystanie z tych uregulowań, które w późniejszym okresie weszły w życie. Tym samym to od woli samych zainteresowanych powinno zależeć, czy mając ukończony 65 rok życia przejdą w stan spoczynku. W przeciwnym razie nieusuwalność sędziego, a tym samym niezawisłość, staje się fikcją. Zawsze przecież można uchwalić takie przepisy – niekoniecznie dotyczące wieku przejścia w stan spoczynku – które doprowadzą do usunięcia sędziów, którzy nie podobają się aktualnej władzy. I trudno nie odnieść wrażenia, że o to właśnie chodziło autorom nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Bo przecież uzasadnienie mówiące o walce z pozostałościami systemu komunistycznego w polskim wymiarze sprawiedliwości, które zaprezentował premier Morawiecki na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego, w sytuacji gdy Sądu Najwyższego broni prześladowany przez komunistów Adam Strzembosz, a jednym z autorów nowych przepisów jest pełniący w okresie stanu wojennego funkcję prokuratora Stanisław Piotrowicz, nie brzmi wiarygodnie.
Zadziwiające w całym sporze jest stanowisko sędziów Sądu Najwyższego, którzy uznali za skuteczne listy Prezydenta informujące o przeniesieniu ich kolegów w stan spoczynku. List, a postanowienie (o którym mówi art. 39 znowelizowanej ustawy o SN) wymagające kontrasygnaty premiera, to dwie różne sprawy. Na dodatek jeżeli sędziowie uznają, że ta decyzja jest skuteczna wobec nich, to jest także skuteczna wobec sędzi Gersdorf. A przecież sędzia w stanie spoczynku nie może pełnić funkcji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Poza tym opieranie linii obrony wyłącznie na Pani Prezes jest też dość ryzykowne z innego powodu. Małgorzata Gersdorf nie raz zachowywała się koniunkturalnie i nie ma żadnej pewności, że tym razem nie ulegnie naciskom. A gdyby jednak zdecydowała się na rezygnację ze stanowiska, trudno byłoby w dalszym ciągu mówić o złamaniu Konstytucji przez obecne władze.
Podstawą takiego stanowiska sędziów jest zasada domniemania konstytucyjności ustawy do czasu odmiennej decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Tyle, że ta zasada działa też w przypadku kontrowersji co do wspomnianych wcześniej dwóch kolidujących ze sobą przepisów Konstytucji – art. 180, ust. 4 i art. 183, ust. 3). Na dodatek w praktyce oznacza to, że można uchwalić dowolny przepis – nawet rażąco sprzeczny z zapisami Konstytucji – i powoływać się na jego domniemaną konstytucyjność. Ewentualny wyrok Trybunału Konstytucyjnego (wydany zapewne najwcześniej po kilku miesiącach, a może i latach) zgodnie z prawem i tak nie będzie działał z mocą wsteczną. Zakładane skutki i tak zostaną osiągnięte, nawet gdy potem ustawę trzeba będzie zmienić. A jeżeli jeszcze uda się wcześniej obsadzić TK swoimi sędziami, którzy potwierdzą konstytucyjność wszystkiego na czym władzy zależy, to Konstytucja stanie się świstkiem papieru jakim była w okresie PRL-u.
W całej sprawie ciekawe są jeszcze dwie sprawy. Po pierwsze Pierwszą Prezes na skutek decyzji Prezydenta zastępuje sędzia Iwulski, który jest od niej starszy i do oświadczenia wysłanego do Prezydenta informującego o woli dalszego orzekania nie dołączył zaświadczenia lekarskiego, co w sposób automatyczny na mocy obowiązującej ustawy powinno oznaczać jego przejście w stan spoczynku. Co więcej, stanowczo twierdzi, że Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego w dalszym ciągu jest Małgorzata Gersdorf. A jednak Pan Prezydent tych ewidentnych faktów „nie zauważył”. Pokazuje to całkowite zagubienie Andrzeja Dudy i jego współpracowników, którzy w kluczowych dniach co chwilę wydawali całkowicie sprzeczne ze sobą komunikaty. Po drugie otwartą pozostaje kwestia czy Pani Prezes będzie w najbliższych miesiącach pobierała wynagrodzenie za pracę czy też uposażenie z racji przebywania w stanie spoczynku. Nie zdziwiłbym się, gdyby przez następne tygodnie dostawała środki z obydwu źródeł. W naszym kraju wszystko jest możliwe, a działania podejmowane w ostatnich latach pogłębiają jedynie chaos prawny. A to dopiero początek zamieszania, które będzie skutkiem chaotycznych i nieprzemyślanych zmian, których jesteśmy świadkami (a wkrótce zapewne ofiarami) od ponad dwóch lat.
Karol Winiarski