Jak prowadzić interesy w Cesarstwie Rosyjskim – instrukcja obsługi
Przedsiębiorcy, odkąd zaczęła funkcjonować ta grupa społeczna, zmagają się niezmiennie z tymi samymi przeciwnościami losu More →
Przedsiębiorcy, odkąd zaczęła funkcjonować ta grupa społeczna, zmagają się niezmiennie z tymi samymi przeciwnościami losu More →
Ród Mieroszewskich herbu Ślepowron był, jak powszechnie wiadomo, związany m.in. z Zagłębiem Dąbrowskim. To właśnie w Będzinie pozostało najwięcej śladów po tej szlacheckiej rodzinie. Mieroszewscy od 1645 r. do wieku XIX byli właścicielami Małobądza oraz Gzichowa. Z ich inicjatywy powstała kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej, stanowiąca część kościoła p.w. św. Trójcy. W XVIII w. wnieśli we wspomnianym Gzichowie pałac, który obecnie jest, oprócz średniowiecznego zamku, wizytówką miasta. Jednakże najcenniejsza pamiątka związana z tym rodem znajduje się we wspomnianej wyżej świątyni, gdzie niegdyś spoczęli przedstawiciele Mieroszewskich.
Mowa tu o monumentalnej tablicy poświęconej tej rodzinie. Można ją zobaczyć w ufundowanej przez nich kaplicy. Jej fundatorem był hrabia Sobiesław Krzysztof Mieroszewski. Prócz przytoczonego niżej tekstu widnieje na niej herb – Ślepowron. Częścią tablicy były również wizerunki przedstawicieli rodu. Zabytek ten robi na zwiedzającym niesamowite wrażenie. To materialny dowód na pozycję jaką zajmowali Mieroszewscy oraz na przemyślaną dbałość o wizerunek rodziny. Zainteresowanych historią rodu odsyłam do pracy Arkadiusza Kuzio-Podruckiego pt. „Mieroszewscy. Między Śląskiem a Małopolską”. A oto treść napisu poświęconego Mieroszewskim:
D. O. M.
WOJCIECHOWI Z MIEROSZOWIC MIEROSZOWSKIEMU
PODWOJEWODZIE KRAKOWSKIEMU,
TYCHŻE MIEROSZOWIC, GORZOWA
LECHOWA DZIEDZICOWI + 1647
I ŻONIE JEGO
DOROCIE Z BEBELNA GOSŁAWSKIEJ
KTÓRYCH TYLKO POWYŻSZE WIZERUNKI
ZE ZNISZCZONYCH POMNIKÓW
SIĘ PRZECHOWAŁY. TUDZIEŻ ICH
PRAWNUKOWI
STANISŁAWOWI MIEROSZOWSKIEMU
STAROŚCIE BĘDZIŃSKIEMU, KAPITANOWI
WOJSK KORONNYCH
MIJACZOWA, GZICHOWA, PODLIPIA,
ZAGÓRZA, NIWKI, KLEMENTOWA
DZIEDZICOWI * 23 – IX 1727 + 5. XI. 1803.
I ŻONIE JEGO
MAGDALENIE VON SCHAMB
1737 + 14 V 1797.
W TEJ PRZEZ NICH FUNDOWANEJ KAPLICY
SPOCZYWAJĄCYM
I ZNÓW ICH WNUCZCE
LUDWICE HRABIANCE MIEROSZOWSKIEJ
HRABIEGO JÓZEFA SZAMBELANA, ORDERU
ŚW. STANISŁAWA
KAWALERA WIELU DÓBR DZIEDZICA
CÓRCE, DÓBR GZICHOWA DZIEDZICZCE
WINCENTEGO LESZCZYC SIEMIEŃSKIEGO
ŻONIE
TU Z MĘŻEM POCHOWANEJ. POMNIK TEN
POSTAWIŁ
HRABIA SOBIESŁAW KRZYSZTOF
MIEROSZOWSKI
B. POSEŁ SEJMU GALICYJSKIEGO,
SZAMBELAN DWORU
SASKO WEJMARSKIEGO, DÓBR PIESKOWA
SKAŁA I INNYCH
DZIEDZIC R. P. 1892
Tablica poświęcona rodowi Mieroszewskich w będzińskim kościele p.w. św. Trójcy (Fot. Robert Garstka)
Epitafium w kościele p.w. św. Macieja w Siewierzu (Fot. Robert Garstka)
Epitafia z kościoła p.w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Mysłowicach (Fot. Robert Garstka)
Na zdjęciu tytułowym kościół p.w. św. Trójcy w Będzinie (Fot. Karolina Kot)
Dariusz Majchrzak
Bibliografia (wybór):
Źródło: klubzaglebiowski.pl
Od poniedziałku 15 maja w będzińskim szpitalu funkcjonować będzie nocna i świąteczna opieka zdrowotna, o stworzenie której od dawna zabiegał Starosta Będziński. – To ukłon w stronę Mieszkańców Będzina, tak by część świadczeń była realizowana tu – w stolicy naszego powiatu – mówi Arkadiusz Watoła.
W ubiegłym roku wniosek Starosty Będzińskiego nie został przez poprzednią dyrekcję PZ ZOZ zrealizowany, starania nowej dyrekcji przyniosły jednak pełen sukces. Już od poniedziałku pacjenci z całego Powiatu Będzińskiego w sytuacji pogorszenia stanu zdrowia będą mogli skorzystać z opieki medycznej w szpitalu w Będzinie. Nocna i świąteczna opieka zdrowotna to świadczenia w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej udzielane od poniedziałku do piątku w godzinach od 18.00 do 8.00 dnia następnego oraz w soboty, niedziele i inne dni ustawowo wolne od pracy w godzinach od 8.00 do 8.00 dnia następnego.
– Od ponad roku zabiegałem o utworzenie punktu nocnej i świątecznej opieki medycznej, tak by zabezpieczyć też potrzeby będzinian, w końcu te starania przyniosły pozytywny skutek. To nie jest ostania dobra zmiana dla funkcjonowania PZ ZOZ w Powiecie Będzińskim, realizowany jest program restrukturyzacji szpitala, a o jego pozytywnych skutkach pacjenci przekonają się w najbliższym czasie – dodaje A. Watoła.
Wydział Informacji i Promocji Powiatu
24 kwietnia do Powiatu Będzińskiego zawitała niezwykła delegacja. Gościł Przedstawiciel Biura Gospodarczego i Kulturalnego Tajpej w Polsce pana Henry’ego M. J. Chena oraz towarzyszący mu Sekretarz Biura pan Yeh-Shin Chu. Dyplomaci zawitali w nasze strony, aby porozmawiać z włodarzami Powiatu o możliwościach nawiązania współpracy gospodarczej i budowaniu wzajemnych przyjaznych relacji.
Pierwszym przystankiem wizyty zagranicznych gości był budynek Starostwa Powiatowego w Będzinie. W sali sesyjnej, w obecności mediów, przywitali się przedstawiciele Powiatu Będzińskiego i tajwańscy dyplomaci. Aby jednak nie rozmawiać o codziennym życiu mieszkańców Powiatu jedynie z perspektywy urzędu, goście wraz z przedstawicielami jego władz – Starostą Będzińskim Arkadiuszem Watołą, Przewodniczącym Rady Powiatu Będzińskiego Mateuszem Drożdżowskim, Wicestarostą Sebastianem Szaleńcem oraz Członkiem Zarządu Powiatu Rafałem Pietrzykiem wyruszyli w podróż po naszej małej ojczyźnie. Zagranicznym gościom oraz włodarzom Powiatu towarzyszyli zagłębiowscy parlamentarzyści – Poseł na Sejm RP Waldemar Andzel oraz Senator Arkadiusz Grabowski.
W pierwszej kolejności goście odwiedzili Zamek Będziński. Warownia jest niezaprzeczalnie jednym z najbardziej charakterystycznych dla miasta, jak i całego Powiatu obiektem. Dyplomaci z zainteresowaniem obejrzeli mieszczące się w Zamku zbiory muzealne, po czym delegacja udała się z wizytą do Powiatowego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej. Odwiedzono zarówno będziński, jak i czeladzki budynek szpitala. Gościom zaprezentowano pozytywne zmiany, jakie ciągle zachodzą w powiatowej lecznicy, nie pomijając jednocześnie ważnych rozmów o ciągłych trudnościach finansowych, z jakimi się ona boryka. W budynku szpitala w Będzinie goście miło zaskoczyli naszych włodarzy przekazując dla PZ ZOZ sprzęt medyczny. Są to:
Aparat EKG MT4 – 12 kanałowy elektrokardiograf z interpretacją, z graficznym, kolorowym wyświetlaczem 5,7”, wózek pod aparat z wysięgnikiem (posiada CE), lampa zabiegowa bezcieniowa FLH-D3 LED ze statywem (natężenie światła: dla odległości 1,0 m – 50 000 lux), stół SP-E01 na stopkach z elektryczną regulacją wysokości za pomocą pilota ręcznego, podgłówek za pomocą sprężyny gazowej, podłokietniki, uchwyt na papier, opcja pilot nożny + ręczny.
Rektoskop, zestaw (istnieje możliwość dowolnej konfiguracji) na który składa się:
– głowica światłowodowa, okular powiększający x 1,5, rękojeść, insuflator (komplet wielorazowy):
– światłowód 300 cm, fi4,8mm, Olympus
– źródło światła dwukanałowe 150W
– tubus sigmoidoskopowy, stalowy (dł. 300mm, śr. 21mm)
– tubus proktoskopowy, stalowy (długość 100mm, średnica 21mm)
– szczypce biopsyjne
– watotrzymacz
– walizka.
Kamizelka stabilizacyjna zapinana na zamek błyskawiczny.
Wizyta tajwańskiej delegacji w Powiecie Będzińskim zakończyła się w Domu Dziecka im. Dominika Savio w Sarnowie. Dyrekcja, pracownicy placówki i podopieczni ciepło powitali zagranicznych gości przedstawiając im budynek Domu Dziecka i opowiadając o codziennym życiu w jego murach. Również tu nie obyło się bez podarków. Pan Henry M. J. Chen przekazał placówce sprzęt turystyczny w postaci toreb i plecaków, przydatnych w wielu podróżach, które dzieci odbywają. Oprócz tego przekazane zostały: meble ogrodowe, basen oraz trampolina.
Uczestnicy i obserwatorzy mają nadzieję, że dzisiejsze spotkanie z przedstawicielami Tajwanu zaowocuje satysfakcjonującą współpracą, a panowie podali sobie ręce po raz pierwszy, ale nie po raz ostatni.
Paulina Nobis
Zdjęcia: Katarzyna Kieras
W okresie tzw. zaborów Zagłębie Dąbrowskie było przemysłowym sercem Królestwa Polskiego, a w II RP, jednym z najważniejszych ośrodków tego typu w kraju. To tu, nad Przemszą i Brynicą, powstawały zakłady, które przyczyniły się do prężnego rozwoju regionu. Gdyby nie pokłady węgla kamiennego, nie byłoby Zagłębia. Zaś bez inwestycji przemysłowych i połączeń kolejowych, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza bądź Będzin byłyby nic nie znaczącymi miejscowościami, bez jakichkolwiek perspektyw. To właśnie węgiel, transport kolejowy, a także duże zasoby ludzkie sprawiły, że dawna część pogranicza śląsko-małopolskiego ponownie stała się obiektem żywego zainteresowania i polem walki o wpływy. Jedną z szybko rozwijających się osad przemysłowych na terenie Zagłębia w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku był niewątpliwie Grodziec. Mówiąc o obecnej dzielnicy Będzina, wspomina się o cementowni, kopalniach węgla kamiennego i browarze. Zapomina się o hucie cynku, która choć działała krótko, była ważnym elementem industrializacji ówczesnej wsi.
Na temat huty posiadamy niezwykle ubogą wiedzę. Powodem jest nader skromny materiał źródłowy, a ponadto był to zakład, który działał krótko. Niewykluczone, że ewentualne, kolejne kwerendy zmienią ten stan rzeczy.
Zacznijmy od kartografii. Grodziecka huta zaznaczona jest na mapie Grodźca z 1849 r. Zaś na mapie z 1929 r. ten sam budynek określony jest już jako kolonia robotnicza. W obu przypadkach precyzyjnie odwzorowano jego kształt. Dzięki temu wiemy, iż od XIX wieku nie uległ on poważniejszym zmianom.
Fragment mapy Grodźca z 1929 r. z zaznaczonym budynkiem huty
(Zbiory Filipa Wacha)
Kiedy powstał zakład? Tego dokładnie nie wiemy. Ocalałe do naszych czasów źródła historyczne wskazują, iż huta istniała na pewno już w 1842 r. Nie mamy jednak pewności, kto doprowadził ostatecznie do jej budowy. W 1838 r. Józef Bontani sprzedając Maurycemu Kossowskiemu grodzieckie dobra, wymienił wprzyległościach do nich należących Nowe Zakłady pod Łękawą. A właśnie tam funkcjonowała grodziecka huta. W źródle z 1843 r., dotyczącym dóbr Grodziec, pojawia się zapis: Opisanie zabudowań hutniczych pod Łękawą zwanych. Wiadomo, że Maurycy Kossowski (który był właścicielem dóbr Grodziec w latach 1838 – 1843) wraz ze wspólnikiem Maurycym Samelsonem zamierzali uruchomić tu hutę cynku. Niestety trudno jednoznacznie orzec czy to oni, a nie ród Bontanich, doprowadzili do realizacji tego projektu.
W roku 1840 doszło do zawarcia spółki (na okres lat 10) między wspomnianym Maurycym Samelsonem a Maurycym Kossowskim. Samelsonowie należeli do zamożnej żydowskiej rodziny, która związana była z Warszawą i Krakowem. Maurycy Samelson był bankierem i przemysłowcem. Należała do niego m.in. kopalnia w Olkuszu oraz wieś Górka Szlachecka. Udało mu się dokonać zakupu całej produkcji cynku z hut skarbowych. Rynkiem, który wybrał na zbyt tego surowca było Królestwo Polskie i Prusy.
Warto w tym miejscu przybliżyć także sylwetkę ówczesnego właściciela grodzieckiego majątku. Maurycy Tadeusz Kossowski (1795 – 1864) urodził się w Kozłówce. Był synem Rocha i Barbary z Bielińskich. Od 1819 do 1823 r. pełnił funkcję wicereferendarza w Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji. Żonaty z Pelagią Cieszewską. Był ziemianinem, ale angażował się w poczynania o charakterze przemysłowym, m.in. jako współzałożyciel i członek Zarządu Towarzystwa Wyrobów Zbożowych. W 1829 r. został uhonorowany Orderem św. Stanisława III kl. W latach 30. XIX w. zaangażował się w budowę kombinatu hutniczego (mowa tu o hucie „Henryków”) w obecnej dzielnicy Sosnowca – Niwce. W ramach tego przedsięwzięcia została powołana w 1833 r. spółka ze wsparciem Banku Polskiego, w której udział oprócz wspomnianego Kossowskiego wzięli: Jacek Lipski, Wojciech Krygar oraz Antoni Klimkiewicz. Rok później wydzierżawili tereny w Niwce z prawem do eksploatacji pokładów węgla oraz rud. Budową zakładu kierował inż. William Harris. Koszty przedsięwzięcia okazały się jednak na tyle wysokie, iż wspólnicy nie byli w stanie spłacić swojego zadłużenia w Banku Polskim, który w 1837 r. zajął kompleks hutniczy. W 1836 r. Kossowski, w swoim majątku w Okradzionowie, wybudował wielki piec. Jego roczna wydajność wynosiła od 12 do 15 tys. centnarów surówki. Niedługo potem, rozpoczął budowę drugiego, takiego samego pieca. Według Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego został on wzniesiony w 1840 r.
W 1839 r. Kossowski zawarł spółkę z Józefem de Schouppé, której celem była budowa statków parowych. Spółka ta miała być prowadzona pod firmą Kossowski i Schouppé. Jednocześnie Kossowski przekazał mu prawa do połowy dóbr Grodziec i wójtostwa Okradzionów oraz fabryk żelaza. Spółka nie trwała jednak długo, a to ze względu na śmierć Józefa de Schouppé, która nastąpiła w niedługim czasie po zawarciu kontraktu. Wspólnik zaś musiał porozumieć się z sukcesorami zmarłego, którym był winien 100 000 złp.
Na marginesie należy dodać, iż Kossowskiemu mylnie przypisuje się wybudowanie w 1823 r. w Grodźcu kopalni węgla kamiennego „Barbara”. W tym czasie (tj. w latach 1799 – 1838) właścicielami grodzieckich dóbr był ród Bontanich i to on niemal na pewno zrealizował wspomniane przedsięwzięcie.
W ramach wspomnianej powyżej umowy z 1840 r., Kossowski zobowiązał się wybudować huty cynkowe składające się z sześciu do ośmiu pieców dubeltowych lub dwunastu do szesnastu pojedynczych z wszelkimi do podobney huty zabudowaniami. Budynki dla robotników, podobnie jak huta, miały być zbudowane na terenie dóbr Grodziec. Samelson przez okres dziesięciu lat funkcjonowania zakładu miał otrzymywać połowę zysku generowanego przez hutę. Co roku, przed pierwszym lipca, wspólnicy mieli decydować komu z nich przypadnie zarząd nad hutą i ogólna dyrekcya na przeciąg roku. Długoterminowe kontrakty dotyczące sprzedaży cynku iako też naymniey partyi Tysiąca Centnarów miały być uzgadniane przez Kossowskiego i Samelsona. Gdyby jeden z nich zmarł, zarząd nad wspomnianą spółką miał objąć żyjący wspólnik. Jeśliby grodzieckie dobra zmieniły właściciela to zarząd nad hutą miał objąć tylko i wyłącznie Samelson, bez udziału nowego dziedzica. Jednocześnie zdecydowano powołać do życia Kompanię Huty Cynkowej, która miała prowadzić grodziecką hutę cynku i jednocześnie płacić Kossowskiemu 3 000 złp rocznie w ramach czynszu dzierżawnego.
Tego samego roku za sumę 15 000 złp rocznie (wraz z uwzględnieniem podatków gruntowych) Kossowski oddał grodzieckie dobra z wszelkiemi dochodami, propinacyą, pańszczyzną, tudzież inwentarzami żywemi i martwemi w sześcioletnią dzierżawę Ludwikowi Samelsonowi. Dla siebie pozostawił pałac mieszkalny z ogrodem (…) produkta gospodarskie na Jego kuchnię potrzebne oraz kopalnie węgla i kruszcu. Jednakże Ludwik Samelson z bliżej nieznanych powodów zmuszony był rozpocząć dzierżawę dopiero dwa lata później. Wówczas porozumiawszy się z Kossowskim, przesunął termin jej rozpoczęcia właśnie na 1842 r.
W tym samym roku (tj. 1840 r.) Samelson i Kossowski nabyli prawo do ośmioletniej dzierżawy kopalni galmanu w Rogoźniku od właściciela tychże dóbr – Ignacego Błeszyńskiego. Udało się tego dokonać ponieważ Joachim Grünberg i Mendel Kuźnicki, dotychczasowi dzierżawcy kopalni, odstąpili od niej na rzecz Kossowskiego. Na mocy osobnej umowy prawa do rogoźnickiej kopalni galmanu Kossowski przelał na swojego wspólnika Maurycego Samelsona, który zapewnił go, że kopalnią galmanu na Rogoźnikach na korzyść spółki z Kofsowskim zawartej będzie prowadzić.
Wówczas też berliński kupiec August Wilhelm Martens reprezentujący Georga E. Müllera młodszego, zamieszkałego w Petersburgu, zawarł umowę z Kossowskim na kupno od niego trzydziestu tysięcy cetnarów cynku wagi berlińskiej z hut Królestwa Polskiego w cenie 37 złp za cetnar. Towar miał być dostarczony w ciągu pięciu lat, w trzech bądź czterech spławach do Gdańska. Kwestię cła tranzytowego pruskiego wziął na siebie Georg E. Müller. Kossowski w ramach tego przedsięwzięcia a konto otrzymał 48 000 złp. Dokument został sporządzony w dwóch wersjach językowych, tj. po polsku i niemiecku a to dlatego, iż Martens – jak zaznaczono w umowie – władał tylko językiem niemieckim.
W 1842 r. Kossowski wydzierżawił na sześć lat (z datą wsteczną od 1841 r.) Antoniemu Szankowskiemu tak prawo kopania węgla kamiennego, kruszcu ołowianego i galmanu iak niemniey prawa stawiania hut na gruncie Dóbr Grodźca (…) tudzież z Hutą Cynkową i siedmiu murowanymi domami mieszkalnymi z kuźnią.
W roku następnym Samelson nieoczekiwanie sprzedał prawo wydobywania galmanu w rogoźnickiej kopalni Martensowi. Tym samym grodziecka huta straciła niezbędny do funkcjonowania surowiec. W zaistniałej sytuacji Kossowski, w tym samym roku, przekazał Martensowi w wieczystą dzierżawę w grodzieckim majątku kopalnie węgla kamiennego, kruszcu ołowianego i galmanu w całym obrębie dóbr (…) już istniejącą i odkryć się mogącą, wraz z wszelkimi zabudowaniami domami mieszkalnemi i fabrycznemi, zgoła wszelkiemi zabudowaniami. Dziedzic Grodźca wyraził też pisemnie zgodę aby Martens mógł stawiać huty cynkowe ołowiane i budowle fabryczne w obrębie Dóbr Grodźca. Jednocześnie Kossowski zrzekł się na rzecz Martensa praw wynikających z jego udziału w spółce (zawartej w 1840 r.) z Samelsonem. W tym samym czasie Szankowski odstąpił od dzierżawy w zamian za weksel na kwotę 37 000 złp, czyli 5 500 Rs.
Grodziecka huta była zakładem zbudowanym z kamienia na zaprawie wapiennej, krytym gontem, z 6 piecami dubeltowymi i 2 piecami z muflami. Głównym odbiorcą grodzieckiego cynku był wspomniany tu Dom Handlowy „George E. Müller” z Petersburga. Niestety nie udało się odnaleźć planów zakładu, ani także szczegółowych danych na temat jego funkcjonowania. Faktem jest jednak to, iż petersburski przedsiębiorca, dzięki poczynaniom swojego przedstawiciela, zyskał dostęp do ważnego dla swoich interesów zakładu.
W roku 1844 nowy właściciel dóbr Grodziec – Jan Ciechanowski pozostawił Martensowi dzierżawę, w skład której wchodziła kopalnia węgla kamiennego (wraz z prawem poszukiwania węgla kamiennego, galmanu i rudy ołowiu), a także huta cynku z należącymi do niej domami i zabudowaniami folwarcznymi. W akcie dzierżawy Ciechanowski zastrzegł, iż sprowadzeni przez Martensa do Grodźca górnicy i officyalisci, tudzież osadzeni, będą podlegać miejscowemu prawu. Dzierżawca zaś zobowiązał się, iż kopalnię i hutę będzie prowadzić podług zasad górniczych i hutniczych i w ciągłym utrzymywać biegu. Uzyskał też prawo dobezpłatnego łamania kamienia (…) kopania piasku i gliny oraz palenia cegły na potrzebę budowli miejscowych, niemniej prowadzenia dróg komunikacyjnych między zakładami jako też kanałów do przypływu i odpływu wody. Dzierżawa ta miała obowiązywać do 1854 r., z możliwością prolongaty na kolejne dziesięć lat. Niestety z zachowanych do naszych czasów dokumentów nie wynika jak przebiegało wykonanie niniejszej umowy i czy w czasie jej obowiązywania nie zaszły jakieś zmiany. W Wykazie Ubezpieczeń Zabudowań wsi Grodziec z 1846 r. pojawia się jedynie zapiska, iż Karol Zamoyski był plenipotentem dzierżawy huty. Nic ponadto.
Co ciekawe, kontrakt dzierżawy z 1844 r. przewidywał możliwość zaadaptowania grodzieckiej huty nakoszary dla hutników, pod warunkiem, że w tym czasie będzie funkcjonował nowy (tego samego rodzaju) zakład. W okresie dwudziestolecia międzywojennego Zakłady „Solvay” tworząc w Grodźcu dla swoich pracowników zaplecze mieszkaniowe, zaadaptowały budynek, w którym niegdyś mieściła się opisywana huta cynku.
Jeśli chodzi o Ludwika Samelsona, Ciechanowski w 1844 r. zawarł z nim ugodę, na mocy której opuścił on grodziecki majątek. Jednocześnie Ciechanowski przekazał mu kwotę 31 500 Rs.
Zakład ze względu na brak dostępu do złóż galmanu, które zapewniałyby dalszą opłacalność produkcji, musiał w 1862 r. (inna wersja mówi o 1867 r.) zakończyć swoją działalność. Zbigniew Olszewski jako przyczynę końca funkcjonowania grodzieckiej huty wskazuje trudności związane z przywozem rudy cynku ze Starczynowa k. Olkusza, co znacząco obniżało opłacalność całego przedsięwzięcia.
Niestety nie wiemy nic o pracownikach zakładu. W księgach metrykalnych grodzieckiej parafii znajduje się akt z 1849 r. gdzie występuje zamieszkały w Grodźcu 38-letni Józef Krzymiński – hutnik, co pozwala przypuszczać, iż robotnicy z huty mieszkali w Grodźcu oraz jego okolicy. Były to najpewniej osoby, które zostały sprowadzone z innych części Królestwa Polskiego lub spoza jego granic, a to ze względu na swoje doświadczenie w pracy w podobnych zakładach.
Jako ciekawostkę należy dodać, iż na początku dwudziestego wieku, w okresie zaborów, do remontu drogi Gzichów – Grodziec, wykonawca wybrany przez Grodzieckie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych użył żużla z grodzieckiej huty, co znacząco pogorszyło stan drogi i podwyższyło koszt jej naprawy. Obecnie w budynku, w którym mieściła się huta cynku, znajdują się mieszkania.
Na zdjęciu tytułowym budynek dawnej huty cynku w Będzinie-Grodźcu (Fot. Dariusz Majchrzak)
Dariusz Majchrzak
Bibliografia (wybór):
I. Źródła archiwalne:
II. Opracowania, gazety, i in.:
Źródło: klubzaglebiowski.pl
Dzięki uprzejmości Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach w holu obok Sali Sesyjnej w budynku Starostwa Powiatowego przy ul. Sączewskiego 6 gości wystawa „Niezłomna, wyklęta, przywrócona pamięci. Danuta Siedzikówna »Inka« 1928–1946″. Uroczyste otwarcie wystawy odbędzie się w dniu 6 kwietnia o godz. 14.00. Dokona go Starosta Będziński Arkadiusz Watoła.
Począwszy od 9 kwietnia wystawa będzie prezentowana w Sławkowie w Sali przy Plebani Parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, a następnie trafi do szkól ponadgimnazjalnych powiatu.
Wystawa „Niezłomna, wyklęta, przywrócona pamięci. Danuta Siedzikówna »Inka« 1928–1946″ została przygotowana przez Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Gdańsku. Jej autorami są Artur Chomicz i Krzysztof Drażba (pracownicy Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej w Gdańsku).
Wystawa została przygotowana w 70. rocznicę zamordowania przez komunistycznych oprawców w murach Więzienia Karno-Śledczego w Gdańsku niezłomnej sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej Danuty Siedzikówny „Inki”. W tej samej egzekucji, przeprowadzonej rankiem 28 sierpnia 1946 r., został zamordowany inny żołnierz mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” – Feliks Selmanowicz „Zagończyk”.
Ekspozycja, złożona 17 plansz, przybliża życiorys legendarnej sanitariuszki, której losy splotły się z tragiczną historią Polski okresu II wojny światowej. Patriotyczne korzenie i tradycyjne wychowanie oraz hekatomba wojny, która zabrała oboje rodziców, ukształtowały charakter „Inki”, która nie zawahała się poświęcić życia walce o Polskę „czystą jak łza”. Wierna ideałom i niezłomna do samego końca, potrafiła zachować się „jak trzeba”, mimo że w momencie śmierci nie miała ukończonych 18 lat.
Narracja wystawy nie kończy się na dniu zamordowania bohaterki, ale pokazuje postrzeganie postaci „Inki” po jej śmierci. „Wyklęta” przez komunistów, miała być zapomniana na zawsze. Jednakże po 1989 r. rozpoczął się powolny proces przywracania jej dobrego imienia. Obecnie stała się ikoną młodego pokolenia, a dzięki projektowi Instytutu Pamięci Narodowej „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944–1956″ szczątki „Inki” w 2014 r. zostały odnalezione na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku.
Po raz pierwszy wystawa była prezentowana w dniach 4–18 września 2016r. w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.
Piotr Dudała
W Internecie oraz niektórych, papierowych publikacjach pojawia się wiele nieaktualnych bądź błędnych informacji na temat właścicieli dóbr Grodziec, a także przynależności administracyjnej tych terenów. Dlatego też, posiłkując się źródłami archiwalnymi oraz pracami naukowymi, chciałbym w sposób rzetelny i merytoryczny przedstawić najważniejsze fakty dotyczące wspomnianego tematu. Ich uzupełnieniem będą dane odnoszące się do liczby ludności na tym obszarze.
Od wieku XIII do lat 90. XVIII w. Grodziec był własnością klasztoru Norbertanek na Zwierzyńcu. Wcześniej, jak sugeruje historyk Jerzy Rajman, należał on najprawdopodobniej do książąt śląskich. Jeden z nich miał nadać go klasztorowi. Według kronikarza Jana Długosza, w zamian książę zyskał od norbertanek dziesięciny z dwunastu wsi, znajdujących się w obrębie kasztelanii bytomskiej. Transakcja ta miała umożliwić sfinansowanie konserwacji zamku w Siewierzu. Prawdopodobnie księciem tym był Mieszko Plątonogi. Ewentualnie mógł nim być jego syn – Kazimierz I.
W okresie średniowiecza, Grodziec będący własnością norbertanek, wchodził w skład księstwa siewierskiego, rządzonego przez książąt śląskich, a od 1443 r. przez biskupów krakowskich. Zakup księstwa zrealizował po niełatwych negocjacjach biskup krakowski – Zbigniew Oleśnicki.
W akcie sprzedaży księstwa siewierskiego przez książąt cieszyńskich Wacława i Bolesława biskupowi krakowskiemu znajdował się zapis (podany za Andrzejem Nowakowskim): Księstwo nasze i ziemię siewierską, która przypadła nam po ojcu, sprzedajemy przewielebnemu panu Zbigniewowi, po dojrzałej naradzie z baronami i naszymi doradcami, czując się w pełni zdrowia, nie zmuszeni do tego żadnym podstępem, zdradą lub chytrością, ani skutkiem błędu lub niespodziewanie, lecz pod wpływem szczerej i dobrowolnej woli.
W kolejnym dokumencie (z tego samego roku) książęta wybaczyli biskupowi jego zapowiedzi ewentualnego zerwania negocjacji dotyczących zakupu księstwa. Oba dokumenty są dowodami na to, że Oleśnicki, który do wspomnianej transakcji został namówiony przez Jana Długosza, znajdował się na uprzywilejowanej pozycji. Czechy, którego księstwo siewierskie było lennem, były wówczas pogrążone w wewnętrznych walkach o władzę, a książęta cieszyńscy borykali się z poważnymi kłopotami finansowymi. Dlatego też biskup wykorzystał sytuację, aby móc wynegocjować dla siebie jak najkorzystniejsze warunki, ograniczając w tym względzie do minimum pole manewru drugiej stronie.
Krakowscy biskupi, pełniący odtąd w księstwie władzę świecką, stali na straży jego niezależności od Korony, która wchłonęła je (w tym też Grodziec) dopiero pod koniec XVIII w. Warto w tym miejscu nadmienić, iż w XV-wiecznym dokumencie, dotyczącym sprzedaży wspomnianego księstwa zastrzeżono, iż jego właściciel nie posiada suwerennych praw do kilkunastu wsi. Jedną z nich był właśnie Grodziec. Chodziło tu zapewne o to, iż ówczesna wieś była częścią dóbr klasztornych.
W latach 1795 – 1806 Grodziec znajdował się w rękach pruskich. Wchodził wówczas w skład tzw. Nowego Śląska (Neu Schlesien). Ta zmiana administracyjna była efektem zapisów konwencji rozbiorowej z 24 października 1795 r. Jej sygnatariuszami były Austria, Prusy i Rosja. W 1796 r. władze pruskie przejęły, znajdujące się na tym terenie, majątki należące dotąd do duchowieństwa. Wówczas też, jak można przypuszczać, norbertanki straciły, obok innych nabytków, także Grodziec. Jego nowym właścicielem stał się generał major wojsk pruskich służący w regimencie huzarów Schimmelpfenniga von der Oye – Jerzy Ludwik Korwin-Wierzbicki.
Co ciekawe, przywołany tu pruski wojskowy – generał major Christian Ludwig Schimmelpfennig von der Oye (1738-1812) również miał związek z Zagłębiem Dąbrowskim. W roku 1803 nabył obecne dzielnice Sosnowca, tj. Modrzejów oraz Sielec.
Według „Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego”, wydanego w roku 1881, Wierzbicki stał się właścicielem dóbr Grodziec, poprzez nadanie mu ich przez rząd pruski. Niestety nie znamy dokładnej daty i okoliczności powstania tego aktu.
W roku 1799 Michał Bontani odkupił od niego grodziecki majątek za 31.500 talarów. Rodzina Bontanich była rodziną szlachecką, przybyłą do Polski z Włoch. Jej przedstawiciele w XVIII w. pojawili się na terenie księstwa siewierskiego, gdzie otrzymali szlachectwo. Mowa tu o Michale Bontanim – kapitanie konnej gwardii królewskiej oraz jego bracie Kazimierzu – namiestniku wspomnianej gwardii. Szlachectwo siewierskie nie było uznawane poza granicami księstwa. Dlatego po pewnym czasie braciom Bontanim udało się uzyskać nobilitację z rąk króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ich potomkowie legitymowali się szlachectwem również w pierwszej połowie XIX w.
W 1807 r. Grodziec, wraz z terenami określanymi później jako Zagłębie Dąbrowskie, wszedł w skład Księstwa Warszawskiego. Osiem lat później, ówczesna wieś znalazła się w granicach Królestwa Polskiego, nad którym władzę sprawowała carska Rosja. W latach 1815 – 1837 Grodziec był częścią województwa krakowskiego, od 1837 do 1841 r. guberni krakowskiej (1 marca 1837 r. województwa zostały zastąpione przez gubernie), a od 1841 r. – guberni kieleckiej. Cztery lata później Grodziec został włączony do guberni radomskiej.
W roku 1866 dokonano kolejnej reformy administracyjnej, w ramach „Ustawy o zarządzie gubernialnym i powiatowym w Królestwie Polskim”. Na jej podstawie zostały powołane do życia m.in. powiat będziński i wchodząca w jego skład gmina gzichowska. Grodziec stał się jej częścią. Wówczas też, w ramach nowego podziału administracyjnego Królestwa Polskiego (którego w tym czasie oficjalna, acz rzadko używana, nazwa brzmiała „Priwislanskij Kraj”) powstała gubernia piotrkowska. W jej skład wszedł wspomniany powiat będziński. Pierwszym gubernatorem piotrkowskim był gen. Iwan Kachanow (1867-1884), a ostatnim Michał Jaczewski (1910-1914). Pierwszym naczelnikiem powiatu będzińskiego został mjr Mikołaj von Gieince (1867-1884). Od 1905 r., aż do wybuchu pierwszej wojny światowej, funkcję tę pełnił baron Alfred Mirbach.
W międzyczasie (tj. w latach 1799-1866) grodzieckie dobra zmieniły właściciela. W 1838 r. Maurycy Tadeusz Kossowski (1795-1864) wydzierżawił je od Józefa Bontani, a następnie w tym samym roku kupił za sumę 80 000 złp.
W 1843 r. komornik przy Trybunale Cywilnym Guberni Kieleckiej zajął grodziecki majątek z przyległościami. Był to skutek m.in. problemów finansowych M. T. Kossowskiego. W roku następnym wspomniany Trybunał zadecydował, iż grodzieckie dobra zostaną sprzedane na publicznej licytacji. I tak się też stało.
W roku 1844, w wyniku licytacji, dobra Grodziec stały się własnością Klary Jasińskiej, która zapłaciła za nie 42 000 rbs. Ta zaś, w tym samym roku, przekazała grodziecki majątek swojemu zięciowi – Janowi Jakubowi Ciechanowskiemu (ożenionemu w 1829 r. z Pauliną Marianną Klarą Jasińską) w zamian za 20.828 rbs. i 25 kop. oraz zgodę na dopełnienie przez niego warunków licytacyjnych.
Do roku 1915 Grodziec był częścią wspomnianej gminy gzichowskiej. W tymże roku, podczas pierwszej wojny światowej, niemieckie władze przeniosły siedzibę gminy z Gzichowa do Grodźca. Stało się to na mocy rozporządzenia niemieckiego naczelnika powiatu będzińskiego – Roberta Büchtinga z 15 lipca 1915 r. Jednocześnie Gzichów i pobliski Małobądz zostały włączone do Będzina.
W okresie dwudziestolecia międzywojennego Grodziec wraz z całym Zagłębiem Dąbrowskim znalazł się w województwie kieleckim. Stan ten utrzymał się aż do wybuchu drugiej wojny światowej, kiedy ziemie te zostały włączone do Trzeciej Rzeszy. Zagłębiowska gmina stała się wówczas częścią rejencji katowickiej, należącej początkowo do prowincji śląskiej, a następnie od 1941 r. do prowincji górnośląskiej.
W 1945 r. Grodziec znalazł się w granicach województwa śląsko-dąbrowskiego. Od 1950 do 1998 r. był częścią województwa katowickiego, a od roku 1999 wchodzi w skład województwa śląskiego.
We wspomnianym 1945 r., w Grodźcu powstała Gminna Rada Narodowa. Do naszych czasów zachował się protokół wspomnianej Rady z 19 października 1945 r. Jej przewodniczącym był Stanisław Pasternak, wiceprzewodniczącym Władysław Ciapała, a wójtem Roman Krzyczkowski, który na tym stanowisku zastąpił wybranego przez Okręgową Radę Narodową Stefana Będkowskiego.
Sześć lat po zakończeniu wojny (w 1951 r.) Grodziec zyskał prawa miejskie. Starania o ich nadanie trwały dwa lata. Z czasem został opracowany herb miasta Grodźca. Był on jednak niezgodny z zasadami heraldyki, a to dlatego, iż odwoływał się do współczesności. Stanowił graficzne połączenie elementów architektury dwóch najważniejszych zakładów w mieście: kopalni i cementowni.
W 1975 r. Grodziec stał się dzielnicą miasta Będzina. Rok wcześniej uchwały w tej kwestii podjęły Miejskie Rady Narodowe w Będzinie i Grodźcu. Następnie, we wspomnianym 1975 r., Powiatowa Rada Narodowa w Będzinie, również poprzez uchwałę, przychyliła się do połączenia obu miast oraz zobowiązała naczelnika powiatu do wystąpienia do Wojewody Katowickiego w przedmiocie złożenia wniosku do Urzędu Rady Ministrów o wydanie rozporządzenia w sprawie postulowanej zmiany granic miast Grodźca, Będzina i powiatu będzińskiego. Na marginesie należy dodać, iż dwa lata wcześniej do Będzina przyłączono Łagiszę. Od 1977 do 1991 r. należały do niego także Wojkowice Komorne.
Poświęćmy teraz chwilę na sprawę przynależności kościelnej parafii p.w. św. Katarzyny w Grodźcu. Szacuje się, iż w 1340 r. parafię zamieszkiwało 285 osób. W jej skład wchodziły wówczas: Grodziec, Łagisza, Gródków oraz Psary. Roczny dochód parafii w XVIII w. wynosił 900 florenów. Z zachowanych źródeł wynika, iż w 1787 r. zamieszkiwało ją 1091 katolików. W tym czasie, na terenie wsi, nie stwierdzono obecności protestantów bądź Żydów.
Kiedy Grodziec był częścią Nowego Śląska, parafię p.w. św. Katarzyny przeniesiono do diecezji wrocławskiej. W 1808 r. trafiła do diecezji krakowskiej, a następnie, w drugiej połowie XIX w., znalazła się w granicach diecezji kieleckiej. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, na mocy bulli papieża Piusa XIVixdum Poloniae Unitas z 1925 r., grodziecka parafia stała się częścią diecezji częstochowskiej.
W okresie dwudziestolecia międzywojennego z parafii p.w. św. Katarzyny wydzielono obszary, z których utworzono parafie w Łagiszy i Psarach. Tak opisane zostało to w grodzieckiej kronice parafialnej (wpis pochodzi z drugiej połowy lat 30. XX w.): Wielkim wydarzeniem w ubiegłym roku w naszej parafii był jej podział. Już przed kilkunastu laty była raz podzielona nasza parafia. Wtedy odpadła Łagisza wraz z osiedlami: Jazowe, Pustkowie i Stachowe. W roku ubiegłym znowu ze starej Grodzieckiej parafii wydzieliła się nowa i powstała parafia Psary (…). Owe trzy wspomniane osiedla zostały w pewnym momencie odłączone od Grodźca i stały się częścią Łagiszy.
Obecnie parafia p.w. św. Katarzyny wchodzi w skład diecezji sosnowieckiej, utworzonej w roku 1992 na mocy bulli papieskiej Totus Tuus Poloniae Populus. Pierwszym zwierzchnikiem nowej diecezji był ks. dr biskup Adam Śmigielski (1933 – 2008). W Grodźcu funkcjonuje jeszcze jedna parafia, tj. pod wezwaniem błogosławionego Honorata Koźmińskiego. Została powołana do życia pod koniec XX w.
Przejdźmy teraz do danych liczbowych. W 1792 r. Grodziec zamieszkiwało 456 osób. W 1861 r. ich liczba zwiększyła się do 1068. W latach 90. XIX w. w Grodźcu żyło 2787 osób. W 1911 r. liczbę mieszkańców szacowano na ok. 6 tysięcy. Wśród nich żyło tu ok. 400 Żydów.
W roku 1921 Grodziec zamieszkiwały 8192 osoby. W tej grupie było wyznania: rzymsko-katolickiego 7994 osób, mojżeszowego 162, ewangelickiego 15, greko–katolickiego 13, prawosławnego 7, muzułmańskiego 1. Pod względem pochodzenia przebywało tu: 8134 Polaków, 40 Żydów, 9 Rusinów, 6 Rosjan oraz 1 Białorusin, 1 Francuz i 1 Niemiec.
Ostatnie dane dotyczące dwudziestolecia międzywojennego pochodzą z lat 30. XX w. Według Katalogu kościołów i duchowieństwa Diecezji Częstochowskiej na rok 1939, w tym czasie w Grodźcu żyło 9658 katolików.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej, Grodziec, według dokumentów z 1945 r., zamieszkiwało 7599 osób wyznania rzymsko-katolickiego, 7 prawosławnych i 4 badaczy pisma świętego. Według danych z 2004 r. w obecnej dzielnicy Będzina żyje 8289 grodźczan. Jest to liczba mniejsza o ponad półtora tysiąca w stosunku do 1986 r. kiedy żyło tu 9918 osób.
Na zdjęciu tytułowym widok Grodźca w okresie drugiej wojny światowej (Zdjęcie ze zbiorów B. Ciapała. Repr. Jerzy Sz. Wieczorek)
Dariusz Majchrzak
Bibliografia (wybór):
I. Źródła archiwalne:
II. Źródła drukowane:
III. Opracowania, gazety i in.:
Źródło: klubzaglebiowski.pl
W niedzielę, 5 marca w auli I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Będzinie pod patronatem Starosty Będzińskiego Arkadiusza Watoły oraz Przewodniczącego Rady Powiatu Będzińskiego Mateusza Drożdżowskiego, odbył się wyjątkowy koncert historyczno-patriotyczny w wykonaniu grupy rockowej „Forteca”.
Zebranych gości przywitała dyrektor I L.O. Wanda Zalejska zapraszając na tę niecodzienną lekcje historii. Następnie głos zabrał Poseł na Sejm RP Waldemar Andzel, który witając wszystkich, pokreślił wagę koncertu, odbywającego się właśnie w marcu, w ramach obchodów dnia pamięci żołnierzy niezłomnych, którzy walcząc niejednokrotnie oddali swoje życie za Polskę. Natomiast Przewodniczący Rady Powiatu Będzińskiego Mateusz Drożdżowski podkreślił m.in. fakt, że pomysłodawcą Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych walczących z reżimem komunistycznym był śp. Prezydent RP Lech Kaczyński. Zaprosił także zebranych po zakończeniu koncertu na I Będziński Marsz Szlakiem Żołnierzy Niezłomnych, gdzie wszyscy mogą przejść ulicami Będzina spod Szkoły pod siedzibę dawnego więzienia UB przy ul. Paryskiej.
W koncercie uczestniczyli także m.in.: przedstawiciele administracji rządowej, Ewa Niewiara dyrektor Wydziału Polityki Społecznej Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, przedstawiciele administracji samorządowej m.in. z-ca prezydenta Miasta Będzina Rafał Adamczyk, radni powiatowi oraz gminni, reprezentanci środowisk patriotycznych zarówno z terenu powiatu, jak i całego województwa śląskiego, nauczyciele będzińskich szkół. Obecna była też młodzież z powiatu będzińskiego, do której przede wszystkim skierowany był koncert.
Podczas koncertu w repertuarze zespołu znalazły się utwory poświęcone m.in.: Orlętom Lwowskim, czy takim legendom wśród żołnierzy wyklętych jak Rotmistrz Witold Pilecki czy Mieczysław Dziemieszkiewicz ps. „Rój”. Charyzmatyczny wokal solistów, mocna, rockowa i ekspresyjna muzyka, porwały zarówno najmłodszą jak i starszą część publiczności, która na stojąco przeżywała wraz z artystami prezentowane utwory. Nie obyło się bez bisów.
Na zakończenie koncertu starosta będziński Arkadiusz Watoła, dziękując muzykom za wspaniały występ, przybliżający m.in. losy żołnierzy-bohaterów walczących do końca o niepodległą Polskę, wręczył wokalistce Magdalenie Janeczek – kwiaty oraz Maksymilianowi Migo – dyplom uznania. Zapowiedział jednocześnie wszystkim zebranym, że nie jest to ostatnie spotkanie z zespołem Forteca w naszym powiecie.
W czasie koncertu można było także obejrzeć wystawę prezentującą sylwetki żołnierzy wyklętych wypożyczoną od patriotów z Dąbrowy Górniczej.
Dariusz Taborek
zdjęcia; Dariusz Taborek, Piotr Dudała
Opublikowany przez Powiat Będziński na 5 marzec 2017
Starosta Będziński Arkadiusz Watoła oraz Przewodniczący Rady Powiatu Mateusz Drożdżowski zapraszają uczniów More →
Artykuł ten nie jest monografią Ochotniczej Straży Pożarnej „Grodziec”, ale przypomnieniem najważniejszych informacji dotyczących genezy jej powstania. To także wyraz szacunku dla ludzi, którzy podczas akcji pożarniczych niejednokrotnie ryzykują własne życie.
Pożary były zmorą każdej miejscowości, w której dominowała drewniana zabudowa. W Królestwie Polskim w XIX i na początku XX w. najczęściej były to tereny wiejskie. Pomoc miejscowej ludności w gaszeniu ognia nie zawsze wystarczała. Nierzadko żywioł okazywał się silniejszy od człowieka. Stąd też zaistniała potrzeba stworzenia służb, które o ile nie byłyby w stanie zapobiec katastrofie, o tyle mogłyby w znaczącym stopniu ograniczyć jej skutki. W latach 30. XIX w., w Warszawie, zaczęła działać zawodowa straż pożarna. Pierwsza Ochotnicza Straż Pożarna powstała w roku 1864 w Kaliszu. Po niej powstawały kolejne. W roku 1898, z inicjatywy Rosyjskiego Towarzystwa Ogniowego, weszły w życie zapisy ustawy „O Straży Ogniowej w Królestwie Polskim”. Umożliwiło to, jak twierdzi historyk Marek Nita, „oficjalne powoływanie społecznej straży pożarnej złożonej z ochotników”.
Także w Grodźcu (obecnej dzielnicy Będzina) pożary stanowiły poważny problem. Dlatego też Jan Jakub Ciechanowski, który w 1844 r. nabył dobra Grodziec, trzy lata później ubezpieczył je od ognia. Ówczesna „Ustawa o ubezpieczeniu nieruchomości od pożaru” rozróżniała cztery klasy rodzajów zabudowań ze względu na użyty do ich budowy materiał. Klasa pierwsza dotyczyła budynków wykonanych z kamienia, których dachy były pokryte blachą lub dachówką, klasa czwarta natomiast odnosiła się do wszelkiego rodzaju zabudowań (prócz murowanych), krytych słomą lub trzciną. Wspomniana ustawa w każdej klasie przewidywała trzy stopnie niebezpieczeństwa od ognia. Prócz tego przepisy wspominały także o czwartym, „wyjątkowym stopniu niebezpieczeństwa”. Pierwszy stopień traktował o „budowlach mieszkalnych bez ognisk” oraz „budowlach mieszkalnych zwyczajnych”, a czwarty o infrastrukturze przemysłowej (np. „wielkie piece”), która zlokalizowana była w zabudowaniach drewnianych.
O ile ubezpieczenie grodzieckiego majątku od ognia było jak najbardziej rozsądną decyzją, o tyle nie dawało gwarancji, iż zapobiegnie to pożarowi. W 1887 r. „Gazeta Warszawska” doniosła, iż: „wszczął się pożar browaru parowego we wsi Grodziec, w pow. Będzińskim, w gub. Piotrkowskiej. Pomimo energicznej pomocy, danej natychmiast z Będzina, Dąbrowy i Sosnowca, browar ze wszystkiemi budynkami spłonął do szczętu”.
W roku 1901 r., w wyniku pożaru w Grodźcu, spłonęło 19 zagród włościańskich. Tak wydarzenie to opisywał „Kurjer Sosnowiecki”: „Z 19 na 20 czerwca powstał (…) w Grodźcu pożar. Zgorzało 19 domów mieszkalnych włościańskich, nie licząc budynków gospodarczych. Zaalarmowano wszystkie straże naszej okolicy o godzinie pół do 6 po poł. Pierwsza na miejsce pożaru przybyła straż z walcowni Milowice, następne w następującym porządku: z kop. hr Renarda, z fabr. Ditla, Fitznera i Gampera, w końcu z huty Katarzyna. Z sikawek prywatnych pierwsza przybyła sikawka z kopalni „Saturn”. Brak wody utrudniał walkę z ogniem, udało się go jednak w końcu umiejscowić, gdyż budynki dworskie i sam dwór zostały ocalone. Walka była nadzwyczaj trudna, gdyż wiatr ten największy wróg strażaka, szedł w kierunku dworu. Wielką odwagą odznaczył się topornik A. Nowakowski, który widząc lament jakieś kobiety przed palącym się domem i dowiedziawszy się, że jej o cały majątek chodzi, bo w pokoju został kufer, wpadł do pokoju, mając palący się dach i pułap nad sobą, w mgnieniu oka wyniósł rzeczony kufer, w którym ów mniemany majątek miał się mieścić. Okazało się tymczasem, że w kufrze prócz kilku starych koszul, staników i kaftaników było zaledwie gotówki!.. 1 rb. 35 kop. W chwilkę potem dach i pułap runęły ! Administracja dóbr Grodziec łaskawie dostarczyła strażakom furmanek dla powrotu do domu. Zaznaczamy w końcu, że ugoszczono suto strażaków na dworskim podwórzu, nie czyniąc względów strudzonym 8 godzinną mozolną pracą pp. brandmajstrom, których zdaniem naszem należało zaprosić pod strzechę”.
Jak widać w obu opisanych przypadkach (w 1887 i 1901 r.) niezbędna okazała się pomoc straży pożarnych z sąsiednich miejscowości. Był to dowód na to, iż w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia ewentualne antagonizmy oraz rozbieżne interesy między zagłębiowskimi miastami i towarzystwami przemysłowymi stawały się nie istotne. Był to także poważny sygnał, iż Grodziec potrzebuje własnej straży pożarnej.
Niektórzy właściciele zgorzałych, w opisywanym pożarze, zabudowań, odbudowując swoje domy nie odtwarzali ich takimi jakimi były pierwotnie, ale stawiali budynki mieszkalne o wyższym standardzie. Jest o tym mowa w pamiętniku z lat 60. XX w. autorstwa urodzonego w 1898 r. w Grodźcu mjr Bolesława Zagórnego. Tak opisuje on budowę nowego domu spalonego w pożarze w 1901 r.: „W ciągu roku nowa chata została wybudowana. (…) Już podpiwniczona, kryta papą, ściany z drewna i cegły. W chacie są trzy pokoje z kuchnią i sień bez studni. (…) Życie naszej rodziny w nowej chacie było przyjemniejsze, ponieważ (…) posiadała lepsze wygody: pokoje duże, podłogi, duże okna i piece kaflowe”.
W roku 1909 rozpoczęto starania o założenie w Grodźcu Towarzystwa Ochotniczej Straży Ogniowej. Pomysłodawcami tego przedsięwzięcia byli: Marceli Turski, Stanisław Ulanowski, Jan Wieczorek, Stanisław Ciapała i Piotr Zagórny. Udało się w tej sprawie zyskać poparcie władz powiatu będzińskiego. Aby gubernator (w tym przypadku piotrkowski) zatwierdził – zgodnie z ówczesnym prawem – powstanie ochotniczej straży pożarnej, należało przesłać do jego kancelarii projekt statutu organizacji, informacje o pożarach z ostatnich trzech lat oraz o poniesionych w ich wyniku stratach, jak również spis osób pretendujących do roli czynnych bądź wspierających członków straży. Władze wymagały także pisemnej zgody mieszkańców Grodźca, mających prawo głosu na zebraniu gromady wsi.
Niestety część mieszkańców była przeciwna powstaniu Towarzystwa, obawiając się, iż po jego utworzeniu zostaną obarczeni obowiązkiem jego utrzymania. A to wiązałoby się z roczną składką, przeznaczoną na utrzymanie straży pożarnej. Co istotne, większość mieszkańców wsi, która nie posiadała prawa głosu na zebraniu, nie miała nic przeciwko planowanemu przedsięwzięciu. Wielu z nich zapisało się na członków mającej powstać we wsi straży. Wśród nich byli zarówno rolnicy jak i robotnicy, pracownicy umysłowi, a nawet właściciel grodzieckiego majątku – Stanisław Ciechanowski wraz ze swoim synem Janem, a także Stanisław Skarbiński senior oraz proboszcz grodzieckiej parafii – ks. Wincenty Cheliński. Wspomnianą czwórkę należy traktować jako honorowych członków, którzy zapewne chcieli swym autorytetem dopomóc w powstaniu organizacji.
Dopiero dwa lata później, w 1911 r., udało się przekonać włościan do zmiany zdania, chociaż nadal pozostawali dość sceptyczni. Ostatecznie grodziecką ochotniczą straż pożarną udało się powołać do życia w roku 1912.
Historyk pożarnictwa – Tadeusz Olejnik, pisząc o grodzieckiej Ochotniczej Straży Pożarnej, przywołuje fragment artykułu, opublikowanego w magazynie „Zorza” w 1912 r., w którym tak oto została opisana grodziecka straż: „Dzięki jednostkom z inteligencji zawiązała się Straż Ogniowa ochotnicza, na ochotników zapisało się zaledwie 5 gospodarzy, a reszta sami robotnicy z kopalni i cementowni. Jeszcze na urządzenie tej Straży ogniowej nikt z gospodarzy kopiejki nie dał, mówią mądrale, że nam tej „biedy” nie potrzeba, więc straż ogniowa na wsi to bieda! Już z tego można mieć pojęcie, jak oświata u nas kwitnie”.
Grodziecką straż wspierało finansowo Grodzieckie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych, które – do czasu jej powstania – dotowało będzińską straż pożarną. W sprawozdaniu Grodzieckiego Towarzystwa Kopalń za rok 1913 znajdujemy informację, iż przedsiębiorstwo przeznaczyło fundusze ze swoich zysków m.in. na straże pożarne w Będzinie i Grodźcu.
Grodziecka straż przeszła pierwszy poważny test najprawdopodobniej w lipcu 1916 r., kiedy to we wsi miał miejsce duży pożar. Pochłonął on wówczas 50 domów i 70 stodół. Nie wiadomo czy były ofiary śmiertelne. Według pamiętnika Jana Nawrota, Stanisław Ciechanowski nie zgodził się wówczas na wykorzystanie wody ze swojej sadzawki do gaszenia pożaru. Jednakże z powodu luk w materiale źródłowym nie sposób obecnie zweryfikować tej informacji. Grodziecki proboszcz w kronice parafialnej tak wówczas podsumował to wydarzenie: „Oby ta klęska mogła opamiętać i do dobrej myśli naprowadzić krnąbrnych parafian a głównie mieszkańców grodzieckich !”.
W roku 1932 grodziecka straż obchodziła dwudziestolecie swojego istnienia. Wówczas miała miejsce uroczystość poświęcenia nowego sztandaru OSP. Wśród rodziców chrzestnych sztandaru znaleźli się m.in.: starosta powiatu będzińskiego Józef Boxa wraz z małżonką, Stanisław Morak, Mieczysław Zarębski z żoną Janiną, małżonka Stanisława Skarbińskiego juniora oraz Maria Ciechanowska.
Swoistą ciekawostką jest fakt, iż przez pewien czas, w okresie dwudziestolecia międzywojennego, w Grodźcu, funkcjonowała tzw. warta nocna, która miała za zadanie wykrywać ewentualne ogniska pożarów. Jednakże grodziecka gmina starała się u będzińskiego starosty o zlikwidowanie warty, uzasadniając to istniejącym już, odpowiednim zabezpieczeniem wsi w tej dziedzinie.
Własne służby pożarnicze stworzyły z czasem także Grodzieckie Towarzystwo Kopalń i lokalna fabryka cementu portlandzkiego. Były one niezbędne, aby w razie pojawienia się ognia, móc do minimum ograniczyć wyrządzone przezeń szkody i jednocześnie zapobiec przerwaniu pracy zakładu.
Na koniec warto dodać, iż w zbiorach Centralnego Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach znajduje się sztandar Ochotniczej Straży Pożarnej Zakładów „Solvay” w Grodźcu, a także samochód marki Bedford. Po drugiej wojnie światowej dysponowała nim straż pożarna grodzieckiej cementowni.
OSP „Grodziec”. Ok. 1923 r.
(Zbiory F. Morak)
Władze OSP „Grodziec”. 1933 r.
(Zbiory A. Bielska; repr. Jerzy Sz. Wieczorek)
Ochotnicza Straż Pożarna Zakładów „Solvay” w Grodźcu. 1926 r.
(Zdjęcie ze zbiorów OSP „Grodziec”)
Straż pożarna cementowni „Grodziec”. 1936 r.
(Zbiory Jerzego Sz. Wieczorka)
Na zdjęciu tytułowym członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej „Grodziec”. Ok. 1928 r. (Zbiory B. Małek)
Dariusz Majchrzak
Bibliografia (wybór):
I. Źródła archiwalne:
II. Opracowania, czasopisma i in.:
Źródło: klubzaglebiowski.pl