Koniec Unii jaką znamy, czyli szanse i wyzwania
Po Brexicie obudziliśmy się w nowej sytuacji. Na rynkach trwają i jeszcze długo trwać będą spore zawirowania. More →
Głosy polityków/ Informacje/ Sosnowiec
Po Brexicie obudziliśmy się w nowej sytuacji. Na rynkach trwają i jeszcze długo trwać będą spore zawirowania. More →
W najbliższą sobotę (9 lipca) odbędzie się spacer po historycznych miejscach Porąbki i Juliusza. Prowadzący Grzegorz Onyszko zapowiada, że uczestnicy będą mieli okazję odwiedzić miejsca związane z historią tych uroczych dzielnic, a także poznać dziele niektórych ich mieszkańców.
Jak to często bywa podczas sosnowieckich spacerów historycznych będziemy mogli wskazać lokalizacje w których przebywali znani ludzie oraz zobaczyć jak dziś wyglądają miejsca w których niegdyś znajdowały się zakłady nadające rytm życia całej dzielnicy. Na swojej drodze napotkamy m.in. kopalnię „Juliusz”. Dowiemy się gdzie przebywał Bolesław Bierut i gdzie pracował w charakterze woźnicy ojciec pochodzącego z Porąbki Edwarda Gierka
Grzegorz Onyszko jest historykiem, autorem artykułów o naszym regionie. Jest jednym z pomysłodawców spacerów historycznych po Sosnowcu. Wiele z nich prowadził osobiście. Spacery cieszą się bardzo dużą popularnością, niektóre z nich jak ten z 2015 roku po Ostrowach Górniczych, czy po Maczkach zgromadziły grubo ponad 100 osób.
Wycieczka odbywa się w ramach cyklu „Wędrówek sosnowieckich z historią w tle”. Koszt uczestnictwa to symboliczne 1 zł, w zamian uczestnicy otrzymają okolicznościową plakietkę.
Zbiórka uczestników w pobliżu przedszkola i filii nr12 Miejskiej Biblioteki Publicznej – Sosnowiec ul. Zagórska 3. Start godzina 11. Serdecznie polecamy.
[PP]
Źródło: 41-200.pl
Marta Puda zawodniczka Towarzystwa Miłośników Szermierki Zagłębie Sosnowiec będzie reprezentowała Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro! Marta wystąpi 13 sierpnia w turnieju drużynowym szabli kobiet.
Po zakończonych Mistrzostwach Europy seniorów w szermierce, podczas których drużyna szablistek w składzie: Aleksandra Socha, Bogna Jóźwiak, Katarzyna Kędziora oraz Marta Puda zajęła 4. miejsce, Zarząd Polskiego Związku Szermierczego ogłosił skład na XXXI Letnie Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. W zaszczytnym gronie olimpijczyków znalazła się sosnowiczanka Marta Puda – szablistka Towarzystwa Miłośników Szermierki – Zagłębie, podopieczna wybitnego szkoleniowca Krzysztofa Wątora.
W tym sezonie Marta Puda może pochwalić się m.in.:
– XXVIII Letnia Uniwersjada w Gwanju (Korea Południowa) – 3. miejsce indywidualnie,
– Puchar Świata w Seulu (Korea Południowa) – 19. miejsce indywidualnie,
– Puchar Świata w Atenach (Grecja) – 22. miejsce indywidualnie,
– Mistrzostwa Polski w Warszawie- 3. miejsce indywidualnie,
– Puchar Świata w Caracas (Wenezuela) – 3. miejsce drużynowo,
– Puchar Świata w Foshan (Chiny)- 3. miejsce drużynowo,
– Puchar Świata Sint Niklaas (Belgia)- 5. miejsce drużynowo.
Sosnowiecki sport może poszczycić się pokaźnym gronem olimpijczyków – ponad dwudziestu zawodników wzięło udział w Igrzyskach Olimpijskich. Sześciu spośród nich wywalczyło medale. Złoto Igrzysk Olimpijskich zdobyli siatkarze: Ryszard Bosek, Wiesław Gawłowski, Włodzimierz Sadalski i Zbigniew Zarzycki; srebro – piłkarz Wojciech Rudy, natomiast dwa brązowe medale -siatkarka Krystyna Czajkowska-Rawska. Pozostałymi sosnowieckimi olimpijczykami są: Marek Cholewa, Wiesław Jobczyk, Stanisław Klocek, Marek Marcinczak, Jarosław Morawiecki, Andrzej Nowak, Włodzimierz Olszewski, Krzysztof Podsiadło, Henryk Pytel, Andrzej Świątek, Andrzej Zabawa (hokej na lodzie), Justyn Węglorz (koszykówka), Andrzej Jarosik (piłka nożna), Leszek Molenda (siatkówka) oraz Rafał Sznajder, Marcin Koniusz (szermierka).
Źródło i zdjęcie: UM
Górnośląski Związek Metropolitalny otrzymał z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji nową wersję projektu ustawy o związku metropolitalnym w województwie śląskim.
Jak zapowiada Małgorzata Mańka – Szulik, przewodnicząca Związku i zarazem prezydent Zabrza do końca tygodnia strona samorządowa zamierza przedstawić swoje uwagi do tego projektu.
– Cieszy nas tempo realizowanych działań. Widzimy, że intencją rządu jest zakończenie prac legislacyjnych w terminie umożliwiającym jak najszybsze utworzenie związku metropolitalnego w województwie śląskim i rozpoczęcie przez niego działalności 1 stycznia 2017 roku – podkreśla Małgorzata Mańka – Szulik.
Jak informuje GZM w swoim komunikacie projekt uwzględnia większość uwag zgłoszonych przez samorządy na etapie konsultacji, usuwając dotychczasowe wątpliwości związane z organizacją transportu i planowaniem przestrzennym (właśnie z powodu tych wątpliwości GZM niedawno opuściło Jaworzno)
– Największe zmiany dotyczą transportu publicznego. Głównym zadaniem związku będzie planowanie, koordynacja, integracja oraz rozwój transportu zbiorowego, w tym drogowego i kolejowego, a także organizacja metropolitalnych przewozów pasażerskich. Związek nie pozbawi gmin zadań w zakresie publicznego transportu zbiorowego. Zaletą tego modelu jest jasne nakierowanie zadań związku na rozwój transportu i jego koordynację oraz ograniczenie ryzyka związanego z likwidacją i przekształceniem istniejących organizatorów transportu. Proponowany model pozwala na ewolucyjne przekształcanie związku – na podstawie porozumień z gminami – w organizatora transportu na całym obszarze metropolitalnym – czytamy w komunikacie.
W zakresie planowania przestrzennego związek metropolitalny będzie odpowiedzialny za tworzenie ramowego studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, bez wpływu na maksymalne powierzchnie zabudowy w poszczególnych gminach. W projekcie ustawy bez zmian pozostały zasady finansowania związku oraz wysokość udziału we wpływach z podatku dochodowego od osób fizycznych, stanowiącego dochód budżetu państwa.
Źródło: portalsamorzadowy.pl
Fot. PTWP
Informacje/ Sosnowiec/ Tokowisko
Nastał lipiec. Pacholęciem będąc, mniemałem w swej dziecięcej naiwności, że lipiec i sierpień to najpiękniejsze miesiące roku. Macie rację: nieszczególnie lubiłem szkołę. Dziś właściwie nie wiem dlaczego. Nauka nie sprawiała mi jakiś istotnych kłopotów, nauczyciele w zasadzie (poza nielicznymi doprawdy wyjątkami) całkiem mi odpowiadali, z kolegami wszystko również dobrze się układało, konflikty rozwiązywaliśmy szybko i po męsku, bez konsekwencji dla dorosłych, bo donosy należały do rzadkości. Wzór Pawki Morozowa jakoś nie przemawiał nam do wyobraźni, tym bardziej do naśladowania (kim był Pawka, niech szuka, kto ciekawy). W starszych klasach pojawiły się dziewczyny, co znacznie ożywiało przebieg lekcji i przerw ma się wiedzieć. A warto w tym miejscu zaznaczyć, że tak zwana koedukacja dopiero wtedy zaczynała na dobre wkraczać do szkół.
Obowiązek szkolny obejmował siedmiolatków. Do szkoły trafiłem rok przed czasem, więc uchodziłem – przynajmniej na początku – za prymusa, co szybko się skończyło, bo miałem nieodpartą skłonność do naśladowania starszych. Po siedmiu klasach trafiłem do tak zwanego ogólniaka na kolejne cztery, po czym skończyły się beztroskie lata. Zapytać ktoś może, po co o tym opowiadam? Słusznie zapyta. Odpowiem zatem, że po to, aby pogawędzić nieco o zadziwiającemu umiłowaniu naszych władców do reformowania oświaty. Dzieje się tak, o ile pamiętam, co kilkanaście lat, czyli mniej więcej zgodnie z cyklem nauczania.
Miałem już kiedyś okazję przywołać poniższy przykład, powtórzę więc, że najstarszym zawodem świata wcale nie jest ten, o którym większość myśli. W Piśmie stoi, że na początku był chaos. Logika podpowiada, że skoro chaos był, to ktoś musiał go wywołać, a nikt przecież sprawniej chaosu nie powoduje, jak polityk, zwłaszcza niekompetentny. No to mamy odpowiedź na pytanie o najstarszy zawód. A dlaczego dzieje się to w takim cyklu? Bo pokrywa się z czasem wymiany ekip rządzących, kiedy chaos wywołany przez poprzedników nie zdążył się jeszcze całkiem uporządkować, ale już tym grozi, więc czas przystąpić do dzieła i spowodować nowy. Na zdrowie.
Tymczasem uczniów mało to wszystko wzrusza, bo jeszcze nie wiedzą niebożęta, że za kilkanaście lat sami staną przed dylematem, co zrobić z daremną nauką, która i tak nie będzie trafiona w nieprzewidywalne potrzeby przyszłości, naturalnie też nieprzewidywalnej. Zamiast przeto bałaganić w formach, byłoby lepiej wzbogacić treści, ale na to trzeba fachowców, a tych, jak wiadomo nie ma, bo przecież ich ponoć nie wykształcono, zatem trzeba system zreformować i tak dalej ab ovo. O tym szerzej i mądrzej przed czterema dniami pisał na tych łamach ktoś inny. Polecam.
Zacząłem od poddania w wątpliwość, czy miesiące wakacyjne rzeczywiście są najpiękniejszą porą roku warunkowaną tylko pogodą. Wiele zależy od zupełnie innych ludzi, niż uczniowie, studenci, nauczyciele i profesura. Nie rozumiem dlaczego zewsząd słyszę, że wakacje, że lepiej odłóżmy to na jesień, że kanikuła, więc może słuszniej przeczekać. Nuda i nie mam na to dobrej rady. Tylko politycy próbują nam ten czas uatrakcyjnić, choć prawdę mówiąc, byłoby o wiele sympatyczniej, gdyby przede wszystkim sobie zafundowali urlopy. Długie.
toko
Wyjątkowo we wtorek (5.07) w restauracji Stacja Sosnowiec (ul. Teatralna 9) odbędzie się kolejne Spotkanie Sympatyków Sosnowca. Tym razem rozmawiać będziemy o muzyce poważnej, a gośćmi będą Arienne Dorothea Agnoletto i Michał Góral.
Arienne Dorothea Agnoletto to światowej sławy kompozytorka, dyrygentka, pianistka, skrzypaczka, a przy tym jednocześnie dyplomowany prawnik Dzieląca swoje życie pomiędzy Sosnowcem i Wiedniem, pomimo licznych podróży nie zapomniała o regionie z którego się wywodzi. Stara się aktywnie uczestniczyć w życiu kulturalnym Sosnowca i Będzina w którym się urodziła. Michał Góral to dyrektor klubu im. Jana Kiepury, jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego. W Sosnowcu od lat kojarzony jest w środowisku muzycznym jako dyrektor artystyczny festiwalu – Sosnowieckie Dni Muzyki Znanej i Nieznanej. Jak to zwykle bywa w tle rozmów będziemy mogli podziwiać ciekawe zdjęcia. Będzie okazja zadawać pytania i zrobić sobie wspólne zdjęcia z gośćmi.
Przypomnijmy, że Stacja Sosnowiec to lokal gastronomiczny, w którym cyklicznie odbywają się Spotkania Sympatyków Sosnowca. Gośćmi poprzednich spotkań byli m.in. Rafał Bryła, Zbigniew Białas, Zbigniew Leraczyk, Janusz Osiński, Czesław Gałka, Artur Ptasiński, Mieczysław Klein, Dariusz Nawrot, Anna Urgacz-Szczęsna, Tomasz Kostro, Franciszek Wszołek, Dariusz Jurek, Janina Kapuścik-Witek, Mikołaj Dziewiatowski, Cezary Podraza, Marian Jasiński, Martyna Bierońska, Paweł Duda, Józef Gałeczka, Leszek Baczyński, Grzegorz Onyszko, Tomasz Służałek, Dariusz Szczubiał, Marian Kardas, Zbigniew Zarzycki, Jarosław Szopa, Wojciech Jaroszewski, Krzysztof Kasprzyk i Witold Wieczorek. Rozmawiano o czasach gdy powstawało Zagłębie Sosnowiec oraz o jego żywych legendach, o historii browarów sosnowieckich, poznaliśmy losy Basi i Izabeli na tle sosnowieckich realiów, o sukcesach sosnowieckiej koszykówki, o latach międzywojennych w Sosnowcu, o Powstaniu Styczniowym w Sosnowcu, o Zamku Sieleckim, o wielkich ludziach kultury i sportu rodem z miasta Kiepury, o Maczkach w latach międzywojennych, o Teatrze Zagłębia i o powieściach „Korzeniec”, „Puder i pył” i „TAL”, a także o cerkwiach sosnowieckich, największych sukcesach Płomienia Milowice i sportach walki.
Zapraszamy serdecznie. Początek o godzinie 18. Wstęp wolny.
[PP]
Źródło: 41-200.pl
Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Dzisiejsza XXXIII sesja Rady Miejskiej miała jeden punkt porządku obrad, który skupiał uwagę większości obserwatorów, a mianowicie wniosek o udzielenie absolutorium Prezydentowi Miasta Sosnowca za 2015 rok.
Przed głosowaniem głos zabrali przewodniczący klubów i radni zgłoszeni do dyskusji. Przewodniczący klubu PO Janusz Kubicki oznajmił, że wykonanie planu wieloletniej prognozy finansowej zostało zrealizowane i pozostaje tylko udzielenie absolutorium Prezydentowi Miasta Sosnowca za czym będzie głosował klub PO w ramach koalicji „Wspólnie dla Sosnowca” Tutaj oczywiście wszystko było na sto procent do przewidzenia, bo poprzednie głosowania pokazywały dobitnie, że nawet gdyby prezydent zażyczył sobie zadekretowania, że oto osioł będzie od tej pory koniem, to tak by się stało. Ten stan rzeczy pokazało choćby nie tak dawne głosowanie uchwały o automatach do gier hazardowych. Pomimo, że koalicyjni radni zdawali sobie sprawę, że uchwała nie ma zastosowania w Sosnowcu, (bo w ogóle nie występują takie przypadki) i nie posiada podstawy prawnej – co potwierdził później Nadzór Wojewody” – zagłosowali zgodnie z życzeniem prezydenta Chęcińskiego, kompromitując samych siebie i miasto. Pisaliśmy wówczas, że w kwestiach etycznych liczni radni są niezwykle pryncypialni na poziomie teoretycznym, ale bardzo oportunistyczni na gruncie praktycznym i do dzisiaj ten stan nie uległ zmianie, bo „za swą lojalność wobec Prezydenta uzyskują dla siebie lub swojej rodziny całkiem realne korzyści – w tym także finansowe.”
Następnie do mównicy podszedł przewodniczący klubu PiS Jacek Dudek który przypomniał, że opinia Regionalnej Izby Obrachunkowej – obligatoryjna w takich przypadkach – ocenia jedynie poprawność sprawozdań pod względem prawnym. Natomiast pozytywna opinia Komisji Rewizyjnej jest wynikiem glosowania w którym za pozytywną opinią głosowało zaledwie 5 radnych spośród 11 członków. Stwierdził ponadto, że „głosowanie za udzieleniem prezydentowi absolutorium byłoby jednak nie tylko aprobatą realizacji budżetu, ale pośrednio także sposobu sprawowania władzy, a ten sposób jest często sprzeczny z naszą wizją funkcjonowania miasta. Dlatego klub Prawa i Sprawiedliwości nie chcąc autoryzować sposobu realizacji polityki finansowej miasta, ale mając jednocześnie nadzieję na korektę w przyszłości (…) postanowiliśmy wstrzymać się od głosu”.
Z kolei Kazimierz Górski powiedział, że klub SLD ma pewien dysonans w ocenie ponieważ koalicjant, który dzisiaj rządzi krytykował to, co się wówczas działo, a dzisiaj w stu procentach to wykonał. Szereg spraw wymaga jego zdaniem rzetelnej dyskusji – zwłaszcza w sprawie Kazimierza – a nie przykrywania problemu propagandą. W swoim imieniu zdeklarował wstrzymanie się od głosu, ale tuż przed głosowaniem Tomasz Niedziela poprosił o 10 minutową przerwę dla uzgodnienia stanowiska klubu, co jednak chyba się nie udało, bo jak się później okazało radny Tomasz Bańbuła zagłosował wbrew stanowisku klubu i poparł uchwalenie absolutorium.
Przewodniczący klubu „Tak dla Sosnowca” radny Adam Wolski na początku oświadczył, że klub nie ma wątpliwości i zagłosuje za uchwaleniem absolutorium, po czym przystąpił do krytyki wystąpień Jacka Dudka i Kazimierza Górskiego twierdząc, że obydwa wystąpienia nie miały nic wspólnego z meritum sprawy i że zupełnie nie rozumie stanowiska tych klubów.
Karol Winiarski zabierając głos jako kolejny mówca zwrócił uwagę, że w polskiej tradycji kwestia udzielenia absolutorium ma dwojaki charakter: jako ocena wykonania budżetu, ale również jest oceną polityczną poczynań władzy. W pierwszej kwestii radny miał co prawda wątpliwości w kwestiach szczegółowych (wskaźników ekonomicznych), ale nie deprecjonował wykonania budżetu. W kwestii drugiej zauważał, że wciąż nie ma całościowej wizji i planu działania na przyszłość, a przede wszystkim wizji finansowej, podczas gdy zagrożeń na horyzoncie pojawia się coraz więcej. Zakończył stwierdzeniem, że budowa Zagłębiowskiego Parku Sportowego nie może zastąpić całościowego i kompleksowego planu rozwoju miasta w najbliższych latach. Gdy rozległy się oklaski po wystąpieniu Karola Winiarskiego przewodniczący Wilhelm Zych zareagował bardzo nerwowo: „Proszę o nieklaskanie, bo to nie przystoi tej sali i tej sytuacji” – zaapelował do zebranych. Ciekawe odkąd to klaskanie i to bardzo delikatne nie przystoi? Co innego gwizdy czy buczenie. Widocznie oklaski były nie pod tym adresem, którego oczekiwał przewodniczący.
Paweł Wojtusiak nie zgodził się z Karolem Winiarskim, że nie ma wizji rozwoju miasta i zdeklarował w swoim imieniu i w imieniu radnego Kamila Wnuka całkowite poparcie absolutorium. Tutaj też nie powinno być zdziwienia, ponieważ o przyczynach nagłego uwielbienia prezydenta przez obydwu panów pisaliśmy już kilkakrotnie.
Tomasz Niedziela prosząc o zarządzenie przerwy wyraził ubolewanie z powodu pouczania przez radnego Adama Wolskiego radnych Jacka Dudka i Kazimierza Górskiego zamiast koncentrować się na ocenia prezydenta Chęcińskiego. Zareagował na to Adam Wolski wygłaszając laudację na cześć prezydenta i krytykując jednocześnie jego oponentów. Tomasz Niedziela skwitował to krótko i celnie: Ma pan co do jednego rację i podpisuję się pod tym dwoma rękami. Radni klubu SLD będą się zgadzali i zgadzamy się i m.in. dlatego jesteśmy w jednym klubie, a nie w czterech w ciągu ostatnich dwóch lat.
W końcu prezydent Chęciński jak zwykle nie wytrzymał i zaserwował radnym 45-minutowe przemówienie ilustrowane prezentacją, które miało wykazać, że ma wizję rozwoju miasta i jego sposób sprawowania władzy jest właściwy.
Jeden wielki groch z kapustą i totalny chaos. Kilkadziesiąt wątków, dygresje, wtrącenia, brak spójności i logicznych związków poszczególnych tez. Nie ma pewności, czy prezydent w ogóle rozumie, co oznacza słowo strategia. Trudno było się zorientować, jakie są cele długoterminowe, a jakie krótkoterminowe i tym samym gdzie przebiega podział na działania strategiczne i operacyjne oraz jakie sposoby proponuje się w celu ich osiągnięcia na poszczególnych etapach. Nie wiadomo również co ma być naszym atutem, wyróżnikiem na tle podobnych miast oraz podstawą rozwoju i dochodów na najbliższe lata.
Jeśli chodzi o sposób sprawowania władzy o którym mówili radni, to również wydaje się, że nasz prezydent nie zrozumiał o co chodzi. A chodzi o przede wszystkim o arogancję, megalomanię, narcyzm i nieliczenie się z radnymi przejawiające się np. tym, że pan prezydent biega najpierw do zaprzyjaźnionych mediów ze swoimi koncepcjami, a radni na komisjach otwierają usta ze zdziwienia, że zapadły decyzje o których nie słyszeli. Do tego niesłychana propaganda sukcesu wraz z towarzyszącym jej przerostem formy nad treścią oraz zachowania, które narażają miasto na kpiny – jak w przypadku Święta Trzech Króli, propagandowej masówki w Maczkach, pseudokonsultacji w sprawie ZPS, podejmowania uchwał bez podstawy prawnej, zwoływania konferencji prasowych z powodów raczej śmiesznych i kilku innych spraw.
Nie można spontanicznie podejmować polemiki na skutek emocjonalnego bodźca, jeżeli nie ma się umiejętności syntetycznego wyrażania myśli i analitycznej dyscypliny. Te braki prezydent Chęciński próbuje nadrabiać grą na emocjach i zgranymi socjotechnicznymi sztuczkami, zaczerpniętymi z politycznych gabinetów. Tylko, że – jak pisaliśmy – „sprawności o której mowa nabywa się latami obcując z dobrą literaturą i publicystyką” i te braki zostały dostrzeżone nie tylko przez redakcję, ale również przez Karola Winiarskiego czy Jarosława Piętę.
Ostatecznie koalicja prezydencka przegłosowała absolutorium stosunkiem głosów 15 do 10 (wstrzymujących się), ale nie ma wątpliwości, że gdyby nie renegaci z innych klubów skuszeni przywilejami (oczywiście na koszt podatnika), to tę batalię prezydent by przegrał z kretesem.
PS
Zapis video z sesji Rady Miejskiej można obejrzeć na stronie internetowej miasta
W dniu 08 lipca 2016 roku w Sosnowcu w Wyższej Szkole Humanitas (ul. Kilińskiego 43) o godzinie 17:00 odbędzie się spotkanie posłów Kukiz’15 z sympatykami Ruchu. Organizatorem spotkania jest Pani Poseł Barbara Chrobak, natomiast wśród zaproszonych gości, którzy potwierdzili swój udział są Posłowie: Paweł Kukiz, Piotr Liroy-Marzec, Andrzej Kobylarz, Maciej Masłowski, Grzegorz Długi, Jarosław Porwich, Tomasz Jaskóła, Marek Jakubiak.
Arte Creatura Teatr Muzyczny oraz Miejski Dom Kultury „Kazimierz” zapraszają na operetkę pt. „Piraci z Penzance” Gillberta & Sullivana 10 lipca 2016 r. o godz. 17:30 do Amfiteatru w Parku im. J. Kuronia w Kazimierzu Górniczym
Piraci z Penzance to przezabawny spektakl z pogranicza musicalu i operetki, który skierowany jest do widzów wszystkich pokoleń. Barwne kostiumy, bajkowa sceneria, iście hollywodzka muzyka i angielski humor składają się na sukces spektaklu. Porywa on pełną przygód fabułą opisującą losy Fryderyka wychowanego przez piratów. Młodzieniec osiągnąwszy pełnoletność, postanawia zerwać z przestępczym półświatkiem i chce dołączyć do grona porządnych ludzi. Piraci odmawiają mu jednak prawa do pełnoletności, skoro pechowiec urodził się 29 lutego w roku przestępnym i faktycznie obchodził urodziny zaledwie 5 razy. Równocześnie na drodze Fryderyka, który do tej pory za wzór kobiecości uważał jedyną znaną sobie kobietę – starą opiekunkę, stają piękne panny – córki Generała i sam sprytny i nowoczesny Generał. Jak potoczą się losy Fryderyka? Czy dane mu będzie zakosztować życia normalnego obywatela?
W spektaklu wystąpią: Piotr Rybak jako Major Generał, Michał Sobiech / Witold Wrona jako Król Piratów, Jarosław Wewióra jako Frederic, Tomasz Furman jako Samuel, Jakub Bergel jako James, Adam Żaak / Ireneusz Miczka jako Sierżant, Zbigniew Mikolasz i Łukasz Guzy / Michał Kowalski jako Policjanci, Beata Witkowska-Glik / Ewelina Sobczyk jako Mabel, Ewelina Sobczyk / Anna Jaskółka-Haśnik jako Edith, Edyta Nowicka / Paulina Magaj jako Kate, Magdalena Czarnecka jako Isabel, Marta Gabryelczak-Paprocka / Jadwiga Postrożna jako Ruth.
Śpiewakom towarzyszy Orkiestra Teatru Muzycznego Arte Creatura pod dyr. Jana Bembna.
Reżyseria i choreografia: Dariusz Taraszkiewicz
Produkcja: Jarosław Wewióra, Beata Witkowska-Glik
Kostiumy: Dorota Wewióra Scenografia: Jarosław Wewióra
Wstęp wolny.
Wyniki brytyjskiego referendum z nie do końca zrozumiałych powodów stanowią szok dla całej Europy. Narastająca od kilku lat w całej zachodniej Europie, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, fala eurosceptycyzmu była przecież sprawą powszechnie znaną. Chociaż ostatnie sondaże wskazywały na minimalną przewagę przeciwników opuszczenia unii, to jednak wynik pozostawał sprawą otwartą. Na dodatek już ubiegłoroczne wybory parlamentarne pokazały, że pracowniom sondażowym coraz trudniej dobrać wiarygodną próbę badanych respondentów, a wielkość możliwego błędu statystycznego ciągle rośnie.
Przyczyn Brexitu jest z pewnością sporo. Z jednej strony to nieustająca nostalgia za imperialną potęgą, jaką do końca II wojny światowej była Wielka Brytania. Kanał La Manche – czy też Angielski jak chcą Anglicy – od wieków budował niechęć wyspiarzy do kontynentalnej części Europy. Lewostronny ruch, specyficzny system prawny oparty o prawo precedensowe czy inny system miar i wag to chyba najbardziej znane odrębności tego kraju. Brytyjczycy weszli do Wspólnot Europejskich (UE formalnie powstała 1 listopada 1993 roku) dopiero w 1973 roku, a już dwa lata później odbyło się pierwsze referendum dotyczące opuszczenia tej instytucji – 67,2% było wówczas przeciw. W latach 80-tych Margaret Thatcher wywalczyła tzw. rabat, czyli zmniejszenie składki jaką Wielka Brytania wpłaca do wspólnej kasy. Dekadę później Wyspiarze zagwarantowali sobie (wraz z Danią) utrzymanie na stałe własnej waluty – pozostałe kraje, w tym Polska, zobowiązały się w traktatach akcesyjnych przystąpić do strefy euro, chociaż nie określono w nich dokładnej daty, kiedy ma to nastąpić. Brytyjczycy (wraz z Irlandczykami) nie przystąpili do strefy Schengen i nie podpisali (tym razem wraz z Polską) Karty Praw Podstawowych. Powszechne i w dużym stopniu zasadne były narzekania na rozrost unijnej biurokracji oraz już znacznie mniej słuszne, zwłaszcza w ustach obywateli Zjednoczonego Królestwa, zarzuty co do braku demokratycznej legitymizacji unijnych instytucji – Elżbiety II i członków Izby Lordów w ogóle nikt nie wybierał. Doszły do tego narastające obawy przed kolejnymi pomysłami Komisji Europejskiej, która zwłaszcza pod przewodnictwem jej nowego szefa Jean-Claude Junckera chciałaby wydumanymi przepisami zrobić wszystkim dobrze (nie pytając się oczywiście czy tego sobie życzą), napływ emigrantów z nowych krajów unijnych (głównie z Polski) czy też ciągnący się od lat kryzys gospodarczy. Mimo, że akurat Brytyjczycy radzili sobie z nim całkiem dobrze, to jednak narastające rozwarstwienie społeczne pogłębia frustracje, zwłaszcza mieszkańców małych miast i miasteczek – od wielu lat beneficjentem wzrostu gospodarczego jest głównie Londyn i niektóre większe miasta. Ale w rzeczywistości, to co stało się w 24 czerwca jest przejawem o wiele poważniejszego zjawiska, które dotyczy nie tylko Wielkiej Brytanii, a nawet Europy. Dotyczy całego świata.
Strach. Strach przed przyszłością jest wszechogarniający. Powszechny optymizm, który zapanował po rozpadzie bloku państw komunistycznych i ZSRR na przełomie lat 80-tych i 90-tych poprzedniego wieku, już dawno należy do przeszłości. Poważni ekonomiści przewidują, ze poziom życia kolejnych pokoleń będzie niższy niż obecnych ze względu na narastający kryzys demograficzny i pogłębiającą się stagnację ekonomiczną. Receptą mógłby być napływ emigrantów, ale to budzi obawę przed utratą tożsamości narodowej, kulturowej, a nawet religijnej. Stabilność miejsc pracy w wyniku postępującej globalizacji, ale także rewolucji informatycznej, też staje się pieśnią przeszłości. Codziennością za to staje się terroryzm, który w przeciwieństwie do lat 70-tych pochodzi najczęściej spoza Europy (chociaż wielu zamachowców urodziło się już na naszym kontynencie). Globalne ocieplenie może i nie budzi jeszcze przerażenia, ale nasilające się anomalie pogodowe już tak. Do tego dochodzą konflikty, które wybuchają jeszcze poza naszym kontynentem, ale masy migrantów dobijających się bram Europy są już jak najbardziej realnym problemem. Świat zmienia się w tempie dotąd niespotykanym, a ludzie którzy w większości mają dość konserwatywne przyzwyczajenia, są coraz bardziej przerażeni. Zmiana stała się normą, a nie anomalią.
Strach rodzi prostą reakcję. Zamknięcie się, chęć powrotu do przeszłości jawiącej się jako raj utracony (także ze względu na wspomnienia młodości, która przecież już nie wróci), szukanie winnych, a także łatwych i sprawdzonych w przeszłości rozwiązań. Tyle, że to co kiedyś działało, nie musi dobrze działać obecnie. Jak słusznie twierdził Heraklit – Panta rhei (wszystko płynie), wszystko się zmienia, ludzie, otoczenie, gospodarka. W Polsce taki sposób myślenia oznacza powrót do czasów PRL-u, najczęściej do lat 70-tych, kiedy „Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnie” – jak się później okazało na kredyt, który nie byliśmy w stanie spłacić. Czym bowiem innym są reformy obecnego rządu oznaczające w praktyce powrót do rozwiązań z czasów gierkowskich (najnowsze plany zmian w systemie oświaty – 8-letnia podstawówka, 4-letnie liceum, 5-letnie technikum – są tego najlepszym przykładem). Powszechne są też nawoływania do naprawy systemu polegającej na likwidacji instytucji odpowiadającej za źle działającą sferę naszego życia. Szwankuje służba zdrowia? Zlikwidujmy Narodowy Fundusz Zdrowia. System emerytalny jest w zapaści? Zlikwidujmy Zakład Ubezpieczeń Społecznych? Młodzież coraz głupsza? Zlikwidujmy gimnazja. Źle działa państwo? Zlikwidujmy … . No właśnie co? Państwo?
W krajach Europy zachodniej odpowiedź na narastające problemy życia codziennego jest równie prosta. Zlikwidujmy Unię Europejską. A przynajmniej wróćmy do czasów, gdy nie uległa ona poszerzeniu o nowych członków z Europy środkowej i południowo-wschodniej. A ponieważ nie są w stanie tego zrobić, to nie pozostaje im nic innego jak dążyć do opuszczenia znienawidzonej instytucji. W Polsce nawet znani ze swojego eurosceptycyzmu czy wręcz niechęci do UE politycy, o wyjściu z UE nie mówią. Dlaczego? Ponieważ bez ogromnych transferów finansowych trudno sobie wyobrazić większość publicznych inwestycji. Ale gdy pieniądze się skończą, a inne korzyści wynikające z naszego członkostwa spowszednieją, euroentuzjaści znikną jak pierwszy śnieg. Pojęcie solidarności i związana z nim konieczność ponoszenia również ciężarów w rozwiązywaniu wspólnych problemów, jest całkowicie obca większości naszego społeczeństwa. To inni mają być solidarni z nami, gdy jesteśmy w potrzebie. My z innymi? To niedopuszczalne żądania godzące w naszą suwerenność.
Skąd taka skłonność do szukania prostych rozwiązań? Z powszechnego i narastającego braku umiejętności logicznego i analitycznego myślenia. Bez wątpienia to efekt przemian cywilizacyjnych i pojawienia się nowoczesnych technologii informatycznych. Z jednej strony stwarzają one nowe możliwości, ale z drugiej przyczyniają się do dobrowolnego „ogłupiania się” i to nie tylko młodych ludzi. Ale winę ponoszą również kolejni „reformatorzy” systemu oświatowego. Dążenie do maksymalizacji ilości obywateli posiadających średnie i wyższe wykształcenie, a także paranoidalne wręcz szukanie winnych niepowodzeń edukacyjnych we wszystkich, tylko nie w uczniach i ich rodzicach, siłą rzeczy musiało doprowadzić do radykalnego obniżenia wymagań na każdym etapie edukacji. Obsesyjne stawianie na tzw. umiejętności kosztem rzetelnej wiedzy, być może ułatwia radzenie sobie w codziennym bytowaniu, ale ma katastrofalne konsekwencje dla jakości życia publicznego. Ktoś, kto nie ma podstawowej wiedzy o współczesnym świecie, nie jest w stanie krytycznie przeanalizować medialnego czy propagandowego przekazu. Uwierzy we wszystko co usłyszy, przeczyta lub obejrzy. I nie zorientuje się, że ktoś właśnie „wciska mu kit”.
Ludzka głupota to idealna pożywka dla wszelkiej maści populistów. Wiek XX nazywany był wiekiem ideologii, co doprowadziło do straszliwych wojen. Ale politykom walczącym o władzę przynajmniej o coś chodziło. Władza potrzebna była do realizacji konkretnego programu. Obecnie najczęściej chodzi o władzę dla samej władzy. Żeby ją zdobyć wszystkie chwyty są dozwolone. Najlepiej wyolbrzymić istniejące obawy wzniecając histeryczne obawy, przedstawić siebie jako zbawcę i liczyć, że ciemny lud to kupi. I kupuje coraz częściej.
Kuriozum brytyjskiego referendum polega na tym, że decyzje, które są jego efektem będą miały globalne i wieloletnie konsekwencje. A przecież za rok, za miesiąc, a może nawet za tydzień wynik plebiscytu mógłby być zupełnie inny. Wielu głosujących podejmowało decyzje w ostatniej chwili, pod wpływem chwilowego impulsu albo z czystej frustracji nie mającej żadnego związku z członkostwem Wielkiej Brytanii w UE. Zresztą, za kilka lat, gdy podjęta w czwartek decyzja ulegnie materializowaniu w postaci wystąpienia Wielkiej Brytanii z europejskiej wspólnoty, przy życiu zostanie prawdopodobnie więcej tych, którzy głosowali przeciw Brexitowi, niż tych, którzy byli za. Biologia ma swoje prawa (co roku umiera prawie milion Brytyjczyków), a przecież największe poparcie dla opuszczenia unii było wśród najstarszych mieszkańców Zjednoczonego (jeszcze) Królestwa.
Czy to znaczy, że referenda powinny być zakazane? Wszyscy, którzy tak twierdzą, w praktyce kwestionują demokrację. A przecież to władza ludu. Czy jest lepszy sposób jej wyrażania niż referendum? Idiotyzmem jest natomiast branie pod uwagę zwykłej większości głosów. Tak zasadnicze decyzje powinny być podejmowane, gdy za konkretnym rozwiązaniem opowie się 3/5 czy nawet 2/3 głosujących. Przy braku wymaganej większości referendum powinno być powtarzane po pewnym czasie. Jeśli i tym razem większość potwierdzi swoją poprzednią decyzję, można uznać, że to rzeczywista wola społeczeństwa, która nie ulegnie zmianie w najbliższym czasie.
Greccy myśliciele byli twórcą pojęcia „ochlokracji”. Według nich była to zwyrodniała forma demokracji, w której władza jest sprawowana bez żadnych struktur i zasad prawnych, bezpośrednio przez niezorganizowany i ulegający zmiennym emocjom tłum kierowany przez demagogów. Ochlokracja zabija merytokrację czyli rządy ludzi kompetentnych. To zwykle nudziarze, nie wzbudzający pozytywnych emocji, a na dodatek często mówiący rzeczy niepopularne, których nikt nie chce słuchać. Lepiej przecież żyć złudzeniami, a gdy prawdy nie da się już dłużej ukrywać, zawsze można polityków, których jeszcze przed chwilą uwielbialiśmy i wybieraliśmy, nazwać złodziejami i oszustami. To niestety bardzo widoczny trend widoczny w wielu demokratycznych państwach na świecie.
Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, populiści nie mieli większych szans. Zdobywali kilka, góra kilkanaście procent głosów i stanowili margines sceny politycznej. Większość wyborców, nawet jeżeli po cichu zgadzała się z wieloma ich poglądami, to jednak wiedziała, że na takich ludzi się nie głosuje. To już przeszłość. Obecnie jest wręcz odwrotnie. Wybieramy skandalistów i celebrytów. Ktoś, kto ma wiedzę i kompetencje jest odrzucany. Dlaczego mamy wybierać mądrzejszych od nas? Przecież powinni nas reprezentować ludzie tacy jak my. W praktyce durni, nieokrzesani i płytcy. Dlatego Donald Trump ma spore szanse w listopadowych wyborach. To przecież czysta emanacja amerykańskiego społeczeństwa. I nie tylko amerykańskiego.
P.S.
Jarosław Kaczyński znalazł już odpowiedzialnego za Brexit. Niespodzianki nie było. To oczywiście wina Tuska, który w trakcie toczonych w lutym br. negocjacji poszedł na zbyt małe ustępstwa wobec żądań Davida Camerona. Jest jednak pewien problem. Głównym tematem zawartego wówczas porozumienia były kwestie dotyczące praw socjalnych emigrantów z innych unijnych krajów. W tym przede wszystkich Polaków. Wcześniej brytyjski premier przyjechał do Polski i rozmawiał z samym prezesem i Beatą Szydło. Ta ostatnia uczestniczyła w szczycie Rady Europejskiej, która zatwierdziła z trudem wypracowany układ, aktywnie zresztą do końca negocjując z Cameronem. Po czym oświadczyła: „Udało nam się zrealizować nasze cele”. Polskie Radio donosiło: „W ocenie Joachima Brudzińskiego z Prawa i Sprawiedliwości udało się zabezpieczyć interesy Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Zaznaczył, że jest to wynik pracy pani premier. – Wszystkie cele, które rząd wyznaczył sobie przed wyjazdem, zostały zrealizowane – oznajmił.” Może więc prezes Kaczyński powinien najpierw wyciągnąć konsekwencje personalne wobec premiera – tyle, że obecnego, a nie byłego.
Karol Winiarski