Czy Powstanie Styczniowe było błędem?
Dzisiaj wielu publicystów i historyków znając jego przebieg i olbrzymią cenę jaką przyszło zapłacić za jego klęskę, skłania się do tak jednoznacznej i negatywnej oceny wydarzeń zapoczątkowanych 22-go stycznia 1863 roku. Podobnie, całkiem jak w przypadku oceny Powstania Warszawskiego. Oczywiście nie można zaprzeczyć, że straty jakie poniosła polska substancja narodowa zarówno materialne, jak i ludzkie były olbrzymie i często nie do naprawienia. Szczególnie bolesne okazały się one na Kresach Wschodnich, tak drogich wtedy i obecnie sercom Polaków – gdzie skonfiskowano ponad 4 tysiące majątków uczestników powstania i rozszalał się dziki terror znanego z okrucieństwa nowo mianowanego gubernatora Litwy Murawjowa, który przejdzie do historii jako „Wieszatiel”. Chyba nie będzie przesadą powiedzieć, że zapoczątkowało to upadek dziedzictwa dawnej Rzeczpospolitej na tych ziemiach.
Powstanie miało również swój tragiczny wymiar dla jej Kresów Zachodnich, do których można zaliczyć ziemie zwane później Zagłębiem Dąbrowskim. W epoce wielkich przemian związanych z rozwojem przemysłu, kolei żelaznej – stanowiących zapowiedź w innych państwach wzrostu dobrobytu i nadziei na lepsza przyszłość dla wielu, ludność tutaj została pozbawiona tej warstwy intelektualnej i kierowniczej, w postaci polskich urzędników, patriotycznego duchowieństwa i szlachty, którzy zmuszeni byli uciekać za granicę, czy pozbywać się szybko majątków w obawie przed represjami, czy konfiskatą. Szczególnym wyrazem tego były losy zaangażowanego w prace na rzecz powstania, a zapomnianego dzisiaj dziedzica Zagórza i Klimontowa Jacka Siemieńskiego oraz jego kuzynki Wandy Malczewskiej, zaliczonej dzisiaj w poczet błogosławionych. Przerwana została ich piękna karta związana z pracą organiczną i patriotyczną wśród tutejszych włościan. Ich miejsce i majątki szybko przejęli przybysze zza granicy. Oczywiście, pomimo nieraz ich chlubnego zaangażowania na rzecz rozwoju gospodarczego Sosnowca, czy dobroczynności – ich związek z Polską czy Polakami był nikły, czy wręcz żaden. Czuli się przede wszystkim poddanymi cara Rosji a w przypadku niepokojów społecznych wynikających z brutalności, czy nieudolności rosyjskiej władzy gotowi byli raczej sięgać po pomoc Prusaków zza Brynicy, niż szukać porozumienia z tutejszymi mieszkańcami, czy robotnikami. Pomimo takich niesprzyjających warunków przybywało tutaj wielu ludzi zachęconych perspektywą pracy. Cały dynamizm rozwoju przemysłowego, ruchu ludności w Zagłębiu Dąbrowskim w okresie popowstaniowym, próbowano nawet wtedy wpisać entuzjastycznie w analogię przemian jakie zachodziły w Stanach Zjednoczonych. Jednak dla bardziej dociekliwych obserwatorów, publicystów, czy pisarzy – takich jak Andrzej Niemojewski, Stefan Żeromski, czy Maria Dąbrowska przebywających tutaj zaczęły być zauważalne również zasadnicze różnice … Brakowało w tym wszystkim zorientowanego na przyszłość ducha wyrażonego jakimś wspólnym wysiłkiem mieszkańców Sosnowca, czy Zagłębia. Nie tworzono instytucji będących wyrazem wspólnoty, a nieliczne próby okazywały się nietrwałe… Potęgowało to wrażenia całkowity brak zainteresowania dbałością o estetykę rozrastających się miejscowości. Zabudowa była chaotyczna , bez żadnego stylu i fatalne warunki sanitarne.
Sprawiało to wrażenie jakby ludzie mieli tu przebywać tylko tymczasowo. I niestety była to w dużej części cena jaką przyszło zapłacić po upadku Powstania Styczniowego, po którym carat z obsesyjną wręcz nienawiścią i strachem przed buntem – jak każda władza absolutna, odnosił się zarówno do wszystkich miejsc związanych z tymi wydarzeniami jak i w ogóle do jakichkolwiek przejawów polskiego życia narodowego. Tak wyglądała sytuacja kiedy duch stłamszony rozmiarami klęski przygasł, a o chwalebnej przeszłości mogły tylko przypominać ruiny zamku piastowskiego w Będzinie.
Na pozytywne skutki powstania przyszło czekać ponad 50 lat, do wybuchu I wojny światowej i konfliktu pomiędzy zaborcami Polski. Józef Piłsudski, pierwszy Naczelnik odrodzonego państwa polskiego, wielokrotnie podkreślał jak dla niego oraz jego współpracowników ważne było Powstanie Styczniowe we wskrzeszeniu idei niepodległościowej ucieleśnionej czynem legionowym i czy w ogóle w utrzymaniu ducha narodowego. Wielkim szacunkiem i estymą otaczał weteranów powstania. Nadał im uprawnienia żołnierzy Wojska Polskiego i prawo do noszenia specjalnych mundurów. Zadbał też o zabezpieczenie materialne ich oraz ich rodzin, co było bardzo ważne dla tych ludzi w podeszłym wtedy wieku, zmagających się często z biedą, czy chorobą wynikającą z ich zaangażowania w powstańczą walkę. Nazywani wcześniej przez współczesnych szaleńcami – co było dla nich szczególnie dotkliwe, jak czytamy we wspomnieniach uczestników wydarzeń 1863 roku, doczekali się wreszcie należnego im prestiżu i szacunku. Wzorem patriotyzmu dla młodego pokolenia.
Wracając na zakończenie do pytania, czy Powstanie Styczniowe było błędem, które powraca z każdą kolejną rocznicą obchodów jego wybuchu, chciałbym przytoczyć tutaj fragmenty artykułu wstępnego z tajnego pisma „Ruch”, z pierwszego numeru datowanego na 5-tego lipca 1862 roku. Jego autorem jest prawdopodobnie Agaton Giller, będący wtedy zwolennikiem Czerwonych, członkiem Komitetu Centralnego oraz Rządu Narodowego, a jednocześnie redaktorem „Ruchu” i korespondentem krakowskiego „Czasu” („Ruch” był w okresie przedpowstaniowym, aż do czerwca 1863 oficjalnym organem Rządu Narodowego, zdominowanego wtedy przez Czerwonych i reprezentujący ich poglądy). Wydaje mi się, że analiza tego tekstu nakreślającego plan odzyskania przez Polskę niepodległości pozwala w dużym stopniu rozstrzygnąć ten powracający dylemat. Oczywiście czasy wtedy były inne, duch patriotyczny splatał się nierozerwalnie z mistyczną czasami religijnością, jak za czasów Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Religijnością przepełniony był ceremoniał wojskowy, czy życie obozowe powstańców, czego mamy liczne świadectwa we wspomnieniach i pamiętnikach. W młodzieży szkolnej, czy studenckiej która garnęła się do walki, archaiczny oręż w jaki byli wyposażeni kosynierzy, nie wywoływał niepewności związanych z niedostatkiem oręża, raczej pozytywne skojarzenia z duchem starodawnego rycerstwa, a przynajmniej Kościuszki, który dzięki takiemu uzbrojeniu chłopów potrafił obudzić w nich ofiarność i poświęcenie dla sprawy narodowej.
Zjawisko trzech pozornych Słońc, jakie pojawiło się nad Goszczą w momencie zaprzysiężenia gen. Mariana Langiewicza, potrafiło wzbudzić niesłychany entuzjazm i głęboką wiarę w powodzenie walki powstańczej, kiedy je potraktowano jako symbol Polski rozdartej pomiędzy trzech zaborców – co wspomina Stanisław Grzegorzewski służący wtedy jako sierżant „Żuawów Śmierci” w swojej książce. To też czas, kiedy dojrzewały nowe idee, taki jak nowoczesna „idea narodowa, za którą warto oddać życie” – jeśli przytoczyć tutaj zdanie wypowiedziane przez ostatniego dyktatora powstania Romualda Traugutta, podczas jego procesu po aresztowaniu. W takim też duchu okresu przełomu wypowiada się autor manifestu. Słowa te również w dużym stopniu obalają mit o tym, że Czerwoni parli do powstania za wszelką cenę. Pokazują, ze insurekcję miał poprzedzać długi okres przygotowań. Zawiodło chyba coś innego, jeśli doszukujemy się błędu. I przyczyn należy szukać raczej w rozgrywkach polsko-polskich. W nich Rząd Narodowy Czerwonych reprezentował raczej pozycję centrową. Niestety była też spora grupa radykałów krajowych i emigracyjnych, z kręgów których wyszła prawdopodobnie tzw. kartka popisowa, która obiecała wszystkim poborowym w chwili ogłoszenia branki pomoc i opiekę ze strony Rządu Narodowego. A może to była też prowokacja carskich służb. Historyk tamtych wydarzeń i im współczesny Berg, nie rozstrzyga jednoznacznie tej kwestii. W każdym razie, tym incydentem Rząd Narodowy miał związane ręce i musiał podjąć decyzję o wybuchu powstania z chwilą ogłoszenia poboru, pod groźbą utraty zaufania społecznego. Przygotowanie powstania było dopiero w początkowej fazie jeśli tak można powiedzieć, a przynajmniej w aspekcie militarnym na pewno. Resztę znamy, a ile w tym nauki dla nas współczesnych…?
Tytuł, jaki nadaliśmy pismu, którego pierwszy numer w świat puszczamy, wykazuje już nasze dążenia. Ciągły postęp i ruch na drodze wiodącej do niepodległości Polski, jest hasłem, które na czele wypisujemy. Lecz hasło nie stanowi jeszcze rzeczy, hasło, to niby słowo budzące, znak życia, ale jeszcze nie życie samo. Potrzeba je zarysować, określić, ażeby zrozumieć drogi, któremi pójdą ludzie co staną na to hasło i skupią się, ażeby ponieść jego chorągiew przez ciemność niewoli na światło wolności, a nie lękając się kajdan, więzień, śledztw i wyroków, trudną pracą i krwawym bojem zatkną go Polsce niepodległej. Czujemy i widzimy te czasy. Widzimy tę przyszłą Polskę, wielką, wspaniałą i wolną, na głos której spieszyć będą narody, ażeby dłoń w dłoni z nią razem zdobywać dla ludności wolność i szczęście. Czujemy i widzimy ten blask, tę świetną przyszłość Polski i tak w nią mocno wierzymy, jak wierzymy w sprawiedliwość Boga. A wiara nasza ślepą nie jest, jest to bowiem wiara zrodzona przez prace narodu i przez pasowanie się z niewolą, wiara, którą nowe prace i nowe usiłowania wyrozumować muszą!
Otóż te prace i usiłowania, według nas, powinny mieć charakter od razu do celu, zmierzający to jest charakter powstańczy. Ze zbrodnią możliwych niema stosunków, nie może też ich być ze zbrodniczymi rządami Polskę w jarzmie trzymającemi. Rozbiór Polski był zbrodniczyrn gwałtem, którego niczem upozorować najezdnicy nie mogą. Najgłówniejszy nawet ich argument, ze anarchia, w jaką Polska pogrążoną była, odbierała jej wszelkie warunki istnienia, jest fałszem, bo Polska już z anarchii wychodziła, a choćby z resztą wyjść z niej nie mogła, to jakiem prawem mieszali się do spraw naszych wewnętrznych? Tłumaczenie owo jest podobnem do tłumaczenia się zbójcy, który powiada: zabiłem tego człowieka, bo do tego upoważniała mnie jego choroba: miałem prawo go okraść, bo się nie mógł bronić! Rozbiór więc Polski przez Moskwę, Prusy i Austrię, jest czynem zbrodniczym i złodziejskim a władzy ich nie legalizują późniejsze traktaty bez nas o nas stanowiące. Cóż więc robić z rządem, którego początek istnienia jest zbrodnią, jak się zachowywać wobec niego i jakiemi sposobami dźwigać pod nim Naród? Są to wszystko niezmiernej wagi pytania, które objaśnimy w szeregu artykułów następujących po sobie numerów.
A najprzód powiedzieć chcemy, że rząd obcy, najezdniczy. zbrodniczy, nie może nigdy mieć interesu jaki ma rząd własny, narodowy, t. j. interesu rozwijania i podnoszenia materjalnej i intelektualnej siły narodu, którego ostatecznym wyrazem może być tylko niezależność. Gdyby dążył w tym kierunku, dążyłby sam przeciwko sobie: a rząd Moskiewski, jakkolwiek niedołężny i barbarzyński, nie jest przede do tyla głupim, aby wytwarzał i podnosił położenie podbitego narodu. Cel zaś, do którego dąży wraz z pruskim i rakuzkim najazdem, jest zaduszenie wolności, i narodowości, i wyżyłowanie z Polski wszystkich czynników życia. Dąży on dzisiaj do niego, dążyć będzie zawsze, i nigdy niedozwoli nam jawnie rosnąć w siły. nigdy za jego wolą nie zbierzemy zasobów któreby wydobyły Polskę na niepodległość. Zasoby te i siły w inny sposób powinny być skupiane, bez tego rządu który nas pilnuje jak złodziej kradzionej rzeczy. Powinny być skupione przez zgodne i jednostajne występowanie i spieszne gromadzenie w całym narodzie materjałów powstańczych. przez spieszne i zgodne a jednostajne usuwanie tego co powstaniu przeszkadza (…).
Dziś chcemy tylko utwierdzić zasadę potrzeby powstania, wskazując na charakter despotyczny i najezdniczy rządu, który niweczy wszelkie dyplomatyczno-legalne kombinacje, mające na celu doprowadzenie Narodu do siły. Wszystkie te kombinacje postawione wobec jego interesu bądź co bądź utrzymania Polski w zależności, rozbiją się i na wiatry rozwieją, bo zawsze dadzą mu przewagę, za pomocą której będzie mógł usuwać szkodliwe dla siebie działania i formy. Z każdej takiej kombinacji wypłynie idea niepodległości którą on tłumić i zabijać musi; więc po każdej nastąpi ucisk, większa niewola. Żeby więc napróżno sil Narodu nie wyczerpywać przez stosowanie się do tych komedij, kończących się uciskiem —Naród zrobi lepiej, rozumniej, jeżeli jedność swą przeprowadzi, postawi siłę z którą najazd rachować się musi (…).
Powstanie, ażeby było skuteczne, musi stanąć na gruncie narodowym. Wszelka inna podstawa, jako nic wporę przyjęta, byłaby zgubną i szkodliwą. (…). Gdyby Naród powstawał tylko w imię abstrakcyjnej wolności i reformy socjalnej, nie stosując jej do ludności w pewnych granicach mieszkających, usunąłby sobie podstawę, na której wolność ta wzrosnąć by mogła w potężne drzew o na pożytek ludzkości: gdyby znowu ograniczał się do pewnej przestrzeni przez rozbiory określonej, n. p. do Kongresówki, uznałby rozbiór. straciłby prawo powstania, osłabił się samochcący, i jak dawniej ,stanąwszy W sprzeczności z duchem i charakterem swoim, upadłby, nic nawet dla ogólnej wolności nie zdobywszy. Naród powstać może tylko na gruncie Narodowym tylko w imię wolności i niepodległości całej Polski. Lecz na tym gruncie, czy nie odstręczymy od siebie Rusinów którzy, powołując się także do idei narodowości, w niektórych prowincjach okazują separacyjne od Polski dążenia? (…) W żadnym razie nic będzie Polska chciała przymusem ją w związku zatrzymać, i zostawić prawo decydowania o swoim losie (…)
Prócz gruntu narodowego oswobodzenia Polski w przedrozbiorowych granicach, powstanie Polski rozwija chorągiew wolności człowieka i równości praw dla wszystkich. Jest to zasada płynąca z ducha narodowego, przekazana spuścizną przez starą Polskę. Polska więc jest jedną matką wolną wszystkich swoich dzieci pomimo różnicy stanów i zatrudnień. Wolnym i zupełnie równym wobec prawa jest w niej włościanin, mieszczanin i szlachcic. Stany się znoszą, a z powstaniem Polski jest jeden równy i wolny stan w Narodzie. Niema w Polsce przywilejów, niema klass, są tylko naturalne podziały, wynikające ze sposobów zatrudnienia, lub z wykształcenia, lecz nic mające żadnego prawnego wyróżnienia. Ta wolność I równość, jaką Polska zapewnia złączonym z nią narodowościom, jak i wszystkim bez różnicy stanu mieszkańcom, daje im także wszystkim bez różnicy wyznań (…).
„ Ruch” Warszawa, dnia 5 lipca 1862 roku.
Wybrane fragmenty na podstawie: „ Weterani 1863 w 60 rocznicę powstania” ,J.A. Święcicki (red.), Warszawa 1923, s.41-43. Z zachowaniem oryginalnej pisowni.
Grzegorz Towarek