Dobre rady
Postanowiłem zmienić tematykę swej pisaniny. Na weselszą, bo to i lato za pasem, wakacje i tak dalej. Nie wiem, czy się uda. Zasadniczą przeszkodą jest fakt, że wydarzenia ostatnich miesięcy wpędziły mnie w wisielczy nastrój i jakkolwiek bym się nie starał, ciągle mi nie do śmiechu. Proszę, nie myślcie, że to tylko sprawy publiczne tak mi warzą humor. Już kiedyś zdarzyło mi się napisać, że nieszczęścia chodzą nie tyle parami, co całym stadem. Mimo wszystko trzeba się starać o odmianę. Będzie zatem o dobrych radach dla desperatów. Wiem wiele o dobrych radach, choćby z racji wieku i doświadczeń. Także z nauk pobieranych niegdyś na niejednym „ujocie”, jak to mawiał nasz akademicki pułkownik, a także – co nie bez znaczenia – z licznych lektur w życiu przeczytanych, no i – ma się rozumieć – z przyrodzonej samowiedzy. Czy już jest dostatecznie śmiesznie? Nie? Lepiej nie będzie.
Wpadła otóż w moje łapy dość gruba księga, już drugie wydanie, (pierwsze przegapiłem), ale poprzedzona aktualną przedmową. To tak zwany wywiad – rzeka, chociaż mam co do tego wątpliwości i podejrzewam, że autor sam sobie zadawał pytania, co nie jest niczym złym. Przynajmniej umożliwia zwarty i logiczny wykład, który głupie pytanie kogoś zbyt dociekliwego albo złośliwego, mogłoby zburzyć. A jest to książka autorstwa osoby, której wiedza, charakter i stała niemal obecność w ostatnim ćwierćwieczu w gospodarce i polityce, nie tylko krajowej, na naszym bycie zaważyła niemało. Przypuszczam, że będzie przez przyszłych historyków ta epoka nazywana jego imieniem. Jeśli tak się stanie, będzie to znaczyć, że potomni zmądrzeli. Oczywiście po szkodzie. Nie chcę ujawniać autora, bo przecież zasadniczo dziś ma być o czymś innym, a i tak łatwo zgadnąć. Właśnie ta książka zainspirowała mnie do zmiany tonu, bo też jasno z niej wynika, że brniemy w chaos, marazm, rozpamiętywanie zmarnowanych szans i lizanie ran. Nie dziwota zatem, że samobójcze myśli do łba przychodzą, na co nie ma nic lepszego, jak dobra rada. Zachęca do tego sam autor, nie tyle do dawania rad, ile do bicia się o Polskę przez, na przykład, obśmiewanie dokonujących się za oknem zmian.
Spotkała cię, dla przykładu, taka – powiedzmy – zmiana, że wyrzucono cię z pracy, żona uciekła z gachem za morze, oczyściwszy uprzednio do zera wasze wspólne konto, windykator nachodzi, lekarz niedwuznacznie daje do zrozumienia, że podejrzewa paskudę w płucach. Dzieci już dorosłe, więc na pięćsetkę nie mas szans. Obliczasz dawkę, idziesz do sklepu i za ostanie grosze kupujesz kilka flaszek i parę puszek. Po drodze wpadasz do pubu na sztafetę (4 x 100), wracasz, zamykasz się w pokoju i spożywasz. Źle obliczyłeś. Jesteś odporniejszy niż myślałeś, budzisz się z gigantycznym kacem. Teraz już czas na dobrą radę:
Nie przejmuj się! Zamiast wlec się na najbliższy wiadukt, skąd zamyślasz skoczyć pod pędzące „pendolino”, przypomnij sobie, żeś w drodze z pubu wziął za resztę kupon lotto i dwie zdrapki (gubiąc przy tym telefon). Sprawdź! Może chociaż będzie na klina, a potem to już pójdzie gładko. Świat wypięknieje, jak dziewczyny, które słonko rozebrało, jak ta puszcza dzika, świeżą okryta zielenią…
Oj, chyba się zagalopowałem! Psia krew, co zdanie to aluzja.
Do przyszłego tygodnia!
toko