Druga kadencja
W miniony czwartek Prezydent Arkadiusz Chęciński został zaprzysiężony na drugą, tym razem pięcioletnią, kadencję. Wybory wygrał w pierwszej turze zdobywają 2/3 głosów. W Radzie Miejskiej ma bezpieczną większość – 15 na 25 radnych. Na dodatek zabrakło w jej składzie jego najbardziej zdeterminowanych przeciwników, a radni opozycji są w swoich działaniach ograniczeni dzięki dobrym układom Prezydenta z ich politycznymi lub zawodowymi zwierzchnikami. Sytuacja budżetu miasta jest dobra, a tegoroczne dochody znacznie większe od tych z 2017 roku. Wydawałoby się więc, że Arkadiusza Chęcińskiego czeka świetlana przyszłość. W rzeczywistości nie wygląda ona wcale tak różowo.
Druga kadencja zawsze jest trudniejsza niż pierwsza. Ocena rzeczywistości najczęściej jest porównawcza. Działania nowego prezydenta porównujemy do jego poprzednika, który utracił władzę. A skoro utracił, to widocznie ocena jego rządów przez wyborców była negatywna. W tej sytuacji „zabłysnąć” nowemu prezydentowi jest o wiele łatwiej. Zwłaszcza, gdy potrafi marketingowo sprzedać swoje osiągnięcia. A w tym Arkadiusz Chęciński i jego pijarowcy są naprawdę dobrzy. Druga kadencja to już porównywanie jej z pierwszą. A tu bilans nie zawsze wypada już tak pozytywnie, zwłaszcza, że rozbudzone oczekiwania zwykle są ogromne.
Ostatnie lata były jednymi z najlepszych z punktu widzenia dochodów budżetowych. To oczywiście głównie zasługa bardzo dobrej sytuacji gospodarczej w naszym kraju. Szczególnie widoczne jest to w bieżących roku, gdy wzrost dochodów z podatku dochodowego od osób fizycznych, jest o kilkanaście procent wyższy niż w roku poprzednim. A przecież udziały w tymże podatku stanowią około 30% wszystkich dochodów Sosnowca. A gdyby brać pod uwagę wyłącznie dochody własne, to zbliżają się one do połowy wpływów z tego tytułu. Utrzymanie się tej sytuacji w przyszłości jest mało prawdopodobne. Co prawda ostatnie dane z naszej gospodarki nie wskazują na jej spowolnienie, ale wszystkie prognozy (w tym Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego), a także coraz mniej stabilna sytuacja na świecie, wskazują że może to ulec zmianie. Jednocześnie rosną wydatki i narasta presja płacowa ze strony pracowników urzędu i miejskich jednostek organizacyjnych. Bardzo niskie bezrobocie i coraz bardziej konkurencyjna sytuacja na rynku pracy powodują, że bez podniesienia wynagrodzeń trudno będzie ich zatrzymać.
Drugim źródłem sukcesów Arkadiusza Chęcińskiego były środki unijne, które szerokim strumieniem napływały do Sosnowca. Można było odnieść wrażenie, że gdy pojawiały się konkretne potrzeby inwestycyjne, urząd marszałkowski ogłaszał konkurs, dzięki któremu uzyskiwaliśmy stosowne dofinansowanie. Takich „sukcesów” nie odnosiliśmy w przypadku środków rozdzielanych centralnie. W minioną środę nastąpiła katastrofa. Wolta jednego z radnych Koalicji Obywatelskiej spowodowała przejęcie przez Prawo i Sprawiedliwość władzy w województwie. To naprawdę fatalna wiadomość dla Sosnowca. Po pierwsze, trzeba będzie znaleźć dobrze płatne miejsca pracy dla zwalnianych z urzędu marszałkowskiego i wojewódzkich spółek komunalnych działaczy Platformy Obywatelskiej. Po drugie, dostęp do rozdzielanych w województwie środków unijnych będzie mocno utrudniony.
Przy okazji wydarzeń, które miały miejsce w minioną środę w sejmiku województwa śląskiego nasuwają się pewne refleksje. Nie było chyba jeszcze w naszej historii tak spektakularnej politycznej zdrady w zamian za finansowe korzyści. Ale też nie jest to wydarzenie wyjątkowe. Można nawet powiedzieć, że staje się to powoli esencją naszej polityki. Radny Wojciech Kałuża zrobił to co w przeszłości zrobiło już wielu polityków i co w przyszłości zrobi jeszcze więcej. Nie miały one jednak tak bezpośrednich skutków politycznych i nie były tak jawnym przykładem politycznej korupcji. Zabawne jest oburzenie posła Borysa Budki i zapowiedzi złożenia zawiadomienia do prokuratury. Ciekawe, że nie zrobił tego kilka lat wcześniej, gdy jego partyjny kolega w podobny sposób budował większość w Radzie Miejskiej Sosnowca.
Kupowanie politycznego poparcia w zamian za stanowiska jest niestety immamentną cechą współczesnej polityki. Zwalczanie ich za pomocą działań prokuratury jest mało skuteczne, o ile w ogóle możliwe. Przecież wszystkie negocjacje koalicyjne polegają przede wszystkim na podziale stanowisk w strukturach władzy i organach kierowniczych państwowych i komunalnych spółek. Gdyby nie zdrada radnego Kałuży, w zarządzie województwa śląskiego, zgodnie z podpisanym pomiędzy liderami czterech partii porozumieniem, zasiadałoby dwóch przedstawicieli SLD i jeden PSL. Czyli dokładnie tylu ilu radnych mają te ugrupowania w sejmiku. Tymczasem 20-osobowy klub Koalicji Obywatelskiej miał mieć tylko dwóch reprezentantów. Taka była cena koalicji, którą Platforma i Nowoczesna musiała zapłacić za utrzymanie władzy w województwie. Pan Kałuża uznał, że w tej sytuacji sam podejmie negocjacje z drugą stroną. I wynegocjował miejsce w zarządzie dla siebie i być może (jak twierdzą niektóre media) miejsce w zarządzie Jastrzębskiej Spółce Węglowej dla żony. Czy to naprawdę aż tak duża różnica? Czy gdyby pozostał radnym Koalicji Obywatelskiej w zamian za miejsce w zarządzie i intratną posadę dla własnej małżonki w którejś z kontrolowanych przez Platformę Obywatelską spółek komunalnych, to wszystko byłoby w porządku?
Polska polityka staje się w coraz większym stopniu sposobem realizowania własnych politycznych interesów. To zresztą nie tylko polska specyfika. Czy to wina samych, coraz bardziej bezideowych, polityków? Oczywiście. Ale nie tylko. To przede wszystkim wina wyborców. Gdyby osoby, które w zamian za korzyści finansowe były w kolejnych wyborach eliminowane z polityki – zarówno kupujący, jak i kupowani – chętnych do takich działań po prostu by nie było. Jest jednak zupełnie inaczej. Wystarczy popatrzeć na wyniki ostatnich wyborów w Sosnowcu.
Karol Winiarski