Gorzko
Doczekaliśmy końca lata. Gorące było, oj! gorące, suche acz burzowe. Może raczej burzliwe, nie w sensie meteorologicznym, bardziej wyborczym, i to od wiosny. Działo się, choć wedle wszelkich anachronicznych już nawyków, powinien być to sezon ogórkowy. Szkoda, bo swobodny oddech potrzebny każdemu, choćby tylko po to, aby nabrać dystansu, dać pohulać wyobraźni, przewidzieć skutki decyzji, wypowiedzianych słów i uczynionych gestów. Niby nie było kiedy, bo zdarzenie goniło zdarzenie, słowa ważkie z wysoko sytuowanych ust padają jak strzały z kulomiotu, tak że nam, maluczkim, przyszło okopać się i przeczekać. Może na przedzimku się uspokoi, choć wątpię.
Cała ta przedwyborcza i referendalna kanonada obnażyła ponad wszelką wątpliwość dotkliwe braki wiedzy, kompetencji i… zupełnego braku tego czegoś, co przed dziesięcioleciami nazywało się dobrymi manierami. U obu stron, wybieranych i wybierających. Jednym słowem zaniedbania w dziedzinie „kindersztuby” (kto wie, co to znaczy? Już kiedyś o to pytałem). Cóż, nasza – odchodzącego pokolenia – wina, żeśmy we właściwym czasie zaniedbaniem zgrzeszyli. Teraz musimy spijać płynącą stąd gorycz, nie tylko my, ale zapewne potomni i to w niejednym pokoleniu. Psucie czegokolwiek łatwo przychodzi. Naprawa zawsze żmudna i trudna, czasem niemożliwa. A najgorsze to, że nie wiadomo od czego zaczynać.
Przypomina mi się stare powiedzenie z korytarzy MSZ. Jeśli dyplomata mówi „tak”, znaczy to „prawdopodobnie”, jeśli mówi „prawdopodobnie”, znaczy to „nie”. Jeśli zaś mówi „nie” to znaczy, że nie jest dyplomatą i powinien jak najszybciej zmienić zawód. To na marginesie różnych wypowiedzi różnych ludzi, którzy co prawda dyplomatami niby nie są, ale mienią się politykami, co na jedno wychodzi. Tak jak nie potrafimy rozmawiać między sobą, w domowych pieleszach, czy w kawiarniano – barowych dysputach i na wszelkich internetowych forach, gdzie argumenty zastępuje się inwektywami i górą ten, kto grubszym słowem razi, tak publiczne debaty też na psy zeszły (przepraszam czworonogi).
A co słychać na naszym, gminnym podwórku? Ano kilka osób z Sosnowca doczekało się sukcesów i uznania. Nie rozwijam tematu, bo o tym w innym miejscu. W każdym razie sypnęło odznaczeniami dla twórców i sukcesami sportowymi. Nie wiem, może się mylę, ale okazji nie wykorzystano, choćby tylko dla znaczniejszej promocji miasta i uciesze tej gromadki wyróżnionych. Odniosłem bowiem wrażenie, że na ostatniej Sesji RM jakby dominował pośpiech, byle mieć to jak najszybciej z głowy. Po co było laureatów fatygować? Medaliki i laurki można było posłać pocztą. A była okazja wcale nie mała! Ot, tanim kosztem, w godniejszym miejscu, w powiązaniu z jakimś koncertem na przykład, które i tak są planowane, mogła by odbyć się uroczystość, którą się pamięta. Wyróżnionym wszakże gratuluję i życzę dalszych sukcesów.
toko