Historia i tożsamość Zagłębia – Żołnierz z 23-go…
To artykuł inny niż, te które dotychczas opublikowałem. Ten tekst jest dla mnie wyjątkowy, ponieważ powstał w efekcie spotkań z człowiekiem, który służył w Wojsku Polskim w okesie IIRP i brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Odbiór na żywo, w cztery oczy człowieka, który był świadkiem tak dalekiej przeszłości, jest znacząco odmienny od lektury artykułu bądź książki; ma się poczucie otrzymania od losu swoistego rodzaju wyróżnienia, nagrody. Jednocześnie rozmawiając z osobą, która pamięta czasy sprzed września 1939 r., ma się świadomość, że człowiek ściga się z czasem i śmiercią. Po głowie uporczywie krąży myśl, że to ostatnia szansa na poznanie rozmówcy i zdobycia przysłowiowego „klucza” do zrozumienia świata, w którym on przez wiele lat funkcjonował, a który już nie istnieje. Tutaj nie ma miejsca na niedbalstwo. Za niezrozumienie i za nie zadane pytania można przepraszać już tylko na grobie rozmówcy, paląc symboliczny znicz. Franciszka Joperta, bo o nim mowa, poznałem kilka lat przed jego śmiercią. To był 2008 albo 2009 rok. Byłem u niego z dwójką lub trójką znajomych, ponieważ dowiedzieliśmy się, że przed drugą wojną światową był on w pewien sposób związany z grodziecką szkołą szybowcową. Rozmowa przebiegła w bardzo miłej atmosferze. Jak na swój wiek Jopert był człowiekiem pełnym życia, witalności i otwartym na kontakt z innymi. Zdawał się zbytnio nie przejmować swoją metryką. Kiedy spotkanie dobiegło końca i żegnaliśmy się z p. Franciszkiem, w pewnym momencie wspomniał on, że służył w 23 Pułku Artylerii Lekkiej. To było dla mnie niezwykłe zaskoczenie. Przysłowiowy grom z nieba. Okazało się, że czysty przypadek sprawił, że trafiłem na człowieka, który był wojskowym w jednostce stacjonującej przed drugą wojną światową w Zagłębiu Dąbrowskim. Dotąd byłem święcie przekonany, że tacy ludzie od dawna strzegą na warcie wrót niebios pod komendą świętego Piotra. Na szczęście myliłem się. Dlatego też postanowiłem spotkać się z nim ponownie i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o jego życiu. Zwłaszcza o wątku dotyczącym jego służby wojskowej. O ile pamięć mnie nie myli na potrzeby artykułu doszło do co najmniej dwóch, długich spotkań z Panem Franciszkiem. Między obiema wizytami – z uwagi na śmierć żony bohatera artykułu – nastąpiła dłuższa przerwa. Kiedy doszło do tego przykrego wydarzenia, oprócz głębokiego współczucia , w mojej głowie z czasem zaczęła dojrzewać obawa, że nie uda mi się dokończyć rozmowy z Jopertem, a tym samym poznać jego przeszłości, na tyle ile bym chciał. Nie zamierzałem naciskać, być nachalny, by za wszelką cenę skończyć to co zacząłem. Wolałem zaczekać. Los był dla mnie po raz kolejny łaskawy i udało mi się dzięki dobremu znajomemu zaaranżować kolejne spotkanie. Nie było ono łatwe, ale dzięki niemu mogłem pokazać ludziom sylwetkę tego niezwykłego człowieka. Człowieka o wspaniałej charyzmie, woli życia i wielkim sercu. Artykuł o Jopercie opublikowałem w 2009 roku w „Śląskim Roczniku Fortecznym” wydawanym przez Stowarzyszenie na Rzecz Zabytków Fortyfikacji „Pro Fortalicium”. Swój egzemplarz publikacji otrzymał również Pan Franciszek. Franciszek Jopert zmarł w 2013 r. Został pochowany tam gdzie się urodził czyli w Grodźcu, obecnej dzielnicy Będzina.
Będzińskie koszary przed wybuchem drugiej wojny światowej gościły w swoich murach różne jednostki wojskowe, m. in.: 14 Pułk Kozaków Dońskich, 11 Pułk Piechoty, a także 23 Pułk Artylerii Lekkiej. Właśnie w ostatniej z wymienionych jednostek służył bohater niniejszego artykułu – Franciszek Jopert. To jeden z ostatnich żyjących żołnierzy znanego przed wojną w całym Zagłębiu Dąbrowskim tzw. 23-go PAL-u. Jego historia z bliżej nieznanych przyczyn nie została uwieczniona przez Jana Przemszę – Zielińskiego. Publikacja tego autora – „Księga wrześniowej chwały pułków śląskich” stanowi do dzisiaj podstawowe opracowanie dziejów m. in. wspomnianej jednostki wojskowej. Jako jej uzupełnienie można traktować pracę Leszka Szostka „23 Kołobrzeski Pułk Artylerii Lekkiej” oraz publikację Jarosława Krajniewskiego „Zagłębiowskie bitwy. Będzin 1939 r.”.
Franciszek Jopert urodził się w listopadzie 1914 roku w Grodźcu. Jego ojcem był Franciszek (zm. w 1967 r.), a matką Balbina (zm. w 1918 r.). Żoną Franciszka była Wirginia (z domu Czajer) poślubiona w czasie drugiej wojny światowej (zm. w 2009 r.). Po skończeniu siedmiu klas szkoły powszechnej w Grodźcu (w 1931 r.), Jopert udał się na tzw. termin (dwuletni) do żydowskiego rzemieślnika z Będzina – Icka Zweigenbauma. W jego grodzieckim warsztacie pracował przy wyrobie mebli (szaf i łóżek). Po pozytywnym zakończeniu terminu Jopert stał się rzemieślnikiem – stolarzem. Postanowił jednak zdawać do Szkoły Górniczo – Hutniczej w Dąbrowie Górniczej. Udało mu się zdać egzamin z wynikiem bardzo dobrym. Nauki jednak nie rozpoczął, ponieważ jego ojciec nie wyraził na to zgody. Młody Jopert podjął wówczas pracę w grodzieckiej cementowni, należącej do belgijskiego koncernu Solvay. Pracował tam na stolarni. Jako ciekawostkę warto dodać, iż to właśnie w tym miejscu naprawiano uszkodzone szybowce z pierwszej i największej szkoły szybowcowej w Zagłębiu Dąbrowskim, mieszczącej się w hangarze na wzgórzu Parcina w Grodźcu. W ich naprawie brał udział także Jopert.
W 1928 roku w Grodźcu Solvay założył orkiestrę dętą. Jej kapelmistrzem mianowano Piotra Żółciaka. Postanowił wstąpić do niej także Jopert. Po okresie nauki stał się w 1930 r. jej pełnoprawnym członkiem, któremu za instrument przydzielono waltornię. Orkiestra grała zarówno w Zagłębiu Dąbrowskim, jak i poza jego granicami. Na początku lat trzydziestych dwudziestego wieku orkiestra brała udział w uroczystościach w Gdyni i w Warszawie. Podczas jednej z nich Jopert miał okazję poznać prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Józefa Piłsudzkiego. Na marginesie warto dodać, iż Jopert grał w orkiestrach w sumie 66 lat (od 1930 r. do 1996 r.).
W maju 1936 r. Jopert stanął do poboru. W dniu 24 lutego 1938 r. został wcielony do 23-go Pułku Lekkiej Artylerii w Będzinie. Dzień później został przydzielony do pierwszej baterii tego pułku (wyposażonej w działa 75 mm) jako celowniczy w stopniu kanoniera. W dniu 9 lutego 1939 r. został przeniesiony do rezerwy. W dniu 24 sierpnia został ponownie „zmobilizowany” do wspomnianej jednostki. Jego służba wojskowa definitywnie się skończyła, gdy w dniu 22 lipca 1949 r. został ostatecznie przeniesiony do rezerwy. W dniu 1 stycznia 1965 roku Jopert został zwolniony od „powszechnego obowiązku wojskowego”. Przyszłość pokaże, iż krótka obecność w armii nie pozwoliła mu awansować.
Warto w tym miejscu przytoczyć (za J. Przemszą – Zielińskim) skład I baterii 23 PAL-u: dowódca – por. Kułakowski (według L. Szostka chodzi o Kułakowicza), szef – ogn. Józef Ferdyn, oficer ogniowy – ppor. Józef Morcinek, dowódcy plutonów: I p. – ogn. pchor. Zenon Wojas, II p. – kpr. pchor. Jerzy Piotrowski, podoficer zaprzęgowy – st. ogn. Staszak. Niestety Jopert nie kojarzy (bądź nie przypomina sobie) wymienionego powyżej składu baterii ani członków I dywizjonu wymienionych przez J. Przemszę – Zielińskiego. W jego pamięci utrwaliły się jedynie osoby mjr. Mariana Mazarakiego (dowódcy I dywizjonu) oraz kpt. Jerzego Kamińskiego (oficera taktycznego). Co ciekawe Jopert twierdzi, że to właśnie Kamiński był dowódcą I baterii. Kojarzy także gen. Jana Jagmina – Sadowskiego (dowódca Grupy Operacyjnej „Śląsk”). Według Joperta miał on przeprowadzić inspekcję w będzińskich koszarach.
Początkowo Jopert miał trafić do jednostki w Żorach. Taki dostał przydział. Jednakże interwencja kapelmistrza orkiestry pułku – Rottera (który znał osobiście Joperta i jego umiejętności muzyczne) sprawiła, że jego przydział został zmieniony na będzińskie koszary. W dniu 3 maja Jopert został przydzielony do wspomnianej orkiestry 23-go PAL-u, gdzie grał na trąbce. Zmiana waltorni na trąbkę była narzucona przez kapelmistrza. Ci, którzy nie potrafili nauczyć się w krótkim czasie grać na nowym instrumencie nie byli przyjmowani do orkiestry. Jej ćwiczenia odbywały się dwa razy w tygodniu.
Orkiestra 23-go PAL-u grała zarówno na uroczystościach (Jopert nie grał tylko na bankietach w kasynie, znajdującym się na terenie koszar; tam grała m. in. sekcja smyczkowa), takich jak święto pułku (3 maja), jak i na pogrzebach. Były jednak wyjątkowe przypadki. Muzycy z 23-go mieli grać w Grodźcu, na pogrzebie lotnika por. obs. Edwarda Szwaji (1910 – 1938). Jednakże okazało się, iż zagra tam orkiestra piechoty z Katowic. Innym razem mieli jechać na ogólnopolskie dożynki w Zaleszczykach, ale zbliżająca się wojna „wstrzymała” wyjazd orkiestry na tą uroczystość. Był też przypadek, kiedy nie grali na pogrzebie żołnierza ze swojej jednostki. Powodem była przyczyna jego śmierci. Wspomniany żołnierz popełnił samobójstwo wieszając się na karabinie.
Oprócz gry w orkiestrze Jopert brał udział w codziennych zajęciach w jednostce. O godzinie szóstej rano była pobudka. Następnie czyszczono konie. Dopiero potem myto się i jedzono śniadanie. Po śniadaniu odbywały się ćwiczenia (niezależnie od warunków pogodowych), jak chociażby ujeżdżanie koni, czyszczenie i nauka obsługi broni (dział i karabinów). Broń była przechowywana w potężnym magazynie. Działa miały znajdować się w dolnej części magazynu. Tam miały być przechowywane i naprawiane. Ich reperacją miał się zajmować niejaki Stępień. Pociski do dział 75 mm (Jopert nie przypomina sobie dział 100 mm będących na wyposażeniu jednostki, ale twierdzi, że w jednostce były także małe działa) trzymano poza terenem koszar, w łagiskim lesie. Znajdowały się one w otynkowanym budynku bez okien, który otaczało ogrodzenie. W pewnej odległości (ok. 50 do 100 metrów) znajdowała się strażnica. Służbę tam pełniło sześciu żołnierzy. Warta trwała dwanaście godzin. Przez dwie godziny jeden z żołnierzy (pozostali znajdowali się w strażnicy) obchodził dookoła budynek, po czym wracał i zmieniała go kolejna osoba. Po zakończeniu służby przyjeżdżał samochód z żołnierzami na zmianę. Jopert pełnił tam służbę raz, od godziny 18.00 do 6.00 rano.
Żołnierze brali także udział w wykładach. Co ciekawe, podczas nich ostrzegano młodych żołnierzy przed wysłaniem do tzw. baterii karnej na Wołyń w razie nie dostosowania się przez nich do reguł obowiązujących w jednostce.
Między godziną dwunastą a trzynastą jedzono obiad, po którym był czas na odpoczynek. Potem żołnierze wracali do swoich obowiązków. Należy tu dodać, iż ćwiczenia odbywały się także poza koszarami, m. in. w Będzinie (niedaleko nieistniejącego obecnie więzienia carskiego) i na tzw. Brazylii (obecnie tereny dzielnicy Czeladzi – Piasków). Jednakże tzw. ostre strzelanie miało się odbywać tylko w jednym miejscu, a mianowicie we wsi Krzątka. Tam strzelano z dział do ruchomego, drewnianego czołgu. Bateria Joperta miała okazać się w tych ćwiczeniach najlepsza.
Jako ciekawostkę warto dodać, że oprócz swoich codziennych zajęć Jopert od czasu do czasu remontował meble niektórym przedstawicielom kadry dowódczej 23 PAL-u, nie pobierając za to żadnej opłaty pomimo tego, że żołd jaki pobierał w jednostce był niewielki.
W czasie służby Jopert kilka razy opuszczał koszary (uzyskując wcześniejsze zezwolenie) i zjawiał się w swoim rodzinnym domu na kilka godzin.
Tuż przed wybuchem wojny baterię Joperta przeniesiono do Nakła Śląskiego. Wydarzenie to miało miejsce zapewne po dniu 22 sierpnia 1939 roku, kiedy to jak pisze w swojej książce J. Krajniewski nastąpiła „mobilizacja wojenna pułku”. Po dojechaniu na miejsce jednostka zajęła stanowiska na skraju lasu. Co ciekawe, działa baterii miały zostać ulokowane niedaleko tamtejszego kościoła.
Kilku żołnierzy zostało wyznaczonych do obserwacji leśniczówki (?) w nakielskim lesie, m. in. Flak i Sekuła, który znał biegle język niemiecki. Jopert dołączył do nich nie będąc przydzielony do niniejszego zadania. Powód jego zachowania był prozaiczny: ciekawość. Obserwując leśniczówkę żołnierze usłyszeli rozmowę dwóch osób stojących przed wejściem do budynku (?). Jedna z nich miała powiedzieć, że wojna rozpocznie się następnego dnia. Niedługo po tym wydarzeniu jeden z żołnierzy wystrzelił flarę. W krótkim czasie zjawiły się posiłki (żołnierze z pierwszej baterii). Osoby znajdujące się w leśniczówce zostały zabrane. Nie wiadomo, co się z nimi stało.
Następnego dnia wybuchła wojna. Według Joperta o czwartej rano na pole znajdujące się niedaleko I baterii spadły pociski artyleryjskie. Jednostka dostała rozkaz do odwrotu. W czasie jego trwania żołnierze nie stoczyli żadnej potyczki z wojskami niemieckimi. Nie byli też przez Niemców ostrzeliwani. W czasie odwrotu z I baterii zdezerterowało trzech żołnierzy.
Bateria wycofywała się w kierunku na Sączów. Z Sączowa udali się do Strzyżowic, a stamtąd do Psar. Następnie wycofali się do Ząbkowic. Od Ząbkowic byli śledzeni przez niemieckie samoloty. Nie byli jednak przez nie ostrzelani ani zbombardowani. Z Ząbkowic podążyli do Szczekocin i tam, pod miastem zakopali swoją broń, czyli działa i karabiny. W Szczekocinach ich jednostka została rozbita. W czasie niemieckiego ataku (który miał miejsce w nocy) nie mieli z czego strzelać, gdyż nie mieli już żadnej broni. Jopertowi wraz z dwoma kolegami uciec udało się uciec i trafili do Myszkowa. Miejscowi ostrzegli ich, że jest tam niemieckie lotnisko. Owe „lotnisko” można potraktować za nadinterpretację tamtejszej ludności, gdyż za takowe ludzie mogli najprawdopodobniej uznać miejsce, gdzie z bliżej nieznanych powodów wylądował niemiecki samolot bądź samoloty.
Żołnierze następnie udali się drogą prowadzącą w stronę Częstochowy i trafili do Markowic. Tam jeden z nich miał swój dom. Rodzina bardzo się ucieszyła z jego powrotu. Drugi z kolegów pochodził z Bobrownik i udał się w tym kierunku, zaś Jopert postanowił pójść na Gródków. Za Strzyżowicami spotkał trzy kobiety. Jedna z nich przenocowała go ze względu na godzinę policyjną, która zaczynała się o 18.00. Mąż wspomnianej kobiety miał brata w Grodźcu. Rano żołnierzowi wskazano dalszą drogę. Jopert po pewnym czasie doszedł do Psar. Tam miał rodzinę, swoje wujostwo. Jego wuj pojechał do Grodźca po jego cywilne ubranie, mundur zaś spalił. Na wieczór Jopert trafił do Grodźca, do swojego domu („15 IX 1939 r. po rozbiciu jednostki powrócił do domu” – taki zapis widnieje w książeczce wojskowej Joperta z 1949 roku). Jego rodzina dostała mylne informacje, że został postrzelony. Po trzech dniach Jopert podjął ponownie pracę na cementowni. Jej dyrektorem był wówczas Rajtrok – Jugosłowianin. W 1941 roku Jopert zmienił miejsce zamieszkania. Przeniósł się do Gródkowa.
Ani w czasie okupacji, ani po zakończeniu wojny Jopert nie miał kontaktu z żadnym żołnierzem ze swojej jednostki. Zdzisław Kopczyński próbował skaptować go do partyzantki, ale Jopert odmówił tłumacząc, że dopiero wrócił z wojny. Kopczyński dał mu jednak czas do namysłu. Nigdy potem już się nie spotkali.
Rosjanie wkroczyli do Grodźca w dniu 27 stycznia 1945 roku. Jopert pamięta, że jeden z ostatnich stacjonujących niemieckich żołnierzy w obecnej dzielnicy Będzina, uzbrojony w karabin poszedł drogą w kierunku Gródkowa, gdzie znajdowali się radzieccy żołnierze i tam został zastrzelony. Pozostali niemieccy żołnierze polegli w walkach z Rosjanami bądź ewakuowali się na własną rękę. Kilku z nich (tj. niemieckich żołnierzy) tuż przed wyzwoleniem przez Rosjan całego Gródkowa i Grodźca przebywało w nowym miejscu zamieszkania Joperta. Za jego domem znajdowało się małe, niemieckie działo ppanc. Jeden ze wspomnianych żołnierzy pochodził z Wrocławia. Znał biegle język polski. Tłumaczył to, co mówili pozostali żołnierze. To właśnie jemu Jopert wskazał drogę na Czeladź, kiedy ten postanowił uciekać przed Rosjanami.
Dariusz Majchrzak
Źródło: klubzaglebiowski.pl
Niniejszy artykuł został opublikowany w 2009 roku w II tomie „Śląskiego Rocznika Fortecznego”.