Januszowi Osińskiemu – krótkie wspomnienie
W piątkowy wieczór dotarła do mnie smutna wiadomość, że odszedł od nas na zawsze, bodaj najpogodniejszy człowiek w mieście, może nawet w tej części kontynentu.
Spodziewaliśmy się tego, aczkolwiek cień nadziei nas nie opuszczał. Mimo wszystko. Mimo że był Janusz człowiekiem wiekowym (rocznik 1930), poważnie chorym po doznanym wylewie, więc rokowania w tej sytuacji pomyślne być nie mogły, ale przecież… To był Osiński! Odwiedzałem chorego w szpitalu. Był jak zwykle pogodny, skłonny do żartów, dowcipkujący. Cały Zyzio, bo takie przylgnęło doń przezwisko jeszcze w czasach harcerstwa.
Profesor literatury był uprzejmy nazwać Go poetą mikrofonu. Janusz Osiński był bowiem człowiekiem estrady i nigdzie nie czuł się tak swobodnie, jak z mikrofonem w dłoni, naprzeciw tłumu. W ostatnich latach, z przyczyn oczywistych, występował już rzadko, ale i to się zdarzało. Poza pracą estradową na co dzień kierował kolejno kilkoma domami kultury w mieście i regionie. Tam dokonywał wyczynów trudnych i nieocenionych. Przyczyniał się bowiem walnie do ułatwiania karier licznym młodym, muzykom zwłaszcza, którzy na zawsze pozostawali Mu wierni. Nie było tygodnia, by nie odbierał telefonów od wdzięcznych wychowanków z różnych zakątków świata, z różnych okazji i zupełnie bez okazji, ze zwykłej tęsknoty i chęci pogadania. Miał też na swym koncie nieco egzotyczną przygodę zawodową. Był bowiem na kilka rejsów zatrudniony na polskim transatlantyku „Stefan Batory”, oczywiście w roli wesołka zabawiającego pasażerów. Zwiedził kawał świata, chociaż – jak opowiadał – nie zawsze miał czas na zejście na ląd.
Dziś już nie pamiętam, czy przy okazji jubileuszu osiemdziesięciolecia czy też odbioru Nagrody Miasta, pisałem w SOSNarcie, że Janusz Osiński nigdy nie tracił pogody ducha i wrodzonego chyba optymizmu, choć los gorzko Go doświadczał. Przed laty stracił dziecko, przedwcześnie owdowiał.
Poza wymienionymi już dokonaniami zawodowymi (twierdzę, że sentymentalny związek z rodzinnym Zagłębiem uniemożliwił Mu prawdziwie ogólnokrajową karierę), był Janusz cenionym autorem trzech książek: wspomnień („Całą gębą” i „4 x Całą gębą”) oraz kronikarskiej „Ludzie kultury i sportu”, a także artykułów we wspomnianym wyżej piśmie. Znał przecież wszystkich tej znajomości godnych, a pamięć do końca zachował znakomitą. Opuścił nas człowiek wielki, niezłomny strażnik kluczy do byłego „Savoyu”, towarzyski, wesoły i dowcipny kolega, przyjaciel, ojciec, dziadek i pradziadek.
Cześć Jego Pamięci!
Uroczystości pogrzebowe odbyły się w środę 7-go września na cmentarzu przy ulicy Smutnej.
toko