Jaskółka
Pierwsza powakacyjna sesja przyniosła sporą niespodziankę. Prezydent Arkadiusz Chęciński przegrał jedno z ważnych dla niego głosowań dotyczące planu zagospodarowania przestrzennego dla jednej z sosnowieckich działek. Co prawda według oficjalnych zapewnień Prezydentowi chodziło wyłącznie o zakończenie ciągnącego się od kilku tygodni postępowania administracyjnego, ale wszyscy widzieli jak bardzo mu zależy na pozytywnym wyniku głosowania. A jednak tym razem znacząca ilość radnych do tej pory w pełni popierających wszystkie jego decyzje uznała, że Arkadiusz Chęciński posunął się za daleko. Cała sprawa jest zresztą bardzo ciekawa i kontrowersyjna zarazem.
W październiku ubiegłego roku Rada Miejska Sosnowca podjęła uchwałę dotyczącą planu zagospodarowania przestrzennego dla obszaru położonego w rejonie ulic Andersa i Klimontowskiej. Warto zaznaczyć, że od czasu objęcia władzy przez Arkadiusza Chęcińskiego, ilość uchwalanych planów zagospodarowania przestrzennego znacznie wzrosła. To bez wątpienia pozytywna zmiana, dzięki której miasto ma większy wpływ na ład architektoniczno-przestrzenny, a jednocześnie maleje ilość wydawanych decyzji o warunkach zabudowy (muszą zostać wydane, jeżeli na danym obszarze nie ma obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego), które absorbowały wielu urzędników i generowały niepotrzebne dodatkowe koszty. Jednak w przypadku wspomnianego powyżej planu pojawiły się komplikacje.
9 grudnia 2015 roku, pięć dni po wejściu w życie październikowej uchwały (musiała zostać opublikowana w Wojewódzkim Dzienniku Urzędowym), zgłosił się do urzędu jeden z przedsiębiorców i zarazem właściciel dużej działki położonej przy ulicy Klimontowskiej. Dysponując pozwoleniem budowlanym wydanym w roku 2011 zażądał zmiany przedmiotowej uchwały wskazując, że jej nowe zapisy są sprzeczne z posiadanym przez niego dokumentem. Rzeczywiście działka którą posiadał przeznaczona była wcześniej na budownictwo wielorodzinne, a po zmianie planu już tylko na jednorodzinne. Ponieważ sąsiednie tereny też były przeznaczone pod budownictwo jednorodzinne, zmiana ta była jak najbardziej logiczna i sensowna. Niestety przygotowując październikową uchwałę nie sprawdzono pozwoleń budowlanych starszych niż trzy lata, bezpodstawnie sądząc że ich ważność zgodnie z obowiązującym prawem wygasła. Jednocześnie jednak w trakcie trwającej wiele tygodni procedury uchwalania nowego planu nie zostały w stosunku do niego zgłoszone żadne zastrzeżenia. Zostały one podniesione dopiero wówczas, gdy plan wszedł w życie.
Zgodnie z obowiązującym prawem, mimo zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, wydane wcześniej pozwolenia budowlane zachowują swoją ważność. Tym samym, żadne nabyte w sposób legalny prawa właściciela kontrowersyjnej działki nie zostały naruszone (inna sprawa, że od kilku miesięcy w sprawie okoliczności uzyskania tego pozwolenia toczy się policyjne dochodzenie). Tym samym miasto nie było zobowiązane do podjęcia żadnych działań. A jednak stało się inaczej. I to w tempie znanym ostatnio tylko z ulicy Wiejskiej. Już 14 grudnia, zaledwie po pięciu dniach od wpłynięcia zastrzeżeń, pojawił się na komisji rozwoju i ochrony środowiska projekt uchwały o przystąpieniu do zmiany dopiero co uchwalonego prawa (procedura jest dwuetapowa). Chodziło oczywiście o przywrócenie możliwości usytuowania zabudowy wielorodzinnej na feralnej działce. Uzasadnieniem była konieczność doprowadzenia do zgodności planu zagospodarowania z ważnymi pozwoleniami budowlanymi. Tyle, że zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie ma takiej konieczności, co zresztą kilka miesięcy później musieli potwierdzić nawet prawnicy sosnowieckiego urzędu. W ten sposób, wprowadzeni w błąd radni, zagłosowali za rozpoczęciem procedury zmiany planu.
Sprawa prawdopodobnie zakończyłaby się po myśli przedsiębiorcy, gdyby nie protest mieszkańców domów jednorodzinnych położonych w pobliżu spornej działki. Przygotowane na ich zlecenie ekspertyzy prawne i dwukrotna obecność na posiedzeniu komisji rozwoju, spowodowała, że radni mieli możliwość zapoznania się z argumentami także drugiej strony. Co ciekawe, dopiero na sesji okazało się, że rzeczywistym powodem interwencji właściciela działki była nie chęć wykorzystania posiadanego pozwolenia, ale uzyskania nowego, na kolejne planowane budynki. To było za dużo nawet dla radnych popierających Prezydenta, zwłaszcza z klubów współpracujących z rządzącą Platformą Obywatelską. Mimo prób przekonywania zagłosowali przeciw. Jedynie siedmiu radnych głosowało za. Piętnastu było innego zdania.
Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ale wynik głosowania pokazuje, że Arkadiusz Chęciński nie do końca jeszcze spacyfikował Radę Miejską. Nie oznacza to oczywiście, że Prezydent utracił większość w organie uchwałodawczym. Pokazuje jednak, że są jeszcze granice jego wydawało się nieograniczonej władzy. A ponieważ jak wiadomo – każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie, to jest nadzieja, że proces ten w przypadku Arkadiusza Chęcińskiego będzie przebiegał wolniej niż do tej pory wyglądało.
Karol Winiarski