Karol Winiarski – „Sieć”
Przy każdych wyborach parlamentarnych politycy i dziennikarze zapowiadają, że w powyborczy poranek obudzimy się w innej Polsce. Zmiana jaka dokonała się w Polsce po ośmiu latach rządów koalicji PO-PSL z pewnością na takie określenie zasługuje. Ale dotyczy ona nie tylko krajowej sceny partyjnej. Wyniki wyborów parlamentarnych wpływają również na nasz lokalny polityczny grajdołek.
Bezapelacyjnym zwycięzcą wyborów parlamentarnych w okręgu sosnowieckim jest … Arkadiusz Chęciński. Jego trwająca pięć lat walka z Jarosławem Piętą zakończyła się pełnym sukcesem – posłowi zabrakło 360 głosów do ponownej reelekcji. Zadecydowało nasycenie listy wyborczej PO w naszym okręgu kandydatami z Sosnowca. Zając, Kidawa-Kałka, Olko, Kaźmierczak nie walczyli o mandat. Walczyli o odebranie głosów Jarosławowi Pięcie. Walczyli skutecznie.
To nic, że Jarosław Pięta był uważany przez dziennikarzy za najlepszego i najskuteczniejszego zagłębiowskiego parlamentarzystę. To nic, że po raz pierwszy od ośmiu lat sosnowiecka Platforma nie będzie miała swojego posła. To nic, że wiedza prawnicza i doświadczenie Jarosława Pięty bardzo przydałyby się klubowi parlamentarnemu Platformy, która chce odzyskać zaufanie wyborców i za cztery lata powrócić do władzy. Przecież nie o Platformę Obywatelską Arkadiuszowi Chęcińskiemu chodzi. Partia, której dalej w Sosnowcu przewodzi, to tylko narzędzie do realizacji politycznych celów. A celem była, jest i pozostanie władza. Pełnia władzy.
Po wyeliminowaniu z gry Jarosława Pięty w sosnowieckiej Platformie Arkadiusz Chęciński nie ma już żadnej opozycji. Dotychczasowi zwolennicy posła prześcigają się w składaniu hołdu zwycięzcy, co swoją drogą jest wyjątkowo żenującym widowiskiem. Jedynie Jan Bosak, jeden z nielicznych radnych, który posiada poglądy i się ich nie wstydzi, honorowo opuścił szeregi sosnowieckiej PO. Ku zadowoleniu kierownictwa partii i radnych klubu. Dla jednych byłby wyrzutem sumienia, dla innych zakłóceniem błogiego spokoju.
Odejście Jana Bosaka z Platformy Obywatelskiej zmniejszyło liczebność klubu radnych PO do dziewięciu osób. W normalnych warunkach byłby to powód do zmartwienia dla Prezydenta Miasta. W kluczowych sprawach musiałby szukać poparcia innych klubów, co oznaczałoby konieczność zawierania kompromisów albo podzielenia się władzą z koalicjantem. Arkadiusz Chęciński nie ma takich zmartwień. Mimo braku formalnej większości zawsze może być pewny, że każde głosowanie na sesji Rady Miejskiej zakończy się jego pełnym sukcesem. Powodem jest sieć. Sieć psychologicznych, a niekiedy i czysto materialnych powiązań, którą w ciągu kilku miesięcy rozciągnął nad sosnowiecką sceną polityczną, przynosi założone rezultaty.
Arkadiusz Chęciński nie wymusza poparcia dla siebie krzykiem czy groźbami. Jest jak brat łata. Porozmawia, poprosi, pomoże albo przynajmniej obieca wsparcie, da posadę, zadzwoni gdzie trzeba. Aż głupio w takiej sytuacji nie poprzeć takiego wspaniałego człowieka, zagłosować przeciw dobroczyńcy, sprzeciwić się człowiekowi, który tak wiele dla mnie zrobił. A przecież jeszcze zawsze w tyle głowy pojawia się myśl, że skoro był w stanie pomóc, to będzie i mógł zaszkodzić. Co prawda bezpośredniego dowodu na taką możliwość nie ma, ale po co ryzykować? Lepiej być po właściwej stronie.
Efekty? Radni PiS-u (z jednym chlubnym wyjątkiem) głosują zgodnie z poleceniami poseł Ewy Malik. A ona uwielbia jak do niej zadzwoni Prezydent Chęciński z osobistą prośbą. To nic, że to miejski lider wrażej Platformy. Prezes daleko, może się nie dowie. Radni klubu „Tak dla Sosnowca” nie po to opuszczali swoje dotychczasowe kluby, żeby walczyć z Prezydentem. Oni wręcz programowo są za. Pokiereszowana kolejnymi wyborami lewica może i byłaby w stanie stanąć do walki, ale w połowie składa się z młodych i ambitnych „wilczków”. Trudno im wiązać nadzieję na polityczną (i nie tylko) karierę z ugrupowaniem, które być może wkrótce zejdzie ze sceny politycznej. Nawet kilkunastoprocentowe poparcie dla Zjednoczonej Lewicy w Zagłębiu to za mało żeby zdobyć władzę. Za kilka lat może być jeszcze gorzej. Podobnie zapewne rozumują ich rówieśnicy z klubu Niezależnych. Stąd wspólne poparcie dla prezydenckiego projektu dodatków dla nauczycieli, który po raz pierwszy w historii naszego miasta oznacza pogorszenie do tej pory obowiązujących zasad. Polityczne konfitury w Sosnowcu i Czeladzi rozdaje i jeszcze długo będzie rozdawał Arkadiusz Chęciński. A jeśli jeszcze udałoby się pod nazwą jakiegoś zagłębiowskiego komitetu połączyć siły wszystkich włodarzy miast naszego regionu ukrywając przy okazji mało popularne partyjne szyldy, to być może na długie lata udałoby się zmonopolizować władzę samorządową w Sosnowcu, Dąbrowie, Będzinie i Czeladzi.
Arkadiusz Chęciński to samorodny polityczny talent. Jego siła oczywiście wynika również ze słabości konkurentów, ale nie można odmawiać mu niemałych zdolności w trudnej sztuce sprawowaniu władzy. Może nie starczą one na wyciągnięcie Sosnowca z demograficznej zapaści i narastającej zaściankowości, ale z pewnością umożliwią wieloletnie sprawowanie rządów w stolicy Zagłębia. To jednak nie oznacza, że trzeba się z tym pogodzić i biernie przyglądać jak polityczne elity w Sosnowcu ogarnia intelektualny uwiąd, a jedna osoba decyduje o wszystkim. Każda władza w demokratycznym państwie potrzebuje opozycji. Także dla jej dobra. Bo każda władza deprawuje. Władza absolutna zaś deprawuje absolutnie. A pierwsze oznaki tego nieuchronnego procesu w Sosnowcu już widać.
Karol Winiarski