Karol Winiarski – Zmiana
Zmiana
W trakcie uroczystości pod pomnikiem upamiętniającym uchwalenie Konstytucji 3 Maja jeden z przemawiających zaapelował o zmianę osób rządzących naszym krajem. Przypomniał zarazem, że taka zmiana dokonała się już w Sosnowcu. Ponieważ w Polsce od wielu lat rządzi Platforma Obywatelska, a w naszym mieście w wyborach samorządowych ugrupowanie to zdobyło władzę dopiero niedawno, uznałem że w wystąpieniu przedstawiciela Stronnictwa Demokratycznego nie ma za grosz logiki. A jednak nie miałem racji, co dobitnie pokazały wybory prezydenckie. Nie ma bowiem znaczenia, kto obejmuje władzę. Tym bardziej nieistotne jest, do czego chce ją wykorzystać. Ważne jest tylko jedno. ZMIANA.
Wszelkie mądre analizy, dotyczące zarówno ekonomii jak i zachowań politycznych wyborców, oparte są na jednym podstawowym kryterium – racjonalności ludzkich zachowań. Tymczasem ludzie najczęściej kierują się emocjami, które z trzeźwą oceną rzeczywistości wiele wspólnego nie mają. Do tego dochodzi instynkt stadny. Kiedyś wyborców Platformy Obywatelskiej nazywano lemingami. W rzeczywistości w dokładnie taki sam sposób zachowuje się znacząco część, jeżeli nie większość, wyborców.
Czy to znaczy, że „gniew ludu” pozbawiony jest racjonalnych podstaw. Oczywiście, że nie. Rządzący, zarówno w Sosnowcu i w kraju, przez wiele lat skutecznie pracowali na swoją klęskę. Niedotrzymywanie wyborczych obietnic, zawłaszczanie miasta i państwa dla swoich politycznych przyjaciół, aroganckie ignorowanie ludzkich oczekiwań, musiało się kiedyś zemścić. Przypomina to dokładanie większych i mniejszych kamyczków do skalnego gołoborza. Przez długi czas nic się nie dzieje. Niektórym wydaje się nawet, że można to robić bezkarnie. Ale w pewnym momencie kolejny, wcale nie największy kamyk, wywołuje lawinę. Lawinę, której nikt nie jest już w stanie powstrzymać. Kiedyś spotkało to Mariana Krzaklewskiego. Potem Leszka Millera. Teraz wydaje się, że przyszedł czas na Ewę Kopacz i jej ugrupowanie. I nie ma znaczenia, że to nie ona ponosi odpowiedzialność za grzechy poprzednika (chociaż swoich też ma sporo). Gniew ludu za nic ma takie drobiazgi.
Jest więc szansa na zasadnicze uzdrowienie naszego życia politycznego? Na rządy ludzi kompetentnych i uczciwych, dzięki którym już wkrótce osiągniemy zachodnioeuropejskie standardy życia? Czy ten raj, na który czekamy od ćwierć wieku jest już tak blisko? Próżne to oczekiwania. Z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze, ogromną naiwnością jest sądzić, że rządzący i rządzeni to dwie całkowicie odmienne grupy ludzkie. Z jednej strony całkowicie zepsuta klasa polityczna dążąca wyłącznie do napełnienia własnej kabzy. Z drugiej biedni, wykorzystywani, ale krystalicznie uczciwi ludzie. Wystarczy, że ci drudzy zastąpią tych pierwszych, a będzie cudownie jak w raju. Piękna perspektywa. Piękna, ale całkowicie fałszywa. Politycy nie wzięli się znikąd. To emanacja społeczeństwa. Ich ewentualni następcy nie będą wcale lepsi. A mogą być gorsi. Jeden z greckich filozofów miał wedle legendy zbesztać swojego ucznia, który odganiał muchy z jego rany – „co robisz – powiedział – przecież zaraz przylecą nowe, wygłodzone i tym samym bardziej żarłoczne”. Kilkanaście wieków rozwoju ludzkiej cywilizacji niewiele zmieniło ludzką naturę.
Po drugie, równie wielką naiwnością jest sądzić, że wielowiekowe zapóźnienia cywilizacyjne wobec Zachodu można nadrobić w ciągu kilkudziesięciu lat. I to na dodatek w sposób całkowicie bezbolesny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował, że poziom cywilizacyjny tzw. „Starej Europy” jest znacznie wyższy, ochrona socjalna bardziej rozwinięta, a jakość życia na poziomie zdecydowanie przewyższającym średni standard życia w naszym kraju. Tak rzeczywiście jest. I tak będzie przez wiele następnych lat niezależnie od tego kto będzie w naszym kraju rządził. Nie da się w krótkim czasie nadrobić wielowiekowych zaległości. Wielowiekowych, ponieważ system komunistyczny, zwłaszcza w końcowym okresie swojego funkcjonowania, jedynie pogłębił istniejącą od dawna przepaść. Tylko ludzie pozbawieni podstaw wiedzy historycznej mogą wmawiać ludziom, że II Rzeczpospolita była państwem mlekiem i miodem płynącym, a wszyscy jej mieszkańcy żyli dostatnie i szczęśliwie.
Dlaczego lawina ruszyła teraz? Dlatego, że zaistniało kilka czynników. Osiem lat rządów jednej partii to dużo. W wielu demokratycznych krajach pojawia się naturalne dążenie do zmiany, niezależnie od sukcesów i porażek rządzących. Rzadko jednak przybiera to postać rewolucji wywracającej scenę polityczną do góry nogami. Wydaje się, że powód tkwi w pojawieniu się w ostatnich wyborach nowych wyborców urodzonych w ostatniej dekadzie poprzedniego stulecia. Oni nie pamiętają niesłychanie ciężkich końcowych lat komuny i pierwszego okresu po transformacji. Nie mając punktu odniesienia nie są w stanie zrozumieć jak bardzo Polska zmieniła się wciągu tych lat. Nie mają też cierpliwości. Chcieliby od razu osiągnąć to, na co ich rodzice pracowali latami, a o czym dziadkowie mogli tylko pomarzyć. Nie są też przygotowani do przezwyciężania trudności jakie pojawiają się w codziennym życiu. Od wielu lat dominującym trendem w polskiej pedagogice jest bezstresowe wychowanie. Ale w życiu jest inaczej. Zderzenie młodego człowieka z rzeczywistością bywa brutalne. A wtedy pojawia się biadolenie, że państwo nie działa. I chęć głosowania na każdego, kto obiecuje zmianę.
Każda rewolucja ma swoją dynamikę. Bardzo często zjada własne dzieci. Ale czasami rewolucyjna fala opada zanim znacząco zmieni rzeczywistość. Jak będzie tym razem? Nie wiadomo. Nikt nie był w stanie przewidzieć pojawienia się na politycznej scenie Pawła Kukiza, którego osobista uczciwość i antysystemowy autentyzm w kilku ostatnich dniach kampanii przed pierwszą turą zniweczyły wszelkie wcześniejsze przewidywania politologów i socjologów. I to jest ten zasadniczy powód dla którego lawina ruszyła właśnie teraz. Gdyby nie Kukiz wszystko mogło zostać po staremu. Przynajmniej jeszcze przez kilka lat.
Najważniejsze jest jednak pytania o konsekwencje schodzącej po naszej politycznej scenie lawiny. Powstające ugrupowanie Ryszarda Petru rodzi nadzieję na powrót zdroworozsądkowego myślenia ekonomicznego, od którego Platforma w ciągu ostatnich lat odeszła. Korwin-Mikke nie dla wszystkich liberałów był opcją do przyjęcia, a inne wolnorynkowe ugrupowania miały marginalne poparcie. Wątpliwe jednak, by to nowe ugrupowanie było w stanie odegrać decydującą rolę w nowym Sejmie. Ci, którzy wzywają do wzięcia osobistej odpowiedzialności za swoje życie zwykle przegrywają ze św. Mikołajami obiecującymi darmowy lunch.
Większą niewiadomą jest Paweł Kukiz i stojący za nim ludzie. Wbrew temu co mówi nasz nowy ludowy bohater (przez niektórych nazywany „bożym szaleńcem”) w większości są to ludzie politycznego układu funkcjonującego od lat na terenie Dolnego Śląska. Gdyby nie pogodzenie się Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza z Platformą, nie „wymyśliliby” Pawła Kukiza i nie stworzyli chwytliwej bajeczki o konieczności likwidacji istniejącego systemu, w którym sami od lat nieźle funkcjonują. Ale siłą nowego ugrupowania jest lider. A ten jest nieprzewidywalny. I nie wiadomo którą drogą pójdzie.
Czy lawina na ogólnopolskiej scenie politycznej będzie miała wpływ na nasze lokalne podwórko? Z pewnością, chociaż raczej ograniczony. Mało prawdopodobna jest zmiana sielankowego obrazu pełnej współpracy nowego Prezydenta z radnymi, co w praktyce daje mu wolną rękę w realizowaniu wymyślanych na bieżąco pomysłów i rozdzielania intratnych beneficjów dla swoich partyjnych kolegów i politycznych wasali. Nie widzę w obecnej Radzie Miasta siły, która byłaby w stanie skutecznie przeciwstawić się nawet najbardziej szalonym pomysłom Pierwszego Kibica Sosnowca. Postawiłbym nawet dzisiaj niemałe pieniądze, że i kolejną kadencję Arkadiusz Chęciński ma w kieszeni, chociaż niekoniecznie jako reprezentant Platformy Obywatelskiej. Ale może się mylę. W końcu mamy sezon na zmiany.
Karol Winiarski