Kasa ponad podziałami
Zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka wzbudziło krótkotrwałe poruszenie medialne, które wygasło po kilku dniach przykryte wyborami kandydatów na Prezydenta RP w dwóch najważniejszych ugrupowaniach. Nie było w tym oczywiście nic dziwnego – zarówno politycy, tak i komentatorzy, a co najgorsze także wyborcy, mają pamięć rybki akwariowej. Zaskakujące było jedynie zaskoczenie całą sytuacją. Przecież o patologicznych zachowania włodarza stolicy Dolnego Śląska pisały media od wielu lat. Przynajmniej te, które starają się zachować minimum obiektywizmu w relacjonowaniu politycznych wydarzeń w naszym kraju.
Reakcje na zarzuty postawione Jackowi Sutrykowi były najczęściej mocno wyważone niezależnie od strony politycznej barykady. Nie dziwi to w przypadku polityków rządzącej obecnie koalicji, a zwłaszcza Platformy Obywatelskiej. W końcu pięć lat temu Jacek Sutryk został Prezydentem Wrocławia jako kandydat tego ugrupowania, a reelekcję wywalczył w dużym stopniu dzięki poparciu Donalda Tuska (pomijając autokompromitację jego rywalki w drugiej turze). Ale również politycy Prawa i Sprawiedliwości zachowywali wyjątkową wstrzemięźliwość. Nie mogło być inaczej, skoro cała sprawa dotyczy Collegium Humanum – uczelni związanej z politykami największej partii opozycyjnej (Karolem Karskim i Ryszardem Czarneckim). Lepiej więc spuścić zasłonę milczenia.
Sprawa Collegium Humanum jest tylko drobnym fragmentem patologii, która od lat panuje w polskim szkolnictwie wyższym – zwłaszcza w kwestii studiów podyplomowych. Pogłębiła ją decyzja podjęta kilka lat temu przez rząd Zjednoczonej Prawicy rozszerzająca grono osób uprawnionych do zasiadania w radach nadzorczych spółek publicznych o absolwentów studiów MBA. Doprowadziło to do rozkwitu tego typu studiów na niepublicznych uczelniach. Uzyskanie stosownego dyplomu było znacznie łatwiejsze niż zdanie trudnego egzaminu ministerialnego czy uzyskanie tytułu doktora praw (chociaż doktor prawa kanonicznego też był brany pod uwagę). Collegium Humanum było może najbardziej skrajnym przykładem tej patologii. Ale nie jedynym.
Wydawało się, że zaraz po wygranych wyborach zwycięska koalicja zlikwiduje tę patologiczną furtkę wprowadzoną przez poprzednią władzę. Tymczasem przyjęto zupełnie inne rozwiązanie – obniżenie trudności egzaminu państwowego. Składa się on z części pisemnej, która jest testem jednokrotnego wyboru zawierającym 100 pytań, na które trzeba odpowiedzieć w ciągu 100 minut (niestety rozporządzenie nie precyzuje ile jest możliwych odpowiedzi przy każdym z pytań, co ma kluczowe znaczenie – zwłaszcza przy lukach w wiedzy zdającego). Przejście do części ustnej wymaga tylko 75% dobrych odpowiedzi. Biorąc pod uwagę, że przynajmniej część odpowiedzi może być „trafionych”, nie są to zbyt wygórowane wymogi.
Część ustna składa się z trzech pytań, przy czym „komisja ocenia łącznie poprawność udzielonych odpowiedzi na wszystkie pytania w skali od 2 do 5, w której 2 oznacza negatywny wynik części ustnej egzaminu.” Oznacza to, że bardzo dobra odpowiedź na jedno z pytań, nawet przy braku jakiejkolwiek wiedzy na pozostałe, pozwala pozytywnie zaliczyć egzamin. To generalna tendencja w polskiej edukacji – jeżeli wyniki jakichkolwiek egzaminów są niezadowalające, to trzeba … obniżyć kryteria oceny. Efekty już widać. Wystarczy się zapytać absolwentów szkół średnich o wiadomości, które powinny być znane każdemu uczniowi po maturze, żeby zwątpić w sens powszechnej edukacji kosztującej nas corocznie dziesiątki miliardów złotych.
Jacek Sutryk zasłynął nie tylko podejrzeniami o korupcję w związku z działalnością rektora Collegium Humanum, który otrzymał 75 tys. zł na podstawie fikcyjnej umowy doradztwa dla Wrocławskiego Parku Technologicznego. W zamian Prezydent Wrocławia otrzymał dyplom MBA pozwalający mu zasiadać w radach nadzorczych miejskich spółek komunalnych z naszego regionu (w zamian za podobne stanowiska w spółkach wrocławskich), co przyniosło mu ponad 230 tys. zł dochodu. Wzajemna wymiana miejsc w radach nadzorczych stała się w ostatnich latach szeroko wykorzystywaną praktyką powiększenia swoich dochodów przez działaczy samorządowych. Usprawiedliwieniem miało być obniżenie ich uposażeń przez parlament na polecenie Jarosława Kaczyńskiego (po aferze z nagrodami dla ministrów rządu Beaty Szydło). Tyle, że startując w wyborach w roku 2018 wiedzieli na co się piszą, a kilka lat później ich wynagrodzenia zostały podniesione o kilkadziesiąt procent. Jednak z zasiadania w radach nadzorczych nie zrezygnowali.
Wydawało się, że problem „dorabiania” działaczy samorządowych w spółkach komunalnych zniknie po ubiegłorocznej nowelizacji ustawy o „ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne”, co było jednym z warunków wsparcia rządu Mateusza Morawieckiego przez posłów Pawła Kukiza. Zgodnie z nowymi przepisami prezydenci miast utracili prawo zasiadania w zarządach, radach nadzorczych i komisjach rewizyjnych. Gdy jednak zmieniły się rządy, posłowie związani Koalicją Obywatelską i wywodzący się ze środowiska samorządowego rozpoczęli działania zmierzające do powrotu do dawnego stanu prawnego.
Najbardziej kuriozalna była interpelacja złożona w tej sprawie przez posłankę tego ugrupowania, Renatę Rak. Tak się „przypadkowo” złożyło, że jej mąż był wówczas burmistrzem Szczecinka i członkiem rady nadzorczej Społecznej Inicjatywy Mieszkaniowej Gminy Szczecinek sp. z o.o. Gwda Wielka. Odpowiedź udzielona przez przedstawiciela rządu była mocno wymijająca, a cała sprawa dość szybko się zdezaktualizowała – Daniel Rak przegrał z kretesem wybory samorządowe ze swoim poprzednikiem, który na jedną kadencję przeniósł się na Wiejską, a w tym roku triumfalnie powrócił na fotel burmistrza i to mimo wyrzucenia z Platformy Obywatelskiej. Wielka krzywda byłemu włodarzowi Szczecinka się nie stała – został wicestarostą powiatu szczecineckiego. Rodzina na swoim.
Nadgorliwość posłanki Koalicji Obywatelskiej nie zamknęła tematu. O utracone przywileje samorządowców upomniał się Związek Miast Polskich. Postulat przywrócenia prawa zasiadania w organach spółek prawa handlowego miał być jednym z warunków poparcia kandydata Koalicji Obywatelskiej na Prezydenta RP. Tak się zresztą złożyło, że ostatnio nowym Przewodniczącym ZMP został … Jacek Sutryk. Gorącą obroną Prezydenta Wrocławia zasłynął zresztą jego kolega ze związku, Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Pomijając już fakt, że ujawnił homoseksualną orientację rektora Collegium Humanum, to jeszcze używał dokładnie tych samych argumentów, którymi posługują się działacze Prawa i Sprawiedliwości broniący swoich kolegów podejrzewanych o finansowe przekręty. To kolejny dowód pokazujący jak mało różni polityków pochodzących z tak różnych obozów politycznych.
Istnieje głębokie przekonanie, że reaktywowanie samorządu terytorialnego było największym sukcesem polskiej transformacji ustrojowej. I jest w tym wiele prawdy. Wygląd polskich miast i miasteczek uległ radykalnym zmianom w porównaniu z czasami PRL-u, chociaż dzisiaj niektóre inwestycje (chociażby zabetonowanie miejskich rynków, aquaparki czy stadiony) budzą wątpliwości. Te rzeczywiste osiągnięcia nie mogą jednak przysłaniać dzisiejszych patologii i błędów popełnianych przez samorządowych włodarzy. Zasadniczym tego powodem jest brak jakiejkolwiek kontroli ich działań. Opozycja najczęściej nie ma prawnych i finansowych możliwości odkrywania i nagłaśniania nieprawidłowości mających miejsce w ich gminach. Ale jeśli nawet jej się to uda, to okazuje się że większości mieszkańców w ogóle to nie obchodzi i mimo stawianych zarzutów dalej wybierają skompromitowanego samorządowca. Nie inaczej przecież było pół roku temu we Wrocławiu. I w wielu innych miastach.
Karol Winiarski