Koza
Jest taki, stary żydowski dowcip. Mosze skarżył się rabinowi na warunki panujące w jego domu: – Rebe, jaki u mnie hałas, ciasnota, żona krzyczy, dzieci płaczą, co mam robić? Rabin poradził mu: – Mosze, ty kup sobie kozę. Mosze posłuchał rady i zrobił to, co radził mu rabin. Po kilku dniach jednak Mosze znów przyszedł do rabina na skargę: – Rebe, coś ty mi doradził? Teraz jest jeszcze gorzej, niż było, jest jeszcze większa ciasnota i hałas, żona krzyczy, dzieci płaczą, koza beczy. Na to rabin odparł: – Mosze, ty teraz sprzedaj tę kozę. Żyd znów posłuchał rady i po kilku dniach powrócił do rabina, mówiąc: – Dzięki ci, rebe, za radę, sprzedałem kozę. Jaki ja mam teraz spokój!
Ten dość powszechnie znany kawał ma idealne zastosowanie do sposobu przeprowadzania reformy systemu oświaty w naszym mieście. Prezydent Chęciński po wycofaniu się w ostatniej chwili ze wszystkich swoich kontrowersyjnych pomysłów, które przez kilka tygodni intensywnie promował, przedstawił to jako swój wielki sukces, a siebie jako zbawcę sosnowieckiej oświaty. Tyle, że nie było to od początku świadome działanie, a raczej desperacka próba wycofania się z propozycji, które przyniosły niezadowolenie i protesty. A przecież Pan Prezydent chce by kochali go wszyscy sosnowiczanie.
Początkowo przygotowania do wdrożenia reformy wyglądały zadziwiająco dobrze. Kilka miesięcy temu został powołany wieloosobowy zespół złożony z dyrektorów niektórych szkół, przedstawicieli wszystkich związków zawodowych i trzyosobowej reprezentacji radnych. Zadaniem tej kilkudziesięcioosobowej grupy było wypracowanie spójnej propozycji dostosowania struktury sosnowieckiej oświaty do wymogów nowej ustawy przygotowywanej przez obecny rząd.
Pod koniec października odbyło się pierwsze spotkanie zespołu. Potem przez kilka tygodni radnych nie zapraszano na posiedzenia, chociaż dyrektorzy, związkowcy i przedstawiciele Wydziału Edukacji spotykali się i rozmawiali o możliwych rozwiązaniach. Specjalnie mnie to nawet nie zdziwiło. Nie od dziś przecież wiadomo, że Rada Miejska w pełni kontrolowana przez Prezydenta Chęcińskiego, pełni rolę w znacznej mierze dekoracyjną. Dopiero gdy Prezydent w jednym z wywiadów stwierdził, że nad nową koncepcją pracują także radni, wywołało to moją reakcję. Okazała się ona skuteczna, gdyż od tego momentu informacje o spotkaniach docierały na czas i przynajmniej w końcowej fazie prac radni mogli w pełni uczestniczyć w zapadających ustaleniach.
3 stycznia odbyło się spotkanie całego zespołu. Pełnomocnik Zbigniew Byszewski przedstawił uzgodnione wcześniej na spotkaniach dzielnicowych całościowe rozwiązanie, które spotkało się z pełną akceptacją ze strony zebranych. Nie było nawet dyskusji, ponieważ wszyscy uznali, że przedstawione propozycje są w istniejących warunkach optymalne. Wydawało się, że przeprowadzenie całkowicie zbędnej reformy zaserwowanej nam przez rząd, przebiegnie w naszym mieście bezboleśnie. Rzeczywiście, wydawało się.
9 stycznia Prezydent Andrzej Duda po wielotygodniowym hamletyzowaniu, podpisał ustawy oświatowe. Było jeszcze kilka dni do ferii zimowych. Był czas na spotkanie z radami pedagogicznymi tych szkół, które miały zostać przeniesione do innych budynków. Była możliwość przedstawienia argumentów, które mogłyby rozwiać obawy oraz przekonać wątpiących i niezdecydowanych. Nic takiego się nie stało. Prezydent Chęciński nie wykorzystał szansy na podjęcie społecznego dialogu z osobami najbardziej zainteresowanymi. Podobno nie wiedział, ze wkrótce zaczną się ferie i takiej możliwości później już nie będzie. W efekcie powstał chaos informacyjny, a dyrektorka jednej z sosnowieckich podstawówek o planach przeniesienia jej placówki dowiedziała się z gazety. Nic dziwnego, że zdezorientowani nauczyciele, rodzice i uczniowie zaczęli spontanicznie protestować. Tyle, że słuchając opinii pojedynczych osób, czy nawet kilkuosobowych grup nie sposób się zorientować czy reprezentują one całe środowisko, czy też wyłącznie samych siebie. Na efekty tej sytuacji nie trzeba było długo czekać.
Już przed pierwszą komisją oświaty, na której omawiano proponowane rozwiązania, Prezydent w praktyce wycofał się z koncepcji przeniesienia liceum Roździeńskiego z dotychczasowej siedziby na Środuli (ulica Staszica) do budynku po wygaszanym gimnazjum na Zagórzu (ulica Kalagi). Miało to zahamować „ucieczkę” naszych dzieci do szkół dąbrowskich, a przy okazji (a może przede wszystkim) pozwolić na zagospodarowanie w miarę nowoczesnego budynku z rozbudowaną bazą sportową. Chcąc zachować twarz i odzyskać społeczne zaufanie szkolnej społeczności (wybory już za rok), Arkadiusz Chęciński „oddał” decyzję w ich ręce. Nie spodziewał się chyba, że rada pedagogiczna przerażona groźbą pozostawienia bez żadnego wsparcia, zmieni zdanie i wyrazi zgodę na przeniesienie. Zmusiło to Prezydenta do zinterpretowania pisma nauczycieli Roździenia jako braku zgody na zmianę siedziby, chociaż dyrektor szkoły twierdził co innego. No ale przecież Pan Prezydent, chociaż nie uczestniczył w spotkaniu kadry pedagogicznej, wie lepiej co postanowili.
Druga zmiana była jeszcze bardziej zaskakująca. Przez kilka miesięcy Prezydent Chęciński i jego współpracownicy twierdzili, że dalsze wspólne funkcjonowanie Szkoły Podstawowej nr 45 i VI Liceum Ogólnokształcącego im. Janusza Korczaka w jednym budynku przy ulicy Czeladzkiej jest niemożliwe, ponieważ obydwie szkoły w nowych realiach organizacyjnych po prostu się w nim nie pomieszczą. W związku z tym Korczak musi się przenieść do położonego w niedalekiej odległości budynku przy ulicy Zamenhofa i połączyć ze znajdującym się tam Gimnazjum nr 13, które w przeciwnym razie pozostałoby puste. Nagle, na kilka dni przed ostatecznymi decyzjami okazało się, że jest inaczej – obie szkoły się zmieszczą. Już na sesji okazało się, że będzie to możliwe (raczej teoretycznie niż praktycznie) wskutek ograniczenia naboru. A to oznaczać będzie w niedalekiej już przyszłości nieuchronną redukcję kadry pedagogicznej. Ale przecież taka jest wola społeczności Korczaka.
Arkadiusz Chęciński jest mistrzem świata w odwracaniu kota ogonem. Potrafi przekuwać oczywiste niepowodzenia w swoje medialne sukcesy w czym oczywiście pomagają mu w pełni dyspozycyjne media. Wycofując się ze swoich własnych propozycji, dość skutecznie zdołał przekonać przynajmniej część społeczności obydwu szkół, że jest ich dobroczyńcą. Wystarczyło tylko wyjąć kozę, którą przecież wcześniej sam włożył.
Szkoda tylko, że medialne zamieszanie wywołane przez Arkadiusza Chęcińskiego może negatywnie wpłynąć na opinie o obydwu sosnowieckich liceach. Zwłaszcza liceum Roździeńskiego, które w przyszłym roku obchodzić będzie 70-lecie powstania, wymaga poważnego materialnego i medialnego wsparcia, którego od dawna nie doświadczyło. Byłoby niepowetowaną stratą dla całego miasta, gdyby to niedoceniane liceum z bardzo dobrą kadrą pedagogiczną, zniknęło z mapy edukacyjnej Sosnowca.
Karol Winiarski