Łapówka – część 2
Łapownictwo (przekupstwo) to w prawie polskim przestępstwo polegające m.in. na wręczaniu korzyści majątkowej lub osobistej (łapówki) dla osiągnięcia określonego celu. Polskie prawo karze surowiej za takie formy łapownictwa jak: dawanie i branie łapówki przez osobę pełniącą funkcję związaną ze szczególną odpowiedzialnością czy też otrzymanie korzyści majątkowej wielkich rozmiarów. Podstawę prawną stanowią tu art. 228 i 229 kodeksu karnego.
Wprowadzanie „w biegu” nowych instrumentów polityki społecznej pozwala z pewnością nowej ekipie politycznej pokazać, że ma swoje własne pomysły i działa na rzecz poprawy sytuacji obywateli. Utrudnia jednak wprowadzenie jakichkolwiek zmian, wynikających z długofalowych i wielowymiarowych procesów. Do takich bez wątpienia należą działania mające na celu zmianę decyzji prokreacyjnych Polaków.
Trudno też – ze względu na skalę przedłożonego do konsultacji projektu – przejść do porządku dziennego nad brakiem rządowego przeglądu efektów dotychczasowej polityki rodzinnej. W tym, w szczególności – istniejących świadczeń rodzinnych. Brakuje przetestowania samego instrumentu, jakim jest świadczenie wychowawcze oraz jego wysokości w postaci 500 zł na dziecko w rodzinie. Obawy o efektywność wydatkowania środków wzmacnia też niezbyt pogłębiona ocena skutków regulacji, w szczególności dotycząca planowanego wzrostu urodzeń.
Program 500+ może zdestabilizować polskie finanse publiczne uważa Komisja Europejska. Przewiduje zwiększenie deficytu budżetowego Polski w 2017 r. do 3,4 % PKB. Powód – nowe zasiłki dla dzieci. W przedstawionych w Brukseli prognozach gospodarczych dla 28 państw UE przewidziano, że w pierwszym niepełnym roku funkcjonowania programu 500+ będzie kosztował budżet państwa 0,9% PKB. W kolejnym 2017 już 1,2 % PKB. Komisja, żeby nie było wątpliwości nie oceniała samego programu tylko jego skutki.
Relatywnie duże obciążenie budżetu państwa na skutek realizacji projektu z całą pewnością utrudni, bądź wręcz uniemożliwi prowadzenie całościowej i wielowymiarowej polityki prorodzinnej. Zmarnowano szansę, by przy okazji wprowadzania projektu dokonać krytycznej oceny już istniejącego systemu świadczeń rodzinnych i dokonać w nim ewentualnych modyfikacji.
Słabą stroną projektu jest to, że nie poprzedziły go żadne pogłębione badania, np. o charakterze etnograficznym, wskazujące na ile kwota 500 zł na dziecko będzie miała wpływ na decyzje prokreacyjne, jak i subiektywną ocenę jakości życia. Nie ma też empirycznych podstaw, by zakładać istotny wzrost dzietności jedynie w oparciu o projekt „Rodzina 500+”.
Za zbyt powierzchowną należy uznać przedstawioną ocenę skutków regulacji, w szczególności brakuje wyliczeń dotyczących zakładanego wzrostu liczby urodzeń. Obecna konstrukcja projektu sprzyja decyzjom o dezaktywizacji zawodowej kobiet, jak i wzmacnia tradycyjny model rodziny z mężczyzną jako głównym żywicielem rodziny.
Z kolei w oderwaniu od uwarunkowań socjalnych i jako forma partycypacji państwa w kosztach wychowania dzieci należałoby stworzyć narzędzie uniwersalne, obejmujące wszystkie dzieci, nawet kosztem obniżenia jednostkowej kwoty wsparcia.
Nastawienie na podniesienie dzietności wymagałoby uwzględnienia w projekcie osób, które dopiero planują posiadanie potomstwa, jak też wszystkich rodzin z jednym dzieckiem oraz rozbudowanie oferty wsparcia poza świadczenia pieniężne. W szczególności należałoby wesprzeć rodziny z małym dzieckiem do lat trzech.
Działania obejmujące jedynie/przede wszystkim dzieci i nakierowane na zwiększenie ich szans rozwojowych i edukacyjnych powinny w większym stopniu koncentrować się na dostarczeniu wysokiej jakości usług dla dzieci, a nie gotówki dla rodziców.
Swoją opinię o programie „500 zł na dziecko” wydał również Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. I chociaż już w pierwszych zdaniach podkreśla, że „wsparcie rodzin, w szczególności tych wielodzietnych, choćby za pomocą instrumentu takiego jak „500 zł na dziecko”, jest absolutnie słuszne i zasługuje na całkowitą aprobatę”, to niestety generalnie, zdaniem ZPP, projektu w obecnym kształcie nie można zaakceptować.
Pierwsze na co zwraca uwagę Związek Przedsiębiorców i Pracodawców w swojej opinii to fakt, że dodatku nie wlicza się do dochodu przy ubieganiu się o inne świadczenia. To powoduje, że „500 zł na dziecko” będzie kumulowało się z innymi świadczeniami socjalnymi. Czemu jest to złe? Efekt bowiem może być taki, że jakiś odsetek Polaków może zrezygnować z podejmowania pracy zarobkowej, a pieniądze na życie zbierać z zasiłków i świadczeń socjalnych.
Po drugie, w ocenie Cezarego Kaźmierczaka, autora opinii, wprowadzenie tego dodatku w takiej formie może spowodować kompromitację idei finansowego wspierania rodzin z dziećmi.
– Jest to zresztą powiązane z inną jeszcze kwestią – pojawiłoby się mianowicie zagrożenie, że część ludzi zacznie traktować wysoką dzietność, jako doskonałe źródło zarobkowania, co jest dodatkowo niemożliwe do zaakceptowania z punktu widzenia moralności społeczeństwa funkcjonującego w ramach kultury łacińskiej – pisze Kaźmierczak.
Przedsiębiorca wskazuje także na fakt, że akt prawny o wypłacie 500 zł na dziecko, nawet z ograniczeniami, może spowodować powstanie zbyt dużego obciążenia dla budżetu.
W opinii ZPP zwrócono także uwagę na fakt, że wprowadzenie takiej zmiany było doskonałą okazją do uporządkowania obecnego kształtu systemu pomocy dla rodzin, który jest bardzo skomplikowany. Niestety, przeoczono tę sposobność.
To, co w teorii tak dobrze wygląda, na papierze – rozczarowuje, a w rzeczywistości może okazać się kompromitacją całej idei. Dzieciom generacji 500+ przypisana zostanie łatka pokolenia dzieciorobów. Fatalne zapisy mogą stygmatyzować duże rodziny i na wiele lat zaprzepaścić programy demograficznej odnowy Polski.
Dziś ciężko jest przewidzieć wszystkie konsekwencje przetasowań społecznych, tak nieszczęśliwie pomyślanego programu pomocy.
Wydatki na politykę rodzinną w relacji do PKB, po wprowadzeniu w życie projektu 500+, będą zbliżone do wydatków we Francji (około 3,6 % PKB) i będą należeć do najwyższych w UE. Na gwałtowny wzrost wydatków składa się przede wszystkim program Rodzina 500+, do tego dochodzą koszty reform wprowadzonych w ostatnich latach przez rządy PO-PSL (urlopy rodzicielskie, kosiniakowe, przedszkole za złotówkę, ulgi podatkowe dla biedniejszych rodzin, podniesienie zasiłków rodzinnych). W Polsce w 2014 r. edukacją przedszkolną objętych było już 80% dzieci od trzech do pięciu lat, teraz wskaźnik ten spadnie, bo miejsca trzylatków w przedszkolach zajmą sześciolatki. We Francji wszystkie dzieci w tym wieku uczęszczają do przedszkoli. Opieką instytucjonalną, objętych było w Polsce w 2014 r. około 6 % dzieci w wieku do trzech lat. We Francji połowa najmłodszych dzieci uczęszcza do żłobków. Najistotniejszym wydaje się jednak ułatwienie w godzeniu obowiązków zawodowych i rodzinnych. To przede wszystkim zapewnienie dostępu do tanich i wysokiej jakości żłobków, przedszkoli, świetlic szkolnych czy innych usług o charakterze opiekuńczo – edukacyjnym dla dzieci. To ułatwienie powrotu do pracy zawodowej po urlopie rodzicielskim, rozwój form subsydiowanej pracy w niepełnym wymiarze i elastycznej organizacji pracy. Tymczasem wysokie koszty nowych zasiłków spowodują, że zamiast wielości rozwiązań dostosowanych do różnorodnych potrzeb rodzin dominować będzie polityka zasiłkowa pisała- prof. Irena Wóycicka. Obawa przed utratą zasiłków rodzinnych spowoduje, że rodzicom bardziej będzie się opłacało nie podejmowanie pracy bądź jeśli już to praca, ale w szarej strefie. Polityka rodzinna to bezpieczeństwo pracy, mieszkania i zaufania do Państwa i miasta, a nie zasiłek finansowy od Państwa czy miasta.
Dlatego nie tylko ja uważam, że darmowe żłobki i przedszkola dla wszystkich gdzie dzieci będą się uczyły i dostawały posiłek, powinny dziś stanowić priorytet każdego rządu. Do tego niższe podatki i składki dla rodziców, ale przede wszystkim bez osłabiania ich motywacji do pracy
Problem ten dotyczy niestety również samorządów. Każdy ciągnie sześciolatka w swoją stronę. Rodzice muszą wybrać pomiędzy prośbami, przestrogami i łapówkami. Oczywistym jest, że gminy wolą sześciolatki w szkołach. Wtedy w sosnowieckich i innych przedszkolach zwalniają się miejsca dla młodszych. Wyprawka lub darmowe ubezpieczenie mają przekonać rodziców do zapisania sześciolatków do pierwszej klasy. 500 zł wyprawki oferuje Sosnowiec dla każdego sześcio- i siedmiolatka, który po raz pierwszy we wrześniu 2016 r. rozpocznie naukę w pierwszej klasie. Na pierwszaków czekają również pakiety badań. Akcja rodzi reakcję. Łapówka pozostaje jednak łapówką.
Czy to dobry kierunek.? Czy to kosztowna wyprawka.? Niestety, tak.
Skutki tych działań poznamy w przyszłości. Rozpatrywanie ich na wielu płaszczyznach z uwagi na sposób oddziaływania niewątpliwie wykaże, że będą one o wiele droższe. Sosnowiecki samorząd będzie mógł w odpowiednim momencie zrezygnować z przyznanej kosztownej wyprawki. To znakomita okazja pijarowska wykorzystana przez sosnowiecki samorząd, tak jak 500 zł stworzone przez pisowski rząd. Niestety, to nieliczenie się z publicznym groszem i skutkami w przyszłości. Łatwo się rozdaje nie swoje pieniądze, nie wskazując jednocześnie źródeł dochodu albo oszczędności w budżecie. Modne jest dziś rozdawnictwo na każdym szczeblu. Tylko uczciwość nie jest w cenie. A, że zaboli później, a nawet w nieodległym czasie, w wymiarze budżetowym i nie tylko. Kto o tym będzie pamiętał poza mną, Karolem Winiarskim i paroma innymi osobami? Polityka rozdawnictwa przesłania interes państwa i samorządu, dobro obywatela, ekonomię i prawo, po prostu rzetelność i uczciwość.
Uwidacznia się niestety bardzo szeroko analfabetyzm ekonomiczny i prawny na wszystkich szczeblach w naszym kraju. Chyba, że się mylę i mamy do czynienia z czystym populizmem i cynizmem. A może to analfabetyzm, populizm i cynizm razem wzięte. Ale to już Państwo sami musicie udzielić sobie odpowiedzi.
,,Widzimy to co chcemy widzieć, wierzymy w co chcemy wierzyć i to działa. Tak bardzo się okłamujemy, że z czasem kłamstwa zaczynają wydawać się prawdą”. A skutki???
Jarosław Pięta