Nie bardzo kulturalnie
Wypada dziś wrócić – choćby na chwilę – do tematów bliższych miastu i regionowi. Wypowiadanie się o sprawach świata cokolwiek mnie znudziło, bo jakby nie spoglądać, przypomina to obrzucanie grochem ścian. Zresztą niezależnie od tematu i tak ta pisanina zdaje się być mało skuteczna. Kilkanaście tygodni temu wyraziłem tu zdziwienie, że archiwum niegdysiejszego SOSNartu jest niedostępne w internecie i co? I nic. Nikt się nie odezwał by wyjaśnić, podać przyczyny, cokolwiek w tej sprawie zrobić. To zresztą drobiazg, chociaż z drugiej strony, może wcale nie taki znów drobiazg. Ostatecznie przez kilka ładnych lat podobno okoliczne miasta Sosnowcowi zazdrościły takiej zabawki. Było, minęło. Nie mnie to recenzować.
A tu dzieje się wiele i to wcale, wcale ciekawie. Weźmy na przykład teatr. Co premiera to sukces, bo i repertuar ciekawy, widowiska śmiałe, doskonale przygotowane i co jeszcze ważniejsze, w dużej części to prapremiery. I zespół się powiększa. Miło słyszeć z ust najmłodszej członkini zespołu aktorskiego, że z ochotą przybyła do S. do (uwaga, uwaga) najlepszego teatru w kraju.
Albo Muzeum. Po kilku miesiącach, związanej z koniecznym remontem, ciszy, ruszyło ze znaczącymi wystawami o różnorodnej tematyce. Galeria Extrawagance jak zwykle trzyma poziom, nie tylko poprzez wystawy, ale także wiele innych inicjatyw edukacyjnych. No i ma się rozumieć także Klub im. Jana Kiepury wraz z salą Muzy i oddalone od centrum placówki w Kazimierzu i Maczkach i tak dalej i dalej aż do planowanej galerii pod roboczym tytułem „5 pokoi”. Jeśli do tego dodać działalność prywatną, że wymienię Galerię Łakomskich czy przypomnę co najmniej kilka lokali gastronomicznych nie stroniących od działalności wystawienniczej, koncertowej, czy też spotkań literackich to S. jawi się jako miasto aż kipiące od inicjatyw w dziedzinie kultury. Może trochę przesadzam, ale tylko trochę. Oczywiście zdarzają się towarzyszące temu śmiesznostki. Na wszelkie imprezy zaprasza prezydent, ale sam rzadko bywa na owych imprezach widywany.
Na przeciw temu pięknemu obrazowi trzeba niestety pokazać i drugie oblicze pięknego grodu w widłach Przemszy i Brynicy. W tym roku co prawda śnieg śmieci nie skrywał, więc wiosennego szoku nie było, ale przydrożne rowy, skwery, skarpy równo są pokryte butelkami, workami i wszelkim badziewiem. Wciąż nazbyt często się zdarza, że ktoś z rodaków zadaje sobie niemało trudu by śmietnik wywrócić, słupek na przystanku wygiąć, szybę w wiacie stłuc, czy innego równie patriotycznego czynu dokonać, nie wspominając już o psich kupach beztrosko zostawianych na chodnikach i trawnikach.
Po staremu też powarkujemy na siebie w tramwajach, sklepach i urzędach. Wciąż nam daleko do tego luzu ulicy, na przykład brytyjskiej, gdzie uśmiech częściej gości na twarzach przechodniów, a także kierowców, którzy nie otrąbiają się przy byle jakiej okazji albo zgoła bez okazji, bo trudno za taką uznać, gdy ktoś wyjeżdżając z parkingu, na kilka sekund spowalnia ruch, a już nadjeżdżający ze złością trąbią.
Wiadomo, że zmorą współczesnych miast jest wieczny brak miejsc parkingowych. A tu coraz więcej złomu będącego niegdyś samochodami zalega ulice. Od kilku miesięcy codziennie mijam coś, co przed laty było chyba kultowym maluchem, a teraz straszy i cenne miejsce zabiera. Co tydzień coś się tam dzieje, a to szyba wyleci, a to zderzak odpadnie i tak dalej. Zanim całkiem się rozleci i siłami natury zniknie, minie kilkaset lat. Chyba, że ktoś pomoże.
toko