Nina, która pisze książki o Sosnowcu…
W niedalekim Olkuszu, w starym bloku na drugim piętrze mieszka Janina Kapuścik-Witek, zwana przez przyjaciół Niną. Jest ona autorką kilku powieści, w tym dwóch, których akcja rozgrywa się w Sosnowcu. Książki wydaje w niewielkich nakładach, za własne pieniądze, pod swoim poprzednim nazwiskiem Hamerlik. Szanowni sosnowiczanie poznajcie Ninę Kapuścik – Witek.
-Pani Nino, nie mogę pojąć tego, że w Sosnowcu Pani twórczość jest niemal nieznana. A przecież od lat pisze Pani powieści osadzone w sosnowieckich realiach. Czy powodem tego może być to, że mieszka Pani poza Sosnowcem?
-Moje córki i wnuczki mieszkające w Sosnowcu nie pożyczają książek… Innych możliwości nie mam na rozprowadzenie moich prac. Większość rozdaję nie tylko dzieciom ale i przyjaciołom. Trzeba tu dodać, że nieznana byłabym w ogóle gdyby nie prof. dr hab. Marek Pieniążek, który namówił mnie do wydania drukiem tego co przechowywałam w szufladach. To Jemu zawdzięczam, że ukazały się te książki, On mnie do tego zmobilizował.
-Zanim porozmawiamy o Pani powieściach proszę opowiedzieć o sobie.
-O sobie? Mam 78 lat, jestem wdową. Praktycznie jestem uziemiona na wózku, chodzę powolutku z laseczką, muszę uważać… Po wojnie przyjechałam z rodzicami do Sosnowca i to jest moje miasto, moje życie, kocham to miasto jak matkę! Mimo to mam sentyment do Lublina! Do wsi gdzie się urodziłam i całą wojnę spędziłam z mamą i dziadkami. Nawet tam powieściowa Basia buduje dom!!! Nie mogłam się powstrzymać aby nie uczestniczyli w powieści np. rodzeństwo mojej mamusi, ojca…
-Najpierw była „Miłość Basi”, powieść mocno zakorzeniona w Sosnowcu. To tutaj dzieje się jej akcja, tutaj jej bohaterka przeżywa wzloty i upadki.
-Tak, Basia tam traci przytomność na widok swojego ukochanego Alka jak idzie z inną dziewczyną… To pierwsza strona powieści. (Ja na szczęście nie straciłam przytomności dzięki pani z kiosku, pani Lebiecka z Floriańskiej). Basia traci przytomność i bierze ją pod opiekę kardiolog, doktor Jarek Kruk. Rodziców ma w Stanach, ojciec wzięty specjalista kardiolog i chirurg. Jarek ma leki, ratuje Basię i wszystko robi by była z nim. Została jego żoną. Niestety, zdradzał ją na każdym kroku mimo, że świata poza żoną nie widział, do czasu…
Po widoku jaki zobaczyła w jego gabinecie wyjechała, a w pierwszej wersji, wyjechała w stronę Siewierza, stała tam kilka godzin, jak czuła, że coś złego się dzieje z jej sercem, a w domu 3 dzieci, wróciła po to, żeby odejść na rękach teścia…
-Pisząc „Miłość Basi” nie zakładała Pani, że będzie druga część tej powieści. Jak to się stało, że doszło do kontynuacji?
-To była sprawa córki. W pierwszej wersji Basia umiera na serce w dodatku na rękach teścia… Był bliski szału, że sprawcą jest jego jedyny syn…
Jako autorka wsiadłam z nią do samochodu i odjechałam z parkingu szpitalnego w drugi tom. Tak jak mówiłam wcześniej, jechała tydzień, każdą noc spędzała w innym mieście…
-Nie wiem, czy Pani wie, ale jest grono fanów literatury, którzy po przeczytaniu książki próbują odnaleźć realne miejsca opisane w tej książce. Tak było np. z „Korzeńcem”, tak jest z „TAL-em”, których autorem jest Zbigniew Białas. Czy jesteśmy dziś w stanie odnaleźć miejsca opisane w „Miłości Basi”?
-Mieszkanie Basi, bohaterki pierwszego i drugiego tomu mieści się na dawnej ul. Świerczewskiego 26 klatka 3 mieszkanie 4. Pierwsze piętro, mieszkanie narożne… Sąsiedzi Wolscy, syn Waldek i córka Ewa. Piszę o tym, ponieważ są w powieści. Waldek był drużbą Ani, a Ewunia podaje obrączki z Michałkiem… To brat Basi (mój braciszek miał ponad cztery latka jak zmarła nam mama. Tego nie ma w powieści…). W powieści mama żyję, a rodzeństwo Basi jest prawdziwe z datami urodzin, tylko imiona zmienione. Natomiast dom Jarka to już bajka… Nie biegałam po Sosnowcu aż tak aby znaleźć autentyk, chociaż w przybliżeniu wiem, że były, a może nadal są takie stare pałacyki… Jarek pracuje w szpitalu, jest kardiologiem. Ogrom zdarzeń i osób jest również fikcyjny. To normalka w powieściach. Czy ktoś będzie chciał szukać domu Jarka??? To już problem, to nie jest powieść historyczna…
-Akcja „Miłości Basi” tom drugi przenosi się do Sopotu. Czy równie dobrze jak Sosnowiec zna Pani to miasto?
-Nie, nie znam Sopotu na tyle by się odnaleźć, to już fikcja. Tak jak i Janusz, jego ojciec pan Rafał i cała reszta. Basia wyjeżdża z Sosnowca w drugim tomie, a była zakończona w pierwszym, po prostu odeszła na serce… Jest chora tak jak i ja, od dziecka… Teraz można mnie operować, znaczy takie schorzenie, ale ja mam już sporo lat, nie zgadzam się. Wystarczy jak się nie denerwuję.
Basia jechała tydzień przed siebie, zatrzymywała się w Hotelach na noc i rano jechała dalej. W pierwszym tomie jest rozdział – Królowa balu – właśnie w trakcie pisania tego rozdziału poznała mężczyznę. Nigdy nie myślała o nim inaczej, jak o przypadkowej znajomości. Sopot znam tylko z wczasów… Raz byłam w Operze Leśnej. Niewiele o niej piszę mimo, że znam sporo piosenkarzy i aktorów osobiście. Basia była przez teścia obsypana dobrami (ja też przez mojego teścia). Basi zostawiłam Tatkę, mój własny zmarł na wylew, trzymał mnie za rękę do ostatnich chwil. Dlatego to przeżywam do dzisiaj…
-Zastanawiam się jak musi być ciężko nie zgubić wątku podczas pisania w tak obszernych powieściach. Mają przecież ponad 400 stron każda…
-Ponad 400 stron i to jeszcze sporo przy korekcie usunięto tekstu.
-„Robert i Izabela” to kolejna powieść. Jej akcja również dzieje się Sosnowcu. O czym jest ta książka?
-„Robert i Izabela” toczy się w tym samym mieszkaniu na Świerczewskiego, teraz inaczej się nazywa (Generała Stefana Grota-Roweckiego – przyp. red). Izabela jest jedynaczką, przyjechali po wojnie ze wsi, ojciec przeniósł się do pracy w Katowicach. Prawda była taka, że mój tato był wojskowym i Oni Go przenieśli, a mieszkanie dali w Sosnowcu, to był blok wojskowy. Izabela poznała Roberta. Nie pamiętam jakie ma imię w powieści przyjaciółka Izabeli, moja była Mirusia! I tak jak w powieści, kochałam Ją bardziej niż siostrę. Mirka poznała ją z Robertem, był biedny, miał brata 5 lat starszego. Marynarza, w prywatnym życiu to prawda. Prywatnie to był Olek, w powieści Henio, mieszkali na 1-go Maja, nad Przemszą, po drugiej stronie jest Sąd. Teraz już te domy są wyburzone. Jechałam z córką i z żalem patrzyłam w tamtą stronę. Co dotyczy matki Roberta, prawdziwa była cudowną matką. Jako teściowa, różnie bywało, jako matka, trzymała stronę syna. Po ślubie Izabeli i Roberta zmarła Izabeli mama… Prywatnie była to też prawda z tym, że ja miałam rodzeństwo. Śmierć matki Izabeli jest taką samą datą jak prywatnie. Wyprowadzka z domu z maleńkim dzieckiem to prawda. Tak samo jak w powieści nie mogłam żyć pod jednym dachem z pijaczką i kobietą która przyprowadza mężczyzn do domu podczas nieobecności męża. Tym bardziej, że chciała mnie zabić, ojcu złamała rękę bo mnie zastawił, chciała siekierką uderzyć mnie w tył głowy.Wprowadziłam się na poddasze z maleńkim dzieckiem i tam urządziliśmy sobie piękne gniazdo. Mąż miał złote ręce a ja lubię robić i myśleć co robię, było czysto, pięknie. Tam urodziłam drugą córką, też 1 stycznia, tuż po północy. W Katowicach witali Nowy Rok jak przyszło moje maleństwo na świat. W powieści też ma urodziny 1 Stycznia. To prawa w życiu i powieści, jak zaczął się mąż uczyć, pracował w papiarni (dawna fabryka papieru i papy Lamprechta – przyp.red), czy jak to się nazywało… Blisko domu, na przeciw Sądu. Tam pracował na tokarni, nie mogłam tego wytrzymać tak prywatnie jak i w powieści. Zmusiłam go do nauki w Technikum. To było wieczorowe technikum przy ulicy Kilińskiego. Skończył je i od razu dostał się do pracy w Katowicach. Miał kolegę z placu, Stasia Finke, jego teść był prezesem w Katowicach i tam moje kochanie dostało pracę jako kierownik na dziale pań w Szopienicach.
-Jaki był to Sosnowiec w latach, kiedy Pani w nim mieszkała?
-Cudowny, mój… Kina, Momus, Zagłębie… Teatr do którego często chodziłam. Polityką nigdy się nie interesowałam tym bardziej, że mój mąż siedział jako małolat za roznoszenie ulotek i coś tam jeszcze polityką się bawił, co jego mama bardzo przeżyła… Sama obydwu synów wychowywała, pracowała w Zakładach Dziewiarskich od przed wojny do emerytury… To nasze nazwisko Hamerlik, nigdy nie pracowała w innym zakładzie. To była jej duma, koleżanki. Pani Świerczyńska, pan Bańka, majster, pan Malik… Jeszcze sporo nazwisk było… Uciekły mi… Dlatego MALIK, NOSI NAZWISKO JANUSZ Z SOPOTU!
-Jest jeszcze „Znajda”. Tym razem bohaterem opowieści jest piesek?
-Tak, dziewczyna przyjechała z Sosnowca do Jaroszowca. Zaprosiła ją koleżanka na Obóz Harcerski. Idąc przez las znalazła psa i dalej toczy się sprawa jak Aga boi się go, mimo, że pies ma kaganiec na pyszczku… Jej perypetie z nim, jego miłość do niej, noc spędzona z obcym psem w lesie. Poznanie właściciela psa, też z Sosnowca… Aga i Ala mieszkały przy tej ulicy (Jana III Sobieskiego – przyp.red.), którą jedzie się do Szopienic… Po lewej stronie stały kamienice, nie wiem czy jeszcze są.
-Oprócz powieści pisuje Pani też wiersze. Zamierza Pani kiedyś je wydać drukiem?
-To już inna bajka… To musi być zapłacone za wybranie ich, za jakąś grafikę… Wybór jest duży ale każdy o czym innym, teraz chcą wiersze mieć w jednym temacie, na razie się nie wybieram z tym.
-Wiem, że swego czasu pochłaniała Panią też twórczość plastyczna. Proszę opowiedzieć co konkretnie zajmowało Pani wolny czas?
-Tak, od zawsze druty, szydełko, szycie (jak inaczej mając troje dzieci) i haft krzyżykowy. Z obrazami burmistrz Olkusza, pan Kalista (doktor) zorganizował wystawę w MOK. Zapłacił ludzi do przewozu i osoby z Krakowa, którzy starali się wystawę przygotować… Po miesiącu pani dyrektor wystąpiła z prośbą do burmistrza o możliwość przedłużenia wystawy… Oczywiście, burmistrz się zgodził… Większość obrazów rozdałam, zostały tylko te, co dzieci sobie podpisały, mimo, że już kilka wzięli…
-Często bywa Pani w Sosnowcu?
-Nie… Dzieci i wnuki pracują. Zabierają mnie tylko na Boże Narodzenia, zdarzyło się ze dwa razy i na Wielkanoc. Za to dzieci i wnuki bywają u mnie bardzo często. Córka nawet urlop bierze, aby mnie zawozić do szpitali na kontrolę. Mamy cały czas ze sobą kontakt.
-Mamy nadzieję, że w najbliższym czasie uda się zorganizować spotkanie Pani z czytelnikami w Sosnowcu. Już teraz serdecznie zapraszamy.
-Jak wiesz mam raka, wycięto mi płuco, leżałam długo w Hospicjum… A nadal żyję i dokuczam ludziom… Mam od listopada zapewnione przez onkologa rok życia. Czy doczekam? Może. Jak wyszłam z Hospicjum, to i pożyję, czy dożyję do spotkania z Wami?
[PP] 41-200.pl