Normalność
Poseł Waldemar Andzel napisał artykuł pod niosącym nadzieję tytułem „Powraca normalność”. Pisze w nim, że powrotem do tej normalności jest obniżenie wieku emerytalnego. Danie ludziom prawa , a nie obowiązku – jak zaznacza – do przejścia na emeryturę w wieku 60/65 lat w zależności od płci. Do dłuższej pracy ma zaś zachęcać fakt, że emerytury mają rosnąć o około 8% za każdy dodatkowo przepracowany rok.
Sięgnąłem czym prędzej zatem do ostatniej korespondencji z ZUS, by zobaczyć jaka będzie moja emerytura i jak będzie rosła z każdym następnym rokiem pracy. Dowiedziałem się z niej, że jeśli przestanę odprowadzać składki dzisiaj, to przechodząc na emeryturę otrzymam miesięczne świadczenie w wysokości 231,46 zł, zaś jeśli będę płacił dalej w tym samym tempie to moje świadczenie podskoczy aż do 792,29 zł. A te obliczenia dotyczyły podniesionego wieku emerytalnego – 67 lat. Następna korespondencja jaką otrzymam będzie prezentowała jeszcze bardziej śmieszne cyfry.
Tymczasem emerytura minimalna to 1000 zł i tyle dostanę niezależnie od tego ile uzbieram na subkontach ZUS. Najrozsądniejszą decyzją z mojej strony jest zatem zaprzestanie składkowania jak tylko osiągnę uprawnienia do emerytury minimalnej i jak najwcześniejsze przejście na emeryturę. Z prostych obliczeń wynika bowiem, że żeby dostać choć choćby złotówkę ponad minimalny 1000 zł musiałbym pracować do 71. roku życia – a i tak dostałbym poniżej 1080 zł. Zresztą przy tym poziomie emerytur dodatkowy rok pracy, by dostać około 80 zł więcej miesięcznie nie wydaje się warty zachodu. Zachęta o jakiej pisze poseł Andzel będzie działała tylko na najlepiej zarabiających – 8% od emerytury głodowej niewiele wnosi, 8% od emerytury wysokiej to już coś wartego uwagi.
Oczywiście można by zapytać – co za znaczenie ma mój jednostkowy przypadek. Od jednego Kasprowicza system emerytalny się nie zawali. Problem w tym, że w mojej sytuacji jest 75% osób urodzonych po 1975 roku – nie opłaca się im składkować, bo dostaną i tak co najwyżej minimalną emeryturę. Co więcej dziś wciąż przechodzą na emeryturę osoby objęte starym systemem emerytalnym, w którym ilość wpłaconych składek nie przekłada się na wysokość emerytury – więc wspomniane przez posła Andzela 8% nie robi na nich ważenia. Polacy nie są ciemnym ludem i liczyć potrafią, dlatego po obniżeniu wieku emerytalnego zaczęli masowo zgłaszać się do ZUS po swoje świadczenia – choćby najniższe. Dlatego liczba wniosków przekroczyła szacunki rządku – a do końca roku został jeszcze miesiąc. W tym roku można się spodziewać nawet pół miliona nowych emerytów. Koszty budżetowe zatem będą znacznie większe niż planowane. Kolejne miliardy pochłonięte przez ZUS, to na przykład brak pieniędzy na służbę zdrowia i dalsze wydłużanie się kolejek. Ludzie może będą na emeryturze, ale nie będzie miał ich kto leczyć, co niewątpliwie przełoży się na wyższą śmiertelność – może taki właśnie jest plan rządu: „Wspomagajcie partię czynem, umierajcie przed terminem”?
Oczywiście ten niski poziom emerytur nie jest winą posła Andzela, czy szerzej PiS. To efekt spadającej dzietności – zjawiska kulturowego, które obserwujemy w całym świecie rozwiniętym, a u nas już od lat 50. XX wieku. I nic tu nie zmienił program 500+. Wzrost liczy urodzeń, czy dzietności nawet z poziomu 1,15 do 1,35 dziecka na kobietę może wyglądać obiecująco, ale po pierwsze te dzieci zaczną składkować za jakieś ćwierć wieku, a problem emerytalny mamy już dziś, po drugie zaś, to drgnięcie oznacza, że tempo zmniejszania się liczby osób w kolejnych pokoleniach będzie wynosiło nie -43% tylko -33% – czyli niewiele to zmienia.
Problem finansowania systemów emerytalnych jest znany całemu światu rozwiniętemu i bogate kraje Zachodu próbują sobie z nim radzić. Wygląda na to, że są tu tylko dwa w miarę skuteczne sposoby: wspieranie imigracji i podnoszenie wieku emerytalnego. Poseł Andzel z kolegami robi wszystko by żadnego z tych sposobów w Polsce nie zastosować.
Polska – kraj do niedawna gościnny i otwarty pod wpływem propagandy PiS stał się ksenofobiczny. Podczas Marszu Niepodległości pojawiają się transparenty, których nie powstydziłaby się NSDAP, narasta liczba pobić cudzoziemców, z Internetu wylewa się fala nienawiści wobec obcych, a rzecznik jednej z prominentnych dziś organizacji nazywa się „separatystą rasowym”. Moi studenci zza granicy dzielą się ze mną opowieściami, co ich spotyka na terenie naszych zagłębiowskich miast – tylko dla tego, że mają nieco bardziej śniadą karnację, bo pochodzą na przykład z Peru. Ze wstydem słucham i przepraszam za swoich rodaków. A to wszystko pokłosie stwierdzeń takich, że obcy „roznoszą pasożyty”, które padały z ust najwyższych władz PiS. Ludzie, którzy do Polski przyjechali, kiedy spotykają się z taką falą niechęci i pogardy nie będą tu chciały zostać i co więcej, ostrzegą przed przyjazdem kolejnych. A rozmawiamy tu o osobach ambitnych, otwartych i wykształconych – jakich brakuje wszędzie. Zatem znajdą sobie świetne miejsce choćby w sąsiadujących Niemczech, gdzie takie szykany ich nie spotkają.
Jeśli zaś chodzi o wiek emerytalny jesteśmy jedynym krajem w Europie, który wiek emerytalny obniża – wszystkie inne go podnoszą. Obecnie nasz wiek emerytalny kobiet jest najniższy w Europie. A może nasze problemy demograficzne są mniejsze niż innych? Otóż wręcz przeciwnie – nie licząc Rosji i Ukrainy, nasza sytuacja jest najgorsza. To może jesteśmy tak bogaci, że możemy sobie na to pozwolić? Tu odpowiedź jest chyba też oczywista. Nikogo nie zastanawia fakt, że bogaty Niemiec musi „tyrać do śmierci”, a wiek emerytalny niedawno podniesiony ma jeszcze rosnąć – za to biednego Polaka stać żeby przejść na emeryturę w wieku 60/65 lat?
Prezent jakim jest obniżenie wieku emerytalnego nie został opłacony z pieniędzy posła Andzela, czy innych posłów PiS. To zdrenowanie portfeli naszych dzieci i jest to dren zapuszczony bardzo głęboko. Podatki będą musiały rosnąć i to w sposób galopujący. Młodzi będą mieli zaś prostą metodę obrony – wyjechać z Polski. I tak Polska zostanie krajem emerytów pobierających głodowe (jeśli jakiekolwiek) emerytury, gdzie na najprostsze procedury medyczne trzeba będzie czekać latami.
Ostatnie 25 lat było czasem nadzwyczajnego rozwoju Polski. Naszym wspólnym wysiłkiem podźwignęliśmy się ze statusu kraju biednego do pozycji istotnego gracza na arenie europejskiej, zadziwiającego swoimi wynikami gospodarczymi. Normalnie ta część Europy była biednym zaściankiem. To jest właśnie normalność jaką przywraca nam PiS. Nie wiem tylko czy jest się czym chwalić.
Tomasz Kasprowicz