O pomaganiu słów kilka
„Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb” ten cytat z „Manifestu komunistycznego” w dzisiejszych czasach dla wielu brzmi jak prowokacja i taką może być, jeśli ktoś bardzo chce.
Natychmiast odezwą się głosy, że redystrybucja dóbr przez państwo to relikt komunizmu, że każdy ma równe szanse, każdy dla siebie i za siebie, nikt nie jest pokrzywdzony i jeśli komuś się udało, to i innym też może. Ale czy na pewno? Są sytuacje w życiu, gdzie mimo najlepszych chęci, najczystszych intencji, zdolności, zaangażowania – jednak się nie udaje. Jeśli się z tym zgodzić powstaje nie lada problem: w jakim zakresie państwo powinno pomagać, według jakich reguł, czy samorząd również? Jak odróżnić tych którzy specjalnie się nie wysilają, ale chętnie przyjmą pomoc, od tych których natura nie wyposażyła dostatecznie w zdolności i umiejętności, a los – nie wiedzieć czemu – skrzywdził. Można się wzorować np. na państwach skandynawskich, czy innych, można próbować samemu wypracować rozwiązania, ale pewne zasady wydają się uniwersalne.
Nie zawsze trzeba uruchamiać cały aparat urzędniczy z jego bezdusznymi i irracjonalnymi często procedurami i np. odbierać dzieci matce tylko dlatego, że przeliczone minimum socjalne nie mieści się w jakichś widełkach, czasem wystarczy tylko lekko „popchnąć”, a kiedy indziej pozwolić pójść własną drogą i nie przeszkadzać. Z pewnością pomoc, która utrwala zależność w istocie żadną pomocą nie jest, ponieważ redukuje zaradność. Inna bardzo ważna, ale i delikatna sprawa, to świadczenie pomocy w taki sposób, by nie odbierało godności beneficjentom.
Dożywianie dzieci z uboższych rodzin w niektórych szkołach i placówkach niewiele ma z tym wspólnego. Zorganizowana mało dyskretnie z tzw. „formalnościami” załatwianymi ze zręcznością słonia w składzie porcelany. W zeszłym roku obniżono w gminie wysokość dopłat mieszkaniowych dla najuboższych i wielkiego sprzeciwu wśród radnych nie było, tak jak nie było ich, gdy na jaw wyszły zarobki prezesów spółek samorządowych operujących na samorządowym majątku, których wysokość wynosiła ok. 20 tys. miesięcznie. To wszystko przy minimum egzystencji wyznaczonej w Polsce dla osoby samotnej 541,91 zł miesięcznie, a w gospodarstwie emeryckim złożonym z dwóch dorosłych osób – 427,86 zł. W sosnowieckim MOPS-ie, którego budżet wynosi 12,6 mln, aż 11 mln stanowią wynagrodzenia i pochodne pracowników tej placówki, a tylko ok. 1 mln. to świadczenia. Może warto się zastanowić nad tymi proporcjami.
Samorządowe i rządowe programy są po prostu odpowiedzią na niechęć człowieka do zrobienia czegoś dla innych i jego niepohamowanej chciwości. Teza, że jeśli bardziej opodatkujemy bogatych, to nie będą się rozwijać i stwarzać nowych miejsc pracy jest tylko w części uzasadniona, bowiem wielu z tych najbogatszych niczego nowego nie stwarza i żyje z ogromnych dywidend, których sami nawet nie są w stanie skonsumować, ale to już polityka gospodarcza w skali kraju.
„Rząd i samorząd, to ludzka próba uprawomocnienia dobra i człowieczeństwa. Ale dobro zrodzić się może tylko w jednym miejscu, mianowicie w ludzkim sercu”, a wówczas większość regulacji będzie zbędna.
Stwierdzenie zaczerpnięte na początku z Manifestu komunistycznego może i jest utopijne, ale w żadnym przypadku nie oznacza to, że nie można uczynić postępu w tej materii.