O satysfakcji, zawodzie i wstydzie
Kusi mnie bardzo napisać coś na temat nowej odsłony bliskiego mi niegdyś miesięcznika. Wstrzymuję się wszelkimi siłami i chyba mi się uda. Niech inni tym się zajmują. Tak będzie lepiej dla wszystkich, a staremu zostanie ta odrobina satysfakcji. Tyle innych rzeczy się dzieje, ważnych i doniosłych! Dziękuję tym wszystkim, którzy, czy to bezradnym rozłożeniem ramion, czy dobrym słowem przy spotkaniu, czy też przysłaną korespondencją coś miłego próbują przekazać. I tym, którzy z nieskrywaną satysfakcją grubym słowem radość swą wyrażają także dziękuję. Znów wyszło, że miałem rację.
Tymczasem wpadła w moje ręce książka pod wielce obiecującym tytułem „Polacy, którzy zmienili świat” i równie intrygującym nadtytułem „Wielcy zapomniani”. Rzuciłem się na księgę nie przymierzając jak hiena na ścierwo i niestety zawiodłem się okrutnie. Nic dla mnie. O postaciach w niej opisanych, poza bodaj pięcioma nazwiskami już wcześniej niemało wiedziałem, no i jakoś trudno mi uwierzyć, że faktycznie zmienili świat. Chociaż rzeczywiście warto te osoby przypominać rodakom i małolatom stawiać za wzór. Mój zawód to czysta prywata. Poluję na wspomnienia o tych, o których zdaje mi się wciąż za mało wiemy, a którym w ogromnej mierze zawdzięczmy nasz jako taki byt, o przemysłowcach mianowicie. Kapitalista to przez dziesięciolecia wyzyskiwacz i krwiopijca, wywłaszczenia jedynie i szykan godny. Sam próbuję to naprawiać na własnym, regionalnym podwórku.
Recenzować książki Marka Boruckiego nie mam zamiaru. Pisana przystępnie, ilustrowana dość bogato i ciekawie, powinna trafić do choć trochę interesujących się naszą kulturą i jej historią. Oczywiście, że o wszystkich tego godnych w jednym tomie napisać się nie da i trudno mieć o to do autora pretensję. Z naszym bliskim grajdołkiem związana jest jedna osoba w książce pokazana, co cieszy, zwłaszcza, że przed niewielu laty sam inspirowałem sympatyczną młodą autorkę do przypomnienia postaci Czesława Słani, wielkiego rytownika rodem z Czeladzi na łamach, a jakże, wspominanego wyżej pisemka.
Jak czytelnicy zapewne zauważyli, bo trudno żeby było inaczej, tym razem uciekam od zawiesistych tematów gorącego, przedwyborczego okresu. Lato wróciło. Należy się chwila wytchnienia. Żeby zaś nie było zbyt wakacyjnie, lekko i przyjemnie to na koniec szczypta goryczy. Odwiedził mnie otóż pewien cudzoziemiec, pierwszy raz w Polsce, więc i w Sosnowcu. Nie żaden uchodźca, imigrant nie daj Boże, tylko zwykły obcokrajowiec na kilka dni. Nawet mu się podobało, przynajmniej tak mówił, choć nie był w stanie powstrzymać się od pytania, dlaczego tak tu brudno? Dlaczego wszędzie tyle śmieci, butelek, papierzysk, psich kup wreszcie? Jako prawdziwy Polak zareagowałem chyba właściwie wygłosiwszy wykład o naszej trudnej historii, o zaborach, wojnach i okupacjach, o ustroju na bagnetach przyniesionym i różne takie. Obawiam się, że nie dał się przekonać. Jakoś tak dziwnie się rozglądał.
toko