PijArek
Niby mamy Rok Miłosierdzia, a tu w sercu diecezji jesteśmy świadkami bezprzykładnych ataków na Pana Prezydenta. A to, że narcyz, że mistrz pijaru, że kompensuje niedostatki życia osobistego życiem celebryty (choć na razie tylko powiatowego). Doprawdy nie uchodzi. W obronie dobrego imienia Pana Prezydenta warto zatem dokonać w tym zakresie niewielkiego resume półtorarocznych rządów.
Dbałość o pijar jest domeną każdej władzy. Duża władza robi duży piar, wykorzystując w tym celu media. Władza lokalna, z racji mniejszych możliwości, uskutecznia mały piar. Nie zmienia to jednak istoty rzeczy. Pijar służy ocieplaniu wizerunku władzy i budowaniu powszechnego przekonania, że ze wszystkich sił służy ona obywatelom i jest najlepszą z możliwych. A jednak czasem się zdarza się, że władzę obejmie ktoś wyjątkowy. Wówczas ręce aż składają się do oklasków. Najczęściej zresztą jego własne ręce – w myśl zasady, że dobro chwali się samo.
W tym kontekście, subtelność autoreklamy stosowanej przez Prezydenta Sosnowca od początku kadencji zasługuje na szczególna uwagę. Przekaz jest prosty. Chociaż niekłamany włodarz miasta, to w gruncie rzeczy swój chłop, człowiek z ludu wzięty. Na meczu zaśpiewa z kibicami niewybredną przyśpiewkę, po zwycięstwie potrafi świętować. Cyknie sobie selfie z morsami na Stawikach, z mięśniakiem MMA, albo i z samym Michałem Wiśniewskim, co pozwala społeczeństwu zorientować się w jego gustach. W dużą politykę za bardzo się nie angażuje, a jeśli już to – jak pokazały wybory – potrafi skutecznie dać po nosie zarozumialcom z Wiejskiej. Wie, że ludziom potrzebne są chleb i igrzyska. O ten pierwszy jakoś szczególnie dbać nie musi. Z problemem największego bezrobocia w mieście zmagał z lepszym i gorszym skutkiem Pan Prezydent Kazimierz Górski. Odkąd poprawiła się sytuacja gospodarcza w kraju, on może skupić się na igrzyskach. Na przykład uruchomić lodowisko pod Urzędem Miejskim. Oczywiście, sam pomysł publicznej ślizgawki był w pełni wart poparcia. Malkontenci narzekali, że lokalizacja zdecydowanie mniej. Wskazywali, że być może lepsze byłoby boisko pobliskiej szkoły podstawowej, parking pod dworcem a nawet sam Plac Stulecia. Nie brali oni jednak pod uwagę, że miejsca te nie gwarantowały prostego i słusznego skojarzenia, komu należy zawdzięczać dbałość o rozrywkę mieszkańców. Szczególnie tych, którym pod oknami zafundowano eine kleine Nachtmusik, wzbogaconą o całodobowe buczenie agregatu do robienia lodu. Zresztą w nagrodę za wyrozumiałość otrzymali zupełnie za darmo zaproszenie na huczną zabawę sylwestrową, a wiosną na koncert ku czci Powstania Śląskiego. Żeby mieszkańcy sąsiedniej ulicy Małachowskiego nie czuli się potraktowani gorzej niż ci z Alei Zwycięstwa, Pan Prezydent zadbał, by w ciepłe weekendy mogli, nie wychodząc z domów, uczestniczyć w całonocnych imprezach młodzieży. Szczególnie wdzięczni są za towarzyszące zabawom regularne popisy wokalne zaprzysięgłych kibiców Zagłębia.
Tradycyjnie też zaprasza z afiszy na wszelkie miejskie igrzyska, sfinansowane wprawdzie z budżetu, za to uhonorowane jego patronatem zupełnie nieodpłatnie. Nie omieszkał także podłączyć się, pardon – przyłączyć się, do ogólnopolskiej zbiórki pieniędzy na Orkiestrę Jurka Owsiaka. Z telebimu na Patelni i z plakatów zapraszał mieszkańców na turniej piłkarski organizowany specjalnie w tym dniu. Jaka szkoda, że mimo starań, nie udało mu się wystąpić na prawdziwym ekranie u boku innej medialnej gwiazdy – Kuby Wojewódzkiego. To dopiero byłaby promocja! Oczywiście promocja Sosnowca. Stołeczny artysta niegodnie jednak zrejterował, nie bacząc nawet na odwieczną przyjaźń między kibicami Zagłębia Sosnowiec i Legii Warszawa.
Bez wątpienia najlepszym pomysłem na pozyskiwanie przez Pana Prezydenta zasłużonej sympatii mieszkańców było osobiste uczestnictwo w orszaku Trzech Króli. Rzecz prosta w roli monarszej. Jego przejazd przez miasto na grzbiecie wierzchowca był do tego stopnia oryginalny, że odbierał mowę. Nawet znany ze swej wyjątkowej dworności, by nie rzec dworskości, wobec władz miejskich Sosnowca redaktor purz z internetowego wydania Gazety Wyborczej, skorzystał wówczas z okazji, by siedzieć cicho.
Wydarzenie to zasługuje jednak na szczególne upamiętnienie. Może znajdzie się jakiś współczesny Donatello czy Thordvaldsen, który nie przegapi sposobności zapisania się w historii pomnikiem konnym Arkadiusza I ustawionym, jakże inaczej, na Alejach Zwycięstwa. Najlepiej w miejscu, gdzie kiedyś stał pomnik wdzięczności Armii Czerwonej. Monument miałby charakter symboliczny. Jeździec mocno osadzony w siodle. Ostrogi wbija w boki klaczy, która na zadzie ma wypalone litery RM. Jedną ręką ściąga wodze. Drugą, wyciągniętą śmiałym gestem wskazuje kierunek Górki Środulskiej. Tam na razie jest ściernisko, ale powstanie boisko – Duma Zagłębia. Szyję spowija mu szalik klubowy. Do kulbaki przytroczone urodne dziewczę, wiotkie i omdlałe niczym niepodlewana paprotka. Pod końskimi kopytami wiją się sponiewierani i pokonani ostatecznie radni Winiarski i Niedziela.
A jednak Pan Prezydent o taki pijar nie zabiega. I to powinno skutecznie zamknąć usta zawistnym krytykom. W swojej skromności zadowala się drobnymi i w gruncie rzeczy niewinnymi pijarkami, w pełni uzasadnionymi jego bezprzykładnym zaangażowaniem w pracę na rzecz poprawy humoru mieszkańców.
Sam pomysł wzniesienia pomnika warto jednak dać pod rozwagę klubowi radnych „Wspólnie dla Sosnowca”. W końcu, co dobrze służy Prezydentowi, nie może przecież źle służyć Miastu. Do zamknięcia kadencji pozostało jeszcze dwa i pół roku. To wystarczająco długi okres, by pozyskać przychylność mieszkańców dla tej inicjatywy. A Pan Prezydent bez wątpienia dostarczy powodów, by o nim nie zapomnieć ani na chwilę.
Janusz Szewczyk