Po babim lecie
No i skończyło się babie lato nagle i niespodziewanie, w nocy z ubiegłej niedzieli na poniedziałek. Może to tylko krótka przerwa? Oby tak było, bom z natury ciepłolubny, a nagłe skoki temperatur znoszę źle. Z wiekiem coraz gorzej. Mimo to zmuszony zostałem we wtorkowe popołudnie do wyjścia z mieszkania i dokonania drobnych, ale niezbędnych zakupów. Zasadniczo staram się odkładać tę czynność na niedzielę, tak z przekory głosuję nogami wyrażając swój stosunek do wiadomych projektów, ale to uwaga na marginesie. Żołądek ma swoje prawa i trzeba było we wtorek.
Podsłuchałem wówczas przypadkowo konwersację pań w kolejce do kasy. Kilka minut to trwało. Rozmawiające panie były na oko w wieku 50 plus VAT i akcyza i robiły wrażenie jakby całkiem niedawno gotowe były pod teatr pokuśtykać, by poprotestować nieco, choć wewnątrz były pewnie po raz jedyny z klasą i panią od polskiego, w głębokich latach pięćdziesiątych. Przedmiotem konwersacji była polityka, wybory, świeże manifestacje i tak dalej. Otóż jedna drugiej tłumaczyła jasno i zwięźle, że więcej do wyborów nie pójdzie, bo ci na których zagłosowała (poszłam, bo to, moja droga, obywatelski obowiązek przecie) okazali się po jednych pieniądzach z tamtymi. Oczywiście kim są ci, a kim tamci nie było jasno powiedziane, ale domyślać się można. Nie było też powiedziane, co ową panią tak zraziło do tych, choć znów z kontekstu można się domyślać. Aczkolwiek całkiem na czarno ubrane nie były, to tu i tam czarny akcent w stroju dał się zauważyć i wyglądał na nieprzypadkowy. Ciekawe.
Zaniepokoiło mnie wszelako owo stwierdzenie, że więcej nie pójdzie. I w tym momencie przypomniała mi się dysputa sprzed roku, tym razem ze studentami, którym w przytłaczającej większości nie chciało się pójść, bo jakoby nie było na kogo, a i tak to niczego nie zmieni. Okazało się po czasie, że jednak wiele się zmieniło. Może też zmieni się stosunek do wyborów? W każdym razie iskierka nadziei się pojawiła, że i młodsi i starsi jednak pójdą i dokonają trudnego wyboru.
Wracając zaś do meritum, czyli do odpowiedzi na fundamentalne pytanie, czy jest na kogo głosować, to już kiedyś zdarzyło mi się napisać, że negatywna selekcja do „zawodu” polityka w końcu doprowadzi do poważnych konsekwencji. Czy to już się dzieje, czy to dopiero skromna przygrywka, tego nie wiem, ale coś się stało w tym temacie, jak to zwykło się od lat mawiać w urzędniczo – politykierskiej nowomowie.
Negatywna selekcja natomiast doprowadziła do fatalnej pozycji w prestiżu zawodów, skoro jedyną kompetencją wymaganą przy starcie do kariery, to wiedzieć, albo trafnie wyczuć, pod kogo się podpiąć i za kim przez jakiś czas teczkę nosić. Wszelkie inne uzdolnienia, wiedza i umiejętności raczej przeszkadzają niż pomagają. No i mamy skutki. Czego się taki nie tknie, to popsuje, bo przecież sam nie bardzo wie, ani co, ani jak, ani tym bardziej, po co. Słuchać innych nie zwyczajny, a do tego samowiedza, zadufanie, po wygranych wyborach bywają nieogarnione. Doświadczałem tego kilka razy na własnej skórze.
Pewnie zaczerniłem (przepraszam za dwuznacznik) nieco obraz, bo przecież bywają w tym towarzystwie ludzie z wyobraźnią, mądrzy, rozważni i odważni, jestem w stanie wielu wymienić z nazwiska, jednak są w mniejszości i nazbyt często bywają zwyczajnie zakrzykiwani. Wsłuchujmy się w ich wypowiedzi i sprawmy, by mogli się wsłuchiwać w nasze. Będzie i milej i bezpieczniej.
toko