Powstańcze zaczadzenie
Za kilka dni będziemy obchodzili 80 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. O 17.00. zawyją syreny, będą uroczyste przemówienia, msze za Ojczyznę, ambasada niemiecka opuści flagę do połowy, być może na obchodach pojawi się niemiecki prezydent, który po raz kolejny przeprosi za zbrodnie dokonane przez nazistowski reżim, narodowcy i kibice odpalą race, a przedstawiciele obecnej władzy zostaną wygwizdani na Cmentarzu Powązkowskim. Taka istniejąca od wielu lat norma. I oczywiście powrócą dyskusje o sens wybuchu tego najbardziej tragicznego pod względem liczby ofiar polskiego zrywu narodowego.
Argumenty militarne, polityczne i moralne od lat są takie same. Trudno oczekiwać, że pojawią się nowe fakty, które mogłyby kogokolwiek skłonić do zmiany poglądów. W gruncie rzeczy nie mają one często większego znaczenia. Dla sporej grupy osób zainteresowanych historią (z roku na rok coraz mniejszej), na ocenę wydarzeń z historii Polski znacznie istotniejszy wpływ mają ich poglądy polityczne i ideologiczne. Przyjmowane są tylko te fakty, które służą poparciu z góry założonej tezy. Nie inaczej jest w kwestii Powstania Warszawskiego i innych zrywów narodowo-wyzwoleńczych.
Józef Giedroyć twierdził, że polską świadomością polityczną rządzą dwie trumny – Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego. Twórca paryskiej „Kultury” nie zgadzał się z żadną z nich. To skrajnie odmienne podejście do kwestii politycznych i społecznych tych dwóch zasłużonych dla odzyskania niepodległości Polaków przejawiało się również w ocenie walk narodowo-wyzwoleńczych. Józef Piłsudski wyrósł na powstańczej tradycji, a cała jego działalność niepodległościowa wzorowana była tajnej działalności spiskowej polskich insurekcjonistów. W przeciwieństwie do niego Roman Dmowski miał do niej skrajnie negatywny stosunek. Zgadzał się w tej kwestii z krakowskimi Stańczykami, że o ile I Rzeczpospolitą zgubiło liberum veto, to naród polski zginie z powodu liberum conspiro. Paradoksem jest, że obecne środowiska skrajnie narodowe gloryfikują tradycję powstańczą wbrew poglądom swojego ideowego patrona.
Praktycznie wszystkie badania opinii publicznej wskazują na zdecydowane pośmiertne zwycięstwo Józefa Piłsudskiego. Zdecydowana większość Polaków popiera decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego, a ich przewaga nad myślącymi inaczej wzrasta z dekadę na dekadę. Podobnie jest także w przypadku XIX-wiecznych zrywów niepodległościowych, tym bardziej, że nie przyniosły one aż tak wielkiej ilości ofiar jak dwumiesięczne walki 80 lat temu, chociaż polityczne konsekwencje były chyba nawet bardziej katastrofalne niż w przypadku Powstania Warszawskiego. Można oczywiście tłumaczyć to zjawisko coraz większą historyczną ignorancją młodych ludzi (decyzja minister Nowackiej o likwidacji przedmiotu historia i teraźniejszość z pewnością pogłębi ten stan), ale powód jest chyba znacznie poważniejszy. Mentalność większości naszych rodaków jest zdominowana przez romantyczne mity i żadne historyczne doświadczenia czy fakty nie są w stanie zmienić ich emocjonalnego podejścia do przeszłości. Problem jednak polega na tym, że nie dotyczy to tylko historii.
„Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele, i – jakoś to będzie !”
Ten słynny cytat z „Pana Tadeusza” jest kwintesencją narodowego modus operandi, które przejawia się w działaniach nie tylko zwykłych ludzi, ale także instytucji państwowych i samorządowych. Po zmianie ustroju, gdy Polska starała się o członkostwo w instytucjach europejskich, wydawało się, że wymusi to na nas stopniową zmianę sposobu działania. Gdy jednak nasze starania zakończyły się sukcesem, motywacja się skończyła i zaczęła wracać typowa polska bylejakość. Efekty tej zmiany było widać w różnych przejawach działalności polskiego państwa w ostatnich latach – Polski Ład, który trzeba było zmieniać w trakcie realizacji; ogrodzenie na granicy, którego szczeble można rozgiąć lewarkiem samochodowym w kilkadziesiąt sekund; katastrofalny stan wyposażenie żołnierzy wysłanych na granicę polsko-białoruską; bezsensowne zakupy uzbrojenia bez jakiejkolwiek refleksji po doświadczeniach wojny w Ukrainie, likwidacja gimnazjów mimo pozytywnych efektów edukacyjnych ich wprowadzenia, zmiany w wymiarze sprawiedliwości, które nie przyniosły nawet o politycznych korzyściach, nie mówiąc o poprawie jego funkcjonowania. To tylko niektóre przykłady konsekwencji braku analizy możliwych skutków podejmowanych decyzji. Jeżeli ktoś miał nadzieję, że zmiana władzy doprowadzi przywrócenia racjonalności działań rządzących, to pierwsze miesiące musiały być wielkim rozczarowaniem. Niekiedy wydaje się nawet, że jest gorzej niż było.
Narodowa mentalność okazuje się ważniejsza niż polityczne podziały. Nie oznacza to jednak, że zmiany nie są możliwe, chociaż do tej pory zachodziły bardzo powoli. Ostatnio przyśpieszyły, ale nie w kierunku, który można uznać za pożądany. Co najgorsze nie dotyczą one tylko naszego kraju, ale także wielu innych państw i społeczeństw. Dawno minęły czasy, gdy wyborcy powierzali władzę politykom mającym wizję rozwoju kraju obejmującą zdecydowanie więcej niż najbliższa kadencja parlamentu. Problemy, które stoją przed społeczeństwami państw demokratycznych wymagają działań, których wdrożenie zajmie lata, a efekty pojawią się jeszcze w dłuższej perspektywie. Tymczasem wyborcy oczekują szybkiej i widocznej poprawy sytuacji. Często zresztą głosują bardziej przeciw niż za. W obawie przed utratą społecznego poparcia, a co za tym idzie władzy, politycy starają się kupić czas, co oczywiście przynosi tylko krótkotrwałe efekty, ale w dłuższej perspektywie jeszcze bardziej pogarsza sytuację. Przykładowo, gdyby po przejęciu władzy Prawo i Sprawiedliwość zamiast rozdawać pieniądze, zainwestowało je w poprawę usług publicznych, a zwłaszcza opieki zdrowotnej, mielibyśmy dzisiaj w tej sferze życia znacznie lepszą sytuację. Ale pewnie wtedy nie wygraliby wyborów w 2019 roku.
Co mają wspólnego polskie powstania narodowe z obecną polityką? Wbrew pozorom bardzo dużo. Zarówno wtedy, jak i teraz, przy podejmowaniu decyzji przywódcy narodu kierowali się i kierują emocjami, a nie chłodną analizą sytuacji. Reakcje społeczeństwa też są podobne – początkowo euforia, potem rozczarowanie. Teraz oczywiście konsekwencje podejmowanych przez przywódców narodu decyzji nie są tak dramatyczne jak w czasach narodowej niewoli, ale długofalowe efekty mogą być nawet gorsze. Tragedia narodowych powstań wywoływała chociaż chwilowe otrzeźwienie. Teraz nawet na to nie można liczyć.
Karol Winiarski