Prognoza
Doczekaliśmy końca stycznia. Pewnie okaże się, że był to najcieplejszy styczeń w stuleciu, taki też był grudzień. I jak tu nie wierzyć w globalne ocieplenie? Chociaż, z drugiej strony oceanu ponoć zimniej i śnieżniej. Pamiętam wykład uczonej w klimatologii osoby, przez radio oczywiście, bo jestem namiętnym radiosłuchaczem, która to osoba bardzo trafnie przewidziała już wczesną jesienią, jak to z tegoroczną zimą będzie. Na obu półkulach. Sprawdza się, czyli wniosek z tego, że da się już wiele przewidzieć, prognozować trafnie, tym samym przygotować się zawczasu. Szkoda tylko, że większość polityków nie słucha uczonych ekspertów, a nawet jeśli słucha, to tylko udaje, bo „tak naprawdę” to wsłuchuje się jedynie w siebie.
W poprzednim zdaniu wyrażonko „tak naprawdę” ująłem w cudzysłów, bo jest to jedno z bardzo ostatnio modnych powiedzonek, masowo nadużywanych. Miałem już nieprzyjemność podkpiwać sobie z osób ulegających tej modzie. Oczywiście nie na wiele to się zdało, jak z resztą tej i podobnej pisaniny. Pozostaję atoli przy naiwnym optymizmie. Kropla drąży kamień, może kiedyś wydrąży na tyle szeroki kanalik, że się przebijemy. Może.
Tymczasem wracam do prognoz. Wiele ostatnio wysłuchałem oburzonych głosów z powodu prognozy właśnie. Jedna z agencji pozwoliła sobie zwrócić uwagę na nasz, najwspanialszy z możliwych, kraj. Cóż, może zamiast się oburzać lepiej się zastanowić? Prognoza może się sprawdzić, a może i nie. Chyba to zależy bardziej od działań niż pokrzykiwań. Jak na razie nic takiego się nie dzieje. Raczej wprost przeciwnie.
Wiele lat temu, bo już ponad sto, rada miejska jednej z europejskich stolic zwróciła się do ekspertów o analizę stanu gospodarki komunalnej tamże. Dokonano tej analizy i wyszło wręcz anegdotycznie. Potrzeby komunikacyjne i transportowe wymuszały tak znaczny przyrost liczby koni, że miastu groziło utonięcie w odchodach. Im więcej było nawozu do wywożenia, tym koni przybywało i tak wkoło. Z dylematu wybawił wynalazek samochodu, czego ówcześni eksperci nie byli w stanie przewidzieć. Ciekawe, jakie odkrycie nas wybawi z kłopotów?
Głośno ostatnio o oświacie. Przed laty prawie pięćdziesięciu, ówczesny wraży reżim zlecił grupie eksperckiej, na czele której stał związany jak najbardziej z Sosnowcem profesor Bogdan Suchodolski, opracowanie o stanie oświaty w kraju. Wkrótce powstał „Raport o stanie oświaty”, gruba księga to była. Mniemam, że wiele zawartych tam analiz, prognoz i sugestii nie straciło na aktualności. Warto chyba do „Raportu…” wrócić zanim się kolejne głupstwo popełni, bo żeby już dopowiedzieć w czym rzecz, to wtedy wybrano wcale nie zalecaną w „Raporcie…” reformę. Tak to już od półwiecza zataczamy się od płota do płota, co jawnie pokazuje, że politycy uczonych nieuważnie słuchają, nie mówiąc już o stosowaniu się do zalecanych przez nich działań.
Można ciągnąć temat dalej, przykładami razić i utyskiwać. Można, choć pożytku wielkiego i tak z tego nie będzie, co skonstatowawszy kończę na dziś i udaję się do innych, przyjemniejszych zajęć, czyli do korekty najnowszego „dziełka”. Niebawem się ukaże. Tak przynajmniej wydawca prognozuje.
toko