Przedwczesne zaduszki
Od Ziemi Ognistej po Kamczatkę, od Nowej Zelandii po Labrador, wszędzie, gdzie tylko człowiek z całą swą przewrotną naturą dotarł i osiedlił się, obowiązuje kult przodków i szacunek dla zmarłych. Niezależnie od klimatu, stopnia cywilizacyjnego rozwoju ludzkich gromad, wpaja się to w nowe pokolenia, jako coś oczywistego i niewymagającego uzasadnień. Nawet wtedy, gdy lokalny obyczaj każe przeżuć jakiś fragment akurat przez siebie ubitego konkurenta. Potem już tylko zaduma nad pogrzebanymi resztkami.
W regionach o gęstszym zaludnieniu i „wyższym” rozwoju powstały całe rozległe nekropolie, na których obowiązują niepisane przeważnie prawa, co do sposobu zachowań i postępowania, co niekiedy bywa ujęte w pisane jednak normy wywieszane przy wejściu. Czasem nawet przesadnie rozwinięte. Regulamin zda się być przydatny, gdyby komuś się zapomniało o odwiecznych prawach. U nas, między Bugiem a Odrą, gdzie to musi być szanowny zmarły obowiązkowo przywalony kamiennym blokiem, jak nie przymierzając jakiś książę czy jego ciotka. Taka moda powstała wraz z dostępem do strzegomskich granitów i upowszechnieniem się taniego lastriko no i – było nie było – względnym wzrostem zamożności, nawet w czasach PRL. Taki klimat.
I oto na naszych oczach wraz ze zmianą klimatu, ma się wiedzieć, że „dobrą zmianą”, podejmuje się próbę wywrócenia na opak uświęconych religią, tradycją i elementarną kulturą dnia codziennego odwiecznych praw. Od zeszłego tygodnia można sobie wybrać. Tu nie, ale tam dalej to już tak. Kryteria oceni a potem narzuci władza. Kłania się Sofokles. Nie wiem jak dziś, ale nie tak dawno analizowało się „Antygonę” w szkołach między Ustrzykami a Świnoujściem całkiem dokładnie i na ogół z dobrym skutkiem. Przypomnijcie sobie.
Przez wiele lat przyszło mi mieszkać przy ulicy nazwanej imieniem pewnego pana, którego grób właśnie sprofanowano. Z prawdziwą ulgą przyjąłem w swoim czasie do wiadomości, że ulica będzie nazywać się inaczej, bo jakoś z tym panem nie było mi po drodze, co nie zmienia faktu, że był, działał, czegoś dokonał (czy złego czy dobrego to już głęboka historia i nie ma nic do rzeczy), ale zmarł i w ten sposób zyskał status nieboszczyka. A jako nieboszczyk nie ziemskim już podlega prawom a boskim, w co niektórzy głęboko wierzą. Na ziemskim padole pozostał tylko grób, jak każda inna mogiła chroniona pisanym i niepisanym prawem, o czym wyżej.
Nie wiem, bom ani to badał, ani specjalnie się interesował, ale zdaje mi się, że profanacje grobów, to taka nasza jakby narodowa specjalność. Wstydliwa, ale nie ma co chować głowy w piach, zdarza się. Jak dotąd było to przynajmniej piętnowane, a czasem nawet karane. I dobrze. Tymczasem poszedł z wysokich miejsc sygnał, że wcale tak dalej być nie musi, byle tylko „właściwą” mogiłkę dobrać. Od rzemyczka do koniczka. Dziś po cmentarzu bezkarnie poszalejesz, jutro może przed nim. Ujdzie ci na sucho, jeśli tylko właściwy dobierzesz obiekt, a z doborem kłopotów nie będzie, bo przecież idą jasne wskazówki, co zresztą ten i ów skwapliwie podchwytuje. Nie wiem, czy nadszedł czas na alarm w tej sprawie, czy może już nań za późno? Pomyślcie nad tym, bo sprawa wcale nie jest marginalna, co daję pod rozwagę wszelkim „autorytetom”.
toko