Referendum
Widmo krąży nad Europą. Widmo referendum. Tu i tam czasami się materializuje. Uważam, że nasi władcy nazbyt ochoczo odwołują się do woli ludu, bo aczkolwiek vox populi – vox dei, to jednak strach mnie ogarnia, gdy trudne i skomplikowane sprawy, których mędrcy nie potrafią zgodnie rozstrzygnąć, oddaje się do decyzji wszelakim bliźnim, z całym szacunkiem: kucharzom, ekspedientkom, przedszkolankom, poborowym i emerytom, murarzom i kolejarzom, kelnerkom i fryzjerkom, rolnikom i smykom. Niech mi ktoś powie dlaczego o fundamentalnych sprawach przyszłości ma rozstrzygać tłum zupełnie, ale to zupełnie niekompetentnych w tej sprawie ludzi? Na przykład o budowie, lub nie, elektrowni atomowej.
Nasłuchałem się na ten temat i naczytałem wypowiedzi wielu znających się na rzeczy i nic. Zgody nie było. Zdania były z gruntu sprzeczne. Najbardziej przemówił do mojej wyobraźni argument, że w ogóle ta sprawa miała sens 50 lat temu, dziś to już pytanie anachroniczne. Trochę tak, jakbyśmy chcieli uruchomić wytwórnię maszyn do pisania. Rzecz spóźniona o pół wieku.
Równie źle, albo jeszcze gorzej oceniam pomysły oddawania pod osąd maluczkim spraw światopoglądowych, czy zgoła moralno-etycznych. W ogóle, nie wiem dlaczego takimi sprawami zajmują się rządy. Ciekawe, jakby świat wyglądał, gdyby Mojżesz dekalog poddał głosowaniu? Po prostu zdaje mi się, że brak nam współcześnie polityków gotowych mądrze i odpowiedzialnie wziąć na siebie ciężar trudnych decyzji, jasno i klarownie to wytłumaczyć i konsekwentnie przeprowadzić, oczywiście w zgodzie z wiedzą, a nie z mniemaniami. Niestety dziś wizja przegranych wyborów jest tak wszechobecna w głowach kadencyjnych władców, że paraliżuje wszelkie procesy myślowe i decyzyjne, co poniektórzy z całym cynizmem wyznają. Za „wolą ludu” kryją się jak za tarczą, choć ta wola bywa kapryśna, czasem zwyczajnie durna, a zawsze oparta na niewiedzy.
Niech nikt nie myśli, tym bardziej mi nie zarzuca, jakoby marzyła mi się jakaś oświecona dyktatura. To już nie ta epoka. W sprawnie działającej demokracji możliwe są przecież mądre wybory, co niedawna historia dowodziła wielokrotnie. Chwilowo brak odważnych i kompetentnych. W użytym powyżej słówku „chwilowo” kryje się cały optymizm niżej podpisanego, choć zdaję sobie sprawę, że zepsute zabawki naprawić będzie trudno i zszarganą opinię odzyskać, jeszcze trudniej.
Nie jestem też przeciw referendum jako takiemu. Wszelako niech będzie we właściwej sprawie i z rozsądnie zadanym pytaniem. Na przykład, czy konkretne pieniądze wydać w danej gminie na nowy ratusz, czy może raczej na nowy teatr. Dlatego z całą powagą i nadzieją przyglądam się tak zwanym budżetom obywatelskim i choć dotyczy to czasem drobiazgów, to przecież życie właśnie z drobiazgów się składa. W takich sprawach może i powinien wypowiadać się pan Zenek z sąsiedztwa i pani Ala z osiedlowego sklepiku. Gdyby decyzję zostawić wójtowi i radnym, to nowe ratusze powstawałyby co dekadę.
Na koniec zagadka arytmetyczna: jeśli w klasie na dwudziestu pięciu uczniów dwunastu to półgłówki, to ile głów ma nauczyciel wiedzą napełnić?
Jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że toko nie ma zbyt dobrego mniemania o rodakach, nie będę protestował. Zbyt często było mi głupio i wstyd.
toko