Rocznice
Pierwsza połowa maja obfituje w rocznice ważnych wydarzeń z historii świata i naszego państwa. W tym roku są one najczęściej okrągłe. 8 maja (dzień później z punktu widzenia Rosjan) minęła 80 rocznica zakończenia II wojny światowej w Europie (ostatecznie jej kres przyniosło podpisanie kapitulacji przez Japonię w dniu 2 września 1945 roku). 9 maja 1950 roku minister spraw zagranicznych Francji Robert Schuman ogłosił plan utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, co zapoczątkowało proces integracji państw naszego kontynentu. 90 lat temu 12 maja zmarł Józef Piłsudski – bez wątpienia najważniejszy i zarazem wzbudzający największe emocje polityk II RP.
Nikt nie wie co zrobiłby Marszałek Piłsudski w 1939 roku, gdy Polska stanęła w obliczu niemieckiego ataku na nasz kraj. Kierujący polską polityką zagraniczną Józef Beck ściśle realizował piłsudczykowską zasadę dwóch wrogów – ZSRR i Niemiec. Realizował, ale nie był jej kreatorem, a nawet można przypuszczać, że z psychologicznych powodów nie był w stanie jej zmienić. Oznaczała ona niezawieranie sojuszu z żadnym z nich przeciw drugiemu. Stąd odmowa spełnienia dość ograniczonych niemieckich żądań skierowanych wobec Polski w trakcie rozmowy ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa z polskim ambasadorem w Berlinie Józefem Lipskim, a powtórzonych przez samego Adolfa Hitlera w trakcie jego rozmowy z powracającym z noworocznego wypoczynku na francuskiej Riwierze Józefem Beckiem w początkach 1939 roku. Czy jednak Józef Piłsudski gdyby żył, wykazałby podobny brak elastyczności? Tym bardziej, że do czasu brytyjskich gwarancji z końca marca 1939 roku Polska pozbawiona była wówczas jakichkolwiek sojuszników. Niezależnie od tego, co zadecydowałby Marszałek, jego mit uległby załamaniu. Wojna z Niemcami i tak zakończyłaby się całkowitą klęską, a ewentualna współpraca z III Rzeszą i spełnienie żądań Hitlera skompromitowałoby go w oczach potomnych. Przedwczesna śmierć pozwoliła zachować mit wielkiego przywódcy.
Lokalny konflikt polsko-niemiecki przekształcił się dwa dni później w wojnę światową. Francja i Wielka Brytania nie wywiązały się ze swoich militarnych zobowiązań wobec Polski, ale 3 września wypowiedziały III Rzeszy wojnę. Czy gdyby dzisiaj Rosja zaatakowała któreś z państw NATO, pozostali członkowie wypowiedzieli wojnę agresorowi? II wojna światowa pozbawiła nas połowy terytorium II RP i spowodowała szacowane na 6 mln osób straty ludzkie. Przede wszystkim jednak utraciliśmy suwerenność popadając w trwającą prawie pół wieku zależność od ZSRR. Z drugiej jednak strony zyskaliśmy zdecydowanie lepiej zagospodarowane ziemie niemieckie wraz z prywatnym mieniem zamieszkującej tam ludności (ich wartość wielokrotnie przewyższa żądane przez polityków PiS i PO reparacje), która została z tych obszarów wysiedlona. Narodowe ujednolicenie pozbawiło nas korzyści wynikających z wielokulturowości, ale jednocześnie wygasiło konflikty narodowe (polsko-ukraiński czy polsko-żydowski), które w końcowym okresie istnienia II RP ulegały niebezpiecznemu nasileniu. Nawet komunizm, który został wprowadzony na bagnetach Armii Czerwonej i ostatecznie okazał się ślepą uliczką w gospodarczym rozwoju naszego kraju, w pierwszych dziesięcioleciach wydobył z biedy i zacofania miliony Polaków, którzy w II RP takiej szansy cywilizacyjnego nie dostali. Bilans II wojny światowej i jej konsekwencji z punktu widzenia Polski nie jest więc wyłącznie negatywny, jak to często się przedstawia.
Największy w dotychczasowych dziejach świata konflikt zbrojny przyniósł radykalną zmianę porządku międzynarodowego. Przez setki lat istniał wielobiegunowy układ, w którym kilka dominujących mocarstw wzajemnie się równoważyło i jednocześnie stabilizowało sytuację w Europie będącą wówczas była centrum świata. Próby jego destabilizacji przez Napoleona, kajzerowskie Niemcy, a w końcu przez hitlerowską III Rzeszę prędzej czy później kończyły się niepowodzeniem. Ale w przeciwieństwie do poprzednich konfliktów II wojna światowa nie zakończyła się powrotem do poprzedniego układu. Z wojennych zgliszcz wyłonił się całkowicie nowy, dwubiegunowy porządek stosunków międzynarodowych. Stany Zjednoczone, które przez dziesiątki lat nie wykorzystywały swojej rosnącej potęgi gospodarczej preferując postawę izolacjonistyczną, weszły w pełnym blasku na scenę globalnej polityki. Powodem było fundamentalne zagrożenie ze strony komunistycznego mocarstwa, które odegrało decydującą rolę w pokonaniu III Rzeszy i rozszerzyło swoje wpływy na połowę kontynentu europejskiego. ZSRR stanowił realne zagrożenie dla pozostałej części kontynentu nie tylko z powodu przygniatającej przewagi militarnej, ale też dlatego, że w wielu tych krajach istniały silne partie komunistyczne, a wizerunek pogromcy hitlerowskiej bestii neutralizował głosy krytyków nieludzkiego reżimu. Bez militarnej i gospodarczej pomocy Stanów Zjednoczonych, Europa Zachodnia nie podniosłaby się z gruzów i nie obroniłaby się przed czerwonym tsunami.
W dużym stopniu bezinteresowne zaangażowanie się amerykańskiego mocarstwa w pokonanie Hitlera i odbudowę Europy przerodziła się szybko w twardą, bezwzględną i często sprzeczną z głoszonymi ideami polityką wobec krajów na innych kontynentach. Bezpośrednie albo inspirowane przez CIA przewroty odsuwały od władzy polityków uważanych za sympatyków komunizmu, a naprawdę broniły politycznych i gospodarczych interesów Stanów Zjednoczonych i amerykańskich koncernów. Równie bezwzględna i pozbawiona ideowości polityka charakteryzowała również poczynania Związku Radzieckiego. Trwająca przez lata zimna wojna, która w Azji, Afryce czy Europie Łacińskiej przekształcała się czasami w wojnę gorącą, paradoksalnie zapewniła Europie prawie pół wieku pokoju.
Rok 1989 przyniósł upadek systemu komunistycznego w Europie, a upadek ZSRR dwa lata później ostatecznie zakończył okres dwubiegunowego porządku międzynarodowego. Dominacja USA wydawała się niepodważalna i wieczna. Ale w życiu nic wiecznie nie trwa. Amerykanie nigdy zresztą nie byli w stanie całkowicie kontrolować sytuacji na świecie, chociaż przez kilkanaście lat bez ich zaangażowania nie można było rozwiązać żadnego międzynarodowego problemu. Ten stan powoli przechodzi do historii. Zmiana nie dokonuje się nagle, a jej początek nie nastąpił wraz z ponownym wyborem Donalda Trumpa na Prezydenta. Jego działania są jedynie dramatyczną próbą utrzymania amerykańskiej hegemonii zupełnie nowymi instrumentami politycznymi i gospodarczymi. Czy będzie to łabędzi śpiew tego do niedawna bezkonkurencyjnego mocarstwa, czy skuteczna próba utrzymania dominacji, okaże się za jakiś czas.
Doświadczenia trzech niemiecko-francuskich wojen (1870-1871, 1914-1918 i 1939-1945) oraz radzieckie zagrożenie doprowadziły do militarnej (NATO) i gospodarczej (EWWiS, a potem EWG) współpracy państw zachodnioeuropejskich. Z czasem proces integracji gospodarczej nabrał także politycznego wymiaru i zaczął żyć własnym życiem. Rosnąca globalizacja przytłumiła narodowe nacjonalizmy i zaowocowała utworzeniem Unii Europejskiej. Większy problem związany był z dalszym funkcjonowaniem NATO. Po rozpadzie bloku komunistycznego, a wkrótce potem samego ZSRR, istnienie tego obronnego paktu wydawało się nie mieć sensu – bo niby przed kim miałby się on bronić? Interwencje na Bałkanach czy w Afganistanie tylko częściowo odpowiadały na pojawiające się wątpliwości. Inną opinię na ten temat miały państwa z Europy Środkowej, które uważały, że słabość Rosji jest tylko czasowa i wkrótce wróci ona do swojej imperialnej polityki. W dość powszechnej opinii przyszłość przyznała im rację. Tyle, że nikt nie wie jak wyglądałaby polityka Rosji, gdyby nie rozszerzanie Paktu na wschód i związane z tym rosnące poczucia zagrożenia na Kremlu. Nie usprawiedliwia to oczywiście agresji na Ukrainę, ale po raz kolejny pokazuje, że świat nie jest czarno-biały.
Mimo ponownego zagrożenia ze wschodu, sytuacja nie przypomina tej z okresu bezpośrednio po II wojnie światowej. Rosja nie jest potęgą tej miary co Związek Radziecki i nie ma też ideologicznych sojuszników w państwach Europy Zachodniej, chociaż działają tam partie prorosyjskie. Są to jednak ugrupowania nacjonalistyczne, które podzielają nienawiść Putina do liberalnego świata, ale polityczne podporządkowanie Kremlowi jest im równie niemiłe jak i pozostałym ugrupowaniom w ich krajach. Dlatego też strach przed Rosją dotyczy głównie ich bezpośrednich sąsiadów. Niemcy nie chciałyby może graniczyć z bliskim sojusznikiem Moskwy, ale groźby bezpośredniego ataku nie czują. W przypadku Francji aktywność Prezydenta Macrona to raczej jego osobiste ambicje zapisania się w historii swojego kraju i bóle fantomowe dawnego imperium, ale wątpliwe, żeby jego następcy kontynuowali tak zdecydowaną antyrosyjską politykę. Wielka Brytania jest tradycyjnie antyrosyjska, ale bezpieczna za swoim Kanałem. Dla krajów śródziemnomorskich rosyjskie zagrożenie jest poza realnym wyobrażeniem. Okupacja, a nawet jakaś forma podporządkowania żadnemu z nich nie grozi.
Każdy sojusz militarny musi być oparty o wspólne interesy, a najlepiej o wspólne zagrożenie. Taka sytuacja istniała po II wojnie światowej. Taka sytuacja nie istnieje dzisiaj. Dlatego w razie bezpośredniej agresji Rosji na większą pomoc nic ta, którą otrzymała Ukraina, liczyć nie możemy. NATO jest papierowym sojuszem, chociaż próbuje prężyć muskuły i udawać, że jest silniejsze niż w rzeczywistości. Powoli też następuje proces dezintegracji UE rozrywanej przez narastające nacjonalizmy (globalizacja od kilku lat jest w wyraźnym odwrocie). Dla Waszyngtonu, niezależnie od tego kto zasiada w Białym Domu, największym zagrożeniem są Chiny. A te próbują ostatnio przeciągnąć na swoją stronę Europę zagrożoną chaotycznymi posunięciami amerykańskiego Prezydenta w polityce celnej. Jeżeli Trump ostatecznie wycofa się ze swoich nierealnych pomysłów i zakończy wojnę handlową, będziemy mieli powrót do klasycznego powojennego układu z Chinami w roli ZSRR. Tyle, że sojusznicy Stanów Zjednoczonych będą traktowani w sposób zdecydowanie bardziej instrumentalny jak w trakcie zimnej wojny. Niektórzy porównują działania Trumpa do praktyk mafijnych. Tyle, że mafia w zamian za wymuszone opłaty rzeczywiście gwarantowała ochronę. W przypadku obecnego amerykańskiego Prezydenta nie możemy mieć żadnej gwarancji, że dostaniemy cokolwiek w zamian.
Karol Winiarski