Rozmowa z Jarosławem Piętą
Czy pozałatwiał Pan już formalności związane z Kancelarią Sejmu?
Właściwie tak. Pozostało jeszcze kilka drobnych spraw. Miałem świetnych współpracowników.
W opinii wielu obserwatorów sceny politycznej, ze względu na dorobek i kompetencje był Pan pewnym kandydatem na posła w ostatnich wyborach. Dlaczego stało się inaczej?
Zakładaliśmy, że będziemy w stanie otrzymać trzy mandaty i ja walczyłem o ten trzeci. Wiedzieliśmy, że będzie trudno, bo grupa trzymająca władzę w lokalnych strukturach Platformy Obywatelskiej za wszelką cenę chciała mnie wyeliminować. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jest wielu kandydatów z Sosnowca, których zadaniem jest odbieranie mi głosów. Zabrakło 340. Ja niedawno taką diagnozę przedstawiłem na zebraniu sosnowieckiej Platformy Obywatelskiej i wówczas część osób spuściło głowy, a część uważała, że należało walczyć o listę, bo co innego mieli mówić skoro znamy i historię i dzisiejszą prawdę. O listę można walczyć, ale jeśli chce się mieć swojego posła, to trzeba go wspierać. Ja takiego wsparcia ze strony sosnowieckiej Platformy Obywatelskiej nie miałem.
Niektórzy twierdzą, że nie tylko brak było wsparcia, ale wręcz były działania zmierzające do utrudnienia Panu życia?
Faktem jest, że samo już zgłoszenie tylu osób działało na moją szkodę i było to działanie celowe w sytuacji, w której inne powiaty działały tym razem zupełnie odwrotnie. Faktem jest również to, że przez szefa sosnowieckiej Platformy Arkadiusza Chęcińskiego zostałem zgłoszony na ósmej pozycji na liście i tylko dzięki mojej pracy w Warszawie, która została doceniona otrzymałem wyższe miejsce. Jeśli chodzi o lokalne struktury, to w zdecydowanej większości są one uzależnione od swojego pracodawcy, a nie od posła założyciela sosnowieckiej platformy.
Faktycznie Pańscy kontrkandydaci z Platformy Obywatelskiej byli mocno wspierani w mieście, co dało się zauważyć. Jak się Pan do tego odniesie?
To prawda, byli wspierani. Były wyłożone duże środki finansowe i pomoc w każdej możliwej formie. Jak mówi przysłowie, każdego szkoda.
Jakie były komentarze Pańskich kolegów w Warszawie na taki wynik w Sosnowcu?
Cóż, przyjęli to ze smutkiem i zdziwieniem. Na gruncie towarzyskim wynik wyborów nic nie zmienia. Nie samą polityką człowiek żyje. Zawsze powtarzałem, że posłem się bywa ,a człowiekiem się jest. Ja mogę chodzić z podniesioną głową.
Jak Pan skomentuje głośną sprawę dodatków nauczycielskich, która ujawniła nie tylko stanowisko klubu PO w Radzie Miejskiej, ale pokazała również prawdziwą mapę powiązań i układów politycznych?
W życiu trzeba mieć mocny kręgosłup, a w polityce w szczególności. Każdy radny jest politykiem na szczeblu miejskim i jeśli taki kręgosłup posiada, to należy mu się szacunek. Natomiast osoby, które głosują wbrew swojemu klubowi ze względu na pewne zależności rodzinne lub zawodowe, nie powinny zajmować się polityką.
Podczas gdy zależności niektórych radnych w klubie Niezależni były wtajemniczonym znane wcześniej i tak bardzo ich zachowanie nie zaskoczyło, to postawa dwóch radnych SLD chyba nieco Pana zdziwiła?
Nie chcę się odnosić personalnie do tych osób. Problemy SLD są ich problemami. Ludzie związani z lewicą sami muszą sobie odpowiedzieć, jaką drogą chcą kroczyć. W Europie widać odwrót tej formacji. W wielu parlamentach brak jest reprezentacji tej opcji. Ludzie lewicy moim zdaniem muszą dokonać gruntownych przewartościowań i spojrzeć nie tylko w przyszłość, ale przede wszystkim rozliczyć się rzetelnie z przeszłością.
A co z kuriozalnym stanowiskiem przedstawicieli związkowych w tej samej sprawie?
Liderzy związkowi odpowiadają przed swoimi członkami. To ich sprawa. Porozumienie podpisały dwie strony. W moim odczuciu miasto osiągnęło sukces i ze swojego punktu widzenia niewątpliwie jest zadowolone, jednak z tego co słychać część środowiska nauczycielskiego nie do końca.
Czym się Pan teraz będzie zajmował?
Wróciłem do pracy w Państwowej Inspekcji Pracy i w związku z tym zrezygnowałem z członkostwa w Platformie Obywatelskiej. Zrobiłem to oficjalnie na zebraniu, aby uniknąć spekulacji oraz zakłamywania przez niektórych rzeczywistości. Taki jest wymóg formalny, jeśli chodzi o pracę w tej instytucji.
Jakoś trudno uwierzyć, że bierze Pan całkowity rozbrat z polityką?
Formalnie tak, ale już otrzymałem kilka telefonów, że w następnym rozdaniu będę poważnie brany pod uwagę i to nie tylko przez Platformę.
Czy wierzy Pan w połączenie lub koalicję Platformy z Nowoczesną?
To jest możliwe, a nawet konieczne jeśli chce się wygrywać. Warunkiem jest wyciągnięcie wniosków i mądrość zarówno Platformy jak i Nowoczesnej. Przykładem powinno być porozumienie PiS z mniejszymi ugrupowaniami prawicowymi w ostatnich wyborach parlamentarnych.
Wracając jeszcze na chwilę do wyników wyborów. Czy nie wydaje się Panu, że jest ofiarą tego o czym na naszych łamach wielokrotnie pisaliśmy i o co apelowaliśmy tzn. prawyborów w partiach „wodzowskich” i demokratycznego wyłaniania list. Wówczas z pewnością byłby Pan na „jedynce”
Jak zakładałem partię w Sosnowcu razem z Karolem Winiarskim, to wówczas była szeroka formuła. Nie mieliśmy nic poza programem. Albo jest szerokie porozumienie ludzi, którzy dyskutują i wypracowują koncepcję, albo jest jednowładztwo, które zabija daną formację, bo nic w polityce nie jest wieczne, czego jestem przykładem. Polityka to sztuka zwyciężania. Zwycięstwem dla innych jest eliminacja drugich. Tak się stało w tym przypadku.
Czy w przyszłości również możliwa jest Pańska aktywność w samorządzie?
Takiej możliwości również nie wykluczam. Jeżeli pojawią się jakieś propozycje, to je rozważę.
Dziękujemy za rozmowę.