Święto?
Dzień Edukacji Narodowej zwany powszechnie Dniem Nauczyciela, to tradycyjne, można wręcz powiedzieć obrzędowe, święto obchodzone w każdej polskiej placówce edukacyjnej. Przez ten jeden dzień w roku nauczyciele są „kochani” przez wszystkich – uczniów, rodziców, a przede wszystkich władze. Zwłaszcza przed wyborami. Nie inaczej jest i w Sosnowcu. Szkoda, że ta nadzwyczajna „troska” sosnowieckich władz nie znajduje odzwierciedlenia w codziennej szkolnej rzeczywistości.
Pierwszy zastępca Prezydenta Miasta, a jednocześnie główny kreator sosnowieckiej oświaty, Zbigniew Byszewski, który kandyduje z listy koalicji nazywającej samą siebie „obywatelską”, zaprezentował oryginalną ulotkę wyborczą pod nazwą „Alfabet Byszewskiego”. Sam pomysł nie jest może nowatorski (Alfabet Kisiela, Alfabet Palikota), ale jego wykorzystanie w propagandzie wyborczej już tak. Gorzej niestety w treścią. Czytając poszczególne hasła można odnieść wrażenie, że Pan wiceprezydent dokonuje bilansu bez mała swoich czteroletnich rządów przedstawiając postulaty, których … nie zrealizował.
Szczególne zdziwienie budzi informacja zawarta pod literą „C”. Jest tam mowa o Centrach Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego – sztandarowym pomyśle poprzedniej władzy. W okresie gdy ta poroniona koncepcja była wprowadzana w życie, Zbigniew Byszewski był dyrektorem jednej z sosnowieckich szkół (i to bynajmniej nie technicznych), nie mając żadnego wpływu na zapadające w mieście decyzje. Zupełnie inaczej było, gdy realizowano inny pomysł dotyczący szeroko rozumianej oświaty – tworzenia Centrum Usług Wspólnych czyli struktury, której zadaniem jest obsługa finansowa sosnowieckich placówek oświatowych. Czyżby najbliższy współpracownik Prezydenta Chęcińskiego, wstydził się sztandarowego przedsięwzięcia mijającej kadencji? Trudno zresztą temu się dziwić, biorąc pod uwagę ogrom bałaganu, który był efektem tworzenia nowej struktury bez odpowiedniego przygotowania całego przedsięwzięcia.
Ekipa Prezydenta Chęcińskiego odniosła za to dwa kluczowe „sukcesy” w zarządzaniu sosnowiecką oświatą. Po pierwsze, nawiązała bardzo ścisłe stosunki z Kuratorium Oświaty, co jest chyba najlepszym dowodem na to, że PO-PiS ma się w Sosnowcu doskonale. Dzięki temu współdziałaniu, możliwa była rewolucja kadrowa w sosnowieckich szkołach i przedszkolach. Dyrektorami przestały być osoby z wieloletnim stażem i doświadczeniem, niezaprzeczalne autorytety w swoim środowisku. Nowi, niekiedy mianowani przez Prezydenta po nierozstrzygniętym konkursie, wiedzą komu zawdzięczają swoje stanowiska. Ci, którzy się jeszcze ostali, już wiedzą co może oznaczać sprzeciw wobec władzy.
Drugi sukces, to pacyfikacja oświatowych związków zawodowych, a zwłaszcza Związku Nauczycielstwa Polskiego. Oddanie w ręce Prezydenta decyzji w sprawie określania wysokości dodatków motywacyjnych nauczycieli (wcześniej kwota ta w przeliczeniu na etat kalkulacyjny była ściśle określona w Regulaminie negocjowanym ze związkami zawodowymi), to fenomen na skalę ogólnopolską. Widać wyraźnie, że sosnowiecki ZNP przestał był organizacją broniącą praw pracowniczych, a stał się przybudówką władzy czyli powrócił do roli, którą odgrywał w czasach PRL-u. Wzajemne przedwyborcze uprzejmości Prezydenta i szefowej sosnowieckiego oddziału ZNP pokazują doskonałą symbiozę opartą o wspólne interesy.
Ta idylliczna atmosfera we wzajemnych stosunkach nie ma przełożenia na sytuację pracowników sosnowieckiej oświaty. Przez ostatnie cztery lata zamrożone pozostawały dodatki (motywacyjne, funkcyjne), których wysokość zależy od hojności miejskiego budżetu. Dyrektorzy szkół najczęściej zarabiają mniej niż przynajmniej niektórzy ich nauczyciele, którzy formalnie im podlegają. Wielu pracowników obsługi ma zasadniczą pensję niższą niż wynosi minimalna pensja krajowa. Szczególnie skandaliczna jest wysokość wynagrodzeń obsługi administracyjnej. Osoby, które posiadają najczęściej wyższe wykształcenie i ponoszą dużą odpowiedzialność za wykonywana pracę, zarabiają niewiele więcej niż wspomniana minimalna płaca krajowa.
Jednocześnie sosnowiecka oświata już dawno przestała być wizytówką Sosnowca. Jedynie nieliczne placówki starają się dorównywać najlepszym. Gdy jednak spojrzymy na zestawienia wyników uzyskiwanych przez uczniów naszych szkół na egzaminach zewnętrznych, to widać, że najczęściej sytuują się one poniżej średniej wojewódzkiej, która i tak nie jest najwyższa. To w dużej mierze efekt zbyt małych środków przeznaczanych z budżetu miasta na dodatkowe zajęcia edukacyjne. Na dodatek narzucane placówkom oświatowym oszczędności powodują, że w szkołach brakuje często wszystkiego – papieru, biletów autobusowych, pomocy naukowych. Gdyby nie środki przekazywane przez rodziców, wiele szkół przestałoby już w ogóle funkcjonować. A przecież jak pisał ponad czterysta lat temu Jan Zamoyski w akcie fundacyjnym Akademii Zamojskiej „takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.
Karol Winiarski