Szkoła a życie
Po ponad pół roku zdalnego nauczania uczniowie wracają do szkół. Chyba w żadnym innym kraju edukacyjny lockdown nie trwał aż tak długo. Przyjęto w gruncie rzeczy aprioryczne założenie, że powodem drugiej fali pandemii było wpuszczenie dzieci i młodzieży do szkół we wrześniu ubiegłego roku. Biorąc pod uwagę, że objawy zakażenia ujawniają się już po tygodniu, nie wiadomo dlaczego druga fala pojawiła się po ponad miesiącu od rozpoczęcia nauki. Trudno też zrozumieć co spowodowało trzecią falę, skoro poza uczniami klas 1-3 wszyscy pozostali kontynuowali naukę w swoich domach. Można odnieść wrażenie, że nie tylko rządzący, ale też eksperci poruszali się jak dzieci we mgle.
Od samego początku też inni eksperci zwracali uwagę na katastrofalne skutki zdalnego nauczania dla efektów procesu edukacyjnego i stanu psychicznego młodych ludzi. Tak kategoryczne sądy wzbudzały zdziwienie, ponieważ brak podobnych sytuacji w przeszłości uniemożliwiał ich naukową weryfikację. Chętnie za to były podchwytywane przez media, które najpierw krytykowały władze za trzymanie dzieci w domu, żeby po zapowiedziach powrotu dzieci do szkół, przedstawiać katastroficzną wizję konsekwencji takich decyzji. Oczywiście zawsze podpierając się opiniami osób z tytułami naukowymi.
Działania władz, nie tylko zresztą w tej kwestii, były rzeczywiście niesłychanie chaotyczne. Priorytetowe szczepienia nauczycieli okazały się falstartem z powodu trzeciej fali, która, podobnie zresztą jak druga, całkowicie zaskoczyła rządzących. Z niezrozumiałych powodów nie objęto szczepieniami pracowników administracji i obsługi placówek oświatowych, którzy często mają bezpośredni kontakt z uczniami i nauczycielami. Nie zaszczepiono również w pierwszej kolejności maturzystów, co mogłoby zminimalizować ryzyko ich zachorowania po kilkugodzinnych egzaminach w zamkniętych pomieszczeniach. Na koniec podjęto decyzję o wznowieniu nauki w trybie hybrydowym półtora miesiąca po tym, jak liczba zakażeń zaczęła gwałtownie opadać. W efekcie uczniowie wracają do szkoły zaledwie na kilka tygodni przed wakacjami. A i tak ta decyzja rozpętała prawdziwą medialną histerię.
Jak Polska długa i szeroka słychać było apele o praktyczną rezygnację z nauki w ostatnich tygodniach szkolnej nauki. Uzasadnienie było wszędzie takie samo – zmaltretowani psychicznie pandemią i zamknięciem w domu uczniowie powinni mieć czas na dojście do siebie i ponowną aklimatyzację w szkole. Trudno zrozumieć logikę, zgodnie z którą w czasie trwania tej traumatycznej sytuacji można było uczniom robić sprawdziany, odpytywać, zadawać czasochłonne prace domowe, a gdy przyczyna powodująca to zagrożenie odchodzi w przeszłość i spóźniona wiosna przynosi przypływ nadziei, należy zrezygnować z wszelkich klasycznych form weryfikacji nabywanej wiedzy. Na dodatek jest jeszcze poważny problem – statystyka.
W ostatnim okresie gwałtownie rosła w Polsce ilość prób samobójczych podejmowanych przez młodych ludzi. W ciągu siedmiu lat (od 2013 do 2019) przyrost był prawie trzykrotny. Sprawa stała się zresztą bardzo głośna z powodu katastrofalnego stanu psychiatrii dziecięcej w naszym państwie. Wydawałoby się więc, że w roku 2020, gdy od marca do czerwca, a następnie od października do grudnia, młodzież nie chodziła do szkoły, ilość takich prób gwałtownie wzrośnie. Tymczasem opublikowane przez policję dane wskazują na coś zupełnie przeciwnego. Po raz pierwszy od wielu lat ilość prób samobójczych spadła – o ponad 10%.
Trudno na podstawie jednej statystyki wyciągać daleko idące wnioski. Ale trudno również opierać się wyłącznie na przekonaniach budowanych na podstawie medialnych doniesień, nawet jeżeli poparte są drastycznymi, chociaż jednostkowymi, przykładami. Nie jest to niestety pierwszy przypadek, gdy rzeczywistość medialna niewiele ma wspólnego z realiami.
Faktyczne zakończenie nauki w połowie maja będzie miało jednak swoje dalekosiężne konsekwencje. Przede wszystkim powstaje problem powrotu do nauki po wakacjach. Czy po bez mała czterech miesiącach braku jakichkolwiek obowiązków szkolnych (przy założeniu, że w trakcie nauki zdalnej ktoś przejawiał jakąkolwiek aktywność), zderzenie ze szkolną rzeczywistością nie będzie jeszcze bardziej traumatycznym przeżyciem? A może pierwsze tygodnie, a nawet miesiące, nowego roku szkolnego też będą poświęcone budowaniu więzi, integracji i aklimatyzacji? Do czasu kolejnej fali pandemii.
Problemem jest oczywiście zakres materiału, który uczniowie muszą realizować w trakcie nauki szkolnej. Ostatnia reforma struktury polskiej oświaty (likwidacja gimnazjów) połączona z reformą programową, oznacza powrót do czasów PRL-u. Przyjęto utopijne (zwłaszcza w obecnych czasach) założenie, że opuszczając mury szkolne młodzi ludzie będą posiadali określony zasób wiedzy z każdej dziedziny. Jeszcze w czasach sprzed rewolucji informatycznej i przy innym poziomie rozwoju nauki było to nierealne. Jedynie nieliczni mogli rzeczywiście trwale sobie przyswoić choć część wtłaczanych im do głowy wiadomości, przy okazji poświęcając na naukę tego co ich kompletnie nie interesowało znacznie więcej czasu niż na zgłębianie pasjonujących ich zagadnień. W chwili obecnej ten dysonans między idealistycznymi założeniami, a rzeczywistością jest jeszcze bardziej widoczny. Wystarczy przeprowadzić wśród studentów test z wiedzy ogólnej, aby przekonać się jaką kompletną porażką edukacyjną skutkuje ten system nauki.
Uczniowie i przynajmniej część nauczycieli to materia całkiem plastyczna. Jak nie można czegoś zmienić, to trzeba to oswoić i dostosować do realiów. Udawanie to warunek przetrwania. W efekcie świadomie rezygnuje się z egzekwowania wymagań ograniczając się najwyżej do preferowania przedmiotów rozszerzonych i obowiązkowych na egzaminach. Tylko czy taki ma być cel edukacji? Czy zagadnienia z wiedzy o społeczeństwie, przedsiębiorczości czy geografii są mniej ważne od tych z matematyki czy języka polskiego? Ile z nauczanej w szkole wiedzy jest przez nas wykorzystywane w dorosłym życiu, o ile w ogóle cokolwiek z tego pamiętamy? Czy poza nielicznymi osobami komuś przyda się wiedza o pierwszej wojnie punickiej, Pamiętnikach Jana Chryzostoma Paska czy umiejętność rozwiązywania równań kwadratowych z dwoma niewiadomymi?
Równie ważnym zagadnieniem jest jednak pytanie o rolę szkoły w procesach socjalizacyjnych. Można oczywiście trzymać młodych ludzi pod kloszem chroniąc ich przed wszelkimi stresującymi sytuacjami i usuwać spod ich nóg wszelkie przeszkody. Ale pobyt w szkole nie będzie trwał wiecznie. Prędzej czy później będą musieli wejść w dorosłe życie. A wtedy, zwłaszcza w naszym państwie, nikt nie będzie się przejmował ich potencjalnymi problemami psychicznymi. Zderzenie z rzeczywistością może być niesłychanie bolesne, a skutki będą tym poważniejsze im mniej będą do takich sytuacji przygotowani. Szkoła jest właśnie miejscem, gdzie w sposób kontrolowany można przygotować młodych ludzi do funkcjonowania w społeczeństwie, w którym niestety nie zawsze odnosi się same życiowe sukcesy. I gdzie słabi psychicznie odpadają w przedbiegach. Ale to wymaga indywidualnego podejścia, a nie wrzucania wszystkich do jednego worka. Tyle, że to o wiele trudniejsze.
Karol Winiarski