YaYa
Jak świat światem, każda władza potrzebowała piewców. Miło wszak słuchać, widzieć, czytać, że jest się mądrym, dobrym i pięknym i choć to czasami niezbyt ładnie karmić swą próżność tylko pochlebstwem, to przecież każdy jest skłonny ulegać tej słabości i skwapliwie jej ulega. Czasem tylko trochę, często bardzo, niekiedy nadmiernie. Umiejętność zachowania umiaru to trudna sztuka. Nie wszyscy i nie zawsze są do tego zdolni, aczkolwiek niekiedy i tacy się zdarzają. Dlatego też na królewskich, książęcych dworach, ale też na pomniejszych, wokół pana i władcy kręcili się gryzipiórki rozmaitej maści, wyrobnicy pędzla i dłuta, artyści słowa i obrazu, łasi na grosz i łaskawe słowo za swój trud.
Jak pamiętamy z lekcji fizyki, każda akcja wywołuje reakcje. Każdy opiewany ma swych adwersarzy, którzy będą jego postać bliźnim obrzydzać wprost proporcjonalnie do siły pochlebstw. Albo odwrotnie. Jeśli paszkwilanci nadmiernie się wysilą to i kadzidło zaczyna intensywniej pachnieć, albo zgoła śmierdzieć. I tak to się toczy od wieków. Mamy dziś pozornie niezłą koniunkturę na słowne wojny, niestety – jak dotąd – zupełnie nie przekładającą się na wysokość honorariów, co proszę odczytać jako aluzję. Pro domo mea.
Bywa czasami, że bój na słowa sięgnie wyżyn i nawet potomni będą z tego mieli pożytek w postaci kanonu lektur. Znakomita część dzieł omawianych na kursach historii literatury jawnie o tym świadczy. Warunkiem wszakże wspomniane wyżyny. Żeby dopowiedzieć rzecz do końca, chodzi o wyżyny artyzmu, a przynajmniej o poziom przyzwoitego rzemiosła, dobrego smaku i wyrafinowanego stylu, no i dowcipu. Przypomnijmy sobie wielkich: Homera, Szekspira, Moliera, Kochanowskiego, Krasickiego, albo bliższych nam w czasie: Majakowskiego, Tuwima, Hemara, Broniewskiego, Szymborską, Miłosza, Młynarskiego. Nazwiska można mnożyć. Każdy z wymienionych ma na koncie i pochlebstwo i pamflet. To była dobra robota. Do dziś bawi, śmieszy, rozczula. Nawet wtedy, gdy jedynie dla specjalistów znany jest kontekst powstania utworu.
Po wiekach, czy nawet tylko po dziesięcioleciach, podstawy takiej czy innej wymowy utworu tracą z wolna znaczenie. Historia potoczyła się swoim korytkiem i niczego już nie zmienimy. Zostało dzieło, choćby tylko dziełko, kuszące blaskiem brylanciku zgubionego w gnoju. Odchodów wszak wokół dostatek, wręcz obfitość. Niebywały rozwój technicznych możliwości każdemu dostępnych, powoduje że brylanty giną pod byle g. Rozumiem, że uprawianie wszelkich form propagandy dla każdej ze stron jest pożądane, a nawet konieczne. Tylko dlaczego przy użyciu ekskrementów?
Tak to mi się pachnąco brzydko kojarzy lektura nie tylko komentarzy w Internecie, co już stało się nudne, ale także wielu propagandowych wyczynów w innych mediach. Tu już wymagania powinny być wyższe. Pan i władca, jeśli ma trochę oleju w głowie, powinien wiedzieć, że propaganda jak kij, ma dwa końce. Robiona nieudolnie wywołuje skutki odwrotne od oczekiwanych. Jeśli ja, było nie było, wyborca i adresat słownego ataku, zamiast być przekonywanym jestem obrażanym, tylko utwierdza mnie w przekonaniach, kto wie, może niesłusznych.
Znów wyszło niby ładnie i niby o niczym. Udanego tygodnia!
toko