Z „wizytą” u sąsiada. Grodziec podczas pierwszej wojny światowej
W sierpniu 1914 roku rozpoczęła się pierwsza wojna światowa. Już pierwszego dnia niemieckie patrole operowały na granicy rosyjsko – pruskiej, mając za zadanie określenie sił wroga i ich lokację na tym terenie. Obecności rosyjskich wojsk nie stwierdzono. Był to efekt taktyki autorstwa wysokich rangą carskich wojskowych, którzy nie widzieli sensu obrony obszaru otoczonego z kilku stron przez nieprzyjaciela. Jednocześnie Rosjanie byli przekonani, iż w krótkim czasie odbiją go. Potwierdzeniem tego poniekąd są rosyjskie plany z lat 1912 – 1913 na wypadek wojny. Przewidywały one, iż wojska rosyjskie w wypadku konfliktu zbrojnego z Austro-Węgrami i Niemcami będą rozlokowane m.in. między Kownem a Grodnem i na linii Lublin – Chełm, a także za rzeką Zbrucz. Rosyjscy sztabowcy obawiali się odcięcia na terenie Królestwa Polskiego swoich wojsk przez wroga i ich okrążenia. Dlatego też, oprócz wysadzenia mostów granicznych, postanowiono wycofać z Zagłębia Dąbrowskiego rosyjskich żołnierzy, w tym 14. Doński Pułk Kozaków, stacjonujący w zbudowanych na przełomie XIX i XX w. będzińskich koszarach. Na marginesie należy dodać, iż w lipcu 1914 r., pięć z sześciu sotni pułku znajdowało się w Częstochowie, gdzie był obecny sztab 14. Dywizji Kawalerii. W mieście swój sztab miała także 14. Częstochowska Brygada Straży Granicznej.
Niemieckie dowództwo postanowiło, że Zagłębie zajmą górnośląskie pułki. Oddziały te stacjonowały m.in. w Pszczynie, Gliwicach i Bytomiu, w którym do dzisiaj zachował się piękny, monumentalny budynek z czerwonej cegły, służący wówczas za koszary wojskowe. Tereny nad Brynicą zajęto bez jednego wystrzału. Niemieckie oddziały nie natrafiły tu na jakikolwiek opór. Rosjanie opóźnili jedynie marsz wojsk niemieckich i austriackich wysadzając mosty graniczne. Po ogłoszeniu wojny z Cesarstwem Rosyjskim, wojska niemieckie przekroczywszy granicę z Rosją, obsadziły linię Mysłowice – Będzin – Grodziec.
Po zajęciu Zagłębia Dąbrowskiego, a następnie uzyskaniu kontroli nad Królestwem Polskim, Austriacy i Niemcy rozpoczęli negocjacje na temat podziału między sobą obszar nad Brynicą. W roku 1915 doszło do ostatecznego rozgraniczenia strefy wpływów w Zagłębiu Dąbrowskim. Był to efekt spotkań odbytych w 1914 r. w Opolu, a następnie w 1915 r. w Poznaniu i Katowicach. Grodziec wraz z Sosnowcem, Myszkowem, Zawierciem, Będzinem i Czeladzią trafił pod zarząd Niemców, a Dąbrowa Górnicza, Kazimierz, Niwka, Klimontów, Ksawera, Koszelew, Podwarpie, Gołonóg, Porąbka, Dańdówka i Strzemieszyce dostały się w ręce Austriaków.
Niemcy wkroczyli do Grodźca 2 sierpnia 1914 r. Nie natknięto się na żołnierzy w służbie cara. Zastano tu jedynie budynki wchodzące w skład tzw. kordonu, który miał strzec pogranicza rosyjsko – niemieckiego. Do dzisiaj w Grodźcu stoją zabudowania (przy ul. Wróblewskiego), które przed sierpniem 1914 r. służyły jako posterunek, w którym służbę pełnili żołnierze z 3. Oddziału Częstochowskiej Brygady Osobnego Korpusu Straży Pogranicznej. Wspomniany posterunek zbudowało w 1902 r. Grodzieckie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych. W dokumentach przedsiębiorstwa określony jest on jako „koszary dla kordonu straży pogranicznej dla 12 żołnierzy”.
Informacje o sytuacji w Grodźcu podczas pierwszej wojny światowej możemy uzyskać przede wszystkim z dwóch źródeł. Pierwsze z nich to wspomnienia autorstwa Marii Eustachii z Wietrzykowskich Borowskiej herbu Korab (1887 – 1959), która w momencie wybuchu wojny mieszkała w Grodźcu. Jej mężem był Adam Borowski herbu Jastrzębiec (1875 – 1918), który przed sierpniem 1914 r. pracował jako lekarz dla Grodzieckiego Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych. Po wybuchu wojny został powołany do carskiego wojska w charakterze lekarza frontowego. Zmarł niedługo po zakończeniu konfliktu. Opracowania wspomnień wdowy oraz ich publikacji podjął się Juliusz Zieliński. Źródło to obejmuje lata 1914 – 1915, aczkolwiek większość zapisków dotyczy roku 1914.
Z ciekawszych informacji warte przytoczenia są trzy. Pierwsza to ta, że już 2 sierpnia w Grodźcu „sołtys z żołnierzem przy odgłosie bębna chodził po wsi zawiadamiając o rozkazach władzy wojskowej, między innemi o groźbie puszczenia z dymem całej wsi o ile się stanie krzywda żołnierzowi pruskiemu. (…)”. Kolejna to notka z 24 sierpnia, w której czytamy, iż w Grodźcu i jego okolicy panuje dyzenteria i koklusz. We wsi objętej epidemią było około 100 osób. Niemieccy lekarze przebywający w grodzieckim szpitalu „polecili usunąć wszystkich chorych chirurgicznych aby opróżnić miejsce dla zakaźnych, albo też zająć sąsiednią kamienicę — ażeby każdy chory ze wsi znalazł miejsce”. Ostatnia z interesujących informacji pochodzi z 13 listopada: „Wczoraj w południe przyjechał do Grodźca sztab jakiejś armji niemieckiej — arcyksiążę Karol Ferdynand ze świtą i 30u oficerami zatrzymał się we dworze, gdzie nocowali, kilku jenerałów i oficerów odpoczywało w klubie, przytem sporo wojska kręciło się po wsi, zabierając co się da. Wszystko to zmęczone, zgłodniałe, budziło prócz strachu, litość — przecież dążyli wprost na plac boju. Nie znać było na nich zapału, przeciwnie, straszne przygnębienie — nawet niektórzy wprost przyznawali się, że radzi by spotkać się już „z Rusem” i dostać się do niewoli. Najlepsze to, że owi arcyksiążęta nic nie wiedzą, że żołnierze są głodni i żebrzą lub rabują na wsi — kiedy im to p. Ciech. powiedział, udali wielkie oburzenie i obiecali winnych dla przykładu powiesić w parku dworskim — Ładna rekompensata! Oficerowie, nawet jenerałowie żadnych bagaży nie mieli — nawet bielizny nie mają na zmianę”.
Drugim źródłem informacji o sytuacji w Grodźcu w latach 1914 – 1918 jest lokalna kronika parafialna. Zawiera precyzyjne dane, które pozwalają dokładnie odtworzyć bieg wydarzeń mających miejsce w tej części Zagłębia Dąbrowskiego. Według duchownego sporządzającego wpisy do niej, 2 sierpnia do Grodźca od strony Czeladzi przybył kilkudziesięcioosobowy, niemiecki oddział, który w krótkim czasie zajął całą wieś. Na plebanii zakwaterowany został feldfebel, a wraz z nim trzech żołnierzy.
Wszelka broń znajdująca się w posiadaniu okolicznej ludności została skonfiskowana. Wyjątek uczyniono dla grodzieckiego proboszcza, któremu pozwolono zatrzymać rewolwer. W tym czasie proboszczem grodzieckiej parafii był ks. Lucjan Tomasik.
Tak samo postąpiono w przypadku materiałów wybuchowych, używanych w kopalniach. Obawiano się, że mogą posłużyć do ewentualnych akcji sabotażowych. Przed 1914 r. Zagłębie Dąbrowskie było nieoficjalnym „dostarczycielem” dynamitu dla członków Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS), którzy po dokonaniu nielegalnego zakupu, wykorzystywali uzyskany materiał wybuchowy w swoich akcjach, m.in. w zamachach.
W tym czasie z Częstochowy wracali rezerwiści, którzy w ramach mobilizacji mieli zasilić carskie wojsko. Ci, którzy nie wsiedli do pociągów zmierzających na miejsce zbiórki mieli być traktowani jako dezerterzy. Wspomniani rezerwiści, którzy udali się do Częstochowy ujrzeli miasto, które było już zajęte przez Niemców.
6 sierpnia bronami należącymi do miejscowych włościan Niemcy zablokowali drogę w pobliżu budynku wikariatu. Następnego dnia żołnierze z 22. Regimentu zostali zastąpieni przez oddział 23. Regimentu. Jego dowódca wyraził zgodę na stworzenie w Grodźcu komitetu obywatelskiego. Do zadań komitetu należało utrzymanie porządku we wsi, powołanie do życia tzw. sądów doraźnych, zadbanie o kwestie żywnościowe, a także pomoc ubogim.
Mieszkańcy Grodźca zachowywali się „biernie i wyczekująco”. Ich postawa nie różniła się od reakcji ludności w innych częściach regionu. Wskazuje na to meldunek niemieckiego żołnierza, w którym zaznacza, iż miejscowa ludność nie stawia żadnego oporu i że jest pełna respektu i oczekiwania.
10 sierpnia na budynkach w grodzieckiej wsi rozlepiono odezwę, której adresatem była polska ludność. Prawdopodobnie chodziło tu o pismo z 9 sierpnia, w którym przekroczenie granicy z Cesarstwem Rosyjskim uzasadniano chęcią uwolnienia Polaków „spod jarzma moskiewskiego”. Odezwa nie spotkała się z jakąkolwiek reakcją. 11 sierpnia wojsko opuściło Grodziec.
Mijały kolejne dni. Część robotników wyjechała z bliskimi do rodzinnych miejscowości. Powoli rosyjskie napisy na szyldach lokalnych firm zastępowały polskie nazwy. W miarę możliwości starano się także śledzić doniesienia prasowe na temat sytuacji na froncie. Cały czas obawiano się, że Zagłębie może stać się terenem, na którym będą toczyć się działania wojenne.
15 września w Grodźcu zjawiła się kompania niemieckiej piechoty. Powierzono jej zadanie wykopania okopów począwszy od dworskiego ogrodu w stronę „czeladzkiej szosy wiodącej do Będzina”. Następnego dnia po przybyciu baterii niemieckiej artylerii, umieszczono w tym miejscu część armat. Resztę ulokowano w pobliżu wspomnianego ogrodu. Popołudniu „artyleria wraz z armatami” wyruszyła w kierunku Śląska. Najprawdopodobniej była to 5. Bateria 57. Pułku Artylerii Polowej, która wraz z m.in. 22. Pułkiem Piechoty brała udział w zajmowaniu Zagłębia Dąbrowskiego.
18 września we wsi ponownie pojawiła się artyleria. Armaty ulokowano tym razem na wzgórzu św. Doroty, a następnie przetransportowano na sąsiednie wzniesienie – Parcinę.
Popołudniu oddział udał się ponownie na Śląsk. Mieszkańcy Grodźca obawiali się, że takie manewry mogą być zapowiedzią zbliżającej się bitwy, która zrówna z ziemią to miejsce.
19 września dwa oddziały piechoty wyposażone w kilofy i łopaty skierowano na wzgórze Parcina. Następnego dnia w Grodźcu zjawił się 4. Regiment Landszturmu, który ulokowano w budynku szkolnym (200 żołnierzy). Na plebanii zamieszkał dowódca oddziału wraz z dwoma pisarzami i czterema żołnierzami. Na terenie posiadłości Ciechanowskich zakwaterowanie znalazło sześciu oficerów. W pobliżu ogrodu dworskiego i kopalni „Maria” rozlokowano wozy amunicyjne, a konie od nich umieszczono m.in. na terenie majątku Ciechanowskich oraz w stajniach należących do Grodzieckiego Towarzystwa. Tego samego dnia odcięto dostęp do dróg prowadzących w kierunku Łagiszy, Będzina i Gródkowa.
22 września Polacy pochodzący z Górnego Śląska (z okolic Gliwic), a służący w niemieckiej armii (w 4. regimencie landszturmu), poprosili grodzieckiego proboszcza o odprawienie w ich intencji dwóch mszy. Ten, jak można przypuszczać, spełnił ich prośbę. Z jego wpisu w kronice wynika, iż nie odnosił się do nich nieprzychylnie i nie traktował jako wrogów. Na taką ocenę wpływało zapewne nie tylko ich pochodzenie, ale także to, że nie odegrali negatywnej roli podczas stacjonowania w Grodźcu. Z grodzieckiej kroniki parafialnej wynika, iż można było często w tym czasie zobaczyć żołnierzy pochodzących z Górnego Śląska modlących się w lokalnym kościele. Tak o nich pisał wówczas grodziecki proboszcz: „Poczciwe chłopy, gęby polskie, pobożne, gorąco modlący się w kościele i proszący Boga aby opieką swoją zachował ich na wojnie a zdrowych powrócił do swoich rodzin”. Tego samego dnia odblokowano wspomniane wcześniej drogi. Następnego dnia regiment wraz z wozami z amunicją wyruszył w kierunku Będzina.
Z obecnością Ślązaków w Grodźcu w okresie pierwszej wojny światowej wiąże się anegdota (opisująca wydarzenie z 1914 r.) przytoczona przez Cezarego Chlebowskiego w autobiografii pt. „Bez Pokory”:
„Żółte plakaty obwieszczające Sperzeit – czyli godzinę policyjną od zmroku do świtu – zapowiadały zastrzelenie każdego, kto się temu nie podporządkuje. A babcia akurat o zmierzchu wróciła do domu po przyjęciu jednego z pierwszych porodów. Zastała czworo głodnych i rozwrzeszczanych dzieci oraz wiadomość, że jest wezwana do porodu na drugi kraniec osady. Zanim wprowadziła jaki taki ład w domu, nim przygotowała coś do zjedzenia, nim pokłada dzieci spać, była już noc. Mimo ostrzeżeń najstarszej córki, że jest przecież godzina policyjna, poszła, bo ją w Warszawie nauczono, że lekarz i akuszerka mają obowiązek iść zawsze, bez względu na przeszkody, tam gdzie są ludzie w potrzebie. Szła więc uliczkami wymarłej i wyciszonej osady, wsłuchana jedynie w staccato swoich obcasów po bruku. Na wysokości kościoła, usłyszała cichy, ale wyraźny szept:
– Ein !
Spojrzała w załom muru i z przerażeniem dostrzegła – w odległości zaledwie kilku metrów – wylot wymierzonej w nią karabinowej lufy i połyskujący w świetle księżyca zarys szpiczastej pikielhauby na przekrzywionej głowie celującego Niemca.
– Zwei ! – dobiegł do niej ten sam szept.
– Halt ! Schisse nich ! – wrzasnęła babcia.
Przerażony Niemiec wyrzucił obie ręce z karabinem w górę i skoczył do niewiasty krzycząc nieprzytomnie:
– Halt ! Halt ! Halt !
A gdy wreszcie dopadł babci, chwycił ją za ramię i zaczął trząść z niespotykaną siłą, wołając:
-Wer bist du ? Wer bist du ?
– He… ba… me…! – odkrzyknęła poprzez to szarpanie i klekot zębów.
Niemiec spojrzał na nią przytomniej, choć nadal powtarzał bezwiednie:
– Hebamme… Hebamme…
Potem wrócił pod mur, oparł o niego karabin z długim bagnetem, zsunął spod brody pasek, zdjął pikielhaubę, powiesił na bagnecie i zaczął wielką chustką ocierać mokrą od potu łysinę. Mamrotał przy tym cały czas, ni to do siebie, ni to do babci:
– Dziołcha ! Jezusku Przenajświętszy ! Dziołcha ! Jo bych cie, dziołcha, zaszczylił. Dziołcha ! Maryjko Boska ! Jo bych cie zaszczylił.
Teraz sytuacja się odwróciła. Niedawna ofiara zaczęła uspokajać wykończonego nerwowo żołnierza. (…)
– Jezus, dziołcha, jo bych cie zaszczylił. Ty ni możesz iść dali bez Passierschein. Jo cie wezma na wacha. Ordnung! Jezus, dziołcha.
Na wartowni wylegitymowali babcię, wystawili przepustkę na cały miesiąc, dali żołnierza jako konwój i kazali wracać do domu. Babcia oczywiście poszła z konwojem, ale nie do domu, tylko do następnej rodzącej. (…) I mimo tego wstrząsającego przeżycia wcale nie zaniechała nocnych marszów pustymi uliczkami. Teraz jednak, zgodnie z instrukcją, ściskając w ręku przepustkę, zatrzymywała się co sto kroków i krzyczała w czarną pustkę:
– Achtung ! Hebamme !”.
11 listopada 1914 r. przez Grodziec przechodzili żołnierze austriaccy, którzy podobnie jak oddziały niemieckie, cofając się spod Warszawy kierowali się na zachód. Przez cały dzień słychać było detonacje. Niemieckie wojsko wysadzało lokalne linie kolejowe, m.in. linię Piekło – Grodziec. Z kopalni „Grodziec II” wojskowi zabrali duże ilości drzewa, węgla, trzy aparaty telegraficzne oraz telefony. Dwa dni później 100 osobowy oddział niemiecki przybyły od strony Czeladzi, udał się do kopalni Grodzieckiego Towarzystwa. Następnie żołnierze usunęli stamtąd pracowników biurowych oraz robotników. Zablokowano drogę do zakładu. Zaraz potem rozpoczęto niszczenie maszyn kopalnianych. Po zakończeniu akcji oddział udał się do Wojkowic Komornych, aby podobnie postąpić z wyposażeniem kopalni „Jowisz”. Po powrocie z Wojkowic zniszczono wyposażenie kopalni „Maria”. Następnie żołnierze udali się w kierunku Czeladzi.
14 listopada przez Grodziec ponownie przechodzili austriaccy żołnierze wraz z taborami. Zmierzali w kierunku Wojkowic Komornych. Byli „zmęczeni, głodni, odarci, licho ubrani”. Proboszcz dowiedział się od nich o trwającej „bitwie pod Olkuszem” i przegranym starciu z Rosjanami pod Ojcowem.
Dwa dni później wojsko zarekwirowało część bydła z Grodźca, płacąc za nie właścicielom. Była to naturalnie forma rekompensaty. W tym czasie istniał poważny problem z zakupem artykułów żywnościowych. Wojna wywindowała ceny wszystkiego co nadawało się do jedzenia.
W Grodźcu i Wojkowicach Komornych żołnierze przygotowywali okopy. Przez dwa dni nad Grodźcem i okolicą krążyły austriackie samoloty. Ludność obawiając się rozpoczęcia bitwy na tym terenie, własnym sumptem zaczęła przygotowywać schronienia w piwnicach, bądź w ziemi.
17 listopada we wsi ponownie znalazły się wozy z amunicją. Umieszczono je na łące plebańskiej i w pobliżu kolonii robotniczej Grodzieckiego Towarzystwa. Konie ulokowano w stodołach należących do lokalnych włościan. 18 i 19 listopada słychać było odgłosy wystrzałów. Mówiono, że są to odgłosy bitwy, która miała toczyć się w okolicy Poręby. Na wzgórzu św. Doroty austriaccy saperzy wykopali okopy. W międzyczasie doszło ponownie do rekwizycji. Wojsko zabrało kolejne sztuki bydła i koni. Ludność była coraz bardziej zdenerwowana i przygnębiona. Spodziewano się najgorszego.
22 listopada rano wozy z amunicją skierowano do Dąbrowy Górniczej. Popołudniu wróciły z powrotem. Nadal trwały prace na wzgórzu św. Doroty. Duchowny obawiał się, że stara, nadgryziona zębem czasu świątynia, podczas ewentualnego starcia zostanie zniszczona. Do oczekiwanej bitwy szczęśliwie nie doszło.
W kolejnych latach nie zanotowano na tym terenie ruchu wojsk. O ile nadal śledzono rozwój sytuacji na froncie i w gabinetach polityków, o tyle skupiano się przede wszystkim na problemach lokalnych.
Na wiosnę roku 1915 w Grodźcu pojawili się W. Myszkowski i H. Gawęda, którym powierzono rolę pozyskania ochotników do Legionów. Podobne zadanie mieli inni emisariusze na terenie Zagłębia Dąbrowskiego. Niestety nie wiadomo jaki skutek we wsi odniosła akcja wspomnianych wysłanników.
W tym samym czasie w grodzieckiej parafii panowała dotkliwa w skutkach susza (trwająca od maja do lipca) co przełożyło się na słabe zbiory zbóż jarych. W następnym roku (tj. 1916 r.) w Grodźcu miał miejsce duży pożar, który strawił kilkadziesiąt domów i stodół. Lokalny proboszcz w kronice parafialnej tak podsumował to wydarzenie: „Oby ta klęska mogła opamiętać i do dobrej myśli naprowadzić krnąbrnych parafian a głównie mieszkańców grodzieckich !”.
Tego samego roku w zagłębiowskiej gazecie „Iskra” opublikowano artykuł, w którym informowano, iż komendant w powiecie będzińskim płk Richard von Kraewel zakazał zbliżania się do fortyfikacji polowych ulokowanych pomiędzy Grodźcem a czeladzką kopalnią „Saturn” na odległość co najmniej 50 kroków. Gdyby ktoś zakaz złamał, miał być zatrzymany lub w razie nie usłuchania rozkazu zatrzymania się zastrzelony przez żołnierzy tam stacjonujących. Zabroniono również zatrzymywania się w pobliżu wspomnianych fortyfikacji. Niestety nie posiadamy ich opisu, ani informacji dotyczących ich rozmieszczenia na wspomnianym obszarze.
9 listopada 1916 r. we wsi rozlepiono odezwę władz okupacyjnych wzywających Polaków do wstąpienia do wojska. 27 listopada w grodzieckim kościele odprawiono nabożeństwo żałobne za duszę zmarłego kilka dni wcześniej Henryka Sienkiewicza. Na mszy obecni byli przedstawiciele lokalnych szkół, straży pożarnych, górników oraz pracowników fabryk i kopalń. Udziału w nabożeństwie z bliżej nieznanych powodów nie wzięli włościanie.
Począwszy od Święta Trzech Króli aż do końca marca 1917 r. Grodziec i okolice nawiedziła wyjątkowo mroźna zima. Spowodowało to m.in. opóźnienie corocznych prac w polu o ponad miesiąc. Do tego doszły wysokie ceny artykułów żywnościowych oraz masowy wywóz węgla przez Niemców z grodzieckich kopalń.
W tym samym roku (w październiku) zorganizowano we wsi uroczysty pochód „religijno – narodowy”, który skierował się do miejsca, gdzie miała zostać wybudowana kapliczka pod wezwaniem św. Judy Tadeusza Apostoła. Do dnia dzisiejszego upamiętnia ona osobę Tadeusza Kościuszki. Czas uroczystości nie był przypadkowy. Mijało wówczas sto lat od śmierci bohatera narodowego. Wspomniana kapliczka w 1949 r. została odnowiona przez Związek Weteranów Powstań Śląskich. Znajduje się na drodze z Grodźca do Wojkowic Komornych.
Poważny problem, oprócz wspomnianych wcześniej, stanowiły perturbacje związane ze zmianą obowiązującej waluty i jej wartości. W czasie wojny, po początkowym braku rubli, rozpoczęto dystrybucję różnego rodzaju bonów. Następnie wprowadzono do obiegu marki niemieckie i marki polskie. Po pewnym czasie znów pojawiły się ruble rosyjskie, aczkolwiek nie wszystkie z nich były używane w wymianie handlowej. Jak pisał wówczas grodziecki proboszcz: „rubli rosyjskich z najmniejszą dziurką przyjmować nie chcą, żądają tylko rubli całych. Największe interesy na rozliczonej monecie jak zawsze robią żydzi”.
31 stycznia 1918 r. niemieccy żołnierze zabrali z grodzieckiej świątyni „frontowe piszczałki z organu (pryncypał)”, zaś 12 kwietnia zarekwirowali trzy dzwony. Jeden z 1770 r., a dwa pozostałe z roku 1875. Pierwszy, największy z nich, rozbito na wieży młotami.
Ilu grodźczan zginęło podczas pierwszej wojny światowej ? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. Źródła w tym względzie są dość lakoniczne. Z dokumentu pochodzącego z dwudziestolecia międzywojennego wiadomo, iż na cmentarzu parafialnym znajdował się jeden grób z czasu jak to wówczas określano „wojny europejskiej”. Opiekowała się nim rodzina. Kim był zmarły, gdzie służył i w jakich okolicznościach zginął ? Nie wiadomo.
Grodziecka wieś po pożarze w 1916 r.
(Zdjęcie ze zbiorów R. Wojciechowskiego. Repr. Jerzy Sz. Wieczorek)
Grodziecka kapliczka poświęcona Tadeuszowi Kościuszce
(Fot. Robert Garstka)
Na zdjęciu tytułowym fotografia żołnierzy wykonana w zakładzie fotograficznym Bronisława Arciszewskiego w Będzinie. 1914 rok. (Zbiory dr inż. Doroty Starościak)
Dariusz Majchrzak
Bibliografia (wybór):
Źródła archiwalne:
- Archiwum Państwowe w Katowicach:
- Parafia Rzymskokatolicka Grodziec 1663 – 1939
- Grodzieckie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych w Grodźcu Spółka Akcyjna 1891 – 1945 [1958]
Opracowania:
- Chlebowski C., Bez pokory, T. 1, Warszawa 1997
- Granice w Europie Środkowo – Wschodniej w XIX – XX wieku. Od Trójkąta Trzech Cesarzy do traktatu w Schengen, praca pod red. R. Kaczmarka i Z. Studenckiego, Sosnowiec 2008
- Kaczmarek R., Polacy w armii Kajzera na frontach pierwszej wojny światowej, Kraków 2014
- Lada K., Polscy terroryści, Kraków 2014
- Latawiec K., Rosyjska straż graniczna w Królestwie Polskim w latach 1851 – 1914, Lublin 2014
- Majchrzak D., Gospodarcza, społeczna i kulturowa ewolucja Zagłębia Dąbrowskiego na przestrzeni wieków na przykładzie Grodźca – maszynopis
- Maria Eustachia z Wietrzykowskich Borowska. Dziennik z 1914 r., oprac. J. Zieliński, [w:] „Dzieje Najnowsze”, 2014, R. XLVI
- Nawrot D., Z dziejów czynu legionowego. Zagłębie Dąbrowskie w pierwszym roku Wielkiej Wojny 1914 – 1915, Sosnowiec 2014
- Orman K., Orman P., Wielka wojna na Jurze. Działania i cmentarze wojenne z roku 1914 na Wyżynie Krakowsko – Wieluńskiej i terenach przyległych, Kraków 2015
- Pajewski J., Pierwsza wojna światowa 1914 – 1918, Warszawa 2004
- Zagłębie Dąbrowskie w czasach zaborów i walk o niepodległość (do 1918 roku), praca pod red. J. Walczaka, Sosnowiec 2004Źródło: klubzaglebiowski.pl