Zawracanie głowy
W dzisiejszych, burzliwych czasach, choćby nie wiem jak się chciało uciec od polityki, to się po prostu nie da. Czymkolwiek się zainteresujesz, natychmiast wychodzi z tego jakiś spór, dobrze jeśli rzeczowa polemika, częściej jednak jałowe i gorszące przerzucanie się oskarżeniami, insynuacją, inwektywą i tak dalej do znudzenia. Nic z tego, lub przynajmniej mało, wynika poza – ma się rozumieć – pogłębiającymi się podziałami, skłóceniem, stanem niemal wojennym. A przecież dzieje świata toczą się swoim torem i czy nam się to podoba, czy nie to i tak stanie się to, co stać się musi. Kłopot tylko w tym, by owe koleiny, jakimi wóz dziejów w swoją stronę zmierza, w porę jako tako rozpoznać, kierunek przewidzieć i odpowiednio się ustawić. Próby zaś zawracania biegu dziejów na nic dobrego się nie zdadzą, co najwyżej narobić mogą wiele złego.
Lubię – kto rozsądny nie lubi? – posłuchać ludzi mądrych i czegoś nowego się dowiedzieć, zrozumieć, nauczyć. Czasem się udaje, czasem tylko pozornie, bo już wcześniej to i owo się wiedziało, ale bywa, że zgrabne powiedzonko, udane porównanie wpada w ucho i jasno, zrozumiale sprawę naświetli. Ot choćby przed kilku dniami wysłuchałem w radiowej audycji rozmowy z człowiekiem uczonym i mądrym. Było o energetyce i kryzysie w naszym górnictwie. Porównanie brzmiało mniej więcej tak: przed tysiącami lat podstawowymi narzędziami, jakimi posługiwał się człowiek na polowaniu czy też przy konstruowaniu swej prymitywnej siedziby, był surowy, lub ledwie trochę obrobiony kamień. Badacze dziejów ludzkości nazwali ten czas epoką kamienia łupanego. Epoka owa zaczęła ewoluować w inną, aż do czasu gdy przeszła całkiem do historii. Czy epoka kamienia łupanego skończyła się z powodu braku kamieni? Oczywiście że nie. Kamieni było i jest pod dostatkiem. Popyt na nie malał, bo pojawiły się narzędzia lepsze, skuteczniejsze, bo postęp cywilizacyjny zastoju nie znosi i stale dokądś zmierza. Tymczasem dziś, przynajmniej u nas gorączkowo szuka się środków na podtrzymywanie przy życiu ewidentnego już trupa. I choć zasoby kopalin, w tym węgla, są wciąż znaczące, to zapotrzebowanie na nie spada, produkt tanieje i nic się na to nie poradzi. Pozostaje nieboszczyka z należnym szacunkiem pogrzebać, środki przeznaczyć na inne cele, których przecież nie brakuje.
Mój ulubiony pionier rozwoju polskiego przemysłu, Piotr Antoni Steinkeller działający do połowy XIX wieku również w naszym regionie, produkował w swoim czasie na dużą skalę konne dyliżanse nazywane „steinkellerkami”. Czy dziś znalazłby na nie nabywcę poza kilkoma zwariowanymi kolekcjonerami osobliwości? Szczerze wątpię. Od ponad stu lat na drogach świata króluje samochód, ale jakże się różni ten dzisiejszy od tego z początków ubiegłego wieku! Przewiduję, że i auto napędzane benzyną czy ropą niebawem stanie się anachroniczne. Oczywiście, jeszcze nie w przyszłym roku, ale może i ja tego czasu dożyję. Kto dziś używa maszyny do pisania? Dwadzieścia parę lat temu sam takową kupiłem i to elektryczną. Bardzo mnie cieszyła przez rok ledwie, bo musiała ustąpić komputerowi. Poprzedniczkę, wyprodukowaną jeszcze w latach trzydziestych XX wieku, używałem przez poprzednie dziesięciolecia. Owszem wiem, że są wciąż tacy, którzy mniemają że Internet to takie miasto w Ameryce i boją się komputera, ale to przecież egzotyczna już mniejszość.
W ten sposób udało mi się, choć tylko pozornie, uciec od pisaniny o bieżącej polityce, od opowiadania się po jakiejś stronie, od zajmowania stanowiska w sprawie i tak dalej. Kto pomyśli pewnie zgadnie, że stary toko uważa wszelkie zawracanie biegu dziejów za zawracanie głowy, niestety zawsze kosztowne, często niebezpieczne.
toko