Zgodni w niezgodzie
Narobiło się, oj narobiło! Chciałby felietonista napisać o tym i o owym, ale zaczyna się bać. Teraz wszyscy już o wszystkim piszą (znów pobieżnie studiowałem wpisy na internetowych forach), więc boję się być do „wszystkich” zaliczony. Bo prawdę powiedziawszy, to na wielu rzeczach się nie znam. Studiowało się kiedyś, ale było to dość dawno. Może to już wiedza przebrzmiała i do XXI wieku nie przystająca? Na to wygląda. Z logiki na przykład uzyskałem kiedyś bardzo dobrą notę, nawet w owej sesji na nagrodę rektorską zasłużyłem, a tu masz, zasady logiki się zmieniły czy co? Nic z tego nie rozumiem. Co jest zgodne, a co nie jest zgodne z Konstytucją? Ręce opadają. Albo taki akt łaski. Jak sama nazwa wskazuje ułaskawić można skazańca, ale żeby krystalicznie czystego? Coś mi się miesza. Snadź starcza demencja już dopada.
Tyle rzeczy ważnych i poważnych na świecie się dzieje, a w naszym zaścianku po staremu, przepychanki, kto kogo. Nocami się przepycha. Czytałem kiedyś taką rozprawkę z której wynikało, że wśród europejskich społeczeństw to Polacy są najmniej wyspani. Nie dość że nocami pracują, to na domiar złego krótkie sny mają koszmarne, więc chodzą potem otumanieni, mało przytomni. I jak tu czuć się bezpiecznie na tym świecie pełnym zasadzek?
Ot, choćby historia z mijającego tygodnia. Idę sobie ulicą i widzę plakat zapowiadający jakąś imprezę. Na plakacie postać niewieścia, raczej skąpo ubrana, tak naprawdę to naga, ale artystycznie upozowana z wyraźnym akcentem na obrazek sprzed dziesiątków lat. Usiłuję doczytać się, co to ma być, a tu wyrasta mi u boku postać znacznie mniej atrakcyjna, za to żywa i w wieku zbliżonym do stylu na obrazku. „Tfu, wstydu nie mają!” – mówi. „Mnie się podoba” – odpowiadam ostrożnie, rozglądając się z trwogą, czy to nie jakaś demonstracja. Jesteśmy sami. „Co tu się ma podobać? Kobita zwyczajna.” – postać wzrusza ramionami z miną nadal zgorszoną. „No właśnie to, że kobita i że zwyczajna” – nadal staram się być powściągliwy w wyrażanych sądach i grzeczny w formie. „Ale goła!” – wykrzykuje ta pani. „W tym całe piękno tego obrazka” – mówię półgłosem i odchodzę pełen obaw, czy parasolką nie dostanę. Nie dostałem. Pani zbita z pantałyku długo kontemplowała plakat. Doszedłem do skrzyżowania, wtedy dopiero poszła swoją drogą. Gdyby i w innych sytuacjach tylko na tym się kończyło…
toko