Jaja wielkanocne
Na przekór nieco frywolnemu tytułowi nie będzie to tekst do śmiechu. Tęsknię za czasami, kiedy żarty same się układały, było wesoło i beztrosko. Było, minęło. Miałem niestety rację pisząc dwa tygodnie temu, że obawiam się o tak zwany święty spokój w swoich emeryckich ostatkach. Brzydko wokół pachnie. Marna to pociecha, że wiek już osiągnąłem sędziwy i może skutków zabaw naszych władców nie doczekam. A dzieci? Zastanówcie się nad tym bo i Was to dotyczy. Także tych, którym zmiany zdają się dobre.
Wielkanoc ze swej natury jest świętem radosnym, a tu masz! Na samym początku Wielkiego Tygodnia krwawe jatki, niby trochę kilometrów od nas, ale przecież blisko, jak bliska memu sercu jest Europa. Wydarzenie samo w sobie tragiczne i smutne. Żeby było jeszcze smutniej, natychmiast spotkało się z reakcjami niedorzecznymi, choć pozornie zdawało się to niemożliwe. Okazuje się, że możliwe jest wszystko, nawet to, czego nie wymyśliliby najsławniejsi autorzy absurdalnych sztuk w absurdalnym teatrze. Wiosna zapowiada się nerwowo.
Następne jajo to awantura za sprawą papieża. Byłem dotąd przekonany, że dominującym w Polsce wyznaniem jest rzymski katolicyzm. Zaczynam w to poważnie wątpić. Rozumiem, że każdy kraj może nadać ortodoksji jakiś lokalny koloryt, ale żeby do tego stopnia? Mało znam się na religii, choć coś tam jeszcze z katechizmu pamiętam i jakoś dziwnie mi się nie zgadzają wypowiedzi co poniektórych z katechizmem właśnie. Zapamiętałem z dzieciństwa bajkę biskupa Krasickiego o dewotce. Kończyła się mniej więcej tak: …odpuść nam winy jako i my odpuszczamy, biła bez litości. Uchowaj Panie Boże takiej pobożności. Można powiedzieć, że wychowałem się na tychże bajkach. Większość znam do dziś i potrafię wyrecytować. Jako uczeń biskupa K. oczywiście zostałem lewakiem. To swoją drogą nader ciekawy semantyczny problem. Nie byłem i nie jestem w stanie dociec, dlaczego socjalizm w obrządku moskiewskim (co nas spotkało) nazywany był lewicą, a w obrządku narodowym – co też nas spotkało, acz na krócej – prawicą, na domiar złego, skrajną?
W koszyczku ze święconką jaj było o wiele więcej i chyba nie dam rady wszystkich wymienić i skomentować. Zresztą komentarzy wysłuchałem w nadmiarze, mądrych i mniej mądrych, z których tak czy siak wieje grozą. Pociecha w tym tylko, że tydzień po wielkim piątku nastał prima aprilis i może niektóre z tych zbuków okażą się tylko kiepskim dowcipem. Oby! Choć to i tak niewiele zmieni, bo słówko już w świat poleciało, a skądinąd wiadomo, że wróblem wylatuje a wołem powraca. Tak jakoś mi się przywołało przysłowie, a to przecież wiekowa mądrość. Można przypominać więcej. Na przykład, kto mieczem wojuje… i tak dalej.
Bliższym mi, miejskim podwórkiem nie zajmuję się (tym razem) bo doskonale mnie w tym wyręcza poniekąd kolega z tych łamów, radny doskonale poinformowany, czego o sobie napisać nie mogę, bo od dłuższego już czasu uwagę swą skupiam na utrzymaniu się przy jako takim życiu. Z miernym zresztą skutkiem. W piątek pierwszego kwietnia dałem się na przykład nabrać na żart i przygotowany na spotkanie z Prezydentem pobiegłem ochoczo, a tu… O tym innym razem.
toko