Pomóż Patronie
Smutny, zeszłotygodniowy felietonik o złym listopadzie doczekał się komentarza. Pani, która z tym miesiącem wiąże miłe wspomnienia, była uprzejma dać temu wyraz, za co dziękuję. Oj, i ja mam wiele miłych wspomnień z listopadem związanych, co w niczym nie zmienia faktu, że listopad to dla Polaków niebezpieczna pora, a trwający właśnie miesiąc przejdzie do historii w czarnej raczej barwie. Mniemam, że nie warto nawet przywoływać wydarzeń, które na ów czarny obraz się składają, bo mamy je świeżo w pamięci, a kto nie kojarzy dlaczego, to trudno, widocznie tak już jest, że znacząca część bliźnich nie sięga wyobraźnią odrobinę dalej i bierze za dobrą monetę pozory, nie bacząc na skutki. I to jest najsmutniejsze. Miłe złego początki lecz koniec żałosny, jak to, pamiętam, wmawiano mi w dzieciństwie. Spełnienie wyborczej obietnicy niekoniecznie daje powód do chwały. Byłoby lepiej o wielu obietnicach zapomnieć, ale to już inna bajka.
Rzeczywiście kolejna obietnica została spełniona ku utrapieniu wielu, ale niektóre zapowiadane nie były, na przykład wniesiony postulat o deportacji co poniektórych. Rozumiem, że tu są solą w oku; nie zostało wszelako powiedziane, dokąd mianowicie mają być deportowani. Czując, że i starego toko to może spotkać, może czas już zacząć się pakować? Tuszę, że przynajmniej torbę z ciuchami pozwolą zabrać, aczkolwiek nie wiedząc dokąd, nie bardzo wiadomo co do torby wrzucić. No i kto przyjmie większość ludu znad Wisły? Ciekawe. Pociechę znajduje jedynie w tym, że towarzystwo w peregrynacji po świecie będzie doborowe. Trochę teraz błaznuję, ale wcale mi nie do żartów, bo tego typu zdania wypowiadane publicznie i przez wiadome osoby to postępek wyjątkowo obrzydliwy i głupi. Nie pierwszy zresztą raz. I jak tu lubić listopad?
Tymczasem naszym grodem wstrząsnęło, bo wreszcie, po dziesięcioleciach, zniknął z pejzażu złoty wieżowiec straszący dotąd swą wyniosłą szpetotą. Kolejny, kosztowny pomnik niegdysiejszej manii wielkości diabli wzięli, co powinno zostać wykorzystane ku nauce aktualnych i przyszłych ekip rządzących. Czy tak się stanie, w to wątpię, bowiem pokusa zostawiania po sobie monumentów, jak świat światem zawsze była przemożna i mało komu udało się jej nie ulec. Rozejrzyjcie się, a zobaczycie ile tego powstało, powstaje i powstawać będzie. Za nasze skromniutkie dochody, ma się rozumieć. Tym bardziej dziwi, że są ludzie, którym „szkieletora” żal. Rzecz gustu.
I znów nie udało się napisać czegoś radosnego, co tłumaczę nie tylko mrocznym listopadem, ale też własną, starczą zrzędliwością. Czas pomodlić się do patrona Jego słowami. Polecam sobie i innym modlitwę św. Tomasza. Tekst łatwo dostępny.
toko