Głosy polityków – Tomasz Kasprowicz „Czas na konkrety”
Moje obserwacje z toczącej się kampanii wyborczej nie napawają optymizmem. More →
Głosy polityków/ Informacje/ Sosnowiec
Moje obserwacje z toczącej się kampanii wyborczej nie napawają optymizmem. More →
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Miejski Dom Kultury „Kazimierz” zaprasza wszystkich na bezpłatną projekcję filmu „Pan Tadeusz” – polski film niemy, rok produkcji: 1928 r., reżyseria: R. Ordyński, która odbędzie się 14 października 2015 r. o godz. 17:00
Film wybitnego polskiego reżysera jest jedną z największych produkcji dwudziestolecia wojennego, a zarazem pierwszą filmową wersją epopei narodowej Adama Mickiewicza. Zapowiadany jako superprodukcja realizowana na dziesięciolecie niepodległości Polski, film miał uroczystą premierę 9 listopada 1928 roku w sali Filharmonii Narodowej. W filmie wystąpiła cała czołówka ówczesnych gwiazd polskiego ekranu: Stanisław Knake-Zawadzki, Helena Sulima, Mariusz Maszyński, Stefan Jaracz (sam Ordyński zagrał oficera armii gen. Dąbrowskiego). Reżyserię filmu powierzono wielkiej gwieździe polskiego kina i teatru. Ryszard Ordyński był jednym z najzdolniejszych twórców swojej epoki.
Film został zrekonstruowany cyfrowo w ramach projektu Nitrofilm – projektu konserwatorskiego Filmoteki Narodowej.
Stowarzyszenie Opieki nad Zwierzętami „Nadzieja na Dom” od 2011 roku aktywnie wspiera Miejskie Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Sosnowcu. Obecnie trwa w azylu remont boksów dla psów. Stowarzyszenie przeznaczyło do tej pory prawie 14 tyś zł. na tę inwestycję.
– To dzięki Państwa zaufaniu, Stowarzyszenie może pomagać bezdomnym psom i kotom. Ogromnie dziękujemy – podkreślają członkowie Stowarzyszenia.
Stowarzyszenie Opieki nad Zwierzętami „Nadzieja na Dom” od 2011 roku aktywnie wspiera Miejskie Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Sosnowcu. Obecnie trwa w azylu remont boksów bytowych dla psów. Stowarzyszenie przeznaczyło do tej pory 13 849,02 na tę inwestycję.
2 300,72 – drewno na konstrukcję dachową;
7475,22 – materiały budowlane;
1237,80 – wata do ocieplenia;
2835,28 – blacha trapezowa.
Pamiętajmy, każdy z nas może wesprzeć te działania
STOWARZYSZENIE OPIEKI NAD ZWIERZĘTAMI „NADZIEJA NA DOM”
BGŻ – 42 2030 0045 1110 0000 0265 1620
41-216 Sosnowiec ul. Dojazdowa 26
Tytuł wpłaty: „wpłata na cele statutowe stowarzyszenia”
Źródło: UM
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
W środę 7 października odbędziemy kolejną podróż do dawnego Sosnowca. W restauracji Magiel Kulinarny (ul. Warszawska 5a) odbędzie się slajdowisko zatytułowane „Sosnowiec w dwudziestoleciu międzywojennym”.
Jest to drugie z planowanych czterech spotkań pod wspólnym tytułem „Historia Sosnowca na starej pocztówce”.
Jak wyglądał Sosnowiec po latach zaborów. Jak ukształtowano najważniejsze ulice w mieście? Jak powstawały najciekawsze budynki użyteczności publicznej? Jak na początku swego istnienia wyglądał sosnowiecki Magistrat, poczta, ubezpieczalnia społeczna, czy też Izba Przemysłowo-Handlowa? Jak na pocztówkach z tego okresu prezentuje się Huta Katarzyna? W końcu jak prezentował się w tym okresie dzisiejszy Plac Stulecia, zwany przez niektórych „Patelnią”?
To oczywiście tylko kilka z widoków, które zobaczymy podczas około godzinnej prezentacji. Narrację poprowadzą Anna Urgacz-Szczęsna i Tomasz Kostro. Będzie im o tyle łatwiej, gdyż są autorami książki „Sosnowiec między wojnami”, która od roku znajduje się na naszym rynku księgarskim.
Wstęp na imprezę jest wolny. Początek o 18. Przewidywany czas imprezy około 90 minut. Prosimy o punktualne przybycie.
Organizatorem jest restauracja Magiel Kulinarny i portal 41-200.pl
Źródło: 41-200.pl
Zagłębie Sosnowiec w tym tygodniu dopisało do swojego dorobku komplet punktów. Po świetnym meczu i wysokiej wygranej w Legnicy dzisiaj sosnowiczanie zagrali już słabiej, ale najważniejsze, że nawet grając w taki sposób udało się naszemu zespołowi odnieść zwycięstwo nad ostatnią drużyną w tabeli.
O wygranej na stadionie przy ulicy Zgody w Katowicach zadecydowała akcja z 28. minuty. Dawid Ryndak odebrał piłkę Kamilowi Cholerzyńskiemu i zdecydował się na strzał z ponad 25 metrów i futbolówka wpadła w okienko bramki gospodarzy. W poprzednich meczach „Denver” nie wykorzystywał lepszych okazji, pudłował mając przed sobą pustą bramkę, marnował sytuacje sam na sam, a tym razem strzelił gola, który śmiało może kandydować do miana bramki sezonu.
Podopieczni Artura Derbina utrzymali do końca meczu korzystny wynik, choć w końcówce Rozwój, który grał aż trzema nominalnymi napastnikami, bardzo naciskał. W doliczonym czasie gry wynik meczu mógł ustalić Adrian Paluchowski, ale po podaniu Grzegorza Fonfary sytuacji sam na sam posłał piłkę w nogi Bartosza Solińskiego.
– Takie zwycięstwa smakują najbardziej. Skromnie, bo skromnie, ale po pięknej bramce i trzy punkty zapisujemy na swoim koncie. Chłopcy musieli się naharować, żeby wywieźć stąd komplet punktów. Musimy wziąć pod uwagę fakt, że cztery dni temu graliśmy ciężki mecz w Legnicy – powiedział po meczu trener Zagłębia Artur Derbin.
– Muszę pogratulować koledze zwycięstwa i punktów zdobytych przez Zagłębie. Mówiłem, że Zagłębie budowane z takim rozmachem i pomysłem jest w stanie włączyć się do walki o awans. Jest mi żal tego meczu, bo wiedziałem, że Zagłębie grało ciężki mecz w Legnicy. Brakowało tam jednak ognia. Mogę pogratulować moim zawodnikom zaangażowania i woli walki. Jest mi ich żal, bo zostawili na boisku wszystko – ocenił spotkanie szkoleniowiec Rozwoju Mirosław Smyła.
Rozwój Katowice – Zagłębie Sosnowiec 0:1
0:1 Dawid Ryndak 28′
Rozwój: 1. Bartosz Soliński – 24. Raúl González, 5. Łukasz Kopczyk, 2. Robert Menzel, 18. Łukasz Winiarczyk – 10. Robert Tkocz (81′ 7. Adam Czerkas), 8. Kamil Cholerzyński, 27. Michał Gałecki (60′ 17. Wojciech Król), 9. Tomasz Wróbel, 21. Patryk Kun (60′ 19. Joshua Balogun Kayode) – 25. Filip Kozłowski.
Zagłębie: 12. Wojciech Fabisiak – 7. Marcin Sierczyński, 4. Łukasz Sołowiej, 10. Krzysztof Markowski, 22. Žarko Udovičić – 16. Dawid Ryndak, 29. Łukasz Matusiak, 17. Sebastian Dudek (88′ 8. Tomasz Szatan), 27. Przemysław Mizgała (60′ 6. Grzegorz Fonfara), 19. Martin Pribula – 18. Jakub Arak (75′ 87. Adrian Paluchowski).
żółte kartki: Kun, Menzel, Gałecki, Kozłowski, Cholerzyński – Matusiak.
sędziował: Marcin Szczerbowicz (Olsztyn).
Wybory wciąż jeszcze przed nami, zatem wypada, nawiązując do tekstu sprzed tygodnia, pochylić się nad listami kandydatów. Właśnie miałem okazję je zobaczyć. Nie powiem, żebym przeglądał owe listy ze szczególnie napiętą uwagą, bowiem już na wstępie skonstatowałem – czego należało się spodziewać – że przytłaczająca większość umieszczonych na nich nazwisk zupełnie niczego mi nie mówi. Cóż dopiero może powiedzieć tak zwany przeciętny wyborca jeszcze mniej wnikliwie śledzący polityczną, lokalną scenę? Zagłosuje, jeśli już wybierze się, by stanąć nad urną, mechanicznie, rutynowo wybierając co najwyżej bliską sobie partyjną listę i da krzyżyk pierwszemu, niekoniecznie lepszemu. I na to właśnie liderzy liczą. Mają rację.
Oczywiście, znalazłem na wspomnianych listach trochę nazwisk mi znajomych, z dobrymi i złymi skojarzeniami, ale niech się nikt nie spodziewa, że je wymienię. Nie chcę, nie mogę, agitować ani za, ani przeciw komuś. Agituję za rozsądnym wyborem, wedle nakreślonego przed tygodniem ideału. Sam już (chyba) podjąłem decyzję i wiem komu przypadnie mój krzyżyk. Jeśli nie są to kandydaci idealni, to w każdym razie bliscy temu. Wedle parytetu płci z innej listy do Sejmu, z innej do Senatu. Więcej nie ujawnię. Jeśli zaś ktoś zechce podstępnie spytać, jakie to listy, to wykrętnie odpowiem, że na pewno, nie ta najstraszniejsza. Wizja dyktatury mi nie odpowiada. Zresztą, kto moje felietony czytuje, wie doskonale jakim poglądom sprzyjam.
No to teraz – dla relaksu – nieco o najbliższych, lokalnych sprawach. Rozległy front robót drogowych tu i tam wyraźnie się kurczy. Zakończono niektóre odcinki, gdzie było niby rondo już jest rondo prawdziwe, co dla wielu wirtuozów kierownicy stwarza doskonałą okazję, by swe wspaniałe wehikuły nieco pogruchotać, a przynajmniej trąbić na siebie. Zwróćcie uwagę, że dźwięki wydawane przez klaksony w mieście brzmią wyjątkowo złośliwie. O ile pamiętam, w kodeksie jest punkt zakazujący używania w terenie zabudowanym sygnałów dźwiękowych. Kto jeszcze zwraca na to uwagę? Tak samo jak na prędkość w mieście. Są miejsca, na przykład tak zwany ślimak i ulica Wawel, gdzie co najmniej połowa jadących pokonuje go prawie setką. Przejście jezdni przy zbiegu Wawel i Legionów to duże ryzyko.
Ukończono prace przy torach u wylotu spod wiaduktu przy Piłsudskiego, poszło całkiem sprawnie i szybko. Przywrócono sygnalizację świetlną. Pisałem już kiedyś o tym. Przejście przez Dęblińską na wprost fontanny znów stało się niebezpieczne. Przez kilka miesięcy świateł nie było, kierowcy grzecznie zatrzymywali się przed przejściem, teraz znów, jak niegdyś, przeganiają pieszych. Zielone świeci dla nas, a dla nich mruga żółte. Kto to wymyślił? Tymczasem zostawiam szanownych czytelników bez odpowiedzi, bo to pytanie retoryczne. Za tydzień za to wrócimy pewnie do tematów przedwyborczych, bo jakkolwiek by na nie spoglądać, to będą to wybory bardzo ważne. Niejednemu mogą zwichnąć biografię. Czasem sędziwy wiek ma swe jaśniejsze strony. Mniej się boję.
toko
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Miejska Biblioteka Publiczna w Sosnowcu serdecznie zaprasza na projekcje filmowe z cyklu „Teatr w filmie”, będące częścią programu I Sosnowieckiej Jesieni Teatralnej. Seanse odbywać się będą w Auli Biblioteki Głównej przy ul. Kościelnej 11, w cztery październikowe środy (7,14,21,28.10.2015) o godz. 18.00. Wstęp wolny.
Październikowe projekcje filmowe mają za zadanie ukazanie bliskich relacji łączących sztukę teatralną i filmową, widocznych zarówno w materiale literackim, z którego czepią inspiracje, jak i w poszczególnych elementach tworzywa właściwego obydwu dziedzinom: reżyserii, grze aktorskiej, scenografii itp.
Szczegółowy repertuar dostępny na plakatach w Bibliotece Głównej MBP. Pytania o kolejne tytuły filmów prosimy kierować na adres: kinga.baranowska@biblioteka.sosnowiec.pl lub pod numer telefonu 32 266 43 76 (po godz. 15.00 pod numer 32 266 64 72). Tytuły poszczególnych filmów nie są reklamowane w mediach ze względu na wymogi umowy licencyjnej.
Uprzejmie informujemy, że wejście na Aulę będzie możliwe na pół godziny przed seansem i kwadrans po jego rozpoczęciu. Prosimy o punktualność!
W środę 7 października o godz. 18.00 zapraszamy na stworzoną z werwą i charakterystycznym pazurem nowojorską komedię w reżyserii Woody’ego Allena. W rolach głównych: John Cusack, Dianne Wiest.
Lata 20-te, Nowy Jork. Ambitny dramaturg marzy o wystawieniu na deskach teatru swojej debiutanckiej i świeżo ukończonej sztuki. Aby zdobyć fundusze na realizację projektu, jego przewrotny agent zwraca się z prośbą o pomoc do miejscowego gangstera. Ten zgadza się wspomóc artystę, jednak nie bezinteresownie. Stawia swoje warunki, które z czasem coraz bardziej ingerują w samą sztukę…
Czas projekcji: 1:39:00
Projekcje stanowią część projektu MBP „I Sosnowiecka Jesień Teatralna”, dofinansowanego ze Środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach konkursu grantowego „Teatr 2015 – Promesa: 250-lecie teatru publicznego w Polsce. Edukacja teatralna”.
Źródło: MBP
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
We wrześniu ukazał się numer „Sosnartu”, przygotowany przez nową redakcję w składzie: Katarzyna Szczytowska, Barbara Michalska i Mikołaj Antonik. Nie dość, że żadna z tych osób nie ma doświadczenia prasowego, żadna z nich nie mieszka w Sosnowcu, wszystkie są katowiczanami, nie są znane ani nic nie wiedzą o Naszym Mieście, to przygotowały nam bubla wydawniczego.
Styl prezentowanych tekstów jest tragiczny, podobnie jak strona edytorska czasopisma.
By nie być gołosłownym podam kilka przykładów. Na stronie tytułowej znajdziemy „Przewodnik Qlturalny” – taki zapis nie jest żadną wartością, nie wnosi nic i jest paskudnym błędem ortograficznym, ośmieszającym ideę pisma i Sosnowiec. Po sąsiedzku wydawano „Qlturalny Będzin” – więc i my dorobiliśmy się swojego „Q”, aż ciśnie się na usta przekleństwo. Litera „Q” w tym słowie służy oszukiwaniu cenzury na portalach i czatach. W „Sosnarcie” „Q” ma zastąpiś kulturę.
Niżej znajdziemy zapowiedź „nowej powieści prof. Białasa”. Autorem powieści jest Zbigniew Białas, a używanie tytułu naukowego przed nazwiskiem prozaika jest brzydką rosyjską manierą, którą należy tępić. To przejaw wstrętnego, bezkrytycznego serwilizmu redakcji, lub megalomani – jeśli autor tak sobie zażyczył.. Kiedy jako krytyk piszę o książce jakiegoś autora, to interesuje mnie książka, a nie tytuły, do których ma on prawo. Tak jest powszechnie przyjęte – tylko nie w Sosnowcu. Kiedy daję tekst do druku w jakimś czasopiśmie nikt mnie nie pyta o tytuły, ani co skończyłem. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Choćby autor miał tytuł profesora zwyczajnego, dla mnie jest tylko autorem, a nie „prof. Autorem”. Na okładce powieści sosnowieckiego prozaika figuruje nazwisko Zbigniew Białas, a nie prof. Białas i tego się należy trzymać. Taka forma poniekąd ośmiesza autora, bo sugeruje, że jest on pod jakąś urzędową ochroną, albo używa tytułu naukowego, bo nie jest pewien wartości swojej książki.
Na stronie drugiej „Sosnartu” znajdziemy wstępniak Katarzyny Szczytowskiej (naczelnej) o wątpliwej wartości odkrywczej tytule: „Wrzesień. Dziewiąty miesiąc roku…”. Tekst jest naiwny, ubogi językowo, bardzo zły stylistycznie: „We wrześniu rozpoczynają swoje sezony artystyczne teatry, sale koncertowe, wznawiają intensywne działania domy kultury itd.”. Styl tego zdania jest tak nieporadny, sztuczny, napuszony, jak wypowiedzi pracowników PGR-ów w kronikach telewizyjnych. Dalej Szczytowska pisze: „Dlatego cieszę się, że akurat we wrześniu oddajemy do Państwa rąk odświeżony miesięcznik SOSNart, bo również i my postanowiliśmy odświeżyć swoje łamy”. Może niech ta pani nie rozwija skrzydeł, jak to dalej zapowiada, bo stylistycznie nie jest ani łabędziem, ani słowikiem i niech niczego w Sosnowcu nie odświeża, bo trzeba będzie odwracać nosy.
Na stronie „04” – nie wiem po co to zero i dlaczego jedno zero, a nie trzy – znajdziemy takie zdanie: „W pierwszy weekend września sosnowiczanie będą mogli skorzystać z rabatów, jakie przygotowały dla nich ciekawe miejsca w Sosnowcu”! Rażący błąd – miejsce może zaskoczyć (np. wyglądem), ale nie przygotować, nie jest działającym podmiotem. To styl Szczytowskiej.
Niżej czytamy: „zobaczymy wokalistkę w bardziej instrumentalnej odsłonie, pełnej zwrotów akcji” – wokalistkę należy posłuchać, a zobaczyć artystkę, artystka może co nieco odsłonić. Panie redaktorki nie wiedzą co to są związki frazeologiczne – stąd błędy. O akcji można pisać w filmie, lub utworze teatralnym, ale nie w „instrumentalnej odsłonie”. To kolejny błąd rzeczowy.
Kwiatków wątpliwej urody i zapachu najdziemy w nowym „Sosnarcie” wiele. Na stronie „06” znajdziemy takie zdanie: „Teatr Zagłębia do pracy nad spektaklami zawsze zaprasza specjalistów w kreowaniu atrakcyjnej dla najmłodszych widzów rzeczywistości”. Szyk tego zdania nie ma nic wspólnego z polską składnią (podmiot, orzeczenie, dopełnienie), więc wychodzi bełkocik – taka rzeczywistość: pióro to nie łopata i wymaga finezji. Kilka stron dalej znowu czytamy o Teatrze Zagłębia: „Przerwy w programie wykorzystuje na udowadnianiu, że sztuka teatralna pomimo trudu, jaki trzeba w nią włożyć…”. Nam niczego udowadniać nie potrzeba, bo to zdanie jest dowodem nieudolności, nie ma w nim podmiotu (kto?). A do tego razi jego drętwy styl przodowników pracy – stachanowców. W tytule notatki rusycyzm: „Swoboda wypowiedzi”. Autorkom „Sosnartu” instytucje mylą się z podmiotami, mylą się przypadki, czasy, rodzaj: żeński, męski, nijaki, żeńsko osobowy, zapominają o regułach odmiany. Na dowód przytoczę jeszcze jedno zdanie – zachowuję oryginalną pisownię:”rusza pierwsza edycja Lokalu na Kulturę – konkursu na najem lokali, w którym najważniejsza jest pomysł i inicjatywa społeczna, a nie pieniądz”. Skoro dokument można edytować, obraz można edytować, to lokal chyba też – tak wynika z tego zdania: „pierwsza edycja Lokalu”. To skutek błędów stylistycznych, braku podstawowej wiedzy o składni polskiej. Zamiast tego, mamy język Kalego: „Kali mówi, że najważniejsza jest pomysł, a nie pieniądz” i nie wykonanie. A ja się nie zgadzam. Pomysł i wykonanie są równie ważne, ale ja tu nie widzę ani pomysłu, ani wykonania. Brat Kalego, Ali kręci przecząco głową i krzyczy do mnie: „najważniejsza jest pieniądz”. No tak, dla pani Szczytowskiej „najważniejsza jest pieniądz”, a nie wiedza i umiejętności.
Na stronie piętnastej znajdujemy kolejny językowy śmietnik – cytuję: „Tam odbędzie się szereg atrakcji i spotkań dla miłośników old timerów”. Brzmi to jak pomieszanie marnej polszczyzny z ubogim angielskim i językiem Czerwonych Khmerów. Brzmi to groźnie, niesmacznie i świadczyć może o jakiejś monsunowej biegunce językowej na którą redaktorki „Sosnartu” zapadły.
W artykule o Maczkach znajdujemy kolejne bardzo odkrywcze zdanie: „Wybudowano także zakłady wodociągowe, które od 1930 roku zaopatrywały Sosnowiec w wodę”. A w co miały zaopatrywać? W ropę naftową, gaz ziemny, a może ziemniaki? Jak o Maczkach, to masło musi być maślane, maczkowane. A jakże inaczej.
„Sosnart” dumnie mieni się „magazynem kulturalnym”, więc „prof. Białasa” postawiono w kącie, przepraszam, znaleziono mu „kącik literacki” – bo kąt w magazynie kulturalnym na prozę artystyczną to za dużo miejsca. Kultura została zagoniona do kąta, do kącika nawet. To nic, że profesor – do kącika z nim. Taki ten „Sosnart” kulturalny. Szkoda, że więcej tam kącików nie ma, może „Sosnart” byłby bardziej kulturalny, a nie tylko w nazwie – bo na razie: tragedia!
Czas na ostatni, zamykający numer artykuł. Zaczyna się on tak: „Urodzony 11 marca 1912 r. w Dębowej Górze, dzisiejszej dzielnicy Sosnowca”. Pytanie: kto? Znowu brak podmiotu w zdaniu. A skoro brak podmiotu, ta wypowiedź w rozumieniu polskim nie jest zdaniem. Rzecz o Janie Dormanie, teatralnym twórcy. Pojawia się w nim informacja, że Jan Dorman pod koniec życia został wykładowcą w PWST. Nie będę streszczał artykułu, przytoczę tylko jego zakończenie: „co skutkowało licznymi pracami ze studentami i powrotem Dormana na łono sceny teatralnej. Zmarł w 1986 roku do końca pozostając przy swoim zamiłowaniu”. Kto zmarł? Znowu brak podmiotu w zdaniu. Uff, Jan Dorman się chyba w grobie przewraca. Znowu błąd frazeologiczny. Jest związek frazeologiczny łona z naturą, ale nie ze sceną. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi gdzie scena teatralna ma łono? I czy wszystkie sceny teatralne mają łona w tym samym miejscu – bo autorka nie napisała o którą scenę chodzi.
Dodajmy do tego tego język stachanowców: „skutkowało licznymi pracami ze studentami”. Nie wiem, czy chodzi o prace społeczne, sprzątanie trawników, uprzątanie gruzu. Domyślam się, że chodzi o realizacje teatralne, lub po prostu spektakle z udziałem studentów, ale miało być kwieciście i niedorzecznie. Autorka nie kończy też zdania, któremu zamiłowaniu Jan Dorman pozostał wierny do końca życia: do teatru, pedagogiki, kobiet, czy może dobrego alkoholu. Po prostu zmęczona stachanowskim „trudem” przysnęła.
Od strony graficznej też nie lepiej. Składem i łamaniem gazety zajął się Mikołaj Antonik – jak o sobie pisze (www.mikolajantonik.com): „graphic designer” z Katowic. W zakładce „portfolio” znajdziemy tylko jedną „grafikę” z napisem: katolove.pl. Mamy więc szpecjalistę z Katowic, zakochanego w tym mieście. Jak sobie M. Antonik radzi, a właściwie nie radzi, widzimy już na drugiej i trzeciej stronie „Sosnartu”. Tytuł artykułu wstępnego naczelnej „Wrzesień. Dziewiąty miesiąc roku…” nie zmieścił mu się na jednej stronie, więc 10 znaków przeniósł na sąsiednią, a pod nimi zostawił duże puste miejsce. Artykuł mieści się cały pod słowami „Wrzesień. Dziewiąty”, a pod drugą częścią tytułu nie ma nic. Wygląda, że albo redaktor techniczny nie potrafił dopasować czcionki i szerokości tytułu do szerokości tekstu, albo redaktor Szczytowska miała dopisać dalszą część wstępniaka, ale brakło jej pomysłów. I na szczęście. Pan redaktor bardzo lubi białe plamy – których jest mnóstwo w „Sosnarcie” i lubi podkreślenia tytułów, jako wyróżniki. Takie typowe, wulgarne, najprostsze podkreślenia, jakie mamy w edytorze word. Podkreślił w ten sposób artykuły i notki na 13 stronach. Wygląda to ohydnie, ale na więcej mu umiejętności nie pozwalają. Ze znajomością typografii też jest nie lepiej. Króluje czcionka Arial – najpowszechniejsza, najbardziej pospolita. W kilku miejscach pojawia się czcionka Time. Od strony graficznej „Sosnart” to obraz nędzy i rozpaczy, nieumiejętności i niewiedzy.
Zastanawiam się skąd pomysł, by sosnowiecki magazyn kulturalny powierzyć katowiczanom. Co ci ludzie wiedzą o Sosnowcu? Nic. I niczego nas nie mogą nauczyć, a robią z nas pośmiewisko. W Sosnowcu jest dość świetnych grafików, plastyków i nie ma potrzeby ściągać takich nieudaczników z Katowic. Mamy dobrych publicystów, pisarzy, poetów, którzy mogą redagować „Sosnart”. To środowisko potrzebuje własnego pisma, własnego medium – bo nasi twórcy i publicyści na Śląsku szans nie mają, jeśli nie nauczą się śląskiej gadki. Czy to jest kolejny przejaw silenizacji, czy też katowicyzacji Sosnowca? I Sosnowiec ma jeszcze za to płacić? Tu chodzi nie tylko o „pieniądz”, ale jeszcze wizerunek miasta – raz, że brzydki, koszmarny „Sosnart”, to jeszcze utrwala się obraz miasta w którym nie ma twórców, artystów i publicystów, gdzie byle kto z Katowic znajdzie tu pracę – będzie nam kulturę robił, bo sami nie potrafimy.
Bo jest też problem pracy. Katowice mają dwa razy mniejsze bezrobocie. Ludzie, świetni twórcy w Sosnowcu pracy nie mają i z Sosnowca uciekają, a ściąga się nieudaczników z Katowic, którzy nam buble wciskają.
Apeluję do Włodarzy Miasta: oddajcie „Sosnart” twórcom z Sosnowca, którzy zrobią z tego prawdziwe, żywe pismo – czytane nie tylko w Sosnowcu, ale także w całej Polsce. „Sosnart” w rękach agencji reklamowej spadnie do poziomu gazetki reklamowej supermarketu. Już spadł niżej – bo gazetki w supermarketach zatrudniają jednak fachowców i wyglądają lepiej niż „Sosnart”. To jest promocja miasta? To jest anty-promocja miasta. Wstyd.
Zresztą czytelnicy, mieszkańcy Sosnowca sami mogą wyrazić opinię o „Sosnarcie”, bo Pan Katolove udostępnił na stronie swój adres mail i numer telefonu (www.mikolajantonik.com). Może jak redaktorzy „Sosnartu” usłyszą co o nich mieszkańcy Sosnowca myślą, to spakują manele i wrócą do siebie, przestaną psuć opinię Katowicom. Czy Katowice są tak marne, że nam takich marnych ludzi przysyłają? Wiem, że jest trochę inaczej. Sami sobie damy radę. My takich migrantów zarobkowych – partaczy – nie chcemy. Oni przynoszą wstyd również Katowicom.
Sławomir Matusz
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Wczoraj w Centrum Informacji Miejskiej odbyło się spotkanie z Tomaszem Kostro poświęcone jego nowej książce pt. Spacer po TOKOWISKU”, która jest zbiorem felietonów z lat 2007 – 2015 opatrzonych współczesnym komentarzem.
Ludziom kultury Tomasza Kostro nie trzeba bliżej przedstawiać. Autor „Na początku był cynk…”, wieloletni prowadzący miesięcznik SOSNart, pisarz i publicysta z bardzo bogatym dorobkiem. Na początku lipca br. zrezygnował z prowadzenia miesięcznika SOSNart ze względu na cenzurę, która dotknęła miesięcznik wraz z nastaniem nowej władzy w mieście po wyborach samorządowych. Wkrótce po tym Tomasz Kostro został naszym stałym felietonistą i pisze dla nas do chwili obecnej. Jego teksty ukazują się na naszych łamach w każdą sobotę. Wszystkie, Czytelnicy znajdą w zakładce „Tokowisko”.
Na spotkaniu autor opowiedział o swojej drodze twórczej, inspiracjach i planach na przyszłość. Z właściwym sobie taktem i kulturą nie odnosił się w szczegółach do kulis odejścia z SOSNartu ani nie poruszał innych spraw z tym związanych. Później odpowiadał na pytania zebranych wśród których byli m.in. radna Danuta Gojna-Ucińska, poseł Jarosław Pięta, kandydat na senatora doktor Piotr Hałasik, dyrektor Muzeum Paweł Dusza, Anna Urgacz-Szczęsna, Paweł Ptak.
Książkę będzie można będzie nabyć przy okazji kolejnych spotkań z autorem oraz w wydawnictwie www.e-bookowo.pl
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Z większym niż zwykle wyprzedzeniem informujemy o wyjątkowym wydarzeniu muzycznym, które będzie miało miejsce 24 października w MUZIE, bowiem zdobycie biletów na nie w ostatniej chwili, może być trudne. W tym dniu Teatr Muzyczny Arte Creatura przedstawi premierę opery komicznej „Napój miłosny” Gaetano Donizettiego.
Napój miłosny (L’elisir d’amore) to pierwsze dzieło Gaetano Donizettiego, które przyniosło mu niebywałą, europejską sławę. Opowiedziana dźwiękami pięknej muzyki historia ubogiego Nemorino nieszczęśliwie zakochanego w wyniosłej Adinie podbiła serca publiczności w całej niemalże XIX wiecznej Europie. Po dziś dzień jest to jedna z najczęściej wystawianych oper na całym świecie, w której odnajdujemy ponadczasowe ludzkie uczucia i emocje, jak: miłość, pożądanie, przebiegłość czy zazdrość.
Smutny los Nemorino odmienia tytułowy „miłosny napój” zakupiony na straganie przebiegłego Dulcamary. Cudowny napój, jak przystało na dobre wino, czyni życie łatwiejszym, rzadko jednak gwarantuje miłość i bogactwo. W rzeczywistości szczęście i powodzenie u kobiet przynosi chłopakowi odziedziczony po zmarłym wuju spadek, o czym obdarowany dowiaduje się jako ostatni. Upojony winem Nemorino staje się najbardziej pożądaną partią w miasteczku, a uczucia do niego przestaje ukrywać nawet Adina. Cudowny eliksir łączy szczęśliwie kochanków w uroczej scenerii włoskiej prowincji. Równie dobrze historia kończy się dla sprytnego Dulcamary, gdyż wszyscy wierzą w cudowną moc jego „miłosnego napoju”, który sprzedaje się wyjątkowo dobrze.
W rolach głównych wystąpią: Beata Witkowska-Glik jako Adina, Jarosław Wewióra jako Nemorino, Aleksander Bardasov jako Belcore, Dawid Biwo jako Dulcamara, Ewa Banasiak jako Gianetta oraz Edyta Nowicka i Zbigniew Mikolasz.
Śpiewakom towarzyszy Chór Mieszany „Ogniwo” oraz Orkiestra i Zespół Wokalny Teatru Muzycznego Arte Creatura pod dyrekcją Doroty Agnoletto (Austria).
Reżyseria: Maura Ippoliti (Włochy)
Bilety: 35 zł, 25 zł (ulgowe) do nabycia w ECK i w MUZIE