Kolejne komisje, czyli przymiarka do przymiarki
Połączone posiedzenie Komisji Budżetowej i Komisji Rozwoju Miasta i Ochrony Środowiska miało bardziej charakter More →
Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Połączone posiedzenie Komisji Budżetowej i Komisji Rozwoju Miasta i Ochrony Środowiska miało bardziej charakter More →
Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Prezydent Arkadiusz Chęciński powołał Panią Iwonę Szumilas–Kasińską na stanowisko doradcy prezydenta Sosnowca ds. oświaty. Nominowana była do tej pory dyrektorem sosnowieckiego gimnazjum nr 16
– Zgodnie z zapowiedziami powołałem doradcę ds. oświaty, który będzie zajmował się tylko tym zagadnieniem. Nie będzie to rolą żadnego z zastępców prezydenta. Pierwszymi osobami, które dowiedziały się o mojej decyzji były związki zawodowe, zależy mi bowiem na ścisłej współpracy wszystkich osób i instytucji, którym dobro oświaty leży na sercu – tłumaczył Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca.
Iwona Szumilas–Kasińska ma 51 lat, funkcję dyrektora gimnazjum sprawowała od 2007 roku, wcześniej przez 5 lat była wicedyrektorem szkoły. Pracę nauczyciela rozpoczęła w 1987 roku. Ukończyła Akademię Ekonomiczną w Katowicach oraz cztery kierunki studiów podyplomowych. – Znam praktyczne problemy z jakimi spotykają się dyrektorzy, nauczyciele oraz obsługa placówek oświatowych. Będę się spotykać ze wszystkimi środowiskami by jak najszybciej móc stworzyć warunki do wspólnego działania – powiedziała Iwona Szumilas–Kasińska.
Źródło: Urząd Miejski w Sosnowcu
Gospodarka/ Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Dzisiaj zebrała się pierwsza po wyborach Komisja Samorządności i Organizacyjna. Przedstawiciele prezydenta zakomunikowali radnym plany wydatków na przyszły rok. Łączy wzrost wydatków na wynagrodzenia wyniesie ok. 3,7 mln. zł na co składa się: zatrudnienie 25 dodatkowych osób, wzrost jubileuszy i premii, wzrost dodatku za wysługę lat, wzrost kwoty odpraw o ok. 400 tys. zł, wzrost trzynastki.
Przypominamy, że w bieżącym roku zatrudniono dodatkowo 30 pracowników, a począwszy od miesiąca maja miały miejsce ok. 5% podwyżki. Zatem w przeciągu roku nastąpi łączny wzrost zatrudnienia o 55 etatów.
Warty również odnotowania jest fakt przeznaczenia 747 tys. na zakupy sprzętowe związane z informatyką. Pozostałe wydatki nie odbiegają zbytnio od tych obecnych, dlatego szczegółowo ich nie publikujemy.
Felietony/ Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Opadł już bitewny kurz, pora więc na kilka słów podsumowania. Z pewnością wybory samorządowe były ciekawe, głównie za sprawą kilku nowych elementów w politycznej układance.
SLD
Kazimierz Górski pokazał, że ma charakter i wystartował po raz czwarty, mimo, że wielu mu to odradzało. Fakt, że dostał się do II tury należy uznać za sukces, choć – naszym zdaniem – że nawet gdyby ustrzegł się niektórych błędów, to i tak nie miałby szans z Arkadiuszem Chęcińskim. Wydaje się, że w świadomości mieszkańców utrwalił się obraz miasta będącego w stagnacji, dołującego na tle sąsiednich znacznie dynamiczniej się rozwijających i przede wszystkim dramatycznie się wyludniającego i to nie tylko z przyczyn demograficznych. W wyborczej narracji Kazimierza Górskiego trudno było znaleźć coś nowego. Chyba zbyt często odwoływał się do trudności związanych z transformacją gospodarczą, której szczyt miał miejsce dwie dekady temu, a od zamknięcia ostatniej kopalni minęło już ponad 10 lat. W tym głównie upatrujemy źródeł porażki Kazimierza Górskiego i SLD jako formacji. Koryfeusz lewicy popełnił również błąd polegający na tym, że zakładał dobrnięcie do końca wyborów we względnej symbiozie z Arkadiuszem Chęcińskim i w ogóle go nie atakował przed I turą, co z kolei pozwoliło Chęcińskiemu przemilczać fakt, że ponosi on współodpowiedzialność za to, co działo się w mieście za okres prawie dwóch lat. Gdy Górski zorientował się, że lider PO chce zgarnąć całą pulę bez kompromisów, przypuścił w II turze gwałtowny atak i jak to często bywa, zbytnia agresja przyniosła odwrotny skutek. Odcinanie się od odpowiedzialności i atakowanie koalicjanta było niemoralne, ale politycznie skuteczne i pod tym względem na etapie I tury Górski zachował się bardziej etycznie. Jeśli do tego wszystkiego dodamy brak wiarygodnych wyjaśnień odnośnie niespełnionych obietnic z poprzednich kadencji (np. budowa stadionu piłkarskiego), nietrafione obsady niektórych ważnych stanowisk w magistracie i niektóre skompromitowane osoby na listach, to mamy obraz zbliżony do rzeczywistości. Szacunek byłemu prezydentowi należy się za to, że e mimo kłopotów natury osobistej wystartował i walczył dzielnie, a Ci, na lewicy, którzy wzywają go do ekspiacji powinni mieć świadomość, że nieprędko znajdzie się ktoś z tego obozu, kto ponownie zwycięży trzy razy z rzędu.
Niezależni
Największą niespodzianką in minus był wynik wyborczy Niezależnych.. Wprowadzenie sześciu radnych nie wydaje się klęską, ale brak mandatu radnego dla lidera już tak. W ogólnym rozrachunku Maciejowi Adamcowi do II tury prezydenckiej zabrakło ok 2%. Natomiast w dzielnicach Zagórze i Środula poniósł on wyraźną porażkę, skutkiem czego nie dostał się do Rady Miejskiej. Oto jak definiujemy źródła przegranej:
– gazeta sosnowieczanie.net najwięcej miejsca poświęcała spalarni i to nawet wówczas, gdy Kazimierz Górski ze spalarni się wycofał. Tasiemcowe artykuły, których prawie nikt nie czytał, brak umiejętności krótkiego i syntetycznego pokazania problemów i tylko nieliczne urozmaicenia. Z pewnością temat spalarni był i dalej jest ważny (sprawa definitywnie niezakończona), ale nie tak ważny jak się niektórym wydawało, przynajmniej nie dla wszystkich dzielnic. Tak czy inaczej, zbytnia koncentracja na jednym wątku była chyba błędem.
– plotki jakoby kampania była finansowana ze środków SM Hutnik w której Maciej Adamiec wcześniej był prezesem, padły na podatny grunt zważywszy, że była to kampania prowadzona z dużym rozmachem. Zdawało się nawet, że w niektórych miejscach nawet aż nazbyt widoczna. Zapewne służby oznaczane trzyliterowymi skrótami dawno by się tym zajęły, gdyby było coś na rzeczy, ale niedocenienie plotki zrobiło swoje. Należało opublikować dokumenty SM, zrobić i opublikować audyt i upublicznić wszystko, co możliwe aby odeprzeć zarzuty.
– zbytnia pewność siebie niektórych działaczy granicząca z pychą, która jak wiadomo kroczy przed upadkiem. Buńczuczne publikacje w rodzaju: mamy już 2 tys. członków honorowych, mamy 3 tys. itd. żadnego pożytku nie przynoszą, a tylko mobilizują konkurentów i usypiają zwolenników. Tak jak nie daje korzyści wdawanie się w potyczki sądowe. Można dodać jeszcze mało eleganckie zachowanie zwolenników podczas debaty w Humanitas, skrzętnie wykorzystane i nagłośnione przez przeciwników.
– koncentracja na SLD i niedoszacowanie możliwości PO i osobiście Arkadiusza Chęcińskiego.
– kilka ośrodków decyzyjnych i brak koordynacji działań.
– niewłaściwie wybrany okręg wyborczy dla lidera
Platforma Obywatelska
Gdzie dwóch się bije … to porzekadło pasuje jak ulał do wyniku wyborów. Podczas, gdy Kazimierz Górski i Maciej Adamiec wzajemnie się wykrwawiali, Arkadiusz Chęciński przyjmował w I turze pozę kogoś niby nowego, nieskompromitowanego, kogoś z zewnątrz – co jak napisaliśmy w ustępie o SLD Kazimierz Górski znakomicie mu ułatwił. Chęciński konsekwentnie nie wspominał o swojej funkcji wiceprezydenta oraz nie akcentował zaniedbań w mieście, bo jako niedawny koalicjant, nie bardzo mógł , a z drugiej strony wskazywał na potrzebę zmian i tylko podkreślał swoją rolę jako członka zarządu władz wojewódzkich. Taka postawa najwidoczniej spodobała się wyborcom. Nie bez znaczenia był też młody wiek kandydata i wsparcie mediów głównego nurtu, które jak wiadomo są w rękach PO. Można założyć, że bardzo duża część wyborców Macieja Adamca zagłosowało w II turze na Arkadiusza Chęcińskiego, jako tego, który daje szansę na zmianę. Paradoksalnie więc Arkadiusz Chęciński tak dużą przewagę zawdzięcza Maciejowi Adamcowi na styku z którym – nie wiedzieć czemu – teraz ostro iskrzy. Dziesięciu radnych i stanowisko prezydenta to duży sukces PO, i nie sposób temu zaprzeczyć, ale niewystarczający jeszcze do samodzielnego rządzenia. Dla wyrazistości lidera kandydaci na radnych mieli chyba zakaz wizualnej kampanii, bo nie było ich prawie wcale widać i założenie, że lokomotywa pociągnie wszystko okazało się słuszne.
PiS
Wystawienie Potocznego do wyścigu prezydenckiego było sporym zaskoczeniem, bowiem bezsprzecznie najaktywniejszym i skutecznym radnym PiS był Tomasz Mędrzak. Szefowa ugrupowania w Sosnowcu wystawiła do wyścigu prezydenckiego jednak swojego kolegę Michała Potocznego, jakby obawiając się, że w przyszłości młody i dynamiczny Mędrzak może zagrozić jej pozycji. Posłanka nie wysiliła się też zbytnio, jeśli chodzi o kampanię w mieście. Radni wszystko robili sami i za swoje pieniądze. Najwidoczniej bardziej Ewę Malik interesują wybory parlamentarne niż samorządowe. Przynajmniej teraz nie będzie mogła wmawiać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że sorry, taki mamy „czerwony” klimat w Sosnowcu i nic nie da się zrobić, bo skoro PO dała radę…? Dobry wynik Prawo i Sprawiedliwość może zawdzięczać indywidualnej ciężkiej pracy radnych. Sam Potoczny bez wsparcia centrali i bez doświadczenia w samorządzie, niewiele mógł zdziałać. Nie było spotkań z mieszkańcami, a program kandydata raczej przystający do wyborów parlamentarnych i dużo mniejsze rozeznanie w sprawach miejskich od wspomnianego wcześniej Mędrzaka.
KNP
Wynik 3,66% Dominika Charasima nie imponuje, ale jak na młodego debiutanta, to chyba w miarę przyzwoity wynik. Dużo gorzej natomiast jeśli chodzi o radnych. Kandydaci na radnych – w większości bardzo młodzi – byli słabo przygotowani do batalii. Ci neofici przypominali często akwizytorów, którzy po krótkim szkoleniu w korporacji ruszają w teren. Wyuczone regułki zaczerpnięte wprost z manifestów rodzimej partii nijak się miały do problematyki lokalnej. Totalna prywatyzacja wszystkiego miała według nich stanowić remedium na wszystkie problemy. Jednak gdyby spytać co z dostępem do oświaty uboższych, opieką zdrowotną, wodą, powietrzem czy chociażby z zasobami leśnymi byliby już w dużym kłopocie. Pozytywnym elementem dla tego ugrupowania jest fakt, że – jak pokazują badania – coraz większa część młodego i bardzo młodego pokolenia skręca bardzo wyraźnie na prawo, bardziej na prawo od PiS, notabene którego program w wielu punktach obecnie jest bardziej socjalny niż ten PO, czy nawet SLD. Za 4 lata, gdy partia rozbuduje struktury i nabędzie doświadczenia, może odegrać większą rolę.
KWW Nowoczesny Sosnowiec
Autorytet profesorski Marka Barańskiego to stanowczo zbyt mało, by skutecznie powalczyć o prezydenturę. Bardzo łagodne usposobienie profesora jest zaletą w życiu prywatnym, czy na uczelni, ale niekoniecznie w polityce, ponieważ wizerunek traci sporo na wyrazistości. Również wysublimowany język kandydata najwyraźniej nie docierał do szerszego grona odbiorców, jak również, zbyt ogólnikowy program, którego teoria często nie przekładała się na jasny algorytm przyszłych praktycznych działań. Wyborcy oczekiwali kandydata niezbyt agresywnego, ale takiego „z pazurem” świadczącym o dużej determinacji w osiąganiu celu. Sam komitet raczej słabo zorganizowany, bądź z dramatycznie słabymi funduszami, bowiem spotkań wyborczych było jak na lekarstwo, a i materiałów wyborczych niewiele.
Linia podziałów politycznych w mieście wcale nie przebiega – jak się wielu wydaje – wzdłuż zapatrywań ideologicznych, czy światopoglądowych. Dużą rolę odgrywają osobiste sympatie lub niechęci i/lub urazy z przeszłości. W ubiegłej kadencji jedyną tego rodzaju sprawą było finansowanie „In Vitro”, gdzie widzieliśmy większe podziały wewnątrz koalicji SLD-PO, niż u raczej obojętnych Niezależnych, czy niespecjalnie zaangażowanych radnych z PiS. Dlatego głosowanie według szyldów partyjnych większego sensu nie ma. Niespełnione obietnice PO sprzed siedmiu lat dotyczące zmian ordynacji wyborczej w kierunku jednomandatowych okręgów, może się kiedyś ziszczą, a wówczas element przynależności partyjnej zostanie zupełnie zmarginalizowany z pożytkiem dla miast gmin i powiatów. Również Ci, którzy skreślili już Macieja Adamca mogą być w błędzie, jeśli ten ponad wszelką wątpliwość wykaże, że oskarżenia były bezpodstawne, a SM Hutnik za 4 lata okaże się wzorowo prowadzonym przedsiębiorstwem. Wynik wyborczy daje olbrzymie możliwości PO i może rozgrywać koalicję w wielu wariantach, a nawet wyciągając pojedynczych posłów z innych klubów. rządzić samodzielnie. Z tym, że to „wyciąganie” wcale nie musi oznaczać formalnej zmiany barw klubowych, może PO przychylność takich radnych zjednać sobie stanowiskami, które nie wymagają złożenia mandatu radnego, a takie są.
Informacje/ Region/ Samorząd/ Sosnowiec
„Obywatel polski ma prawo udziału w referendum oraz prawo wybierania Prezydenta
Rzeczypospolitej, posłów, senatorów i przedstawicieli do organów samorządu terytorialnego”
(art. 62, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej)
Począwszy od roku 1989 i przeprowadzonych wówczas pierwszych wolnych i demokratycznych wyborów możemy obserwować w Polsce pewną trwałą tendencję w zakresie frekwencji wyborczej. Od wyborów parlamentarnych w 1989 roku do wyborów parlamentarnych w roku 2011 odsetek osób głosujących obniżył się z poziomu 62,70% do 48,92%, a zatem o blisko 14%. To dane prezentowane przez Państwową Komisję Wyborczą. Podobną tendencję można zaobserwować także w wyborach prezydenckich, samorządowych i do Parlamentu Europejskiego, choć tutaj spadek jest nieco mniejszy oscylując w granicach między 5 a 10 %. Wolne wybory to wynik realizacji konstytucyjnej zasady suwerenności narodu. Są one podstawową formą weryfikacji działań rządzących przez rządzonych. A tymczasem ponad połowa z nas w czasie wyborów pozostaje w domu.
Jaka jest zatem przyczyna tego, że wielu Polaków nie korzysta z prawa, które gwarantuje im możliwość udziału w głosowaniu i oddania głosu na konkretnego kandydata do organów przedstawicielskich państwa i lokalnego samorządu? Dlaczego tak niechętnie korzystają z praw, które treścią art. 62 gwarantuje polskiemu obywatelowi Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej oraz inne ustawy, jak chociażby kodeks wyborczy. Wolności i prawa polityczne to jedne z podstawowych, najbardziej fundamentalnych swobód obywatelskich, a tymczasem ponad połowa polskiego społeczeństwa, a ściślej jego dorosłej części, świadomie z tych swobód nie korzysta. Na domiar złego duża skala braku uczestnictwa w wyborach nie tylko ma charakter stały, ale nasila się. Dlaczego Polacy w swej większości nie są zainteresowani współkreowaniem życia politycznego i społecznego? Czy w skali Europy jesteśmy wyjątkiem, czy też jest to pewna powszechnie panująca prawidłowość? Czy w naszej skomplikowanej i trudnej przeszłości, traumatycznych przeżyciach, które w XX wieku dotknęły szczególnie nasz naród można doszukiwać się psychologicznych i socjologicznych przyczyn tego zjawiska? Przyczyn głęboko ukrytych w zbiorowej świadomości i wrażliwości Polaków. Dużo mówi się o społecznych determinantach niskiej frekwencji, ale czy można również wskazywać tu na inne czynniki, jak chociażby te natury bardziej psychologicznej.
Brak zaufania do polityków, niezadowolenie, zniechęcenie i ogólny brak zainteresowania polityką, to podstawowe powody nieuczestniczenia obywateli w wyborach. Tak wynika z badań Eurobarometru przeprowadzonych w połowie 2009 roku. Przyczyn jest jednak znacznie więcej, a część z nich możemy nazwać kierując się wyłącznie własnym doświadczeniem i osobistymi odczuciami. Można tu przede wszystkim wskazać ogólny kryzys zaufania społecznego do systemu politycznego. Problemem jest także niska jakość elit politycznych, nie tylko w kontekście wykształcenia, ale przede wszystkim w kontekście moralnym i etycznym. Uwarunkowania wspomnianego kryzysu to głównie szeroko pojęta utrata zaufania do sfery publicznej spowodowana aferami na styku polityki i biznesu, a także nieetycznym zachowaniem samych polityków. To także brak realizacji politycznych postulatów i obietnic hojnie składanych przed wyborami.
Partycypację wyborczą w Polsce można rozważać za pomocą różnych czynników i na podstawie różnych kryteriów. W ujęciu socjologicznym można użyć kategorii płci, wieku, wykształcenia i zamożności. Tak też rozpatruje to Mikołaj Cześnik w swojej pracy „Partycypacja wyborcza Polaków”. Wyniki tak przeprowadzonych badań wskazują, że mężczyźni chętniej niż kobiety biorą udział w wyborach, a różnica między nimi sięga 7%. Wiek również nie pozostaje bez znaczenia. Starsi wyborcy w przedziale wieku 46-55 i 56-65 lat głosują blisko dwa razy częściej niż wyborcy w wieku 18-25 lat. Także wyborcy zamożniejsi i lepiej wykształceni chętniej biorą udział w wyborach niż obywatele z mniejszymi dochodami i wykształceniem podstawowym i zawodowym. Jednak tak przeprowadzone badanie niewiele zbliża nas do odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule, tym bardziej, że odsetek ludzi starszych w naszym społeczeństwie rośnie, a udział obywateli w wyborach maleje. Wzrasta również obiektywnie poziom zamożności polskiego społeczeństwa.
Omówienie partycypacji wyborczej w Polsce musi zawierać element porównawczy. Szukając punktów odniesienia dla porównania poziomu frekwencji wyborczej w Polsce z innymi krajami, najłatwiej wskazać na inne państwa z byłego bloku krajów socjalistycznych. Niestety takie porównanie nie wypada dla nas korzystnie. Jak zauważa Mikołaj Cześnik jeśli średnia frekwencja dla większości z tych krajów w okresie postkomunistycznym oscyluje wokół 60-70%, to w Polsce wynosi 47,31%. Może się wydawać, że socjologicznie doświadczenia tych państw w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat były w jakiejś mierze podobne. Zatem zachowania społeczne i mentalność obywateli winny być jeśli nie podobne, to chociaż zbliżone. Co zatem różni nas od naszych sąsiadów i z czego wynikają te rozbieżności? Historia potraktowała nas pozornie podobnie. Narzucony siłą system polityczny, lata zniewolenia i walki z niezależnym myśleniem. Co jednak odróżnia nasze doświadczenia od doświadczeń innych narodów i gdzie należy szukać, być może głęboko ukrytych i na pierwszy rzut oka niedostrzegalnych, psychologicznych przyczyn.
Ryszard Legutko w „Eseju o duszy polskiej” pisze: „Polak współczesny ma poważne kłopoty tożsamościowe, bo nie wie, co konstytuuje jego dzisiejszą rzeczywistość, co go ukształtowało, co ma chwalić, a co ganić, jakie są jego możliwości, miejsce i rola we współczesnym świecie, z czego w przeszłości powinien czerpać oraz jakie wyzwania przyszłe przed nim stoją. Od siedemdziesięciu lat Polacy są niemal wyłącznie przedmiotem, w znikomym zaś stopniu podmiotem historii”. Polska, w której żyjemy, to Polska zerwanej ciągłości, to twór nowy, świadomie przez wiele lat budowany w opozycji do tego, czym Polska była przez stulecia. Dramatyczne zerwanie zapoczątkował wybuch II wojny światowej, a dopełniło blisko pół wieku komunizmu. W wojnie naród polski doznał strat, których nie można porównać z niczym innym w naszej historii. Wymordowano lub zmuszono do pozostania na emigracji znaczą część naszej inteligencji, elity II Rzeczpospolitej. Straciliśmy największe ośrodki polskiej kultury, Wilno, Lwów, praktycznie przestała istnieć stolica. Z dużych ośrodków ocalał tylko Kraków, ale on szybko otrzymał dość swoisty prezent w postaci Nowej Huty, która w zamierzeniu miała odebrać Krakowowi jego mieszczański i inteligencki charakter. Naród polski stał się już innym narodem, zarówno w sensie społeczno-biologicznym, ale też w sensie psychologicznym, związanym z traumatycznym doświadczeniem lat wojny i komunizmu. W zbombardowanych i spalonych miastach, w zburzonych kamienicach i dworach zniknęła bezpowrotnie znaczna część naszego materialnego i kulturowego dorobku. To czego nie zniszczyła wojenna zawieruch odebrał nowy sowiecki okupant i jego miejscowi pomocnicy. Jak podsumowuje Legutko, „gdyby Polskę wyobrazić sobie jako pojedynczego człowieka, to ów człowiek tych wszystkich przejść prawdopodobnie by nie przeżył, a jeśliby mu się to udało, byłby kaleką o ciężkich urazach psychicznych”.
W doświadczeniu pojedynczego człowieka to tragedia niewyobrażalna, ale gdy ten los spotyka tysiące i miliony istnień ludzkich, to mamy do czynienia z katastrofą. Generacje ludzi poddano wstrząsom obejmującym obszar całego ich życia, od przeżyć najbardziej prywatnych, intymnych aż po struktury i aparat państwa. Więzi społeczne uległy destrukcji, a te które przetrwały często podlegały presji nowych władz. Część społeczeństwa żyjąc w komunizmie została przyzwyczajona do życia zorganizowanego przez państwo. Państwo miało gwarantować stabilny, przewidywalny byt, ale w zamian za ograniczoną świadomość społeczną. Dziś wiemy, że ten zabieg stworzenia „człowieka sowieckiego” w Polsce nie powiódł się. Zbudowaliśmy, może mniej lub bardziej, ale jednak demokratyczne państwo z gospodarką rynkową. Lata presji wywieranej na polskim społeczeństwie musiały wszakże pozostawić jakiś ślad. Być może jest on głęboko ukryty w psychice naszego społeczeństwa i często nie zdajemy sobie sprawy z jego obecności i wynikających z tego konsekwencji. A konsekwencje wydają się być dalekosiężne i czas ich trwania trudny do określenia.
Od 1989 roku mamy możliwość, jako ogół obywateli posiadających pełnię praw politycznych, uczestniczyć w wyborach przeprowadzanych w oparciu o zasadę pluralizmu politycznego, a zatem w oparciu o swobodną konkurencję partii politycznych i ich programów. Wybory te są przeprowadzane w oparciu o szczególne, w tym celu ustanowione, regulacje prawne, zapewniające ich uczciwy i uporządkowany przebieg. Wcześniej, przez długie lata nie mieliśmy takiej możliwości. Wybory nie były ani wolne, ani demokratyczne. Wyniki wyborcze i referendalne były manipulowane, a możliwość wyboru w systemie monopartyjnym znacząco ograniczona. W pewnym momencie przewodnia siła partii była nawet usankcjonowana poprzez treść artykułu w Konstytucji PRL-u. Społeczeństwo było poddawane formalnym i nieformalnym naciskom. Podlegało licznym manipulacjom. Funkcjonowała cenzura, która skutecznie odbierała społeczeństwu swobodną możliwość wymiany myśli i opinii. Początkowa faza terroru czysto fizycznego zmieniała się z czasem w bardziej wyrafinowany, ale nie mniej groźny i dokuczliwy terror psychologiczny. Permanentność i długi czas tej niezdrowej dla społeczeństwa sytuacji odcisnęły na nim swe piętno.
Wiadomo, że ludzie dają się złapać w pułapkę tzw. wpływu społecznego. W odpowiedzi na żądania wypowiadane wprost, a nawet tylko między słowami, ludzie zmieniają swoje zachowanie i podporządkowują się oczekiwaniom wyrażanym przez innych. Często wybieramy taki sposób działania, jakiego oczekuje od nas grupa. To konformizm lub tylko zwykły strach i obawa przed konsekwencjami. Efekt zastraszenia i wywieranych nacisków. Konformizm był obecny w polskim społeczeństwie przez wiele lat dominacji komunizmu. To nie znaczy, że nie było go wcześniej i że nie ma go teraz. Jednak ideologia komunistyczna szczególnie sprzyjała takim zachowaniom, a ich częstotliwość musiała oddziaływać na psychikę jednostki, a tym samym także na kondycję psychiczną całego polskiego społeczeństwa.
Spróbujmy zatem poszukać psychologicznych przyczyn niskiej frekwencji wyborczej, a przynajmniej rozważyć możliwość jej psychologicznych uwarunkowań. Jakie czynniki psychologiczne mogły wpłynąć na to, że obecnie ponad połowa dorosłych Polaków ignoruje jakiekolwiek przeprowadzane w kraju wybory? Częściowym wyjaśnieniem zagadki słabej frekwencji wyborczej są wspomniane czynniki stricte socjologiczne. A co z psychologią społeczną? Czy ludzie, którzy przez dwa pokolenia mieli poczucia, że we własnym państwie ich głos nie znaczy wiele albo zgoła nic, mogą nagle przestawić się na inny sposób myślenia? Czy społeczeństwo, od którego przez pół wieku wymagano raczej posłuszeństwa niż inicjatywy i samodzielnego myślenia, może nagle się zmienić? Wydaje się, że tu właśnie mogą tkwić przyczyny pewnej społecznej apatii, braku społecznej, obywatelskiej aktywności. To odczucie laika, pewien rodzaj intuicji, przeczucia, które wymaga konfrontacji z całym aparatem zachowań i metod badań, którym dysponuje psychologia społeczna.
Wydaje się, że dokładne wyjaśnienie problemu niskiej frekwencji wyborczej może być nie tylko kwestią postawienia określonej suchej diagnozy. Tu chodzi o coś więcej, o nazwanie problemu, ale przede wszystkim o znalezienie jego złożonych przyczyn i metod przeciwdziałania. Trafna ocena psychologicznych uwarunkowań może pomóc w rozwiązaniu szerszego zagadnienia socjologicznego, jakim jest ograniczone społeczne zaangażowanie Polaków w kwestie samorządowe i polityczne swego kraju. To bez wątpienia także problem prawny, którego nie można bagatelizować. Frekwencja wyborcza to bowiem element istotny w takich dyscyplinach i gałęziach prawa, jak prawo konstytucyjne, prawo administracyjne i prawo samorządowe. Państwo pozbawione zaangażowanych obywateli to państwo słabe, zarówno na poziomie lokalnych wspólnot samorządowych, jak i w skali całego kraju. Społeczeństwo wnoszące wkład w zarządzenie lokalną i szerszą wspólnotą to także społeczeństwo bardziej świadome swych praw i obowiązków. A świadome społeczeństwo to sprawne w swych strukturach państwo.
Co można zrobić, aby te niepokojące tendencje odwrócić? Nie pomoże tu na pewno zamieszanie związane z zakończonymi niedawno wyborami samorządowymi. Efektem niewątpliwego wypaczenia części wyniku wyborczego może być dalsza utrata zaufania obywateli nie tylko do polityki, ale do całego państwa i jego struktur. To musi niepokoić. Zadaniem polityków, także na poziomie samorządu, jest podejmowanie działań mających na celu wzrost zaufania społecznego, a w konsekwencji większe zaangażowanie obywateli w samorząd i wzrost poczucia świadomości, że to obywatel, wyborca kształtuje obraz swojego otoczenia. Zarówno w skali lokalnej, jak i w skali całego państwa.
Piotr Odmętowicz
Sosnowiecki magistrat zafundował mieszkańcom dziewięć świątecznie przybranych choinek w różnych punkach miasta. Ta najważniejsza przed Urzędem Miejskim zmieniła barwę na niebieską – kolor Platformy Obywatelskiej. Czy to tylko zmiana symboliki, czy zapowiedź większych zmian w sposobie zarządzania miastem, przekonamy się już wkrótce.
Felietony/ Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Radny PiS Tomasz Mędrzak złozył wniosek (zgłoszony w okresie miedzysesyjnym) do Prezydenta Miasta Arkadiusza Chęcińskiego w sprawie zmiany polityki historycznej miasta i wycofania się Urzedu Miejskiego z organizacji obchodów wyzwolenia przez wojska sowieckie. Jak twierdzi radny jest to pierwsza próba na wiarygodność Arkadiusza Chęcińskiego, który ponoć zapowiadał, że również w tej dziedzinie nastapią zmiany.
Poniżej publikujemy ww. wniosek
Historia/ Informacje/ Kultura/ Region/ Zagłębie
„Zagłębie całe, które z leśnej pustyni. W czasie niezmiernie krótkim zmieniło się na wieniec osad fabrycznych a niebawem może będzie jednym miastem począwszy od słupów granicznych, aż do Strzemieszyc wre, pracuje „wytwarza w mniemaniu, że czyni to wyłącznie dla siebie. Tymczasem dla siebie nie zrobiło ono prawie nic, a przynajmniej w porównaniu z tym, co powinno było zrobić, tak jak nic. To ogromne zbiorowisko ludzi, z których każdy jest „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”, nie stanowi dotąd obywatelstwa, posiadającego jakieś zbiorowe potrzeby, zbiorowe wymagania, zbiorowe cele, – i nie posiada jakiejś zbiorowej myśli, która nazywa się opinią, wyrażającą owe potrzeby, wymagania, cele i walczącą w sposób na całym świecie praktykowany o to wszystko”
„Sosnowiec i opinia publiczna” Andrzej Niemojewski (1898r.)[i]
Animozje śląsko – zagłębiowskie, temat raczej mało znany w Polsce. Wydaje się wręcz, że samo istnienie Zagłębia Dąbrowskiego, jest czasami faktem mało znanym a i pomijanym często z różnych powodów. W czasach PRL-u, pewnie niejednemu mieszkańcowi – czy to Sosnowca czy Dąbrowy Górniczej lub Będzina, podczas urlopu nad morzem na przykład, przytrafiała się taka rozmowa: Skąd pan przyjechał? Z Sosnowca … Aha… Ze Śląska … A mówi pan czysto po polsku a nie gwarą … Po sprostowaniu, że nie ze Śląska tylko z Zagłębia, niektórzy zaczęli coś kojarzyć z tym określeniem, najczęściej Edwarda Gierka i dodawali zaraz Czerwone Zagłębie – ale na tym przeważnie ich wiedza się kończyła. Największym nośnikiem tożsamości regionalnej był wtedy klubu piłkarski Zagłębie Sosnowiec oraz jego kibice, podtrzymujący animozje regionalne ze śląskimi drużynami oraz odwieczną zgodę z Legią Warszawa, co przeniknęło nawet wtedy do anegdoty mówiącej o Sosnowcu, jako najbardziej na wysuniętej na południe dzielnicy Warszawy. Każdy, kto mieszkał w Zagłębiu Dąbrowskim w czasach PRL-u znał te wszystkie anegdoty ( włącznie z tą najczęściej powtarzaną, o konieczności posiadania paszportu podczas podróży z Sosnowca do Katowic czy odwrotnie), nazywał czasami mieszkańców Śląska „Hanysami” i przyjmował bez większej obrazy określenie „Gorol”, jakim był pewnie nieraz obdarzany będąc na Śląsku. Miały określenia oczywiście charakter pejoratywny, ale mieściły się w ogólnie przyjętej konwencji poprawnych stosunków międzyludzkich. Dzisiaj nawet trudno jest dociec etymologii tych określeń. Chyba powodem większego napięcia mogło być w tym czasie nierozumienie niektórych określeń śląskiej gwary, co wywoływało przeważnie kpiny ze strony Ślązaków. Samo Zagłębie nie wzbudzało wtedy większych emocji. Oczywiście była radość ze zwycięstwa drużyny z Sosnowca o tej nazwie, czy to piłkarskiej czy hokejowej. Jednak krajobraz wypełniony ulicami i zakładami z czerwonym w nazwie, nazwiskami różnych komunistycznych oraz radzieckich bohaterów nie wydawał się zbyt atrakcyjny, szczególnie w kontekście coraz bardziej ujawnianych faktów historycznych, dotyczących systemu komunistycznego i jego zbrodni. Proces ten równoległy z przywracaniem pamięci o II Rzeczpospolitej przywoływał wspomnienia starszych ludzi wspominających przedwojenną biedę, bezrobocie, strajki oraz nędzne domostwa, w jakich wielu z nich mieszkało przed wojną. Ten konglomerat nowych faktów i dawnych wspomnień, raczej nie stwarzał przychylnego nastawienia do bycia dumnym ze swego miejsca urodzenia czy zamieszkania w Zagłębiu. Dodatkowo, fala wielkich wyburzeń zabytkowych kamienic i innych obiektów, które nie zawsze były ruderami, jak to próbują przedstawić obecni entuzjaści Edwarda Gierka nie budziła szacunku dla tradycji. Burżuazyjną architekturę miały zastąpić przeszklone centra handlowe dla klasy robotniczej i w ogóle wszystko miało być nowe a zgodnie z polityką ówczesnych władz: „młode pokolenia mieszkańców Zagłębia, a zwłaszcza migranci z Polski centralnej, których wielu tu przybywało do pracy w kopalniach czy hutach wierzyło głęboko, iż właśnie ów robotniczy charakter jest jedynym wspólnym elementem subregionu, przy czym dodawano do tego tradycje lewicowe, które rozwijały się właśnie dzięki temu robotniczemu środowisku, jako swoistą waloryzację. Potwierdzane to było i elementami symbolicznymi (pomniki, nazwy ulic itd.) i typem edukacji, w której np. wydarzenia rewolucyjne roku 1905 były kojarzone właśnie m.in. z Zagłębiem”[ii]. Historia gasła wraz z niszczeniem jej najbardziej widocznych oznak a przecież czekała nas jeszcze cała dekada marazmu, po wprowadzeniu stanu wojennego.
„Śląsk i Zagłębie to terminologia komunistyczna”[iii]
Całkiem sporo ludzi wyrosło w przekonaniu, że w Zagłębiu Dąbrowskim praktycznie wcześniej nie działo się nic. Rosły sobie tylko lasy a kiedy odkryto węgiel rozwinął się przemysł i ruch robotniczy. Sytuacja ta trwała do początku lat 90-tych, kiedy to Polskę ogarnęła kolejna fala przemian. Wybrane wtedy po raz pierwszy władze Sosnowca, pochodzące z „ Solidarności”. Postanowiły one niezwłocznie, w sposób symboliczny dokonać rozrachunku z przeszłością zaczynając od demontażu tzw. „rur”, czyli pomnika Czynu Rewolucyjnego ( podobno najwyższego w Europie – 56 m), postawionego w 50-tą rocznicę wybuchu Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Ta spektakularna akcja, likwidującą miejsce tradycyjnych uroczystości partyjnych ( a wypada dodać, że składali w tym miejscu kwiaty obok polskich sekretarzy, Leonid Breżniew, Fidel Castro a także Mirosław Hermaszewski i Piotr Klimuk) spotkała się z napiętnowaniem sporej części mieszkańców jak się okazało i ukazała prawdziwą siłę mitu Czerwonego Zagłębia. Władzy postsolidarnościowej nie wybrano potem już nigdy, ( chociaż oczywiście wiadomo, że zburzenie pomnika nie było tego jedynym powodem). Cały czas do tamtej pory rządzą postkomuniści a po kilku latach ze składek ich sympatyków, postawiono skromny monument w tym miejscu, z wyeksponowanym wizerunkiem orła białego i napisem: Wolność, Praca, Godność, odcinając się tym samym od internacjonalistycznej, rewolucyjnej symboliki, co było także widocznym efektem przemian. Podobna sytuacja walki z totalitarnymi symbolami miała miejsce w Dąbrowie Górniczej, podczas próby likwidacji pomnika poświeconego: „ Bohaterom Czerwonych Sztandarów”. Młodzież zaproponowała aby go pozostawić i poświęcić pamięci Jimiego Hendrixa, ale nie udało się to tak do końca. Jimmy wylądował na ławeczce przy pomniku… Dzisiaj stoi on znowu w pierwotnej formie, tylko do napisu na tablicy: „Bohaterom Czerwonych Sztandarów.” Dodano jeszcze: ” Dąbrowiakom” oraz nieco enigmatyczne: „Twórcom dziejów walk o narodowe i społeczne wyzwolenie”[iv]. Dzisiaj pod tym pomnikiem można spotkać świętujących 1-go Maja działaczy Komunistycznej Partii Polski ( nazwa oczywiście nie przypadkowa), z siedzibą w Dąbrowie Górniczej. ” Przez całe dziesięciolecia powojenne wytwarzany był tylko jeden element tożsamości zagłębiowskiej – był to robotniczy charakter tego subregionu, do czego dodawano już wspólny z częścią śląską górniczo przemysłowy charakter tradycji robotniczej. Nie miejsce tutaj uzasadniać, dość oczywisty dla czytelników interes władzy, która właśnie ten element tradycji zagłębiowskiej tak mocno podkreślała.”[v]. Władze PRL. odcinając wszystkie inne korzenie tradycji niż te komunistyczne w Zagłębiu, oraz inicjując szeroką akcję migracyjną miały ściśle określony cel polityczny jak uważa prof. J. Wódz. Wykorzystać ten region, jako narzędzie do scalenia Górnego Śląska, z Polską , który wcześniej 600 lat był poza orbitą polskiej państwowości a w II RP miał swoisty status autonomicznego województwa. Będzie to dopiero początek tzw. antagonizmu śląsko-zagłębiowskiego. Jego nasilenie zaś notujemy od czasów tzw. upadku komunizmu, bo jak wiadomo totalitarna władza krępowała wolną dyskusję. I aby go w miarę obiektywnie przedstawić, wypada jak się wydaje sięgnąć do odległych czasów. Albowiem historia śląsko-polskiego pogranicza wydaje się mało znana w kraju.
Część II tutaj
Grzegorz Towarek
[i]
Ekspres Zagłębiowsk-Magazyn,nr1(62)1995, s.2-3.
[ii]
Kazimiera Wódz, Jacek Wódz, „Jaka tożsamość?”, Nowe Zagłębie, https://www.nowezaglebie.pl/spoeczestwo/1-jaka-tosamo-kazimiera-wodz-jacek-wodz.html, data dostępu: 20.12.2013r.
[iii]
Jan Przemsza-Zieliński, Komu potrzebny jest spór o Zagłębie, Ekspres Zagłębiowski-Magazyn, nr24(51)1993, s.7-10.
[iv]
Wikipedia, hasło: Pomnik Bohaterom Czerwonych Sztandarów w Dąbrowie Górniczej, https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Bohaterom_Czerwonych_Sztandar%C3%B3w_w_D%C4%85browie_G%C3%B3rniczej , , data dostępu: 20.12.2013r.
[v]
Kazimiera Wódz, Jacek Wódz, op.cit.
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Dzieci i młodzież Małej Akademii Tańca Flooreski działającej przy Miejskim Klubie im. J. Kiepury w Sosnowcu Energetyczne Centrum Kultury podjęły się zaczarowania świata, doskonale znanego z książek Lewisa Carrolla „Alicja w Krainie Czarów” oraz „Alicja po drugiej stronie lustra”, by ponownie obudzić w każdym z Nas, odrobinę radosnego, ufnego, pełnego nieograniczonej i spontanicznej wyobraźni Dziecka.
Początek przedstawienia 20.12.2014 r., (sobota), godz. 11.30, ul. Będzińska 65, Energetyczne Centrum Kultury
Wstęp wolny
Źródło: www.kiepura.pl
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
W czwartek 18 grudnia 2014 o godz. 18.00 w Czytelni Biblioteki Głównej przy ul. Zegadłowicza 2 odbędzie się spotkanie autorskie z doktorem nauk humanistycznych Jerzym Illgiem – redaktorem naczelnym Wydawnictwa Znak, wydawcą, publicystą, , usuniętym z przyczyn politycznych w okresie stanu wojennego z Uniwersytetu Śląskiego. Spotkanie związane jest z promocją nowej książki Autora, która jest zbiorem wspomnień rozmów z poetami i artystami, ludźmi kultury, których Jerzy Illg spotkał na swej drodze na przestrzeni trzech dekad. Uczestnicy będą mogli porozmawiać z Autorem nie tylko na temat książki, ale również szerzej o literaturze polskiej i światowej oraz twórczości drugiego obiegu i emigracyjnej.
Twórca znany jest m.in. z takich publikacji jak:
• Divertimento sztokholmskie. Rozmowy z Josifem Brodskim (1988)
• Kundera. Materiały z sympozjum (red.) (1988)
• Reszty nie trzeba. Rozmowy z Josifem Brodskim (1993)
• Palcówki z Marcówki (1998)
• „To miasto jest wszędzie”. Wiersze o Krakowie XX w. (wybór, opr. i wstęp) (2001)
• Wiersze z Marcówki (2003)
• Mój znak. O noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach (2010)
• Słuch absolutny. Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Illgiem (2014)
• Rozmowy (2014)