Czy Powstanie Styczniowe było błędem?
Dzisiaj wielu publicystów i historyków znając jego przebieg i olbrzymią cenę jaką przyszło More →
Historia/ Informacje/ Kultura/ Region/ Sosnowiec/ Zagłębie
Dzisiaj wielu publicystów i historyków znając jego przebieg i olbrzymią cenę jaką przyszło More →
Ewa Malik, Poseł na Sejm RP, Pełnomocnik Okręgowy PiS – okręg nr 32 (Sosnowiec) wystosowała zaproszenie do udziału w marszu w obronie demokracji i wolności mediów.
Oto treść zaproszenia:
Pełnomocnik Okręgowy PiS Pani Poseł Ewa Malik serdecznie zaprasza na „Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów”, który odbędzie się w 25 stycznia 2015 roku w Sosnowcu.
Program:
godz. 14.45 – zbiórka uczestników pod Domem Katolickim przy ul. Kościelnej 1
godz. 15.00 – przemarsz pod tablicę upamiętniającą powstańców styczniowych usytuowaną na budynku dworca kolejowego
godz. 16.00 – Msza Św. w kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa (tzw. kolejowym)
0_NoHome/ Dąbrowa Górnicza/ Region/ Sport
Blisko 80 zawodników przystąpiło do rywalizacji o tytuł w Mistrzostwach Dąbrowy Górniczej Dzieci i Młodzieży w Karate Kyokushin. Świąteczny wystrój, wspaniała atmosfera i świetna zabawa towarzyszyły startującym, którzy konkurowali w kategoriach wiekowych.
Emocji było co nie miara i niejedna łza zakręciła się w oku tym bardziej, że wśród startujących wystąpili również najmłodsi uczestnicy, którzy rywalizowali w konkurencjach sprawnościowych, technicznych i kata.
Start w zawodach to tylko jeden z elementów na drodze rozwoju każdego karateki a jednak bardzo ważny. Kształtowanie charakterów, pokonywanie słabości, przełamywanie granic psychicznych i fizycznych możliwości, zwyciężanie, tym jest właśnie trening i filozofia karate Kyokushin. Jak mawiał M.Oyama – twórca karate Kyokushin „ prawdziwymi zwycięzcami są ci, którzy zwyciężają w trudach dnia codziennego”. Sukcesy sportowe są tego elementem.
Miejsca na podium zajęli;
Kategoria zaawansowani;
Dzieci 4-5 lat – Chłopcy
Dzieci 4-5 lat – Dziewczęta
Dzieci 6-8 lat – Chłopcy
Dzieci 6-8 lat – Dziewczęta
Dzieci 9-10 lat – Chłopcy
Młodzik – Chłopcy
Młodzik – Dziewczęta
Junior młodszy – Chłopcy
Kategoria początkujący – Chłopcy
Kategoria początkujący – Dziewczęta
Podczas mistrzostw wszyscy uczestnicy wzięli udział we wspólnej rozgrzewce i treningu prowadzonym przez sensei Radosława Ściślickiego. Każdy zawodnik otrzymał symboliczny medal za udział a zwycięzcy w kategoriach otrzymali dyplomy, medale oraz atrakcyjne upominki rzeczowe ufundowane przez sponsorów.
Występy oceniali doświadczeni zawodnicy i instruktorzy; Tomasz Bachowski –III Dan, Wlodzimierz Bieniek – I Dan, Radosław Ściślicki – I Dan, Krzysztof Słaboń – II Kyu.
Organizatorem Mistrzostw Dąbrowy Górniczej Dzieci i Młodzieży w Karate Kyokushin rozgrywanych w ZSO nr 2 w Dąbrowie Górniczej, był Dąbrowski Klub Karate przy współpracy z Zagłębiowskim Klubem Karate Kyokushin.
Organizatorzy dziękują wszystkim osobom i firmom, które swym wkładem i zaangażowaniem przyczyniły się do przeprowadzenia imprezy.
0_NoHome/ Dąbrowa Górnicza/ Sport
Z udziałem rekordowej liczby około 400 zawodników z 87 ośrodków odbył się w Białej Podlaskiej XXXI Puchar Polski seniorów i XI Puchar Polski juniorów i młodzików w karate kyokushin. Dąbrowę Górniczą reprezentował wychowanek Dąbrowskiego Klubu Karate Michał Nowacki.
To kolejny dobry występ dąbrowskiego zawodnika, który po zdobyciu brązowego medalu w Akademickich Mistrzostwach Polski i srebra w Turnieju Międzynarodowym w Sieradzu walczy dalej o najwyższe nagrody. Tym razem nie dopisało jednak szczęście. Po bardzo wyrównanej widowiskowej walce bez widocznej wyrażnej przewagi przeciwnika, decyzją sędziów, na punkty Michał Nowacki uległ silnemu zawodnikowi z Wrocławia.
Ze względu na tak dużą liczbę uczestników i wielkość hali konkurencje były rozgrywane na 4 matach. Bardzo sprawna organizacja imprezy pozwoliła na to, aby PP zakończył się zgodnie z planem uroczystą Sayonarą z udziałem około 120 kier.ośr. VIP, sponsorów i organizatorów.
Sędzią głównym turnieju był shihan Andrzej Drewniak a sędzią technicznym shihan Jacek Czerniec. Organizatorem tego rekordowego PP był Bialski Klub Karate Kyokushin prowadzony przez sensei Ariela Miszczyniuka.
Gospodarka/ Informacje/ Region/ Sosnowiec
Aż 6 polskich miast: Kraków, Nowy Sącz, Gliwice, Zabrze, Sosnowiec, Katowice znalazło się w pierwszej dziesiątce miast europejskich z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem.
Polska od lat ma najbardziej zanieczyszczone powietrze w Unii Europejskiej. W wielu miastach stężenie toksycznych i rakotwórczych substancji – pyłu PM10 i benzo(a)pirenu – wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy.
Mimo że miasta wydawały olbrzymie sumy na walkę z zanieczyszczeniami powietrza, jego jakość poprawiła się tylko nieznacznie. W konsekwencji Polska za niedotrzymanie standardów jakości powietrza określonych w unijnej dyrektywie może otrzymać nawet 4 mld zł kary.
Według danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) ponad 3,5 mln osób na świecie umiera rocznie z powodu zanieczyszczenia powietrza. Szacuje się, że w Polsce z tego powodu traci życie ok. 45 tys. osób rocznie. Niestety dane te, choć są szokujące, nie powinny dziwić, skoro Polska od lat ma najbardziej zanieczyszczone powietrze w całej Unii Europejskiej.
Według informacji Europejskiej Agencji Środowiska aż 6 polskich miast znalazło się w pierwszej dziesiątce miast europejskich z największą liczbą dni w roku, w których przekroczono dobowe dopuszczalne stężenie pyłu PM10 (pozostałe cztery miasta są w Bułgarii).
Najgorzej z polskich miast wypada Kraków, w którym limity przekroczone były przez 150 dni w roku, w Nowym Sączu przez 126 dni, w Gliwicach i Zabrzu przez 125 dni, w Sosnowcu przez 124 dni, a w Katowicach przez 123 dni.
Największym problemem dla jakości powietrza w naszym kraju jest ponadnormatywne stężenie pyłu zawieszonego (PM10 i PM2,5) oraz benzo(a)pirenu (B(a)P). Wysokie stężenie pyłu zawieszonego powoduje i pogłębia choroby płuc i układu krążenia. Z kolei benzo(a)piren jest związkiem silnie rakotwórczym. Tymczasem we wszystkich kontrolowanych miastach w 2013 r. dopuszczalne stężenie benzo(a)pirenu przekroczone zostało średnio o 500 proc.
Najwyższe stężenie B(a)P odnotowano w Nowym Sączu – limity przekroczone jedenastokrotnie, a w Głubczycach (w woj. opolskim) dziesięciokrotnie. Z kolei w czterech miastach (Kraków, Nowy Sącz, Katowice i Dąbrowa Górnicza) przekroczone zostało średnioroczne stężenie PM10.
W skali kraju w latach 2010-2013 przekroczono dopuszczalne poziomy pyłu PM10 w ponad 75 proc. wszystkich stref, w których dokonuje się oceny jakości powietrza, a w przypadku benzo(a)pirenu w ok. 90 proc. stref.
W latach 2009-2012 główną przyczyną zanieczyszczenia powietrza pyłem PM10 (od 82 proc. do 92,8 proc.) była tzw. niska emisja, pochodząca z domowych pieców i lokalnych kotłowni węglowych, w których spalanie odbywa się w nieefektywny sposób.
Pozostałe przyczyny to zanieczyszczenia komunikacyjne (od 5,4 do 7 proc.) i przemysłowe (od 1,8 do 9 proc.). Jednak lokalnie mogą występować także inne tendencje.
Na przykład w Warszawie zanieczyszczenia komunikacyjne stanowiły 63 proc. wszystkich zanieczyszczeń.
W Polsce w kontrolowanym okresie (2008 – I półrocze 2014) nawet nie zbliżyliśmy się do unijnych norm jakości powietrza.
Jak zauważa NIK, niedotrzymanie standardów jakości powietrza określonych w unijnej dyrektywie CAFE może mieć dla naszego kraju dotkliwe skutki finansowe. Grozi nam postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości, który może nałożyć na Polskę 4 mld zł kary za niedopełnienie unijnej dyrektywy.
Większość samorządów – w czterech z pięciu kontrolowanych województw (z wyjątkiem śląskiego) – opracowały, choć czasem z opóźnieniem nawet kilkunastomiesięcznym, Programy ochrony powietrza.
Niestety w niektórych województwach Programy te opracowywano odrębnie dla każdej strefy, a nawet dla poszczególnych substancji, co znacznie zwiększało ich liczbę. Przykładowo w woj. mazowieckim funkcjonowały aż 23 różne programy naprawcze, uchwalone przez sejmik.
Zdaniem NIK taka praktyka zmniejszyła czytelność i przejrzystość tych dokumentów. Jako dobry przykład Izba podaje woj. małopolskie, które w 2009 r. uchwaliło jeden zbiorczy program dla wszystkich stref, w których przekroczono limity zanieczyszczenia powietrza.
Jedynie programy obowiązujące w woj. małopolskim i śląskim zawierały mechanizmy pozwalające na ocenę stopnia ich realizacji i skuteczności podejmowanych działań naprawczych.
Kontrolowane miasta w różnym stopniu i zakresie prowadziły działania naprawcze określone w Programie ochrony powietrza w zakresie ograniczania emisji ze źródeł powierzchniowych (obszary zabudowy mieszkaniowej, obejmujące zakłady rzemieślnicze i usługowe, obiekty użyteczności publicznej oraz lokalne drogi), liniowych (głównie trasy komunikacyjne) i punktowych (fabryki, zakłady pracy).
Łącznie miasta wydały 3 mld 76 mln zł na poprawę jakości powietrza. Na redukcję emisji liniowej przeznaczono – 2,7 mld (budowa nowych ciągów komunikacyjnych, utrzymanie i remonty nawierzchni ulic, budowa linii tramwajowych, wdrożenie systemów sterowania ruchem, wymiana taboru autobusowego, czyszczenie nawierzchni dróg, rozbudowa sieci ścieżek rowerowych, tworzenie parkingów), na zmniejszenie emisji powierzchniowej – 366 mln zł (wdrażanie programów ograniczania niskiej emisji – PONE, ocieplanie budynków komunalnych, modernizacje systemów ciepłowniczych miejskich przedsiębiorstw dostarczających ciepło).
Z kolei na redukcję emisji punktowej wydano 13 mln zł (m.in. na wydawanie pozwoleń na wprowadzanie gazów lub pyłów do powietrza oraz na prowadzenie postępowań kompensacyjnych).
W ocenie NIK, skala i tempo podejmowanych działań były jednak niewystarczające w odniesieniu do utrzymującej się złej jakości powietrza. Inwestycje o charakterze komunikacyjnym czy związane z ocieplaniem budynków mają jedynie pośredni wpływ na zmniejszenie emisji i stężeń szkodliwych substancji w powietrzu.
Niektóre miasta przeprowadzały wręcz chybione akcje, np. w Nowym Sączu, w którym głównym problemem dla czystości powietrza zimą jest palenie w domach węglem, dofinansowano jedynie montaż 82 kolektorów słonecznych, zamiast wdrażać program ograniczenia niskiej emisji.
W 7 z 10 miast realizowano programy ograniczania niskiej emisji lub podobne instrumenty, które umożliwiały mieszkańcom uzyskanie dofinansowania na wymianę przestarzałych pieców i kotłów na bardziej ekologiczne. W Krakowie w latach 2012-2013 wydano w ramach tego programu ponad 17 mln zł, dzięki czemu zlikwidowano prawie 2 tys. palenisk węglowych i 271 kotłowni na paliwo stałe oraz zainstalowano 132 odnawialne źródła energii (122 kolektory słoneczne i 10 pomp ciepła).
Jak zauważa NIK, jedynie Kraków ustanowił program osłonowy, zapewniający mieszkańcom dopłaty do wyższych kosztów ogrzewania po wymianie paleniska węglowego na inny rodzaj ogrzewania. Zdaniem NIK samorządy powinny stworzyć długofalowy system zachęt do wymiany wysokoemisyjnych kotłów węglowych.
Ważne jest, by mieszkańcy otrzymali wsparcie finansowe nie tylko na samą wymianę pieców, ale należy im zapewnić także rekompensaty z tytułu zwiększonych kosztów paliwa innego niż węgiel.
Żadna z 10 skontrolowanych gmin nie przeprowadziła pełnej inwentaryzacji źródeł emisji powierzchniowej, która pomogłaby ustalić liczbę palenisk węglowych na jej terenie (jedynie Kraków w 2013 r. zlecił pilotażową inwentaryzację w rejonach występowania największych stężeń zanieczyszczeń pyłem PM10).
Tym samym samorządy nie miały wystarczającego rozeznania potrzeb i skali działań naprawczych, które należy przeprowadzić, by osiągnąć docelowe normy jakości powietrza.
Inspekcja Ochrony Środowiska dopiero od 2012 r., w efekcie nowelizacji ustawy Prawo ochrony środowiska, mogła kontrolować realizację zadań określonych w Programach ochrony powietrza. Jednakże pomimo upływu ponad dwóch lat, objęte kontrolą wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska podjęły zaledwie pojedyncze kontrole samorządów w zakresie opracowania tych Programów oraz realizacji określonych w nich zadań.
Ponadto, gdy Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska kontrolowały podmioty wprowadzające gazy lub pyły do powietrza, tylko w niewielkim stopniu korzystały z własnych pomiarów.
W ocenie NIK Ministerstwo Środowiska zbyt późno rozpoczęło współpracę z innymi resortami (w tym Ministerstwem Gospodarki) w celu ustanowienia standardów emisyjnych dla nowych kotłów węglowych w gospodarstwach domowych oraz minimalnych wymagań jakościowych dla węgla. Co istotne takich standardów nie opracowano do dnia dzisiejszego. Nie opracowano również krajowego programu ochrony powietrza, bo Ministerstwo przystąpiło do prac dopiero w tym roku.
Wnioski NIK
Ponieważ jakość powietrza na terenie kontrolowanych województw nie uległa w ostatnich latach zdecydowanej poprawie, w ocenie NIK Ministerstwo Środowiska, w porozumieniu z Ministerstwem Gospodarki, powinny określić i ustanowić standardy emisyjne dla nowych kotłów węglowych małej mocy wykorzystywanych w gospodarstwach domowych oraz określić minimalne wymagania jakościowe dla paliw stałych (m.in. węgla).
Ponadto Ministerstwo Środowiska powinno przyśpieszyć prace nad opracowaniem krajowego programu ochrony powietrza. Konieczne jest też stworzenie i dokładne określenie w nim wskaźników realizacji Programów ochrony powietrza, żeby na bieżąco można było monitorować działania samorządów w tym zakresie. Z kolei Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska muszą zwiększyć liczbę i zakres kontroli programów ochrony powietrza, które realizują samorządy.
źródło NIK, PAP
Informacje/ Region/ Samorząd/ Sosnowiec
„Obywatel polski ma prawo udziału w referendum oraz prawo wybierania Prezydenta
Rzeczypospolitej, posłów, senatorów i przedstawicieli do organów samorządu terytorialnego”
(art. 62, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej)
Począwszy od roku 1989 i przeprowadzonych wówczas pierwszych wolnych i demokratycznych wyborów możemy obserwować w Polsce pewną trwałą tendencję w zakresie frekwencji wyborczej. Od wyborów parlamentarnych w 1989 roku do wyborów parlamentarnych w roku 2011 odsetek osób głosujących obniżył się z poziomu 62,70% do 48,92%, a zatem o blisko 14%. To dane prezentowane przez Państwową Komisję Wyborczą. Podobną tendencję można zaobserwować także w wyborach prezydenckich, samorządowych i do Parlamentu Europejskiego, choć tutaj spadek jest nieco mniejszy oscylując w granicach między 5 a 10 %. Wolne wybory to wynik realizacji konstytucyjnej zasady suwerenności narodu. Są one podstawową formą weryfikacji działań rządzących przez rządzonych. A tymczasem ponad połowa z nas w czasie wyborów pozostaje w domu.
Jaka jest zatem przyczyna tego, że wielu Polaków nie korzysta z prawa, które gwarantuje im możliwość udziału w głosowaniu i oddania głosu na konkretnego kandydata do organów przedstawicielskich państwa i lokalnego samorządu? Dlaczego tak niechętnie korzystają z praw, które treścią art. 62 gwarantuje polskiemu obywatelowi Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej oraz inne ustawy, jak chociażby kodeks wyborczy. Wolności i prawa polityczne to jedne z podstawowych, najbardziej fundamentalnych swobód obywatelskich, a tymczasem ponad połowa polskiego społeczeństwa, a ściślej jego dorosłej części, świadomie z tych swobód nie korzysta. Na domiar złego duża skala braku uczestnictwa w wyborach nie tylko ma charakter stały, ale nasila się. Dlaczego Polacy w swej większości nie są zainteresowani współkreowaniem życia politycznego i społecznego? Czy w skali Europy jesteśmy wyjątkiem, czy też jest to pewna powszechnie panująca prawidłowość? Czy w naszej skomplikowanej i trudnej przeszłości, traumatycznych przeżyciach, które w XX wieku dotknęły szczególnie nasz naród można doszukiwać się psychologicznych i socjologicznych przyczyn tego zjawiska? Przyczyn głęboko ukrytych w zbiorowej świadomości i wrażliwości Polaków. Dużo mówi się o społecznych determinantach niskiej frekwencji, ale czy można również wskazywać tu na inne czynniki, jak chociażby te natury bardziej psychologicznej.
Brak zaufania do polityków, niezadowolenie, zniechęcenie i ogólny brak zainteresowania polityką, to podstawowe powody nieuczestniczenia obywateli w wyborach. Tak wynika z badań Eurobarometru przeprowadzonych w połowie 2009 roku. Przyczyn jest jednak znacznie więcej, a część z nich możemy nazwać kierując się wyłącznie własnym doświadczeniem i osobistymi odczuciami. Można tu przede wszystkim wskazać ogólny kryzys zaufania społecznego do systemu politycznego. Problemem jest także niska jakość elit politycznych, nie tylko w kontekście wykształcenia, ale przede wszystkim w kontekście moralnym i etycznym. Uwarunkowania wspomnianego kryzysu to głównie szeroko pojęta utrata zaufania do sfery publicznej spowodowana aferami na styku polityki i biznesu, a także nieetycznym zachowaniem samych polityków. To także brak realizacji politycznych postulatów i obietnic hojnie składanych przed wyborami.
Partycypację wyborczą w Polsce można rozważać za pomocą różnych czynników i na podstawie różnych kryteriów. W ujęciu socjologicznym można użyć kategorii płci, wieku, wykształcenia i zamożności. Tak też rozpatruje to Mikołaj Cześnik w swojej pracy „Partycypacja wyborcza Polaków”. Wyniki tak przeprowadzonych badań wskazują, że mężczyźni chętniej niż kobiety biorą udział w wyborach, a różnica między nimi sięga 7%. Wiek również nie pozostaje bez znaczenia. Starsi wyborcy w przedziale wieku 46-55 i 56-65 lat głosują blisko dwa razy częściej niż wyborcy w wieku 18-25 lat. Także wyborcy zamożniejsi i lepiej wykształceni chętniej biorą udział w wyborach niż obywatele z mniejszymi dochodami i wykształceniem podstawowym i zawodowym. Jednak tak przeprowadzone badanie niewiele zbliża nas do odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule, tym bardziej, że odsetek ludzi starszych w naszym społeczeństwie rośnie, a udział obywateli w wyborach maleje. Wzrasta również obiektywnie poziom zamożności polskiego społeczeństwa.
Omówienie partycypacji wyborczej w Polsce musi zawierać element porównawczy. Szukając punktów odniesienia dla porównania poziomu frekwencji wyborczej w Polsce z innymi krajami, najłatwiej wskazać na inne państwa z byłego bloku krajów socjalistycznych. Niestety takie porównanie nie wypada dla nas korzystnie. Jak zauważa Mikołaj Cześnik jeśli średnia frekwencja dla większości z tych krajów w okresie postkomunistycznym oscyluje wokół 60-70%, to w Polsce wynosi 47,31%. Może się wydawać, że socjologicznie doświadczenia tych państw w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat były w jakiejś mierze podobne. Zatem zachowania społeczne i mentalność obywateli winny być jeśli nie podobne, to chociaż zbliżone. Co zatem różni nas od naszych sąsiadów i z czego wynikają te rozbieżności? Historia potraktowała nas pozornie podobnie. Narzucony siłą system polityczny, lata zniewolenia i walki z niezależnym myśleniem. Co jednak odróżnia nasze doświadczenia od doświadczeń innych narodów i gdzie należy szukać, być może głęboko ukrytych i na pierwszy rzut oka niedostrzegalnych, psychologicznych przyczyn.
Ryszard Legutko w „Eseju o duszy polskiej” pisze: „Polak współczesny ma poważne kłopoty tożsamościowe, bo nie wie, co konstytuuje jego dzisiejszą rzeczywistość, co go ukształtowało, co ma chwalić, a co ganić, jakie są jego możliwości, miejsce i rola we współczesnym świecie, z czego w przeszłości powinien czerpać oraz jakie wyzwania przyszłe przed nim stoją. Od siedemdziesięciu lat Polacy są niemal wyłącznie przedmiotem, w znikomym zaś stopniu podmiotem historii”. Polska, w której żyjemy, to Polska zerwanej ciągłości, to twór nowy, świadomie przez wiele lat budowany w opozycji do tego, czym Polska była przez stulecia. Dramatyczne zerwanie zapoczątkował wybuch II wojny światowej, a dopełniło blisko pół wieku komunizmu. W wojnie naród polski doznał strat, których nie można porównać z niczym innym w naszej historii. Wymordowano lub zmuszono do pozostania na emigracji znaczą część naszej inteligencji, elity II Rzeczpospolitej. Straciliśmy największe ośrodki polskiej kultury, Wilno, Lwów, praktycznie przestała istnieć stolica. Z dużych ośrodków ocalał tylko Kraków, ale on szybko otrzymał dość swoisty prezent w postaci Nowej Huty, która w zamierzeniu miała odebrać Krakowowi jego mieszczański i inteligencki charakter. Naród polski stał się już innym narodem, zarówno w sensie społeczno-biologicznym, ale też w sensie psychologicznym, związanym z traumatycznym doświadczeniem lat wojny i komunizmu. W zbombardowanych i spalonych miastach, w zburzonych kamienicach i dworach zniknęła bezpowrotnie znaczna część naszego materialnego i kulturowego dorobku. To czego nie zniszczyła wojenna zawieruch odebrał nowy sowiecki okupant i jego miejscowi pomocnicy. Jak podsumowuje Legutko, „gdyby Polskę wyobrazić sobie jako pojedynczego człowieka, to ów człowiek tych wszystkich przejść prawdopodobnie by nie przeżył, a jeśliby mu się to udało, byłby kaleką o ciężkich urazach psychicznych”.
W doświadczeniu pojedynczego człowieka to tragedia niewyobrażalna, ale gdy ten los spotyka tysiące i miliony istnień ludzkich, to mamy do czynienia z katastrofą. Generacje ludzi poddano wstrząsom obejmującym obszar całego ich życia, od przeżyć najbardziej prywatnych, intymnych aż po struktury i aparat państwa. Więzi społeczne uległy destrukcji, a te które przetrwały często podlegały presji nowych władz. Część społeczeństwa żyjąc w komunizmie została przyzwyczajona do życia zorganizowanego przez państwo. Państwo miało gwarantować stabilny, przewidywalny byt, ale w zamian za ograniczoną świadomość społeczną. Dziś wiemy, że ten zabieg stworzenia „człowieka sowieckiego” w Polsce nie powiódł się. Zbudowaliśmy, może mniej lub bardziej, ale jednak demokratyczne państwo z gospodarką rynkową. Lata presji wywieranej na polskim społeczeństwie musiały wszakże pozostawić jakiś ślad. Być może jest on głęboko ukryty w psychice naszego społeczeństwa i często nie zdajemy sobie sprawy z jego obecności i wynikających z tego konsekwencji. A konsekwencje wydają się być dalekosiężne i czas ich trwania trudny do określenia.
Od 1989 roku mamy możliwość, jako ogół obywateli posiadających pełnię praw politycznych, uczestniczyć w wyborach przeprowadzanych w oparciu o zasadę pluralizmu politycznego, a zatem w oparciu o swobodną konkurencję partii politycznych i ich programów. Wybory te są przeprowadzane w oparciu o szczególne, w tym celu ustanowione, regulacje prawne, zapewniające ich uczciwy i uporządkowany przebieg. Wcześniej, przez długie lata nie mieliśmy takiej możliwości. Wybory nie były ani wolne, ani demokratyczne. Wyniki wyborcze i referendalne były manipulowane, a możliwość wyboru w systemie monopartyjnym znacząco ograniczona. W pewnym momencie przewodnia siła partii była nawet usankcjonowana poprzez treść artykułu w Konstytucji PRL-u. Społeczeństwo było poddawane formalnym i nieformalnym naciskom. Podlegało licznym manipulacjom. Funkcjonowała cenzura, która skutecznie odbierała społeczeństwu swobodną możliwość wymiany myśli i opinii. Początkowa faza terroru czysto fizycznego zmieniała się z czasem w bardziej wyrafinowany, ale nie mniej groźny i dokuczliwy terror psychologiczny. Permanentność i długi czas tej niezdrowej dla społeczeństwa sytuacji odcisnęły na nim swe piętno.
Wiadomo, że ludzie dają się złapać w pułapkę tzw. wpływu społecznego. W odpowiedzi na żądania wypowiadane wprost, a nawet tylko między słowami, ludzie zmieniają swoje zachowanie i podporządkowują się oczekiwaniom wyrażanym przez innych. Często wybieramy taki sposób działania, jakiego oczekuje od nas grupa. To konformizm lub tylko zwykły strach i obawa przed konsekwencjami. Efekt zastraszenia i wywieranych nacisków. Konformizm był obecny w polskim społeczeństwie przez wiele lat dominacji komunizmu. To nie znaczy, że nie było go wcześniej i że nie ma go teraz. Jednak ideologia komunistyczna szczególnie sprzyjała takim zachowaniom, a ich częstotliwość musiała oddziaływać na psychikę jednostki, a tym samym także na kondycję psychiczną całego polskiego społeczeństwa.
Spróbujmy zatem poszukać psychologicznych przyczyn niskiej frekwencji wyborczej, a przynajmniej rozważyć możliwość jej psychologicznych uwarunkowań. Jakie czynniki psychologiczne mogły wpłynąć na to, że obecnie ponad połowa dorosłych Polaków ignoruje jakiekolwiek przeprowadzane w kraju wybory? Częściowym wyjaśnieniem zagadki słabej frekwencji wyborczej są wspomniane czynniki stricte socjologiczne. A co z psychologią społeczną? Czy ludzie, którzy przez dwa pokolenia mieli poczucia, że we własnym państwie ich głos nie znaczy wiele albo zgoła nic, mogą nagle przestawić się na inny sposób myślenia? Czy społeczeństwo, od którego przez pół wieku wymagano raczej posłuszeństwa niż inicjatywy i samodzielnego myślenia, może nagle się zmienić? Wydaje się, że tu właśnie mogą tkwić przyczyny pewnej społecznej apatii, braku społecznej, obywatelskiej aktywności. To odczucie laika, pewien rodzaj intuicji, przeczucia, które wymaga konfrontacji z całym aparatem zachowań i metod badań, którym dysponuje psychologia społeczna.
Wydaje się, że dokładne wyjaśnienie problemu niskiej frekwencji wyborczej może być nie tylko kwestią postawienia określonej suchej diagnozy. Tu chodzi o coś więcej, o nazwanie problemu, ale przede wszystkim o znalezienie jego złożonych przyczyn i metod przeciwdziałania. Trafna ocena psychologicznych uwarunkowań może pomóc w rozwiązaniu szerszego zagadnienia socjologicznego, jakim jest ograniczone społeczne zaangażowanie Polaków w kwestie samorządowe i polityczne swego kraju. To bez wątpienia także problem prawny, którego nie można bagatelizować. Frekwencja wyborcza to bowiem element istotny w takich dyscyplinach i gałęziach prawa, jak prawo konstytucyjne, prawo administracyjne i prawo samorządowe. Państwo pozbawione zaangażowanych obywateli to państwo słabe, zarówno na poziomie lokalnych wspólnot samorządowych, jak i w skali całego kraju. Społeczeństwo wnoszące wkład w zarządzenie lokalną i szerszą wspólnotą to także społeczeństwo bardziej świadome swych praw i obowiązków. A świadome społeczeństwo to sprawne w swych strukturach państwo.
Co można zrobić, aby te niepokojące tendencje odwrócić? Nie pomoże tu na pewno zamieszanie związane z zakończonymi niedawno wyborami samorządowymi. Efektem niewątpliwego wypaczenia części wyniku wyborczego może być dalsza utrata zaufania obywateli nie tylko do polityki, ale do całego państwa i jego struktur. To musi niepokoić. Zadaniem polityków, także na poziomie samorządu, jest podejmowanie działań mających na celu wzrost zaufania społecznego, a w konsekwencji większe zaangażowanie obywateli w samorząd i wzrost poczucia świadomości, że to obywatel, wyborca kształtuje obraz swojego otoczenia. Zarówno w skali lokalnej, jak i w skali całego państwa.
Piotr Odmętowicz
Historia/ Informacje/ Kultura/ Region/ Zagłębie
„Zagłębie całe, które z leśnej pustyni. W czasie niezmiernie krótkim zmieniło się na wieniec osad fabrycznych a niebawem może będzie jednym miastem począwszy od słupów granicznych, aż do Strzemieszyc wre, pracuje „wytwarza w mniemaniu, że czyni to wyłącznie dla siebie. Tymczasem dla siebie nie zrobiło ono prawie nic, a przynajmniej w porównaniu z tym, co powinno było zrobić, tak jak nic. To ogromne zbiorowisko ludzi, z których każdy jest „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”, nie stanowi dotąd obywatelstwa, posiadającego jakieś zbiorowe potrzeby, zbiorowe wymagania, zbiorowe cele, – i nie posiada jakiejś zbiorowej myśli, która nazywa się opinią, wyrażającą owe potrzeby, wymagania, cele i walczącą w sposób na całym świecie praktykowany o to wszystko”
„Sosnowiec i opinia publiczna” Andrzej Niemojewski (1898r.)[i]
Animozje śląsko – zagłębiowskie, temat raczej mało znany w Polsce. Wydaje się wręcz, że samo istnienie Zagłębia Dąbrowskiego, jest czasami faktem mało znanym a i pomijanym często z różnych powodów. W czasach PRL-u, pewnie niejednemu mieszkańcowi – czy to Sosnowca czy Dąbrowy Górniczej lub Będzina, podczas urlopu nad morzem na przykład, przytrafiała się taka rozmowa: Skąd pan przyjechał? Z Sosnowca … Aha… Ze Śląska … A mówi pan czysto po polsku a nie gwarą … Po sprostowaniu, że nie ze Śląska tylko z Zagłębia, niektórzy zaczęli coś kojarzyć z tym określeniem, najczęściej Edwarda Gierka i dodawali zaraz Czerwone Zagłębie – ale na tym przeważnie ich wiedza się kończyła. Największym nośnikiem tożsamości regionalnej był wtedy klubu piłkarski Zagłębie Sosnowiec oraz jego kibice, podtrzymujący animozje regionalne ze śląskimi drużynami oraz odwieczną zgodę z Legią Warszawa, co przeniknęło nawet wtedy do anegdoty mówiącej o Sosnowcu, jako najbardziej na wysuniętej na południe dzielnicy Warszawy. Każdy, kto mieszkał w Zagłębiu Dąbrowskim w czasach PRL-u znał te wszystkie anegdoty ( włącznie z tą najczęściej powtarzaną, o konieczności posiadania paszportu podczas podróży z Sosnowca do Katowic czy odwrotnie), nazywał czasami mieszkańców Śląska „Hanysami” i przyjmował bez większej obrazy określenie „Gorol”, jakim był pewnie nieraz obdarzany będąc na Śląsku. Miały określenia oczywiście charakter pejoratywny, ale mieściły się w ogólnie przyjętej konwencji poprawnych stosunków międzyludzkich. Dzisiaj nawet trudno jest dociec etymologii tych określeń. Chyba powodem większego napięcia mogło być w tym czasie nierozumienie niektórych określeń śląskiej gwary, co wywoływało przeważnie kpiny ze strony Ślązaków. Samo Zagłębie nie wzbudzało wtedy większych emocji. Oczywiście była radość ze zwycięstwa drużyny z Sosnowca o tej nazwie, czy to piłkarskiej czy hokejowej. Jednak krajobraz wypełniony ulicami i zakładami z czerwonym w nazwie, nazwiskami różnych komunistycznych oraz radzieckich bohaterów nie wydawał się zbyt atrakcyjny, szczególnie w kontekście coraz bardziej ujawnianych faktów historycznych, dotyczących systemu komunistycznego i jego zbrodni. Proces ten równoległy z przywracaniem pamięci o II Rzeczpospolitej przywoływał wspomnienia starszych ludzi wspominających przedwojenną biedę, bezrobocie, strajki oraz nędzne domostwa, w jakich wielu z nich mieszkało przed wojną. Ten konglomerat nowych faktów i dawnych wspomnień, raczej nie stwarzał przychylnego nastawienia do bycia dumnym ze swego miejsca urodzenia czy zamieszkania w Zagłębiu. Dodatkowo, fala wielkich wyburzeń zabytkowych kamienic i innych obiektów, które nie zawsze były ruderami, jak to próbują przedstawić obecni entuzjaści Edwarda Gierka nie budziła szacunku dla tradycji. Burżuazyjną architekturę miały zastąpić przeszklone centra handlowe dla klasy robotniczej i w ogóle wszystko miało być nowe a zgodnie z polityką ówczesnych władz: „młode pokolenia mieszkańców Zagłębia, a zwłaszcza migranci z Polski centralnej, których wielu tu przybywało do pracy w kopalniach czy hutach wierzyło głęboko, iż właśnie ów robotniczy charakter jest jedynym wspólnym elementem subregionu, przy czym dodawano do tego tradycje lewicowe, które rozwijały się właśnie dzięki temu robotniczemu środowisku, jako swoistą waloryzację. Potwierdzane to było i elementami symbolicznymi (pomniki, nazwy ulic itd.) i typem edukacji, w której np. wydarzenia rewolucyjne roku 1905 były kojarzone właśnie m.in. z Zagłębiem”[ii]. Historia gasła wraz z niszczeniem jej najbardziej widocznych oznak a przecież czekała nas jeszcze cała dekada marazmu, po wprowadzeniu stanu wojennego.
„Śląsk i Zagłębie to terminologia komunistyczna”[iii]
Całkiem sporo ludzi wyrosło w przekonaniu, że w Zagłębiu Dąbrowskim praktycznie wcześniej nie działo się nic. Rosły sobie tylko lasy a kiedy odkryto węgiel rozwinął się przemysł i ruch robotniczy. Sytuacja ta trwała do początku lat 90-tych, kiedy to Polskę ogarnęła kolejna fala przemian. Wybrane wtedy po raz pierwszy władze Sosnowca, pochodzące z „ Solidarności”. Postanowiły one niezwłocznie, w sposób symboliczny dokonać rozrachunku z przeszłością zaczynając od demontażu tzw. „rur”, czyli pomnika Czynu Rewolucyjnego ( podobno najwyższego w Europie – 56 m), postawionego w 50-tą rocznicę wybuchu Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Ta spektakularna akcja, likwidującą miejsce tradycyjnych uroczystości partyjnych ( a wypada dodać, że składali w tym miejscu kwiaty obok polskich sekretarzy, Leonid Breżniew, Fidel Castro a także Mirosław Hermaszewski i Piotr Klimuk) spotkała się z napiętnowaniem sporej części mieszkańców jak się okazało i ukazała prawdziwą siłę mitu Czerwonego Zagłębia. Władzy postsolidarnościowej nie wybrano potem już nigdy, ( chociaż oczywiście wiadomo, że zburzenie pomnika nie było tego jedynym powodem). Cały czas do tamtej pory rządzą postkomuniści a po kilku latach ze składek ich sympatyków, postawiono skromny monument w tym miejscu, z wyeksponowanym wizerunkiem orła białego i napisem: Wolność, Praca, Godność, odcinając się tym samym od internacjonalistycznej, rewolucyjnej symboliki, co było także widocznym efektem przemian. Podobna sytuacja walki z totalitarnymi symbolami miała miejsce w Dąbrowie Górniczej, podczas próby likwidacji pomnika poświeconego: „ Bohaterom Czerwonych Sztandarów”. Młodzież zaproponowała aby go pozostawić i poświęcić pamięci Jimiego Hendrixa, ale nie udało się to tak do końca. Jimmy wylądował na ławeczce przy pomniku… Dzisiaj stoi on znowu w pierwotnej formie, tylko do napisu na tablicy: „Bohaterom Czerwonych Sztandarów.” Dodano jeszcze: ” Dąbrowiakom” oraz nieco enigmatyczne: „Twórcom dziejów walk o narodowe i społeczne wyzwolenie”[iv]. Dzisiaj pod tym pomnikiem można spotkać świętujących 1-go Maja działaczy Komunistycznej Partii Polski ( nazwa oczywiście nie przypadkowa), z siedzibą w Dąbrowie Górniczej. ” Przez całe dziesięciolecia powojenne wytwarzany był tylko jeden element tożsamości zagłębiowskiej – był to robotniczy charakter tego subregionu, do czego dodawano już wspólny z częścią śląską górniczo przemysłowy charakter tradycji robotniczej. Nie miejsce tutaj uzasadniać, dość oczywisty dla czytelników interes władzy, która właśnie ten element tradycji zagłębiowskiej tak mocno podkreślała.”[v]. Władze PRL. odcinając wszystkie inne korzenie tradycji niż te komunistyczne w Zagłębiu, oraz inicjując szeroką akcję migracyjną miały ściśle określony cel polityczny jak uważa prof. J. Wódz. Wykorzystać ten region, jako narzędzie do scalenia Górnego Śląska, z Polską , który wcześniej 600 lat był poza orbitą polskiej państwowości a w II RP miał swoisty status autonomicznego województwa. Będzie to dopiero początek tzw. antagonizmu śląsko-zagłębiowskiego. Jego nasilenie zaś notujemy od czasów tzw. upadku komunizmu, bo jak wiadomo totalitarna władza krępowała wolną dyskusję. I aby go w miarę obiektywnie przedstawić, wypada jak się wydaje sięgnąć do odległych czasów. Albowiem historia śląsko-polskiego pogranicza wydaje się mało znana w kraju.
Część II tutaj
Grzegorz Towarek
[i]
Ekspres Zagłębiowsk-Magazyn,nr1(62)1995, s.2-3.
[ii]
Kazimiera Wódz, Jacek Wódz, „Jaka tożsamość?”, Nowe Zagłębie, https://www.nowezaglebie.pl/spoeczestwo/1-jaka-tosamo-kazimiera-wodz-jacek-wodz.html, data dostępu: 20.12.2013r.
[iii]
Jan Przemsza-Zieliński, Komu potrzebny jest spór o Zagłębie, Ekspres Zagłębiowski-Magazyn, nr24(51)1993, s.7-10.
[iv]
Wikipedia, hasło: Pomnik Bohaterom Czerwonych Sztandarów w Dąbrowie Górniczej, https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Bohaterom_Czerwonych_Sztandar%C3%B3w_w_D%C4%85browie_G%C3%B3rniczej , , data dostępu: 20.12.2013r.
[v]
Kazimiera Wódz, Jacek Wódz, op.cit.
Historia/ Informacje/ Kultura/ Region/ Sosnowiec/ Zagłębie
Czy mieszkamy na Śląsku?
Walczące obecnie o swoją tożsamość Zagłębie Dąbrowskie, leży na ziemiach które, od najdawniejszych czasów stanowiły zachodnią rubież państwa Wiślan. Informacje o tym znajdujemy już w pochodzących z IX wieku źródłach, takich jak ” Geograf Bawarski ” („Opis grodów i ziem z północnej strony Dunaju „). Kilka kilometrów na zachód od Będzina ( przez obszar dzisiejszych Katowic ) przebiega linia wododziału oddzielającego dorzecza Wisły i Odry. Teren ten stanowił wówczas rozległe rubieże. Wiślanie sąsiadowali przez niego na zachodzie z plemieniem Opolan a na południowym – zachodzie z plemieniem, Gołęszyców. Trudno obecnie stwierdzić, ponieważ spór o tę kwestię toczą do dzisiaj naukowcy czy tereny te były włączone lub uzależnione od państwa wielkomorawskiego czy czeskiego następnie. Wydany około 991 r. dokument: „Dagome iudex” mówi, iż Śląsk ( w tym ziemie Opolan i Gołęszyców) wchodzi w skład państwa Mieszka I oraz utworzonego w czasie zjazdu gnieźnieńskiego w 1000 roku, biskupstwa wrocławskiego, które objęło swym zasięgiem cały obszar Śląska. Jednak w świetle wymienionego dokumentu, nie jest tak jasna sprawa przynależności ziem Wiślan do państwa Mieszka I ( państwo Gnieźnieńskie). Dopiero niemiecki biskup i kronikarz Thietmar, w relacji z fundacji arcybiskupstwa gnieźnieńskiego (999 r.) potwierdza przynależność Krakowa ( ziemi krakowskiej) do Polski[i] i podporządkowanie ich erygowanej przez papieża Sylwestra II diecezji krakowskiej. Takie były początki w skrócie, kształtowania się dwóch ważnych dzielnic Śląska i Ziemi Krakowskiej ( późniejszej Małopolski) i ich włączenia do państwa Piastów. Sytuacja ta trwa do roku 1179, kiedy to, najmłodszy syn Bolesława Krzywoustego – książę Kazimierz Sprawiedliwy, w okresie buntu książąt i możnych krakowskich przeciwko despotycznym rządom Mieszka Starego, postanawia dla ugruntowania swej władzy na ziemi krakowskiej, zawrzeć układ z książętami śląskimi, braćmi ( synami Władysława Wygnańca) Bolesławem Wysokim oraz księciem opolsko-raciborskim Mieszkiem Plątonogim. W ramach tego układu Bolesław Wysoki odzyskał władzę nad całym Dolnym Śląskiem a Mieszko Plątonogi w ramach rekompensaty za utraconą część Dolnego Śląska dostaje od Kazimierza Sprawiedliwego fragment Małopolski: kasztelanie bytomską i oświęcimską z grodami Bytom, Siewierz, Pszczyna, Oświęcim, Zator i Chrzanów[ii]. Terytoria te stały się na 246 lat częścią Śląska, chociaż pod względem kościelnym były nadal podporządkowane diecezji krakowskiej, co przypominało o ich pierwotnej przynależności[iii]. Śląscy książęta piastowscy stopniowo, na skutek różnych wydarzeń politycznych, składają hołd lenny królowi czeskiemu i odchodzą od Korony Polskiej, ( chociaż wielu z nich jeszcze będzie długo się tytułować książętami polskimi, co pozwala z kolei pamiętać im o swoich korzeniach). Kolonizują swoje ziemie w coraz większym stopniu osadnikami z Niemiec i odchodzą od obyczaju polskiego, co wypomina im w swoich kronikach Jan Długosz. W końcu król Kazimierz Wielki zmuszony rozwojem sytuacji międzynarodowej, w 1348 roku podpisuje z królem Czech Karolem IV Luksemburskim pokój w Namysłowie, kończący okres polsko-czeskich wojen o Śląsk, będący już wtedy lennem czeskim w całości (chociaż historycy zauważają, że formalnie Kazimierz Wielki nigdy nie zrezygnował ze Śląska). Sto metrów od zamku będzińskiego powstaje granica polsko-czeska. Poza państwem polskim pozostaje ziemia siewierska, Czeladź, większa część ziem obecnego powiatu będzińskiego, część obecnego Sosnowca… Sytuacja ta zmienia się dopiero w Wigilię 1443 roku, kiedy to biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki dokonuje skutecznej rewindykacji części dawnych ziem małopolskich, wykupując je z rąk księcia cieszyńskiego Wacława Księstwo Siewierskie ( już była wtedy ta nazwa w użyciu ) – przesuwając tym samym granicę z Czechami ( Śląskiem ) nad Brynicę ( nie udało mu się odzyskać ziemi bytomskiej w całości). Rodzi się tym samym ciekawa historia właściwie suwerennego państwa – Księstwa Siewierskiego ( w historii dla odróżnienia od okresu śląskiego nazywanego teraz okresem biskupiego Księstwa Siewierskiego). Pozostaje ono w trwałym związku z Królestwem Polskim chociaż rządzący księstwem biskup krakowski ma na swoim terenie władzę prawie absolutną ( z wyjątkiem polityki zagranicznej, która była prowadzona za pośrednictwem króla Polski) i sprawuje ją w sposób bardzo surowy. ” Kradnij, zabijaj, ale Siewierz omijaj” mówi przysłowie jakie narodziło się tamtych czasach …To pogranicze, żyjące w dużej części z handlu z sąsiednim Śląskiem, często również miejsce przemytu i rozbojów, dlatego biskupi muszą dbać o porządek i dobrobyt poddanych żelazną ręką. W 1790 roku aktem Sejmu Wielkiego Księstwo Siewierskie zostaje inkorporowane do Rzeczpospolitej, która poszukuje sposobów aby nadrobić swoje ubytki terytorialne i dochody tym samym, spowodowane rozbiorem. Następuje unifikacja Księstwa Siewierskiego z Polską ( jeszcze tylko pozostaje drobny epizod niezależnego księstwa z czasów napoleońskich ). Obecnie Księstwo Siewierskie, jest z najsłabszym chyba elementem zagłębiowskiej tożsamości, chociaż część autorów uważa, że dzięki niemu możemy dzisiaj wyróżnić nawet dwa różne kulturowo obszary późniejszego Zagłębia Dąbrowskiego[iv], z granicą na Czarnej Przemszy[v]. Bardzo ciekawe pewnie byłyby rozważania, tak w ramach historii alternatywnej, co by było gdyby Księstwo Siewierskie przetrwało do dzisiejszych czasów. Takie właściwie kościelne państwo, na wzór dzisiejszej Andory na terenie Zagłębia Dąbrowskiego. Czy ono samo byłoby dzisiaj czerwone? Ale to już zupełnie inny temat. Po powstaniu Księstwa Siewierskiego, granica oddzielająca od Śląska staje się jedną z najtrwalszych w historii naszego państwa w ogóle. Przetrwa do I wojny światowej, z wyjątkiem lat 1795-1806, kiedy to Prusy zagarniają część dawnego województwa krakowskiego ( w tym Będzin, Sławków oraz Siewierz) pierwszy raz w historii spajając go administracyjnie z pruskim państwem jako prowincję Nowy Śląsk. Po utworzeniu Księstwa Warszawskiego a później Królestwa Polskiego zespolonego z Cesarstwem Rosyjskim ziemie te wchodzą dalej w jego skład województwa krakowskiego, chociaż sam Kraków pozostaje za granicą ( Rzeczpospolita Krakowska). Stolicą krakowskiego bez Krakowa stają się najpierw Miechów potem Kielce ( w 1837 zniesiono województwa i utworzono gubernie na wzór carski ).Tereny dzisiejszego Zagłębia Dąbrowskiego pozostają na 100 lat pod panowaniem rosyjskim i tereny późniejszego Zagłębia stają się częścią guberni krakowskiej, kieleckiej, radomskiej następnie piotrkowskiej. Wreszcie za sprawą Józefa Patrycego Cieszkowskiego (1798-1867), zajmującego w latach 1843-61 stanowisko naczelnika Oddziału Kopalń Okręgu Zachodniego w Królestwie Polskim, z siedzibą w Dąbrowie Górniczej – powstaje termin zagłębie i wchodzi powoli do obiegu powoli. Najpierw jest on używany tylko w znaczeniu geologicznym czy technicznym ( Cieszkowski opracował specjalną metodę wydobywania węgla z tutejszych złóż, zwaną zagłębiowską lub dąbrowską)[vi]. Na przełomie wieków XIX/XX termin Zagłębie Dąbrowskie wchodzi już w powszechne użycie, jako określenie, wyróżniające uprzemysłowioną część ziemi krakowskiej, różnicując ją od Zagłębia Staropolskiego ( Kielecczyzna) czy Zagłębia Krakowskiego ( Chrzanów, Jaworzno). Kolejny raz połączono administracyjnie ze Śląskiem część Zagłębia Dąbrowskiego podczas I wojny światowej, w 1914 r., gdy opanowali je Niemcy i Austriacy. W cesarskich Niemczech rodzi się plan stworzenia tzw. Polskiego Pasa Granicznego (niem. Polnischer Grenzstreifen), obejmujący zasiegiem również Zagłębie Dąbrowskie na południu. Jego celem jest wysiedlenie z tych terenów ludności polskiej oraz żydowskiej i zastąpienie ich kolonistami z Niemiec. Zyskał on wtedy poparcie rządu niemieckiego a także szerokie wsparcie wśród przemysłowców oraz niemieckiej ludności zamieszkałej w Królestwie Polskim: „Widzimy – pisali w owym memorjale (przedstawiciele Niemców zamieszkałych w Królestwie Polskim) – we wzmacnianiu się polskości, pod jakąkolwiek postacią, niebezpieczeństwo dla cesarstwa niemieckiego. Temu niebezpieczeństwu dałoby się zapobiec tylko przez zupełne odgraniczenie prowincyj wschodnich niemieckich od ośrodka polskości, od Warszawy. Jesteśmy przeto za przesunięciem na wschód niemieckiej granicy wschodniej. Sądzimy, że konieczną byłaby intensywna kolonizacja nowo przyłączonych obszarów; tutaj należy osadzać Niemców z innych części teraźniejszego Królestwa Polskiego etc.” (fragm. rozdziału „Niemcy łódzcy”)[vii]. Na szczęście Niemcy przegrały wojnę a Polska wywalczyła dla siebie część Górnego Śląska. Granica została przesunięta, ale w drugą stronę i przestała oddzielać Zagłębie od Śląska po blisko 600 latach. Kolejna niemiecka okupacja po następnych 20 latach przynosi „twórcze” rozwinięcie tzw.” Polnischer Grenzstreifen”. Niemcy włączają tereny wchodzące w skład Zagłębia, bezpośrednio do III Rzeszy – Rejencji katowickiej (niem. Regierungsbezirk Kattowitz) w ramach pruskiej prowincji Śląsk (Provinz Schlesien z siedzibą we Wrocławiu) i aby zatrzeć przedwojenne granice przyłączają też do niej część terenów należących w latach 1922−39 do Niemiec. Po klęsce nazistów w 1945 roku, Zagłębie powraca na krótko do województwa kieleckiego, jak w drugiej RP, po czym staje się częścią województwa najpierw śląsko-dąbrowskiego, ( chociaż ta funkcjonująca w powszechnym obiegu nazwa nigdy nie została oficjalnie zatwierdzona w PRL), potem stalinogrodzkiego, katowickiego i wreszcie śląskiego znowu jak podczas wojny. I to już podobno na stałe, jak próbują nam wmówić różni pragmatycy. Ograniczmy się, więc tylko do przytoczenia spostrzeżenia pana J. Krajniewskiego, z eseju „ Niezwykła granica”: „Ziemia, którą zwiemy Zagłębiem Dąbrowskim, a która z trudem dobija się o regionalną tożsamość, niemal nigdy nie miała nic wspólnego ze Śląskiem. W ciągu tysiącletnich dziejów państwa polskiego tylko trzykrotnie powiązana była z nim administracyjne: po raz pierwszy – po III rozbiorze, kiedy powstał tzw. Nowy Śląsk, drugi – w czasie I wojny światowej, trzeci – od 1939 roku (najpierw III Rzesza, potem województwo nazywane czasem śląsko- dąbrowskim, czasem stalinogrodzkim, a czasem katowickim). Za każdym razem była to jakaś okupacja…”[viii]
Część III tutaj
Grzegorz Towarek
[i]
Wikipedia, hasło: Wiślanie, https://pl.wikipedia.org/wiki/Wi%C5%9Blanie, data dostępu 22.12.2013r.
[ii]
Alicja Galas i Artur Galas, „Dzieje Śląska w datach”, s. 34, Wrocław 2004
[iii]
Rudolf Žáček, „Historia Górnego Śląska”, s. 105, Gliwice 2011
[iv]
„W Sosnowcu i Będzinie linię graniczną Ducatus Severiensis wyznaczała Czarna Przemsza (oczywiście mowa o współczesnych obszarach tych miast). Śródmieście Sosnowca było więc jego częścią, ale zdecydowana większość obecnego terytorium miasta – nie. Odwrotnie rzecz się ma w przypadku Będzina. Historyczny Będzin pozostawał zawsze poza księstwem, ale większa część jego obecnego terytorium to ziemie dawnego Księstwa Siewierskiego. W Dąbrowie linię graniczną wyznaczała rzeka Trzebyczka – w jego skład wchodziły więc północne dzielnice obecnej Dąbrowy Górniczej: Ujejsce i Trzebiesławice. W Czeladzi linię graniczną księstwa stanowiła natomiast Brynica (tereny po drugiej stronie rzeki należące do mieszczan czeladzkich zostały z czasem włączone w granice miasta). (…)Patrząc historycznie Czeladź przez większą część swego istnienia była częścią Księstwa Siewierskiego położonego pomiędzy Śląskiem a Polską i mającym odrębną państwowość. (…) Tymczasem Zagłębie zawsze stanowiło część Małopolski. Zachodnia część Małopolski w XIX wieku przekształciła się w Zagłębie. Dziś zwykle zalicza się do niego Czeladź, ale w świetle danych, które przytoczyłem jest to nieco dziwne i historycznie nie bardzo uprawnione. Dlatego uważam, że my Czeladzianie nie jesteśmy ani Ślązakami ani Zagłębiakami ale całkowicie odrębna nacją mająca za sobą 350 lat niepodległej państwowości!„, źródło: https://silesiana.republikasilesia.com/#bytomska, data dostępu 22.12.2013r
[vi]
Niedziela Tygodnik Katolicki, Pamięci Józefa Patrycego Cieszkowskiego, https://www.niedziela.pl/artykul/62795/nd/Pamieci-Jozefa-Patrycego-Cieszkowskiego, data dostępu 22.12.2013r.
[vii]
” Tzw.Polski Pas Graniczny. Niemiecki plan wysiedleń Polaków”, https://nick.salon24.pl/551494, tzw-polski-pas-graniczny-niemiecki-plan-wysiedlen-polakow-14-18, data dostępu 22.12.2013r.
[viii] – ” Niezwykła granica”, https://www.montes.pl/Montes18/montes_nr_18_16.htm, data dostępu 04.12.2014r.
Historia/ Informacje/ Kultura/ Region/ Sosnowiec/ Zagłębie
Tożsamość a regionalizm…
Początek lat 90-tych XX wieku, to czas, kiedy sprawy związane z odrodzeniem tożsamości Zagłębia Dąbrowskiego nabrały dużego przyśpieszenia. Złożyły się na to dwa główne czynniki ( obok tzw. upadku komunizmu i „powrotu Polski do Europy”). Działalność dr Jana Przemszy-Zielińskiego ( 1935-1999) urodzonego w Sosnowcu historyka i dziennikarza, człowieka instytucji wręcz, biorąc pod uwagę jego cały dorobek – oraz powstanie Ruchu Autonomii Śląska stawiającego sobie za cel przywrócenie przedwojennego statusu, autonomicznego województwa śląskiego oraz priorytet interesów tzw. etnicznych Ślązaków. Tych ostatnich wsparł dodatkowo wtedy, na łamach katowickiego ” Dziennika Zachodniego”, szeregiem artykułów i wypowiedzi urodzony w Szopienicach reżyser, pan Stanisław Kutz – rozpoczynając niewybredną w słowach kampanię, o niższości cywilizacyjnej Zagłębia Dąbrowskiego w porównaniu do Śląska (ze szczególnym uwzględnieniem Sosnowca). Był to początek sporu w perspektywie zapowiadanej wtedy reformy administracyjnej, po której spodziewano się nowego kształtu województw. Wymieniani przedstawiciele strony śląskiej oczekiwali po tej reformie skupienia w jednym województwie ziem Górnego Śląska, oraz odłączenia ziem małopolskich z Zagłębiem Dąbrowskim. Ze strony zagłębiowskiej, której niekwestionowanym liderem był wtedy pan J. Przemsza -Zieliński i założony przez niego Związek Zagłębiowski, formułowano zaś postulaty minimalistyczne wręcz. Domagano się uwzględnienia w nazwie oraz herbie przyszłego województwa jego małopolsko-śląskiego charakteru, bez zmiany jednak przynależności administracyjnej wobec Górnego Śląska. Jak się okazało, w końcu nie zrealizowano postulatów żadnej ze stron. Powstało województwo opolskie dzielące Górny Śląsk, zaś postulaty zagłębiowskie właściwie zlekceważono zupełnie: ” Jak z pobieżnego przeglądu wynika, złożone tradycje pogranicza śląsko-małopolskiego znajdują odbicie w dość złożonym dziedzictwie heraldycznym. Gdyby uwzględnić go w całości, samorządowy herb współczesnego województwa śląskiego powinien przybrać bardzo złożoną postać. Taki znak, aczkolwiek w sposób najbardziej dokładny opisujący złożone tradycje ziem pogranicza, niewątpliwie byłby nazbyt skomplikowany i mało praktyczny. Ponadto herb respektujący wszystkie historyczne znaki związane w przeszłości z ziemiami województwa śląskiego siłą rzeczy przybrałby formę herbu złożonego, przez wprowadzenie skomplikowanego podziału pola tarczy. Taka forma niewątpliwie była by sprzeczna z tradycją polskich herbów ziemskich, unikających podziałów tarczy herbowej”. Następnie: ” Pewne wpływy heraldyki Piastów śląskich wskazać można na terenach małopolski (w lennie Władysława II Opolczyka) – na przykład w herbie miejskim Częstochowy, którego metryka sięga XIV wieku.(…) Pod uwagę brano również fakt, że znak orła białego (srebrnego) w polu czerwonym zgodnie z tradycją przywrócony został w heraldyce samorządowej województw: małopolskiego, wielkopolskiego oraz mazowieckiego – i niewątpliwie w uszczerbionej formie pojawi się w herbach powiatów i gmin należących do tych województw.”[i]. Już pierwsze cytowane zdanie z tego uzasadnienia wydaje rozmijać się z prawdą… Państwo doktorzy i profesorowie z Uniwersytetu Śląskiego faktycznie dość pobieżnie zapoznali się ze sprawą chyba. Czy złożony podział tarczy herbowej jest sprzeczny z polską tradycją heraldyczną? W takim razie z tą tradycją musiałby być sprzeczny herb Województwa Świętokrzyskiego na przykład – tarcza czwórdzielna w krzyż, nie mówiąc już o sąsiadach zza miedzy Czechach, gdzie herb kraju morawsko-śląskiego ( jednostki administracyjnej) to tarcza herbowa czwórdzielna w krzyż a dodatkowo jeszcze pole czwarte dwudzielne w słup, używając skomplikowanej terminologii heraldycznej. Wpływy śląskie na herb Częstochowy, jak czytamy dalej w uzasadnieniu … Oczywiście z całym szacunkiem dla gospodarczego dorobku księcia Władysława II Opolczyka , jego fundacji klasztoru na Jasnej Górze, w okresie, gdy był na namiestnikiem króla Ludwika Węgierskiego w Polsce… Jednak trzeba przypomnieć, że był również autorem pierwszego chyba planu rozbioru Polski, razem z Czechami i Krzyżakami… Kuriozalnie brzmi zaś ostatnie zdanie, że jak orzeł biały został uwzględniony w herbie województw mazowieckiego, małopolskiego oraz wielkopolskiego to wystarczy i już tutaj nie musi być uwzględniany i może być zastąpiony śląskim orłem… Czy tak ma wyglądać podejście do tradycji i poszanowania tożsamości… Szkoda, bo teraz, gdy możemy się dowiedzieć coraz więcej na temat niezakłamanej historii regionu dzięki takim postaciom jak wspominany wcześniej Jan Przemsza-Zieliński czy Marian Kantor – Mirski ( ojciec Tadeusza Kantora twórcy krakowskiego teatru Cricot-2) wiemy, iż dla naszych przodków na tej ziemi zawsze był najważniejszy Orzeł Biały. Bez względu na to, czy sami byli biali czy czerwoni zawsze stawali pod tym sztandarem. Świadczy o tym zachowana w lokalnych podaniach i legendach cześć dla Tadeusza Kościuszki, udział ziemian i robotników w Powstaniu Styczniowym, poparcie dla wchodzących właśnie Zagłębie do Kongresówki Legionów Józefa Piłsudskiego czy poparcie i pomoc dla Powstań Śląskich i Wojciecha Korfantego. Zawsze wspólna walka razem z Polakami ze Śląska. Podsumowując: polityczne serce tutaj biło zawsze w tym samym rytmie co w Krakowie czy Warszawie. W życiu politycznym dominowały partie i organizacje ogólnopolskie i nigdy nie było tutaj jakiegoś odpowiednika śląskiego, domagającego się autonomii czy odłączenia od Rzeczpospolitej. Nigdy też śląskie organizacje czy partie o charakterze autonomistycznym, nie zabiegały o wsparcie w Zagłębiu Dąbrowskim. Jednak aspekty historyczne i symboliczne, wypełniające treścią animozje śląsko – zagłębiowskie to nie całość spraw związanych z naszą lokalna tożsamością. Region nie posiada jakiś charakterystycznych cech antropogenicznych jak uważają naukowcy czy krajobrazowych. Brak jest wyraźnych granic ( poza zachodnią i południową, którą stanowią rzeki ) co powoduje, że nieraz włączane są do niego tereny np. Jury Krakowsko-Częstochowskiej, co napotyka sprzeciw tamtejszych mieszkańców nie czujących się wcale Zagłębiakami. Podobnie z krytyką naukową spotyka się często lansowanie takich pojęć jak strój zagłębiowski, kuchnia czy architektura, zakładające jakąś odrębność etnograficzną. Raczej wskazuje się na ciągłość z kulturą Małopolski oraz charakterystyczne dla obszarów pogranicza elementy mieszane. Zauważa się iż samo określenie Zagłębie Dąbrowskie powstałe na gruncie dominacji przemysłu ciężkiego i wpływów lewicowych, nie pozwala na uwzględnienie dynamicznych zmian jakie tutaj nastąpiły. Przemysłu górniczy, hutniczy i związany z nim kult ciężkiej pracy to już raczej przeszłość. Masowe migracje ludności, najpierw napływ, potem odpływ, to przypomina bardziej sytuację na Ziemiach Odzyskanych gdzie lewica ma podobne tradycyjne poparcie, wyższe niż na Śląsku czy w Małopolsce, gdzie tożsamość mieszkańców jest większa i ugruntowana. Może taka analogia lepiej tłumaczy fenomen dominacji lewicy w Zagłębiu Dąbrowskim niż sam mit Czerwonego Zagłębia. Może… Szczególnie w kontekście planowanego powołania Górnośląskiego Związku Metropolitarnego ” Silesia”( tzw. Metropolii Silesia ), który jeszcze tak dokładnie nie wiadomo czym będzie, ale już jesteśmy świadkami daleko idących koncesji ze strony niektórych włodarzy miast zagłębiowskich na rzecz śląskiej części województwa w celu tak pojętej integracji. Począwszy od nazwy . Pociąga to za sobą widoczny brak wsparcia politycznego nawet dla takich koncepcji jak wydzielenie subregionu zagłębiowskiego z wielkiego subregionu centralnego, jeśli chodzi o rozdział środków unijnych, czy powołanie choćby Zagłębiowskiej Organizacji Turystycznej. Póki co więc podtrzymywanie tożsamości Zagłębia Dąbrowskiego to praca pasjonatów i prywatnych organizacji oraz stowarzyszeń.. Z drugiej strony jednak widzimy, niezadowolenie z obecnego podziału administracyjnego. Wyrażają je nie tylko przedstawiciele Zagłębia Dąbrowskiego ale także Częstochowy, czy Podbeskidzia oraz innych ziem nie tożsamych ze Śląskiem a włączonych do tegoż województwa. Można więc wyrazić przypuszczenie, że jest on w tej formie przeszkodą w podtrzymywaniu tradycji i tożsamości lokalnych.
Zamieszczając na początku fragment z eseju znanego przed wojną pisarza Andrzeja Niemojewskiego, który 7 lat przebywał i pracował w Sosnowcu, chciałem pokazać jak niewiele się zmieniło przez te 116 lat. Zagłębie Dąbrowskie oczywiście potrzebuje liderów z szeroką i dalekosiężną wizją polityczną i gospodarczą regionu. Ale potrzebuje też: „jakiejś zbiorowej myśli, która nazywa się opinią, wyrażającą owe potrzeby, wymagania, cele i walczącą w sposób na całym świecie praktykowany o to wszystko„. Moim zdaniem ta zbiorowa, postulowana przez Andrzeja Niemojewskiego myśl to właśnie tożsamość. Autentyczna i samodzielna, nie żywiąca się antagonizmami narzucanymi w czasach różnych okupacji …
Grzegorz Towarek
[i]
„Uzasadnienie historyczno-heraldyczne do projektów herbu, flagi i pieczęci Województwa Śląskiego”, https://www.slaskie.pl/herb/herb_opinia.htm, data dostępu 22.12.2013r.