„Koń, kobieta i kanarek” na XXXV Warszawskich Spotkaniach Teatralnych
Spektakl Teatru Zagłębia „Koń, kobieta i kanarek” Tomasza Śpiewaka w reżyserii Remigiusza Brzyka otrzymał zaproszenie na XXXV Warszawskie Spotkania Teatralne More →
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Spektakl Teatru Zagłębia „Koń, kobieta i kanarek” Tomasza Śpiewaka w reżyserii Remigiusza Brzyka otrzymał zaproszenie na XXXV Warszawskie Spotkania Teatralne More →
Będzin/ Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Starosta Będziński Arkadiusz Watoła, Poseł na Sejm RP Waldemar Andzel, Proboszcz parafii pw. św. Barbary DM w Będzinie, ks. kan Stanisław Sarowski serdecznie zapraszają mieszkańców Powiatu na uroczystości poświęcone pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Program uroczystości odsłonięcia tablicy poświęconej pamięci Żołnierzy Wyklętych na terenie parafii św. Barbary DM w Będzinie – Koszelewie
11.30 – Msza św. w kościele pw. św. Barbary DM
12:20 – przejście z kościoła pod budynek plebani, w miejsce odsłonięcia tablicy
12:25 – rozpoczęcie uroczystości (hymn narodowy; przywitanie gości)
12:35 – odsłonięcie tablicy pamiątkowej
12:40 – wystąpienie przedstawiciela IPN-u
12:55 – przemówienia okolicznościowe
13:20 – składanie kwiatów
13:30 – zakończenie uroczystości – podziękowanie za przybycie
Źródło: Sosnowiecfakty.pl
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Operetka „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa II nie bez powodu uznawana jest za genialną. Posiada jedno z najlepszych w operetkowej literaturze libretto, które tak zaintrygowało Straussa, że w rekordowym czasie sześciu tygodni skomponował do niego muzykę.
Operetka, której akcja rozgrywa się pod koniec XIX w., przesycona jest tanecznym rytmem i wiedeńską radością życia. Bawi publiczność pikanterią sytuacji i dialogów. Tytułowa zemsta to przewrotna intryga doktora Falke, który mści się za kawał, jaki zrobił mu Eisenstein, porzucając go nad ranem po karnawałowej maskaradzie pijanego w przebraniu nietoperza. Falke snuje zagmatwaną intrygę, w którą wciąga całe grono przyjaciół. Wszystko kończy się, oczywiście, szczęśliwie, a atmosfera zabawy i upojenia towarzysząca bohaterom nawet w więzieniu, przenika zarówno tekst, jak i porywającą słuchaczy muzykę. Dodatkowym atutem polskiej wersji, jest fakt, że libretto znakomicie i dowcipnie przełożył na język polski Julian Tuwim.
W niezwykle barwnym i pełnym operetkowych przebojów spektaklu wystąpią: Ewa Kowaluk jako Rosalinda, Jarosław Wewióra jako Eisenstein, Jan Żądło / Kamil Zdebel jako dr Falke, Beata Witkowska-Glik jako Adela, Dariusz Pietrzykowski jako Alfred, Marta Gabryelczak-Paprocka / Aleksandra Pokrywczyńska jako książę Orlofsky, Mariusz Hanulak jako Frank, Jakub Bergel jako dr Blind i Frosch, Edyta Nowicka jako Ida oraz Zespół Wokalny Teatru Muzycznego Arte Creatura.
Śpiewakom towarzyszy Orkiestra Teatru Muzycznego Arte Creatura pod dyrekcją Wojciecha Gwiszcza. Reżyseria: Barbara Bielaczyc Produkcja i scenografia: Jarosław Wewióra Kostiumy: Dorota Wewióra Realizacja świateł: Kamil Michalski Organizator: Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych z siedzibą w Sosnowcu www.tpsp.art.pl
Projekt współfinansowany przy udziale Gminy Sosnowiec.
Bilety: 30 zł normalny, 20 zł ulgowy
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
Intrygująca, ciekawa, pełna znaczeń – tak jawi się sztuka wrocławskiej artystki młodego pokolenia, prezentowana w Galerii Extravagance w Sosnowieckim Centrum Sztuki – Zamek Sielecki. Na wystawę Anny Bujak składają się głównie rzeźby, lecz także rysunki, fotomontaże, a cała ekspozycja ma charakter instalacji artystycznej.
Ta jedność środków artystycznego wyrazu widoczna jest w formie poszczególnych dzieł. Rzeźby zdają się być rysunkami, które otrzymały trzeci wymiar. Obrazują proces przechodzenia od płaskiego rysunku do formy przestrzennej: widzimy zajmowanie przestrzeni, pojawianie się elementów wnętrza, lecz rzeźba nigdy nie osiąga ostatecznej formy zamkniętej bryły. Jest to celowy zabieg, łączący prace Anny Bujak z ideą rzeźby otwartej, realizowaną w baroku, później w awangardowej sztuce Katarzyny Kobro, a obecnie w niektórych nurtach rzeźby współczesnej, na przykład w pracach z nurtu nature art Aleksandry Ławickiej-Cuper i Alain’a Lapicore.
Anna Bujak wypracowała własny język wypowiedzi, w którym znaczącą rolę odgrywa motyw pozbawionego głowy zwierzęcia. Ciało zarysowane jest piękną linią kształtów grzbietu, karku i nóg. Proporcje sugerują zwierzynę płową oraz psowate, lecz są to tylko domysły. Często widzimy pojedynczy organ wewnętrzny: serce, przełyk lub nerki wraz z tętnicą i żyłami. Dodatkowe elementy lub poza zwierzęcia, często bardzo ekspresyjna, różnicują i dookreślają sytuację (np. „Niedobre zakończenie”, „Nerwy”). Brak głowy może wskazywać ścieżki interpretacyjne: nie chodzi o konkretne gatunki, ale także nie o poszczególne zwierzę. Usunięcie tego jednostkowego wyróżnienia, jakim w kulturze ludzi jest głowa, sugeruje poszukiwania formy ogólnej i uniwersalnej.
Potwierdzają to słowa artystki, która wyznaje: „W mojej twórczości motyw zwierzęcia może być interpretowany dwojako: w odniesieniu wyłącznie do zwierzęcia jako podmiotu, lub metaforycznie, jako odwołanie do podobieństw kondycji ludzkiej i zwierzęcej”.
W pierwszym wypadku uwypuklają się behawioralne zachowania zwierząt, bycie częścią natury, wszechwładnej i pozaintelektualnej siły życia. Tutaj też uderza okrucieństwo, którego ofiarami padają zwierzęta. Niekiedy dotyka je ze strony innych zwierząt („Summer of Cannibals”), częściej jednak artystka sugeruje ingerencję człowieka: myśliwego, rzeźnika. Tętnice bywają przecięte i wylewa się z nich srebrzysta metalowa krew. Nie jest to protest przeciwko przemocy w ogóle, ponieważ widzimy tę przemoc także w relacjach pomiędzy zwierzętami. Jest to raczej sprzeciw wobec ingerencji człowieka w naturalne struktury świata zwierząt, wobec wykorzystania sytuacji władzy, jaką daje człowiekowi nowoczesna technika i społeczne przyzwolenie na zdominowanie przyrody. Zbigniew Herbert zauważył, że w czasach pierwszych myśliwych, u zarania dziejów ludzkości, związek pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem był zanurzony w świat przyrody. Przeżycie myśliwego zależało wyłącznie od udanego polowania. Człowiek był słaby, co dostrzegał w kontekście obserwowanej siły i zręczności zwierząt. Dlatego modlił się do zwierzęcia, zawierał z nim mistyczną więź prosząc, aby zwierzę dało się upolować. Później, o czym wiemy z nieodległych czasów tradycyjnych łowów Indian i Eskimosów, przepraszał zwierzę za odebranie mu życia i wyrażał wdzięczność. Harmonia świata przyrody pozostawała nietknięta. Wszystko to odeszło w zapomnienie i obecnie zarówno oparte o najnowszą technologię myślistwo, jak i przemysłowy chów zwierząt zakrojone są na masową skalę, nie mając nic wspólnego z zaspokojeniem instynktu przeżycia. Następuje przy tym psychiczne wyparcie: zapominany o zwierzętach, nie myślimy o ich cierpieniu, aby zachować dobry nastrój i dotychczasowy styl życia.
Kiedy jednak dostrzeżemy zwierzę jako podmiot, możemy odczuć jego cierpienie, a w końcu się z nim zidentyfikować. Dochodzimy do drugiego sposobu interpretacji sztuki Anny Bujak: oto los żywego stworzenia, którym my również jesteśmy. Podejmujemy ważne decyzje, jesteśmy w rozmaitych sytuacjach, ale zawsze jest z nami coś, co nieodwołalnie łączy nas ze światem zwierząt: nasza fizjologia, wnętrzności, ciepła krew płynąca w żyłach oraz – związana z nimi obietnica nieuchronnej śmierci. Patrząc na śmierć zwierzęcia, nie możemy nie pomyśleć o własnej, patrząc na jego uczucia, nie możemy ukryć swoich, choć stawiamy je w swoim mniemaniu wyżej. Anna Bujak zachęca do rewizji antropocentrycznego punktu widzenia, do poszukiwania, co w naszych światach jest wspólne. Może się okazać, że jest w nas więcej ze zwierzęcia, niż sądzimy, a zwierzętom nie są obce uczucia i zachowania, które dotąd uważaliśmy za typowo ludzkie. Artystka nie atakuje ludzi, co niekiedy pobrzmiewa w wypowiedziach obrońców praw zwierząt. Przeciwnie, uczy wrażliwości, która jest kluczem do każdej wewnętrznej przemiany.
Wystawę twórczości Anny Bujak można zwiedzać w Galerii Extravagance w Sosnowieckim Centrum Sztuki – Zamek Sielecki od 7 marca do 19 kwietnia 2015 roku.
Zapraszamy również na wernisaż 6 marca o godzinie 18.00 – wstęp wolny!
SCS-ZS, ul. Zamkowa 2, Sosnowiec.
Czynne od poniedziałku do piątku od 8.00 do 19.00, w soboty i niedziele od 15.00 do 19.00
Małgorzata Malinowska-Klimek
Informacje/ Kultura/ Sosnowiec
To już ostatnia okazja, by zobaczyć spektakl „Między nami dobrze jest” Doroty Masłowskiej w reż. Piotra Ratajczaka. To też ostatnia okazja, aby pojawić się na wspólnym pamiątkowym zdjęciu ze wszystkimi aktorami i wszystkimi widzami. I wreszcie – to ostatnia okazja, by otrzymać plakat z autografami aktorów. Zapraszamy w czwartek, 5 marca o godz. 19:00.
Masłowska wyrazistym językiem prowadzi narrację, w której bohaterkami są przedstawicielki trzech pokoleń. Młoda pisarka podkreśla w swojej sztuce troskę i niepokój o jednostkę i społeczeństwo. Pokazuje w krzywym zwierciadle wizję rodziny i Polski XXI wieku. Chcemy zaproponować naszym widzom dramat, który dotyka polskości, tożsamości narodowej, tradycji i pamięci. Jest to sztuka, która wyśmiewa nas Polaków. Mówi o ludziach, którzy nie załapali się na transformację Polski. Ci ludzie próbują żyć, realizować się na swoją miarę.
Dorota Masłowska – „Między nami dobrze jest”
reżyseria i opracowanie: Piotr Ratajczak
scenografia: Matylda Kotlińska
kostiumy: Grupa Mixer
ruch sceniczny: Arkadiusz Buszko
Premiera: 14.10.2011 r.
Obsada:
Bożena – Maria Bieńkowska
Monika – Beata Deutschman
Prezenterka – Ewa Kopczyńska
Osowiała staruszka – Elżbieta Laskiewicz
Edyta – Agnieszka Bałaga-Okońska
Halina – Małgorzata Sadowska
Mała metalowa dziewczynka – Martyna Zaremba
Aktor – Przemysław Kania
Radio – Krzysztof Korzeniowski
Mężczyzna – Grzegorz Kwas
Inspicjent: Urszula Czyż
Sufler: Agnieszka Dzwonek
Po spektaklu wszyscy widzowie zostaną zaproszeni do wspólnego zdjęcia. Osoby zainteresowane otrzymaniem fotografii w wersji elektronicznej prosimy o pozostawienie swojego adresu mailowego na liście dostępnej w teatrze w dniu spektaklu. Spośród wszystkich adresów rozlosujemy dodatkowo wydruki fotografii.
W prezencie każdy widz otrzyma zniżkę na zakup biletów na spektakle „Wij. Ukraiński horror” w dn. 13-14 marca oraz „Koń, kobieta i kanarek” w dn. 21-22 marca. Dla wszystkich dostępne będą plakaty, na których będzie można uzyskać autografy wszystkich aktorów.
Nigdy byśmy nie przypuszczali, że wczorajszy wywiad z Magdą Zawadzką wywoła taką burzę. Odbyliśmy naradę w redakcji w przedmiocie zasadności komentarza redakcyjnego do wpisów i niniejszym go zamieszczamy.
Zrobiliśmy wywiad z sosnowiczanką, która odniosła sukces, a może odnieść jeszcze większy, a cała ta „wielka afera”, przez zaledwie dwa akapity w których zawarta jest dygresja rozmówczyni na temat LO im. Staszica w Sosnowcu. Niektórzy z komentujących potraktowali ten wywiad, wręcz jako zamach na świętość cudownej szkoły. Tymczasem LO im. Staszica nie jest ani „święte”, ani cudowne. Prawda jest taka, że to bardzo przeciętne liceum, jedno z wielu, tak jak pozostałe szkoły w Sosnowcu o czym świadczą ostatnie wyniki egzaminów gimnazjalnych i maturalnych. Sam Karol Winiarski ostatnio wielokrotnie ubolewał nad tym, że są one tak słabe. Poziom absolwentów bardzo dobrze weryfikuje np. wydział medyczny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Tam słyszano np. o LO A. Mickiewicza w Katowicach, ale nikt nie przypomina sobie nawet o studentach pochodzących ze Staszica i czy w ogóle w ostatnich latach tacy byli i zapisali się w pamięci. Prawda może być czasem bolesna, ale to nie powód, by ją przemilczać wobec takich wpisów jak wczorajsze.
Kolejna sprawa to zarzut o brak obiektywizmu. Na temat liceum im. S. Staszica pisaliśmy ostatnio przy okazji debaty w Humanitas (tutaj) i materiał był całkowicie obiektywny. Jedyną rzeczą, którą wówczas skrytykowaliśmy, był nieprzystający temat debaty do możliwości licealistów, ale to jakby nie ich wina, tylko animatorów spotkania, a licealiści dali się tylko wmanewrować w zadanie przerastające ich możliwości. Gdybyśmy tylko chcieli, to z łatwością merytorycznie obnażylibyśmy wszystkie niedostatki, ale nie w tym przecież rzecz, bo do wszystkiego trzeba przykładać odpowiednią miarę.
Sam wywiad z kolei, to subiektywne spojrzenie osoby zaproszonej i z obiektywnością nie musi mieć nic wspólnego. Nie jest zadaniem dziennikarza udowadnianie w nim jakiejkolwiek tezy, prawdziwej czy fałszywej. Nawet gdyby rozmówca upierał się, że jest kosmitą, to dziennikarz najwyżej mógłby zapytać, czy aby na pewno to podtrzymuje, bo musi uszanować przekaz gościa, a nie zawzięcie z nim polemizować. Wiedza na temat dziennikarstwa kilku komentujących w tym względzie jest żadna. Poza tym, wywiad nie był na temat LO im. Staszica, tylko kariery w modelingu, o czym najwyraźniej niektórzy w emocjach zapomnieli.
Dalej podnoszona była sprawa nierównego traktowania dyrektora i uczennicy, gdzie czytamy np., że uczennicy wolno było to lub tamto, a dyrektorowi nie. Tak właśnie być powinno, bo na innym poziomie świadomości operuje dyrektor, a na innym piętnastolatka i próba zrównania tych rzeczy, jest po prostu niedorzeczna. Nieuchronnie nasuwa się też pytanie o granice wyrażania ekspresji. Dyrektor jest tylko człowiekiem i nawet jednorazowo mogła się taka sytuacja, jak publiczne znieważenie przydarzyć, ale czym innym jest czynienie tego w sposób uporczywy i metodyczny. Dlatego podtrzymujemy, że całkowicie dyskwalifikuje to dyrektora, jak i radę pedagogiczną, jeśli wiedziała i tolerowała takie praktyki.
Granice wspomnianej ekspresji reguluje prawo, a to czy ktoś się odmiennie czesze lub ubiera, nie ma z nim nic wspólnego. Nieco inaczej ma się rzecz z uczęszczaniem do szkoły. Jesteśmy pewni, że gdyby sprawa dotyczyła pasji związanej ze sportem lub inną dziedziną, nie byłoby problemu z wyrażeniem zgody na indywidualny tok nauczania, ale ponieważ miała związek z modelingiem – postrzeganym przez wielu, jako targowisko próżności – to takiej zgody nie było. Jeśli uczennica poddana weryfikacji w postaci sprawdzianów, by sobie nie poradziła, to sprawa jest jasna i zmienia szkołę, a dodatkową karą byłaby strata roku i tak należało postąpić, zamiast poddawać ją ostracyzmowi i znieważać. Szerzej do systemu oświaty, wiedzy i związanej z nią mądrości odnieśliśmy się tutaj, ale mamy obawy, czy część komentujących wczorajszy wywiad, jest w stanie ten tekst w ogóle zrozumieć.
Na temat często niepokornej uczniowskiej natury, sporo mogą powiedzieć biografie słynnych ludzi, a naukowców w szczególności. W dużej części mieli oni za sobą wiele szkolnych perypetii i nie było tak, że funkcjonowali w jakiejś uładzonej rzeczywistości. Pani Magda naukowcem nie będzie, ale może właśnie ta niepokorna natura – bo do niej w tym miejscu nawiązujemy – sprawi, że odniesie jeszcze większy sukces niż ten, który już odnotowała. Liceum ogólnokształcące, jak sama nazwa wskazuje ma pokazać tylko wachlarz możliwości z których potencjalnie można skorzystać, a nie „przycinać do wzorca szkolnej przeciętności” i podcinać skrzydła w rodzaju „”i tak ci się nie uda”. Szkoła ma przekazywać wiedzę, sprawdzać stopień jej przyswojenia i może to realizować na różne sposoby, a najlepiej by było, żeby wychodziła naprzeciw uczniom, którzy realizują się również na innych polach. Tym bardziej, że liceum ogólnokształcące nie daje wykształcenia kierunkowego, tylko ogólne. Dyrekcja natomiast ma być jak żona Cezara, a już w żadnym razie, nie może sankcjonować czegoś, co „przylgnęło” do kogokolwiek.
Co do kolejnego zarzutu o to, że nie zainteresowaliśmy się i nie zweryfikowali dokonań Marty Bijan możemy odpowiedzieć, że w ogóle nie mieści się to w konwencji wywiadu przeprowadzanego z kimś zupełnie innym. Natomiast tym przechwalającym się sukcesami w muzyce, matematyce, informatyce oraz cudownym łączeniu pasji z nauką życzymy, by odzyskali kontakt z rzeczywistością i zastanowili się nad definicją słowa „sukces”, chociażby tylko w zestawieniu z kontraktem Magdy Zawadzkiej. Do wpisów dotyczących „wątpliwej” urody bohaterki wywiadu trudno cokolwiek dodać poza tym, że inni bardziej kompetentni tej oceny już dokonali i potraktować ją można tylko w kategoriach zwykłej zazdrości i złośliwości.
Skala agresji, napastliwości, szyderstwa ze strony adwersarzy dowodzi, że Magda miała sporo racji w ostatnich słowach wywiadu mówiąc: ”zauważyłam, że za granicą, każdy koncentruje się na sobie w tym pozytywnym rozumieniu, że nie zazdrości tak bardzo innym, nie stara się nikomu zaszkodzić, tylko sam ciężko pracuje, by osiągnąć to samo”.
Reasumując przeważające wpisy młodzieży: kwiecisty język, dużo patosu, sporo lizusostwa, mało merytorycznych treści z racjonalnym uzasadnieniem. Ocena ogólna, słabe – 3 (głównie za odwagę podjęcia polemiki)
Magda Zawadzka, z urodzenia i zamieszkania sosnowiczanka, robi obecnie błyskawiczną karierę w modelingu. Ma zaledwie 18 lat, ale kto wie, czy niedługo nie dołączy do takich sław, jak Anja Rubik. Aby dowiedzieć się czegoś więcej o wschodzącej gwieździe modelingu, spotkaliśmy się z nią w stylowej i przytulnej kawiarni „Gatto Nero”, nieopodal „Muzy”.
Magda przyszła na spotkanie ze swoją mamą, która jest jakby drugim jej menadżerem i mentorem. Wcześniej widzieliśmy Magdę tylko na zdjęciach i świadomi byliśmy jej urody, ale pierwszy kontakt na żywo sprawił, że potrzeba było kilku chwil, by zebrać ponownie myśli i przypomnieć sobie cel spotkania.
Na początek standardowe pytanie o początki w modelingu, może jakieś zdarzenie, które skierowało Cię na te tory?
Zawsze interesowałam się fotografią i stylizacją ubioru. Koleżanka, która kończyła Technikum Projektowania i Stylizacji Ubioru w Sosnowcu zaprosiła mnie do udziału w swoim pokazie, który stanowił element obrony jej pracy dyplomowej. Ja wówczas uczęszczałam do gimnazjum w tym zespole szkół. Przez miesiąc uczyłam się chodzić na obcasach, bo jako czternastolatka zwyczajnie tego nie potrafiłam. W pierwszej chwili przerażenie w oczach i niesamowita trema, tym bardziej, że na sali był obecny znany kreator mody Jerzy Antkowiak i znamienici goście jak np. Jerzy Buzek.
Wkrótce potem skończyłaś gimnazjum i co było dalej?
Dalszą naukę kontynuowałam w LO im. S. Staszica i ciągle gdzieś z w tyle głowy miałam marzenia związane z modelingiem. Niestety szkoła nie dała mi żadnych możliwości połączenia nauki z moją pasją. Nauczyciele kazali mi wręcz porzucić moje marzenia i skupić się wyłącznie na nauce. Ten okres wspominam jak najgorzej i szczerze mówiąc, nie polecam tej szkoły nikomu. Mimo wszystko jakoś przetrwałam pierwszy rok. W drugim zaczęły się już obelgi ze strony dyrektora, który wołał na mnie „torebeczkowa” i zaczęło się „spychanie do szarej rzeczywistości”, przycinanie do wzorca szkolnej przeciętności i wmawianie „i tak ci się nie uda”. Zresztą to samo dotyczyło mojej przyjaciółki, która śpiewała i starała się artystycznie rozwijać. Po tym wszystkim wspólnie z mamą zdecydowałyśmy o zmianie szkoły, gdzie podejście dyrekcji i nauczycieli było zupełnie inne.
Czy słuszna jest zatem taka oto teza, że zasadnicza część tej niechęci w Staszicu była spowodowana zazdrością o urodę i chęcią Twojego wybicia się ponad przeciętność?
Tak myślę. Mimo, że wówczas nauka była na pierwszym miejscu. Tymczasem zamiast wsparcia doświadczyłam opresji ze strony tych, którzy indywidualność postrzegają jako wielką wadę. W nowej szkole jakoś nie mam problemów z niczym. Jeśli ze względu na coraz dłuższe wyjazdy potrzebuję indywidualnego toku nauki, to też nie ma problemu. Ważne, bym zaliczyła cały program nauczania i tyle.
Wracając do mody, co sądzisz o popularnym programie telewizyjnym „Top model” jak się on ma do prawdy o modelingu, którą ty znasz?
Miałam tam epizod, doszłam wysoko, ale zrezygnowałam, że względu na warunki umowy. Moim zdaniem to nie jest program o modelingu, to jest komercyjny szoł i nic więcej. Kreowane są na siłę sytuacje, które dobrze sprzedadzą się w telewizji. Praca modelki wygląda zupełnie inaczej i nawet mając na względzie, że jest to niby jakaś dopiero klasyfikacja do zawodu, to z rzeczywistością nie ma to wiele wspólnego. Wyjaśnijmy, że są jakby dwa rodzaje modelingu: high fashion i commercial. W high fashion trzeba być bardzo szczupłym, niekoniecznie pięknym, oryginalnym. (na castingu chodzi się bez makijażu) W modelingu komercyjnym, dziewczyny mają bardziej kobiece kształty i to raczej nie jest ten najsławniejszy rodzaj na świecie.
Czy w tej chwili pracujesz na jakimś dłuższym kontrakcie?
Tak, mam czteroletni kontrakt i jestem z niego bardzo zadowolona. Gwarantuje mi on wszechstronną ochronę i dobre pieniądze, rozumiane w realiach europejskich, a nie krajowych. W Europie już byłam, teraz przez trzy miesiące przebywałam w Chinach i za parę dni wylatuję również do Azji. Rynek azjatycki jest teraz chyba największym rynkiem modelingu na świecie, mimo, że często są problemy z wizami dla modelek z różnych części świata. Europa to przede wszystkim Mediolan i Paryż. Stany Zjednoczone to głównie Nowy Jork i Los Angeles. W Nowym Jorku preferowany są głównie bardzo wysokie modelki 180 cm i wyższe, a ja mam 175 cm i chyba tam kariery nie zrobię.
Co jeszcze daje Ci ta praca oprócz satysfakcji i pieniędzy?
Dzięki niej nauczyłam się dorosłego życia, odpowiedzialności i języka, który zresztą – na bardzo dobrym poziomie – jest niezbędny. Biegle mówię po angielsku, nieco gorzej po francusku i jestem w trakcie nauki chińskiego. Poza tym – nawiązując na chwilę jeszcze do tego czego doświadczyłam w kraju, zauważyłam, że za granicą, każdy koncentruje się na sobie w tym pozytywnym rozumieniu, że nie zazdrości tak bardzo innym, nie stara się nikomu zaszkodzić, tylko sam ciężko pracuje, by osiągnąć to samo.
Ostatnie pytanie o dominujące cechy Twojego charakteru, które przesądziły o sukcesie, bo o takim zapewne można już mówić?
Nie będę chyba specjalnie odkrywcza. Praca, konsekwencja, duży upór, kierowanie się tym co podpowiada intuicja, głos wewnętrzny, czy dusza – jeśli tak chce ktoś to nazwać.
Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Radny Paweł Wojtusiak (Niezależni) ma dodatkowe zajęcie, rozpoczął już pracę, jako wykładowca w Wyższej Szkole Humanitas More →
Koszykarki JAS-FBG Sosnowiec dzięki dzisiejszej wygranej z Politechniką Gdańsk wciąż liczą się w walce o finałową czwórkę. Oczywiście wolelibyśmy awansować sportowo, ale nawet gdyby tak się nie stało, to mamy dziwne przeczucie, że i tak znajdziemy się w ekstraklasie, ponieważ prezydent Arkadiusz Chęciński darzy nieukrywaną sympatią klub i „wyłoży” pieniądze na „dziką kartę” Skąd to uczucie – to już temat na osobny tekst.
Dzisiejszy mecz miał kilka faz. Pierwsza kwarta dla naszego zespołu (21:6), ale w drugiej przeciwniczki prawie zniwelowały stratę (29:25). Trzecia (52 :34) i czwarta znowu pod znakiem naszej przewagi, głównie dzięki wybornej dyspozycji Patrycji Kaczor w rzutach za trzy. Ostatecznie wygrywamy wysoko, ale nie tak łatwo, jak to mógłby sugerować wynik.
JAS-FBG Sosnowiec – Politechnika Gdańska 70 – 42
Pomeczowa wypowiedź Mirosława Orczyka
Gospodarka/ Informacje/ Samorząd/ Sosnowiec
Urzędnicy miejscy po długich konsultacjach, przedstawili koncepcję zasad na jakich miałby funkcjonować budżet obywatelski w tym roku. Zakłada się m.in. powiększenie ilości stref z 7 do 16, zwiększenie kwoty ogólnej z 5 do 6 mln, trzy głosy dla każdego mieszkańca – po jednym dla każdej strefy tematycznej. Tak w ogóle, to algorytm podziału pieniędzy jest chyba nazbyt złożony dla pewnej części mieszkańców, czemu dali już wyraz w komentarzach. Koncepcja nie została jeszcze zatwierdzona, propozycje poprawek nieuwzględnione, zatem zbyt wcześnie na gruntowną ocenę zalet i wad całej koncepcji. Tym niemniej, szoł medialny już się rozpoczął. Niektóre media określiły ją nawet mianem „małej rewolucji”. Ochy i achy z ich strony trwać będą zapewne jeszcze długo. My jednak chcemy spojrzeć na sprawy z nieco innej perspektywy.
Kwota 6 mln przeznaczona na budżet partycypacyjny zwany obywatelskim, stanowi mniej niż 1% budżetu miasta, który wynosi ponad 800 mln. Dla porównania Dąbrowa Górnicza z budżetem prawie 200 mln mniejszym, przeznaczyła na ten cel o 2 mln więcej. Ujmując rzecz jeszcze bardziej obrazowo, ta kwota 6 mln stanowi zaledwie 60% kosztów budowy jednego ronda, jak to na Niwce – swoją drogą zastanawiamy się dlaczego, to rondo jest aż takie drogie.
Wyjaśnienia wymaga jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Otóż wielu ludzi z którymi rozmawialiśmy, myśli, że to są jakieś ekstra pieniądze, nie wiadomo skąd. Gdy wyjaśniliśmy, że np. gdyby nie było budżetu obywatelskiego, to i tak te środki byłyby zagospodarowane, tylko że według uznania radnych oraz władz miasta i pomniejszają one potencjalne wydatki w innych działach i pozycjach budżetowych, to miny naszych rozmówców wymownie się zmieniły.
Z pewnością „budżet obywatelski” jest sprawą istotną, bo daje możliwość bezpośredniego włączenia się mieszkańców do współdecydowania i pobudzenia ich do aktywności oraz jest jakby maleńkim elementem tzw. demokracji bezpośredniej, o której mówi się coraz częściej. Jednak do wszystkiego trzeba przykładać odpowiednią miarę i nadając mu rangę oraz znaczenie – po prostu nie przesadzać.
Stworzenie mechanizmu podziału – niewielkich w sumie środków – na 16 obszarów w duchu i poczuciu powszechnej sprawiedliwości, wraz z przejrzystymi zasadami, jest zadaniem dość trudnym i jeśli urzędnicy tego dokonają, to w wyrazie szacunku, pochylimy przed nimi nisko głowę.