O strajku kolejnych uwag kilka – w odpowiedzi na „uwagi” Pana Karola Winiarskiego
absolwentka IV LO im. St. Staszica w Sosnowcu
Replika Karola Winiarskiego
Po pierwsze, nie jestem już radnym i żadnego wpływu nie mam. Ludzie woleli nowy stadion niż program, w którym proponowałem znaczące zwiększenie wydatków na sosnowiecką oświatę. Sosnowiecki ZNP na czele z jej przewodniczącą jest w doskonałych układach z władzami miasta. Dlatego od wielu lat nie podnoszono wysokości dodatków wychowawczych i motywacyjnych, co jest w gestii władz miasta, a ZNP nie protestowało.
Po drugie, skoro spór zbiorowy może dotyczyć warunków pracy, to w grę wchodzą również obowiązki biurokratyczne, które zresztą nie zawsze wynikają z decyzji władz zwierzchnich, a także problem liczebności klas i wyposażenia szkół. Nie słyszałem zresztą nigdy ze strony związków zawodowych jakichkolwiek propozycji w tej sprawie.
Po trzecie, przeznaczenie kilkunastu miliardów na wzrost wynagrodzeń oznacza pogorszenie warunków nauki. Jak zwykle zapewne część kosztów zostanie przerzucona na samorząd, a ten będzie się starał znaleźć oszczędności zwiększając liczebność klas, ograniczając podział na grupy czy likwidując zajęcia dodatkowe.
Po czwarte, pełna zgoda, że poziom nauczania się obniża i jest to wynik złego systemu. Ale czy tylko? Ile osób jest przepuszczanych przez nauczycieli do następnych klas, żeby tylko jak najszybciej pozbyć się problemu? Ile jest egzaminów poprawkowych? Tak naprawdę mało komu zależy na poziomie, bo za uczniem i do niedawna za studentem idzie kasa. Dlatego też zamiast solidnej nauki coraz więcej szkół stawia na „festyniasrstwo”, które się dobrze sprzedaje i przyciąga uczniów, którzy nie zamierzają się w szkole przemęczać. A takich niestety jest większość.
Po piąte, poprawienie sytuacji nauczycieli rzeczywiście może zwiększyć zainteresowanie zawodem. Ale czy rzeczywiście trafią do szkół najlepsi? Nie ma żadnego systemu zatrudniania nowych nauczycieli, który brałby pod uwagę ich kwalifikacje. To decyzja dyrektora, który bardzo często jest pod presją z zewnątrz. Także związków zawodowych, ponieważ zawsze znajdzie się jakiś działacz związkowy albo po prostu pociotek prezesa, którego trzeba gdzieś wcisnąć. A ze związkami każdy chce dobrze żyć. Z władzą samorządową i kuratorium też.
Po szóste, strajk nie jest wołaniem o pomoc, a żądaniem pieniędzy. Żeby było tak jak jest i nic się nie zmieniło, a tylko więcej zapłacili. Bo każda zmiana powoduje zagrożenie i budzi sprzeciw. Poprzedni strajk był protestem wobec likwidacji gimnazjów. Zasięg miał niezbyt wielki. Dlaczego? Ano dlatego, że nauczyciele podstawówek i szkół średnich nie byli zainteresowani jego gremialnym poparciem. Oni na tej pseudoreformie zyskiwali dodatkowe godziny. Gdyby teraz protest dotyczył kumulacji roczników w szkołach średnich, to też nie przybrałby większych rozmiarów. Dlaczego? Bo dla wielu upadających szkół średnich to nadzieja na przetrwanie. A absurdalna podstawa programowa mało kogo obchodzi.
Po siódme, są nauczyciele bardzo dobrzy i tacy którzy już dawno powinni zmienić zawód. W obecnym systemie zarabiaja tyle samo. A czasami ci bardziej zaangażowani i kreatywni dostaja mniej od tych, którzy odrabiają przysłowiową pańszczyznę, ale mają więcej godzin. I to jest prawdziwy problem istniejącego systemu wynagrodzeni, a nie wysokość pensji zwłaszcza nauczycieli dyplomowanych.
Reasumując, zawsze o losach oświaty, jak i o innych sprawach będą decydowali politycy. Bo ktoś musi decydować. A politycy to emanacja tego społeczeństwa. Ktoś ich popiera, ktoś ich wybiera i w czyjeś oczekiwania się wsłuchują. I nic się w tej sprawie nie zmieni, niezależnie kto wygra wybory za pół roku. Upolitycznienie strajku, które nastąpiło w ostatnich tygodniach (bo też musiało nastąpić – przecież opozycja zawsze musi być przeciw rządowi), z pewnością podwyżkom nie służy. I żadnych ustępstw ze strony rządu nie będzie, bo politycznie mogliby tylko na tym stracić. I przez wiele kolejnych lat nic się nie będzie w oświacie zmieniało.
Karol Winiarski