Siła słowa
Kusi mnie, by tym razem zacząć od cytatu. Dość obszernego, niestety, ale co tam. Wynika z niego tak trafna konkluzja, że warto chyba poświęcić mu kilka wierszy. Oto on:
Żeby wiedzieć co ma być w gazecie, trzeba, jak mawiają w redakcjach, określić porządek dnia. Wiadomości do zakomunikowania jest na świecie bez liku, ale dlaczego mamy podawać, że był wypadek w Bergamo, a nie podawać, że był inny wypadek w Mesynie? To nie wiadomości czynią gazetę, to gazeta czyni wiadomości. Składając umiejętnie cztery różne wiadomości, proponuje się czytelnikowi wiadomość piątą.
Cytat pochodzi z najnowszej, wydanej w minionym roku po polsku, powieści Umberto Eco Temat na pierwszą stronę. Stąd przywołanie nazw miast włoskich.
Oczywiście temat gorący w świetle ledwie podpisanej ustawy. Niby nic szczególnie odkrywczego, ale jak wszystko, co jest powszechne, umyka często naszej uwadze. Nie pracowałem przez wiele lat w zawodzie z przyczyn dość zasadniczych, dlatego też doświadczenia niżej podpisanego mogą być ubogie i nie dla wszystkich wiarygodne, niemniej coś na ten temat mam do powiedzenia. Od zawsze, od czasów kamienia łupanego, a pewnie i wcześniej, ktokolwiek dysponował jakąkolwiek wiedzą o czymkolwiek i dzielił się nią z bliźnimi, dokonywał świadomie bądź nie świadomie manipulacji, choćby tylko przez dobór wiadomości, nie wspominając o komentarzu. Pamiętam dość zabawne ćwiczenia w czasie studiów. Prowadzący dzielił nas, studentów, na grupki, podawał elementarne fakty dotyczące jakiegoś wymyślonego zdarzenia, po czym stawiał zadanie takie: studenci z jednej grupki mają napisać notatkę, po lekturze której sympatia czytelnika ma być po stronie, dla przykładu, taksówkarza, inni mają skłonić czytelnika do współczucia motorniczemu tramwaju, inni zaś do solidarności z babunią, która wtargnąwszy na jezdnię spowodowała cały karambol. Ma się rozumieć, że dziać się to miało w godzinach szczytu, w czasie opadów świeżego śniegu, więc ślisko było i widoczność kiepska. Potem zamienialiśmy się miejscami i zadaniem. Efekty ćwiczenia były.
Czy uczono nas świadomej manipulacji? O właśnie! Sam wyraz „manipulacja” ma negatywne konotacje, a przecież to była nauka elementarnych umiejętności władania słowem. Kto ją posiada, zyskuje wcale nie mały wpływ na rzeczywistość, a zjawisko znano i doceniano już w starożytności. Stąd później ukuto termin „czwarta władza” dla określenia całej dziennikarskiej braci. Czy to coś złego? Niekoniecznie. Rzecz, zdaje się, można sprowadzić do skali zjawiska i stopnia korzystania z niego w wymiarze ilościowym, a może jeszcze bardziej sprawnościowym. Im ktoś to lepiej robi, tym bardziej mu ufamy. Zasada wszelako jest taka, której przestrzeganie winno być wymagane absolutnie pod groźbą eliminacji z zawodu: fakty są niepodważalne.
Czy zawsze i dla wszystkich są i były takie, to już inna historia. Pamiętam, jak sam skandowałem pod łódzkim Domem Prasy przed ponad czterdziestu laty, że „prasa kłamie” i miałem wtedy rację. Cóż, pokusa władania emocjami i myśleniem ludzi jest przemożna. Nie wszyscy są w stanie ją dawkować mądrze i z umiarem. Nadużycie prowadzi do skutków przeciwnych zamiarom, co dedukuję wyznawcom zasady cuius regio, eius religio.
toko
Fot. Anna66Andrzejewska