Dobra rada na upały
Wiadomość dotarła do mnie zupełnie nieoczekiwanie. Widocznie starzeję się w szybkim tempie, skoro nawet moi, dotąd solidni informatorzy, zawodzą i zapominają. Zwróćcie uwagę: ja się starzeję, a ONI zapominają. Ale nic to Baśka, jak mawiał Mały Rycerz do swej żony. Musimy to znieść. Wiadomość zaś jest taka: Dorota Ignatiew od nowego sezonu opuszcza Teatr Zagłębia, opuszcza Sosnowiec, opuszcza nas. Niby nic w tym dziwnego, od wieków wraz z nowym sezonem, nowe angaże, transfery, słowem zmiany.
Nie opuszcza nas tak całkiem i na zawsze. W spektaklach, w których brała udział, będzie nadal występować, przyjedzie do nas z Lublina, gdzie od września ma pracować. Dobre i to. O wiele jednak jest lepsze, w jakim mianowicie stylu obwieściła tę decyzję. Tylu ciepłych słów – choć mowa była krótka – na temat kilku lat spędzonych w naszym pięknym grodzie nad Przemszą, dawno nie słyszałem. Bo też owe lata zapiszą się w annałach Teatru i miasta złotymi literkami. Bez wątpienia były to dobre lata. I tu już czas na radę dla wszystkich, którym los każe zmieniać miejsce pracy. Róbcie tak, jak to zrobiła pani Dorota. Zostawiajcie po sobie jedynie dobre wspomnienia. Chociaż nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć wszystkiego najlepszego pani Dorocie i lubelskiej scenie, to jednak żal.
Druga wiadomość jest zaś taka: wszystko na to wskazuje, że Brytyjczycy w znaczącej większości opowiedzieli się za opuszczeniem Unii. Nadal trwa liczenie głosów, więc niby nic nie jest przesądzone, ale prognozy zdają się być niemal pewne. Oczywiście zadecydowała stara, konserwatywna Anglia, bo Szkocja, Walia, Irlandia Północna głosowały inaczej. Nie mnie snuć przypuszczenia, co się stanie, bom ani wróżbita, ani politolog, ale coś będzie się działo. Obawiam się atoli, że to coś grozi niebezpiecznym zamieszaniem. Zauważcie, kto i jak się cieszy.
Wiadomo, że w każdym małżeństwie od czasu do czasu następuje kryzys i strony intensywnie myślą o rozstaniu. Związek z Unią aż nazbyt przypomina małżeństwo i to zawarte bardziej dla wspólnego interesu niż z miłości, co tylko sprawy komplikuje. Na każdym rozwodzie najbardziej cierpią dzieci, przynajmniej takie jest powszechne mniemanie. A dziećmi jesteśmy my wszyscy, czyli miliony Europejczyków, więc ucierpimy. Nic nie będzie już tak jak dawniej, bo przecież nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dotychczasowi małżonkowie nie wezmą się ostro za łby, co niekiedy się zdarza między ludźmi. Moja rada dla rozwodzących się: nie starajcie się zwalić winy na drugą stronę. Weźcie, ile się da, na siebie. To pomaga, czasem nawet może kryzys zażegnać i wszystko wróci do dobrych relacji, czego życzę sobie i innym.
Na koniec o upałach. Że nam się klimat zmienia, to już twierdzenie banalne. Zimy coraz łagodniejsze, wiosny i jesienie jakieś takie nijakie, za to początek lata zgoła tropikalny. Już nawet na naszych ulicach palmy wyrastają, jak nie przymierzając, w jakimś Kadyksie. Zajrzyjcie do Katowic. Jasne, że jeszcze w donicach, ale kto wie, czy za kilka lat… A wraz z tropikalną roślinnością i stosowną fauną, nowa fala uchodźców. Nie straszę, ostrzegam.
W tym miejscu muszę rozczarować PT czytelników. Nie mam dobrej rady na upały. Sugestia, żeby zawinąć się w białe, wilgotne prześcieradło i przeczekać w cieniu, nie jest ani dobra, ani realna. Przestawienie się na śródziemnomorskie obyczaje i fundowanie sobie kilkugodzinnej sjesty w okolicy południa, też zdaje się być procesem długotrwałym i skomplikowanym, co i tak nie uchroni wielu nieszczęśników przed udarem. Już były wypadki. Pozostaje zakończyć wezwaniem nieodżałowanej pamięci Jana Sztaudyngera: Ceń cień!
toko