Krocz ostrożnie
Wybory wciąż jeszcze przed nami, zatem wypada, nawiązując do tekstu sprzed tygodnia, pochylić się nad listami kandydatów. Właśnie miałem okazję je zobaczyć. Nie powiem, żebym przeglądał owe listy ze szczególnie napiętą uwagą, bowiem już na wstępie skonstatowałem – czego należało się spodziewać – że przytłaczająca większość umieszczonych na nich nazwisk zupełnie niczego mi nie mówi. Cóż dopiero może powiedzieć tak zwany przeciętny wyborca jeszcze mniej wnikliwie śledzący polityczną, lokalną scenę? Zagłosuje, jeśli już wybierze się, by stanąć nad urną, mechanicznie, rutynowo wybierając co najwyżej bliską sobie partyjną listę i da krzyżyk pierwszemu, niekoniecznie lepszemu. I na to właśnie liderzy liczą. Mają rację.
Oczywiście, znalazłem na wspomnianych listach trochę nazwisk mi znajomych, z dobrymi i złymi skojarzeniami, ale niech się nikt nie spodziewa, że je wymienię. Nie chcę, nie mogę, agitować ani za, ani przeciw komuś. Agituję za rozsądnym wyborem, wedle nakreślonego przed tygodniem ideału. Sam już (chyba) podjąłem decyzję i wiem komu przypadnie mój krzyżyk. Jeśli nie są to kandydaci idealni, to w każdym razie bliscy temu. Wedle parytetu płci z innej listy do Sejmu, z innej do Senatu. Więcej nie ujawnię. Jeśli zaś ktoś zechce podstępnie spytać, jakie to listy, to wykrętnie odpowiem, że na pewno, nie ta najstraszniejsza. Wizja dyktatury mi nie odpowiada. Zresztą, kto moje felietony czytuje, wie doskonale jakim poglądom sprzyjam.
No to teraz – dla relaksu – nieco o najbliższych, lokalnych sprawach. Rozległy front robót drogowych tu i tam wyraźnie się kurczy. Zakończono niektóre odcinki, gdzie było niby rondo już jest rondo prawdziwe, co dla wielu wirtuozów kierownicy stwarza doskonałą okazję, by swe wspaniałe wehikuły nieco pogruchotać, a przynajmniej trąbić na siebie. Zwróćcie uwagę, że dźwięki wydawane przez klaksony w mieście brzmią wyjątkowo złośliwie. O ile pamiętam, w kodeksie jest punkt zakazujący używania w terenie zabudowanym sygnałów dźwiękowych. Kto jeszcze zwraca na to uwagę? Tak samo jak na prędkość w mieście. Są miejsca, na przykład tak zwany ślimak i ulica Wawel, gdzie co najmniej połowa jadących pokonuje go prawie setką. Przejście jezdni przy zbiegu Wawel i Legionów to duże ryzyko.
Ukończono prace przy torach u wylotu spod wiaduktu przy Piłsudskiego, poszło całkiem sprawnie i szybko. Przywrócono sygnalizację świetlną. Pisałem już kiedyś o tym. Przejście przez Dęblińską na wprost fontanny znów stało się niebezpieczne. Przez kilka miesięcy świateł nie było, kierowcy grzecznie zatrzymywali się przed przejściem, teraz znów, jak niegdyś, przeganiają pieszych. Zielone świeci dla nas, a dla nich mruga żółte. Kto to wymyślił? Tymczasem zostawiam szanownych czytelników bez odpowiedzi, bo to pytanie retoryczne. Za tydzień za to wrócimy pewnie do tematów przedwyborczych, bo jakkolwiek by na nie spoglądać, to będą to wybory bardzo ważne. Niejednemu mogą zwichnąć biografię. Czasem sędziwy wiek ma swe jaśniejsze strony. Mniej się boję.
toko